Ian Brzeziński: Nie skupiajmy się na ekscentryczności prezydenta. Ważne są jego czyny
Wizyta Trumpa w Polsce była przełomowa i kluczowa w formowaniu się polityki Trumpa wobec Rosji. Jego wcześniejsze wypowiedzi były niepokojące, ale w Warszawie rozwiał wątpliwości - mówi w wywiadzie dla WP podczas warszawskiego Global Forum Ian Brzeziński, ekspert Atlantic Council i były podsekretarz obrony w administracji George'a Busha.
07.07.2017 | aktual.: 07.07.2017 15:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wirtualna Polska: Wizyta i przemówienie Trumpa w Polsce spotkały się na Zachodzie z mieszanym odbiorem. Niektórzy chwalą prezydenta za mocne poparcie Artykułu V NATO i bezpośrednią krytykę działań Rosji na Ukrainie. Ale inni interpretują tę wizytę, a szczególnie przemówienie, jako coś wywołującego podziały wewnątrz Sojuszu i UE. Jaki był pana odbiór?
Ian Brzezinski: To było ważne i konstruktywne przemówienie. Ważne dlatego, bo odzwieciedliło ewolucję w formującej się polityce zagranicznej prezydenta Trumpa. Konstruktywne, bo była to dość silna afirmacja amerykańskiego zobowiązania do czynienia Europy silną i do europejskiego bezpieczeństwa.
To było coś nowego w dotychczasowych wystąpieniach Trumpa. Zresztą nie tylko to: prezydent po raz pierwszy wyraził swoje osobiste przywiązanie do zachodnich wartości. Mówił o wolności wypowiedzi, o praworządności i innych wartościach, które łączą Zachodu. To było też osobiste zobowiązanie się do europejskiego bezpieczeństwa, w sposób, w który nigdy wcześniej tego nie mówił. Mówił też o tym, że chce pomóc Europie Środkowej wydostać się z zależności od rosyjskiego gazu. Co więcej, powiedział, że silna Europa jest błogosławieństwem dla Stanów Zjednoczonych. To wszystko było u Trumpa nowe i pokazuje ewolucję w kierunku tego, co potencjalnie może być polityką tej administracji wobec Europy.
Skąd więc głosy o "dzielącym" charakterze wystąpienia Trumpa? Już wcześniej słyszeliśmy w Berlinie i innych stolicach sygnały o tym, że Europa nie może już polegać na USA.
Trzeba by sporo się naszukać, by znaleźć coś fundamentalnie polaryzującego w tym przemówieniu. Jeśli miałbym to zrobić, to przyczepiłbym się do jego retoryki o zagrożeniach dla zachodniej cywilizacji. Trzeba być ostrożnym z takimi wypowiedziami, bo w naszym interesie jest współpraca, a nie zderzenie różnych cywilizacji. Więc owszem, nie użyłbym takiego języka, ale to nie było skierowane na podzielenie Zachodu. Wręcz przeciwnie, to była mowa jednocząca wspólnotę transatlantycką.
W piątek w Hamburgu Trump po raz pierwszy spotyka się z Putinem. Tu w Warszawie wysłał Rosji być może najsilniejszy dotąd sygnał. Ale z drugiej strony wciąż nie mogło mu przejść przez gardło jednoznaczne potępienie Moskwy za jej ingerencję w amerykańskie wybory.
Postawmy sprawę jasno. Trump był tutaj i wygłosił przemówienie na temat bezpieczeństwa euroatlantyckiego. Określił Rosję z imienia jako jedną z dwóch sił zagrażających zachodnią cywilizację. Skrytykował interwencję Rosji na Ukrainie i domagał się zaprzestania tego. Wezwał Rosję do zaprzestania poparcia dla państw wspierających terroryzm takich jak Iran i Syria. Trudno o mocniejsze słowa wobec Rosji.
To prawda. Ale jednak wydaje mi się, że wszystko sprowadza się do kwestii: czy jego słowom można ufać, biorąc pod uwagę jego stosunek do prawdy. Wiemy też, jakie są jego instynkty, bo wcześniej wielokrotnie powtarzał przychylne Moskwie komentarze i mówił o potrzebie dogadania się z Rosją. Nie mówiąc już o jego dziwacznym i chaotycznym zachowaniom, o czym przekonała sie między innymi pana siostra Mika Brzezinski. Owszem, w Warszawie Trump zachowywał się w większości profesjonalnie. Ale jaką możemy mieć pewność, że będzie w tym konsekwentny?
Oczywiście, można skupiać się na drobnej polityce i ekscentrycznościach prezydenta. Ale lepiej poświęcić uwagę jego formalnym oświadczeniom i działniom. Jestem pierwszym w kolejce by przyznać, że jego język w kampanii wyborczej, szczególnie w kwestiach polityki zagranicznej, był bardzo niepokojący. Wyobrażał sobie potencjał do uczynienia kolejnego resetu z Rosją, co było naiwne. Ale odkąd został prezydentem, widzimy jego przemówienie, które było twarde w stosunku do Rosji. Mamy też jego działania. Kilka tysięcy amerykańskich żołnierzy jest w Polsce. Oczywiście, była to decyzja Obamy, ale Trump to podtrzymał. Generał Mattis, szef Pentagonu, oznajmił niedawno, że planem jest pozostawienie ich do 2020 roku. Co więcej, administracja prezydenta poprosiła Kongres o wysłanie kolejnej brygady do Europy Środkowej oraz dodatkowe 1,5 miliarda dolarów na Europejską Inicjatywę Wsparcia. Ostatnie 5 miesięcy daje same pozytywne sygnały w tym aspekcie.
A czy myśli pan, że sytuacja wewnętrzna w USA, śledztwo w sprawie powiązań ludzi Trumpa z Rosją, ma wpływ na jego działania? Być może prezydent w ten sposób chce zdystansować się od tych zarzutów.
To możliwe. Ale jako ktoś, kto wierzy, że należy mieć twardą postawę wobec Rosji, nie mam nic przeciwko.
Być może jedną z najbardziej zaskakujących rzeczy tej wizyty był niezwykle entuzjastyczne poparcie Trumpa dla Inicjatywy Trójmorza, o której jeszcze niedawno mało kto słyszał. Jaki jest amerykański cel we wspieraniu tego raczkującego wciąż projektu?
Stany Zjednoczone od dekad wspierały integrację Europy Środkowej i Wschodniej z Zachodem. A Inicjatywa Trójmorza stanowi odpowiedź na jedną z kluczowych kwestii mającej wpływ na to, czy Europa jest zjednoczona, wolna i dobrze prosperująca. Infrasturkura, sieci cyfrowe, sieci energetyczne i transport są tak ważne, jak samo członkostwo w NATO. Administracja Obamy wspierała korytarz Północ-Południe, który był prekursorem Trójmorza. Teraz w bardzo mocny sposób robi to Trump. Ameryka ma jasny w tym interes. Silna, zintegrowana i bogata Europa będzie lepszym partnerem dla Stanów Zjednoczonych. Może im pomóc nie tylko w regionalnych problemach związanych z bezpieczeństwem, ale także na świecie.
Z drugiej strony na ten projekt z podejrzliwością patrzą w stolicach państw europejskich, którzy widzą w nim zalążek geopolitycznej idei Międzymorza jako przeciwwagi dla Zachodu.
Problem z tym jest taki, że taka interpretacja nie pasuje do tego, co jest podstawowym celem i kluczowym warunkiem dla sukcesu Trójmorza. Jego sukces zależy od funduszów unijnych. Trudno w takim razie być przeciwko Unii Europejskiej będąc za Trójmorzem. Dlatego nie kupuję tego. To zresztą narracja, którą z pewnością popiera nasz sąsiad ze Wschodu. Rządowi Putina nie podoba się idea bardziej zjednoczonej Europy i bardziej bogatej Europy Środkowej