I wojna światowa w Polsce. Skutki krwawej kampanii roku 1914 odczuwamy do dziś
W 1914 roku na ziemiach polskich rozegrała się krwawa kampania, w której starły się Niemcy, Austro-Węgry i Rosja. Dla Imperium Rosyjskiego walki w Polsce miały katastrofalny wpływ nie tylko na jego sytuację militarną, ale także kondycję społeczną i polityczną. Rezultatem była niszczycielska rewolucja, której skutki odczuwamy do dziś - pisze dr Tymoteusz Pawłowski dla Wirtualnej Polski.
28.07.2014 12:22
Wielka wojna, która wybuchła w połowie lata 1914 roku, była wojną koalicyjną. Widoczne to było na froncie wschodnim, gdzie wojska niemieckie, austriackie i węgierskie walczyły przeciwko Rosji i Serbii.
Szczegółowe wymienienie wszystkich tych państw jest konieczne ze względów organizacyjnych i operacyjnych. Dualistyczny charakter monarchii Habsburgów zaowocował bowiem powstaniem najnowocześniejszych sił zbrojnych świata. Dość przypadkowo zresztą.
Otóż armie składały się wówczas z formacji czynnych - doskonale wyszkolonych i uzbrojonych oraz formacji rezerwowych - gorzej wyszkolonych i słabiej uzbrojonych. Tak też - przynajmniej formalnie - wyglądała sytuacja armii cesarsko-królewskiej: armia czynna była wspólna, a jej rezerwy - Landwhera i Honwed - podlegały parlamentom Austrii i Węgier. I obie części monarchii szczególnie dbały o podległe sobie rezerwy. W ten sposób cała armia austro-węgierska była jednolicie wyszkolona i wyposażona. Nie było w niej - tak jak w Rosji i Niemczech - formacji gorszych i lepszych.
Podstawową siłę uderzeniową każdej ówczesnej armii stanowiły korpusy. Monarchia Austro-Węgierska wystawiła ich 18, Cesarstwo Niemieckie zmobilizowało 25 korpusów liniowych oraz 13 rezerwowych, a Rosja - 35 pierwszoliniowych oraz 17 rezerwowych. Wojska rosyjskie były liczne, ale nie najlepiej wyszkolone, dysponowały też słabszą artylerią. Najlepiej wyposażone technicznie były wojska niemieckie - dysponowały najliczniejszą artylerią. Co więcej, o ile w innych armiach pod pojęciem artylerii polowej kryły się niemal wyłącznie armaty, to w armii niemieckiej były to także haubice.
Niewielka z pozoru różnica okazała się bardzo istotna. Przed ogniem strzelających na wprost armat żołnierze mogli ukryć się w okopach i transzejach, ale nie chroniły one przed ogniem haubic, których pociski były zdolne przelatywać nad przeszkodami i "od góry" razić cele. W pierwszych miesiącach wojny - nim inne nacje wprowadziły do uzbrojenia haubice - jedynie armia niemiecka mogła prowadzić natarcia, nie ryzykując olbrzymich strat.
Tannenberg
Generałowie w Berlinie zdecydowali, że w razie wojny z Rosją armia niemiecka całą siłą uderzy na... Francję (i to przez neutralną Belgię). W ten sposób nie tylko pozostawili Rosjanom inicjatywę na froncie wschodnim, ale doprowadzili do wybuchu wojny z Francją, Belgią i Wielką Brytanią (która gwarantowała suwerenność Belgii). Co gorsza, na wieść o zagrożeniu Prus Wschodnich przez Rosję skierowali z Francji na wschód dwa korpusy: zabrakło ich do zdobycia Paryża, a na front wschodni przybyły już po rozstrzygnięciu sytuacji.
Prus Wschodnich broniła 8. Armia niemiecka, składająca się w dużej mierze z wojsk rezerwowych. Niemcy wierzyli, że armia rosyjska będzie gotowa do akcji ofensywnej dopiero w miesiąc po rozpoczęciu wojny - tak mówiły im doświadczenia wojny rosyjsko-japońskiej. Jednak w Moskwie także przeanalizowano ów konflikt i dołożono starań, żeby mobilizacja została przeprowadzona szybko i sprawnie: między innymi zakazano sprzedaży alkoholu. Rekruci i rezerwiści uważali bowiem, że wcielenie ich do carskiej armii oznacza niemal pewną śmierć, toteż po otrzymaniu rozkazu mobilizacji długo żegnali się z cywilnym życiem, upijając się i za nic mając kary, które czekały na nich w jednostkach. Prohibicja 1914 roku sprawiła jednak, że armia rosyjska zadziwiająco szybko ruszyła do ofensywy. Niemcy zostali całkowicie zaskoczeni. 8. Armia broniąca Prus Wschodnich już 17 sierpnia musiała uchodzić znad granicy, skąd ze wschodu atakowała I Armia rosyjska. II Armia rosyjska próbowała obejść pozycje niemieckie od południa. Sytuacja była
katastrofalna, w Berlinie rozważano wycofanie się z całych Prus Wschodnich, za Wisłę. Zamiast tego zmieniono jednak dowództwo 8. Armii, która oderwała się od idących ze wschodu Rosjan i koleją ruszyła na spotkanie Rosjan idących od południa.
W ostatnich dniach sierpnia udało się Niemcom otoczyć liczniejszych od nich wrogów i pobić ich w wielkiej bitwie, znanej jako bitwa pod Tannenbergiem. Zwycięskimi wojskami dowodził sędziwy generał Paul von Hindenburg (jego podwładny, pułkownik Max Hoffman, omawiając bitwę, zaznaczał - pokazując kwaterę dowództwa, że: "w tym oto miejscu generał Hindenburg spał przed bitwą i po bitwie. A między nami mówiąc: także w jej trakcie").
100 tys. Rosjan poszło do niewoli, a ich dowódca - generał Aleksander Samsonow - zginął podczas ucieczki (legenda głosi, że popełnił samobójstwo). W kilka dni później Niemcy pobili idącą od wschodu I Armię rosyjską i wyrzucili Rosjan z Prus Wschodnich. Dopiero pod koniec września zdołali utworzyć na Śląsku - z korpusów odwołanych z Francji - 9. Armię, która mogła współdziałać z wojskami Austro-Węgier.
Kampania galicyjska
Chociaż Niemcy i Austria miały wspólną granicę, to w kategoriach militarnych nie miało to większego znaczenia. Pomiędzy niemieckie Prusy Wschodnie i austriacką Galicję wbijało się klinem Królestwo Polskie, od wielu lat opanowane przez cara. Jako że wojska carskie stacjonujące na ziemiach polskich mogły być łatwo odcięte od Rosji przez niemieckie uderzenie z północy i austro-węgierskie uderzenie z południa, carscy generałowie zdecydowali, że nie będą koncentrowali tam poważniejszych sił.
Słabość Rosjan w Królestwie Polskim postanowił wykorzystać generał Franz Conrad von Hötzendorf, szef sztabu armii cesarsko królewskiej i faktyczny jej dowódca. Podległe mu armie miały wtargnąć z terenu Galicji do Królestwa Polskiego i opanować je. W ten sposób nie tylko nawiązano by kontakt z wojskami niemieckimi, ale także osiągnięto wielki sukces polityczny: wyzwolenie ziem polskich spod carskiej władzy.
Austro-węgierska 1. Armia ruszyła z dużym impetem na północ i 25 sierpnia pobiła pod Kraśnikiem rosyjską IV Armię. Kilka dni później podobny sukces pod Komarowem osiągnęła austro-węgierska 4. Armia (udało jej się pokonać rosyjską V Armię). Marsz na północ został jednak powstrzymany: dwie armie carskie - III oraz VIII - uderzyły nad rzeką Gniła Lipa na 3. Armię habsburską i zmusiły ją do odwrotu, a to groziło odcięciem wojskom austro-węgierskim atakującym w głąb Królestwa Polskiego. W dodatku na front nadeszła kolejna armia rosyjska - IX. W tym momencie siły carskie były niemal dwa razy większe niż cesarsko-królewskiej - jej połowa walczyła przeciwko Serbom na Bałkanach - więc generał Conrad von Hötzendorf zdecydował się wydać rozkaz odwrotu.
Wojskom cesarsko-królewskim udało się oderwać od nieprzyjaciela, uzupełnić straty i zreorganizować, ale kosztem utraty terenu: nowa linia frontu przebiegała niemal przez szczyty Karpat. W głębi pozycji rosyjskich pozostała twierdza Przemyśl, której obrona przez kolejnych kilka miesięcy będzie skupiała uwagę całego świata. W drugiej połowie września żołnierze wszystkich armii odpoczywali na - chwilowo spokojnym - froncie. Ich dowódcy natomiast szykowali nowe plany i przerzucali swoje wojska. Rosjanie chcieli uderzyć z Warszawy na Śląsk, a Niemcy i Austriacy - ze Śląska na Warszawę.
Walec parowy
Koncentrację jako pierwsze ukończyły wojska austro-węgierskie i niemieckie - nic w tym dziwnego, skoro sieć kolejowa w Rosji była uboższa niż w Europie Środkowej. Walka o linię Wisły trwała przez cały październik. Przez pierwsze dwa tygodnie października sukcesy odnosiły armie państw centralnych (udało się im połączyć z załogą twierdzy w Przemyślu, udało im się dotrzeć do przedmieść Warszawy), a przez drugą połowę miesiąca - wojska carskie (udało im się ponownie okrążyć twierdzę Przemyśl, udało im się odepchnąć wroga od Warszawy). Pod koniec miesiąca linia frontu przebiegała niemal tak, jak trzydzieści dni wcześniej. Był jeden wyjątek: niemiecka 9. Armia nie wycofywała się na Śląsk, w kierunku południowo zachodnim, a w kierunku północno-zachodnim. Tego bowiem zażyczył sobie Paul von Hindenburg, mianowany na naczelnego wodza niemieckich wojsk na froncie wschodnim. Jego decyzja postawiła generałów austro-węgierskich w podwójnie niekorzystnej sytuacji: nie tylko skrzydło austro-węgierskiego frontu było całkiem
odsłonięte i konieczny był bardzo głęboki odwrót, ale zagrożony był niemiecki Śląsk, do którego obrony należało użyć wycofanej z frontu karpackiego 2. Armii austro-węgierskiej.
Niestety, Hindenburg nie był w stanie skutecznie wykorzystać swoich wojsk. Znów rzucił 9. Armię do ataku na Warszawę - tym razem od północnego-zachodu. Liczył na to, że - po skierowaniu wojsk carskich w pościg za armiami austro-węgierskimi - stolica Polski nie będzie broniona. Przeliczył się jednak, bowiem Rosjanie skierowali do Królestwa Polskiego siły, które do tej pory stały wokół Prus Wschodnich, blokując pozostawioną tam 8. Armię niemiecką. Gdy 8. Armia niemiecka stała bezczynnie wokół Królewca, 9. Armia niemiecka stanęła w obliczu zagłady. Jej atak na Warszawę został odparty, a ona sama - okrążona. Ostatecznie udało się jej wymknąć z okrążenia, wygrywając bitwę pod Łodzią, ale kosztem krwawych strat.
W połowie listopada dwie armie carskie - I i II, odbudowane po klęsce wschodoniopruskiej - bawiły się pod Łodzią w berka z Niemcami, trzy inne - IV, V oraz IX - atakowały w stronę Śląska i Moraw, a dwie - III oraz VIII - próbowały przedrzeć się przez karpackie przełęcze i zejść na Nizinę Panońską. (XI Armia z kolei oblegała twierdzę w Przemyślu.)
Tak właśnie działał rosyjski "walec parowy" wyczekiwany przez Francuzów i Brytyjczyków, prący nieubłaganie przed siebie i niszczący armie wroga. Walec ten jednak zaczął psuć się 17 listopada, gdy do kolejnego kontrataku ruszyły wojska austro-węgierskie. Zatrzymał się 20 listopada, pod murami Krakowa. Popsuł się całkowicie 11 grudnia, gdy wojskom rosyjskim nie udało się powstrzymać cesarsko-królewskich wojsk, chcących odciąć od zaplecza Rosjan stojących pod Krakowem. Wówczas to 9. pułk huzarów odebrał wojskom carskim niewielkie wzgórze Jabłoniec, leżące tuż obok Limanowej. To właśnie od tego miasta nosi nazwę bitwa, która zatrzymała rosyjski marsz na Europę.
Klęska Rosjan
Rosjanie musieli uchodzić na zachód. I chociaż starali się jeszcze atakować na skrajnym, południowym skrzydle frontu wschodniego - niewiele wskórali. Początek 1915 roku upłynął pod znakiem krwawych bitew o przełęcze karpackie, ale już w maju 1915 roku bitwa pod Gorlicami wyjaśniła sytuację frontu wschodniego: Rosjanie uciekli z ziem Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a nawet opuścili Królestwo Polskie. Imperium carskie - pomimo upartego utrzymywania zdobyczy w Karpatach - nie stanowiło już większego zagrożenia dla wysiłku wojennego państw centralnych. Dobicie pokonanego wroga zostało jednak opóźnione, bowiem Rosji przyszli na pomoc sojusznicy: Francuzi, Brytyjczycy, a przede wszystkim - Włosi.
Jak należy oceniać krwawą kampanię 1914 roku w Polsce? Doskonale zaczęli ją Rosjanie: błyskawiczną mobilizacją i koncentracją zaskoczyli swoich wrogów i wtargnęli na ich ziemie. Podobne plany miała armia austro-węgierska, nie udało się ich jednak zrealizować i cesarsko-królewscy żołnierze musieli walczyć na ziemiach własnego państwa. Pomimo niemal dwukrotnej przewagi rosyjskiej, nie udało się carskim generałom rozbić wojsk austro-węgierskich, co miało później fatalne dla imperium carskiego następstwa. Bardzo dużo wątpliwości budzi postawa Niemców, którym udało się co prawda odnieść sukces w Prusach Wschodnich, ale w ostatnich miesiącach 1914 roku ich wpływ na wynik zmagań był mniejszy, niż można się było spodziewać.
Walki 1914 roku w Polsce miały katastrofalny wpływ nie tylko na sytuację militarną Rosji, ale także na jej kondycję społeczną i polityczną. Do ataku na zachód ruszyły przede wszystkim wojska pierwszoliniowe, mające najlepszą kadrę dowódczą, będące najlepiej wyposażone w sprzęt techniczny i dysponujące żołnierzami umiejącymi ten nowoczesny sprzęt obsługiwać. Bardzo niewielu z nich przeżyło rok 1914. Armia austro-węgierska poniosła w tym samym czasie równie poważne straty, lecz ze względu na jej charakter nie przyniosły one tak tragicznych skutków.
Armia rosyjska 1915 roku to armia składająca się niemal wyłącznie z rezerw, z formacji drugo- i trzecioliniowych. Armia bez oficerów zawodowych, których zastąpili oficerowie rezerwy: urzędnicy, nauczyciele, kupcy, inżynierowie oderwani od życia cywilnego. Społeczeństwo rosyjskie 1915 roku, to społeczeństwo bez przywódców i bez fachowców: bez urzędników, bez nauczycieli, bez kupców, bez inżynierów. Społeczeństwo, które łatwo poprowadzić do niszczycielskiej rewolucji.
Skutki pierwszej wojny światowej odczuwamy do dziś.
###Tymoteusz Pawłowski dla Wirtualnej Polski