Huk i krzyk w sali zabaw. Anastazja straciła przytomność, złamała kręgosłup

Co najmniej osiem kręgów ma złamanych 11-letnia Anastazja po urodzinach w sali zabaw w Lublinie. Dziewczynka uderzyła plecami w podłoże, bo poduszka powietrzna nie była nadmuchana. - Pani z obsługi wręcz prosiła, żeby nie wzywać policji - relacjonuje WP pani Dorota, organizatorka urodzin. Właścicielka obiektu mówi, że nie wierzy, że padły takie słowa.

dd11-letnia Anastazja ma złamany kręgosłup po wypadku w sali zabaw. Mama dziewczynki wyraziła zgodę na publikację zdjęcia
Źródło zdjęć: © Nadesłane
Paweł Buczkowski

Pani Karolina w sobotę rano zabrała trójkę swoich dzieci na urodziny kolegi syna do sali zabaw Fun Park 360 przy ul. Jana Pawła II w Lublinie.

- Byliśmy tam zaproszeni na godzinę 10. Przybyliśmy z małym opóźnieniem, około 10.10. Wręczyliśmy prezenty, poszliśmy na salę zabaw. Dzieci zjechały z jednej ślizgawki, po czym córka weszła na podest, żeby skoczyć na pompowaną poduszkę. Chciała skoczyć na pupę, ale uderzyła w twarde podłoże całym kręgosłupem. Okazało się, że poduszka nie jest napompowana - relacjonuje w rozmowie z WP Karolina Warda, mama dziewczynki.

- Nagle usłyszeliśmy huk i krzyk. Wyszliśmy zobaczyć, Anastazja leżała już na tych deskach, straciła przytomność - mówi pani Dorota, która była organizatorką urodzin.

Mama dziewczynki opowiada, że córka dostała chwilowego paraliżu, nie była w stanie się ruszyć.

- Podbiegłam do niej i zaczęłam wołać o pomoc. Córka po jakimś czasie się ocknęła, ale strasznie piszczała z bólu i nie mogła się w ogóle ruszać - relacjonuje Karolina Warda.

Wypadek w sali zabaw w Lublinie. Nagranie testu poduszki po wypadku

Obie kobiety relacjonują, że całe zdarzenie w pierwszej chwili w ogóle jakby nie zostało dostrzeżone przez obsługę obiektu.

- Nie zabezpieczono tego miejsca, nikt nie zszedł do córki, nie udzielił jej pierwszej pomocy. Pani z obsługi wezwała pogotowie, ale dopiero kiedy mąż do niej podbiegł - zarzuca obsłudze Karolina Warda.

Po przewiezieniu dziewczynki do szpitala i wykonaniu pierwszych badań, okazało się, że obrażenia są bardzo poważne.

- Córka ma liczne złamania kręgosłupa odcinka piersiowego i lędźwiowego, co najmniej 8 kręgów jest złamanych. Do tego bardzo obite są płuca, córka ma trochę problem z oddychaniem, bo też jest astmatykiem - opowiada pani Karolina.

Organizatorka urodzin: pani z obsługi prosiła, żeby nie wzywać policji

Organizatorka urodzin relacjonuje bardzo dziwne zachowanie pracownicy sali obsługi, kiedy na miejscu byli już ratownicy medyczni.

- Przyjechało pogotowie i moja koleżanka mówi mi, żebym zadzwoniła po policję i porobiła zdjęcia, jak to wszystko wygląda. Wtedy pani z obsługi wręcz prosiła, żeby nie wzywać policji. Powiedziałam jej, że nawet nie ma takiej możliwości - relacjonuje pani Dorota.

Wbrew tym sugestiom, policja została przez nią wezwana.

- Przyjechała też właścicielka i zaczęła mówić, że winę za to ponoszą pracownicy, bo od tego jest obsługa, żeby sprawdzić wszystko, całą salę, że nie dopilnowali tego i ona za to odpowiedzialności nie bierze - mówi pani Dorota.

- Prowadzimy czynności w tej sprawie w kierunku narażenia życia lub zdrowia - mówi WP podinsp. Kamil Gołębiowski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.

Właścicielka: To był ludzki błąd, nie uciekamy od odpowiedzialności

Właścicielka sali zabaw Fun Park 360 w rozmowie z WP przekonuje, że do całej sytuacji doszło z powodu ludzkiego błędu.

- Urządzenie, na którym doszło do wypadku, to jest poduszka powietrzna, nie zostało włączone. Nie dopełniono procedury otwarcia obiektu i włączenia urządzenia - mówi Sylwia Ginejko-Prażmo.

Kobieta relacjonuje, że obiekt o powierzchni około 1000 mkw. w sobotę o godz. 9.30 otwierało dwóch pracowników. Otwierali pół godziny wcześniej, żeby organizatorzy urodzin mogli przygotować salę. Kolejne dwie osoby pojawiły się o godz. 10, czyli w chwili kiedy sala jest otwierana dla wszystkich. W momencie wypadku na miejscu były więc cztery osoby z obsługi.

- Procedura wygląda tak, że odpalamy światło w sali i od razu włączamy poduszkę. Co się wydarzyło, nie wiem. Sami pracownicy są w szoku. Zamiast zrobić te rzeczy po kolei, rozproszyli się. Czasem człowiek coś zrobi niezgodnie z tym jak powinien to zrobić. Trudno to w ogóle wytłumaczyć - mówi kobieta.

Właścicielka zaprzecza, że jej pracownicy mieli wytyczne, aby apelować o niewzywanie policji.

- Absolutnie nie wierzę też, że pracownik tak powiedział. Pierwszy raz to słyszę. Nawet nie chce mi się w to wierzyć, że takie słowa padły z ust pracownika, który skupił się po prostu na dzwonieniu po karetkę - mówi właścicielka.

Kobieta przekonuje, że jej firma nie ucieka od odpowiedzialności. - Mam nadzieję, że dziecku nic nie będzie. Mam dziecko w podobnym wieku i wiem, jaka to jest dla rodziców tragedia - mówi Sylwia Ginejko-Prażmo.

Anastazja "za dużo się nie pobawiła". Czeka na werdykt lekarzy

Samo feralne urządzenie zostało sprawdzone jeszcze w sobotę, w obecności policjantów.

- Zostało napompowane i działa. Mamy wszystkie certyfikaty. Ten obiekt jest nowy, urządzenia też są nowe - przekonuje właścicielka i dodaje, że były sprawdzane przed otwarciem przez rzeczoznawcę.

Obiekt przy ul. Jana Pawła II został otwarty dopiero na początku września, ale firma ma już dwie inne, mniejsze sale w Lublinie. Właścicielka twierdzi, że wcześniej nie miała u siebie podobnych wypadków.

Co może zaskakiwać, po tak poważnym wypadku sala zabaw pozostała normalnie otwarta. - Po tym jak przyjechała policja, przy poduszce pojawił się pracownik, który pilnował dzieci. Ale to przecież pic na wodę - mówi pani Dorota, organizatorka urodzin.

- Pan, który przyszedł do mnie, żeby się rozliczyć na koniec urodzin, powiedział, żeby za tę dziewczynkę nie płacić, no bo wiadomo, że "za dużo się nie pobawiła". Taki był komentarz. To jest dla mnie nie do po myślenia - dodaje pani Dorota.

Dodaje, że dopiero w niedzielę właścicielka sali zabaw postanowiła skontaktować się z rodzicami dziecka. Zadzwoniła do organizatorki urodzin, aby uzyskać numer telefonu.

- A ja mówię: a gdzie państwo byli wczoraj? Teraz, kiedy sprawa została nagłośniona, wy nagle się obudziliście - zarzuca pani Dorota.

W tej chwili rodzice Anastazji jeszcze nie wiedzą, czym może skutkować uraz dziewczynki.

- Nadal cały czas leży, nie jest w stanie usiąść ani się przewrócić na bok. Tyle tylko, że delikatnie porusza nogami i rękami, co jest chyba najważniejsze z tego wszystkiego - mówi Karolina Warda.

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl

Najciekawsze śledztwa, wywiady i analizy dziennikarzy WP. Konkretnie i bez lania wody. Nie przegapisz tego, co najważniejsze!

Wybrane dla Ciebie
Rosjanie nacierają. Zdobyli nowe terytoria
Rosjanie nacierają. Zdobyli nowe terytoria
Afera wokół działki CPK. Prokuratura wydała komunikat o śledztwie
Afera wokół działki CPK. Prokuratura wydała komunikat o śledztwie
Prokurator żąda dożywocia. Dwie seniorki zginęły z jej rąk
Prokurator żąda dożywocia. Dwie seniorki zginęły z jej rąk
Tylu Rosjan nie stać na jedzenie. Zaskakujące wyniki sondażu
Tylu Rosjan nie stać na jedzenie. Zaskakujące wyniki sondażu
Robert Telus komentuje zawieszenie. "Nie miałem żadnej wiedzy"
Robert Telus komentuje zawieszenie. "Nie miałem żadnej wiedzy"
"Okupanci nie mają kontroli". Ekspert: możliwe okrążenie Ukraińców
"Okupanci nie mają kontroli". Ekspert: możliwe okrążenie Ukraińców
Tragedia na trasie. Dwie osoby nie żyją, droga zablokowana
Tragedia na trasie. Dwie osoby nie żyją, droga zablokowana
Razem składa zawiadomienie do CBA. Chodzi o działkę pod CPK
Razem składa zawiadomienie do CBA. Chodzi o działkę pod CPK
PiS reaguje na aferę CPK po publikacji Wirtualnej Polski
PiS reaguje na aferę CPK po publikacji Wirtualnej Polski
Zgrzyt z Niemcami. Chiny wzywają do "odwzajemniania szacunku"
Zgrzyt z Niemcami. Chiny wzywają do "odwzajemniania szacunku"
Polska ekspresówka kluczowa. "Może uratować NATO"
Polska ekspresówka kluczowa. "Może uratować NATO"
Litwa w kryzysie po incydentach z białoruskimi balonami
Litwa w kryzysie po incydentach z białoruskimi balonami