Grodzki komentuje aferę Tomasza Lisa. "Wybitny, polski dziennikarz"
Marszałek Senatu Tomasz Grodzki został zapytany podczas konferencji prasowej o "aferę Tomasza Lisa". - To słowo, które krąży w przestrzeni publicznej. (...) Nie nazwałbym tego aferą - stwierdził Grodzki. Tomasza Lisa nazwał "wybitnym, polskim dziennikarzem".
Tomasz Grodzki został zapytany w Senacie dziennikarza o to, czy nie było błędem przyznanie Tomaszowi Lisowi Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta Bronisława Komorowskiego oraz jak głośna sprawa oskarżeń pod adresem Lisa wpłynęła na życie publiczne.
Lis otrzymał order 30 maja 2014 roku za "wybitne osiągnięcia w działalności na rzecz wolności słowa w Polsce, za wkład w rozwój wolnych mediów i niezależnego dziennikarstwa".
Tomasz Grodzki komentuje "aferę Tomasza Lisa"
Marszałek Grodzki odpowiedział, że "afera Tomasza Lisa" to słowo, które- jak to ujął - krąży w przestrzeni publicznej. - Z mojego punktu widzenia jest to kwestia redakcji "Newsweeka" i im dalej patrzymy w tę historię, tym więcej znaków zapytania się rodzi. Nie nazwałbym tego aferą. Działania antymobbingowe prowadzone są w różnych instytucjach - stwierdził marszałek senatu.
Dodał, że właściciele "Newsweeka" zareagowali "w ten czy inny sposób". - Ale jeśli chodzi o ordery przyznawane przez poprzedniego prezydenta wybitnemu, polskiemu dziennikarzowi to kwestia, która pozostaje zawsze w kwestii komisji odznaczeń i orderów - skomentował Grodzki.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Płakałam, miałam ataki paniki"
We wtorek 24 maja wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska rozwiązało z Tomaszem Lisem umowę w trybie natychmiastowym. Opinii publicznej nie przedstawiono przyczyn. Po zwolnieniu pojawiły się medialne doniesienia, że może chodzić o mobbing bądź inne negatywne zachowania.
Wirtualna Polska dotarła do pisemnego zgłoszenia jednej z pracownic "Newsweeka". "Oszczędzałam siły, zwłaszcza że i tak często po rozmowie z szefem z trudem powstrzymywałam łzy. Albo płakałam. Raz na szczególnie okropnym kolegium miałam atak paniki, ale bałam się prosić o pomoc, więc wyszłam z sali. Zajęła się mną koleżanka z sekretariatu" - czytamy. Lis, mimo zgłoszeń, przez długi czas pozostawał jednak na stanowisku.
Tomasz Lis zaprzecza wszystkim zarzutom. Jego odpowiedzi na zadane przez nas pytania zamieszczamy w całości na końcu tekstu. Były pracodawca Lisa nie odpowiedział na przesłane pytania.
Przeczytaj także: