Reakcja na materiał WP. Tomasz Lis odpowiada na zarzuty pracowników
Wyszydzanie, obrażanie, wyśmiewanie - to tylko część zarzutów, jakie stawiają Tomaszowi Lisowi osoby, które z nim pracują, pracowały lub miały kontakt, gdy kierował "Newsweekiem". Dziennikarz odpowiedział.
24.06.2022 10:39
Dziennikarz WP Szymon Jadczak dotarł do pisemnego zgłoszenia jednej z pracownic "Newsweeka". "Oszczędzałam siły, zwłaszcza że i tak często po rozmowie z szefem z trudem powstrzymywałam łzy. Albo płakałam. Raz na szczególnie okropnym kolegium miałam atak paniki, ale bałam się prosić o pomoc, więc wyszłam z sali. Zajęła się mną koleżanka z sekretariatu" - czytamy.
Jak wynika z relacji pracowników, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, Tomasz Lis miał ich poniżać, obrażać w pracy. Wśród oskarżeń pod adresem byłego redaktora naczelnego "Newsweeka" jest szereg zachowań, mogących mieć cechy mobbingu. Dotarliśmy także do maili, wiadomości oraz pism, z których jasno wynika, że podwładni Lisa zgłaszali negatywne zachowania naczelnego, a informacje o tym docierały do właściwych komórek firmy.
- Mogę potwierdzić, że w ubiegłym roku otrzymaliśmy pismo z opisem negatywnych zachowań, których wobec podwładnych miał się dopuszczać redaktor naczelny "Newsweeka". Jego autorem był jeden z pracowników redakcji. Wydaje się, że to, co opisano w przesłanym do nas piśmie, można nazwać mobbingiem. Dlatego zachęcaliśmy autora pisma do zgłoszenia sprawy władzom firmy, proponując nasze wsparcie i udział w procedurze - informuje Marcin Terlik, członek prezydium komisji zakładowej związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza w RASP.
Przeczytaj cały materiał Wirtualnej Polski: "Płakałam, miałam ataki paniki". Ujawniamy zarzuty podwładnych wobec Tomasza Lisa. Dlaczego zwolniono naczelnego "Newsweeka"?
Lis odpowiada na zarzuty
Dziennikarz zaprzecza. Za pośrednictwem mecenas Beaty Czechowicz odpowiedział na część pytań, które mu zadaliśmy.
"Kategorycznie zaprzeczam. Żadne wyszydzanie wyglądu czy ubioru nie miało miejsca, bo - poza wszystkim - są to kwestie, które zupełnie mnie nie interesują. Równie kategorycznie zaprzeczam, by dochodziło do gnębienia, prześladowania czy zastraszania kogokolwiek" - napisał.
Zaprzeczył także, by część pracowników informowała go, że była mobbingowana. "W październiku 2018 roku po serii maili z TVP Info do pracowników naszej firmy z pytaniem o moje ewentualne zachowania mobbingowe, sam zwróciłem się do firmy o wszczęcie w tej sprawie postępowania wyjaśniającego. Po czterech miesiącach poinformowano mnie, że komisja nie stwierdziła żadnych moich zachowań mobbingowych" - twierdzi Lis.
Tomasz Lis: Nikogo nie poniżałem
Wśród informacji, jakie przekazali nam byli i obecni pracownicy "Newsweeka", były doniesienia o zachowaniu Lisa podczas kolegiów redakcyjnych. Miał on traktować pracowników w pogardliwy sposób, szydzić, rozmawiać z nimi w arogancki sposób, trzymając nogi na stole. Tym informacjom Tomasz Lis także zaprzeczył.
"Nikogo nie poniżałem, do nikogo nie odnosiłem się pogardliwie. Jednym z elementów pracy naczelnego jest konstruktywna krytyka, a moje uwagi były podyktowane wyłącznie dobrem pisma i interesem czytelników" - czytamy w odpowiedzi.
Przekonywał także, że jego krytyka wynikała jedynie z jakości propozycji i nigdy nie trzymał nóg na stole, gdy z kimś rozmawiał. "Przez ostatnie dwa i pół roku kolegia prowadziłem, będąc w szpitalu albo w domu, więc leżałem na szpitalnym łóżku lub siedziałem na domowej kanapie" - dodał.
Poprosiliśmy także o skomentowanie informacji, że podczas poniedziałkowych kolegiów w pogardliwy sposób wyrażał się w kwestii zgłaszanych przez dziennikarzy tematów m.in. dotyczących praw kobiet lub polityków i naukowców związanych z lewicą.
Tomasz Lis tym doniesieniom także zaprzeczył, a wręcz stwierdził, że sam inicjował "cykle tekstów o prawach kobiet i o wybitnych kobietach odnoszących sukcesy w różnych dziedzinach, w tym w nauce". "Zachęcam m.in. do lektury pierwszego wydania z marca tego roku" - napisał.
"Komentował wygląd i ubiór"
Były naczelny "Newsweeka" odniósł się także do zarzutów o wielokrotne naruszanie psychicznych i fizycznych granic poprzez niewybredne komentarze na temat wyglądu i ubioru kobiet pracujących w redakcji. Lis miał też zaglądać w dekolty i wulgarnie żartować. Z podobnymi zachowaniami z jego strony miały spotykać się także osoby nieheteronormatywne.
W odpowiedzi czytamy, że "nie naruszał on nigdy niczyich psychicznych i fizycznych granic oraz niczyjej strefy komfortu".
"Nie komentowałem wyglądu lub ubioru. Te kwestie są dla mnie nieistotne. Jeśli chodzi o osoby nieheteronormatywne, to funkcjonowały u nas w środowisku absolutnie przyjaznym. Z pełną swobodą mówiły o swych preferencjach i problemach. Mogły liczyć na wsparcie i pomoc. Odnosiłem się do nich z szacunkiem i sympatią. Do dziś mam z nimi relacje serdeczne lub przyjacielskie" - twierdzi Tomasz Lis.
"Zestaw półprawd"
Relacje pracowników skomentował także w Radiu TOK FM. Stwierdził, że ich zarzuty to "zestaw półprawd, ćwierćprawd, poprzekręcanych". Dodał, że to "relacje dwóch osób", które miał "zasadnie usunąć z redakcji". - Komentowanie tego niepotrzebnie je nobilituje - podsumował.