Na zdjęciu Tomasz Lis© East News | Tadeusz Wypych/REPORTER

"Płakałam, miałam ataki paniki". Ujawniamy zarzuty podwładnych wobec Tomasza Lisa. Dlaczego zwolniono naczelnego "Newsweeka"?

Szymon Jadczak

Doprowadzanie pracowników do ataków paniki, poniżanie, wulgarne, seksistowskie odzywki, atmosfera przesiąknięta chamstwem – to zarzuty pracowników wobec Tomasza Lisa. Podwładni od lat alarmowali o jego przemocowych zachowaniach - wynika z ustaleń Wirtualnej Polski. Ujawniamy treść zgłoszeń pracowników dotyczących byłego redaktora naczelnego "Newsweeka".

  • We wtorek 24 maja wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska rozwiązało z Tomaszem Lisem umowę w trybie natychmiastowym. Opinii publicznej nie przedstawiono przyczyn. Po zwolnieniu pojawiły się medialne doniesienia, że może chodzić o mobbing bądź inne negatywne zachowania.
  • Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że do zgłoszeń dochodziło już we wcześniejszych latach. – W ubiegłym roku otrzymaliśmy pismo z opisem niewłaściwych zachowań, których wobec osób podwładnych miał się dopuszczać redaktor naczelny "Newsweeka". Wydaje się, że to, co opisano w przesłanym do nas piśmie, można nazwać mobbingiem - mówi nam Marcin Terlik ze związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza w RASP. 
  • Wirtualna Polska dotarła do pisemnego zgłoszenia jednej z pracownic "Newsweeka". "Oszczędzałam siły, zwłaszcza że i tak często po rozmowie z szefem z trudem powstrzymywałam łzy. Albo płakałam. Raz na szczególnie okropnym kolegium miałam atak paniki, ale bałam się prosić o pomoc, więc wyszłam z sali. Zajęła się mną koleżanka z sekretariatu" - czytamy. Lis, mimo zgłoszeń, przez długi czas pozostawał jednak na stanowisku. 
  • Tomasz Lis zaprzecza wszystkim zarzutom. Jego odpowiedzi na zadane przez nas pytania zamieszczamy w całości na końcu tekstu. Były pracodawca Lisa nie odpowiedział na przesłane pytania.

Po 10 latach pracy w "Newsweeku" Tomasz Lis został pożegnany z dnia na dzień. Natychmiast pojawiły się spekulacje o przyczynach rozstania. Serwis Press.pl pisał o postępowaniu dotyczącym mobbingu lub innych negatywnych zachowań wobec pracowników. RASP nie chciał potwierdzić w żaden sposób tych informacji. W oświadczeniu przesłanym Press.pl Agnieszka Skrzypek-Makowska opisała jedynie ogólne procedury dotyczące mobbingu obowiązujące w RASP.

Rozstanie z Lisem wywołało falę komentarzy w branży medialnej. - Nie znam powodów, ale szkoda. Źle się stało. Tomek reprezentuje dziennikarstwo odważne, zaangażowane i nonkonformistyczne – komentował w rozmowie z Presserwisem Jarosław Kurski, zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". "Ludzie utalentowani bywają trudni, ambitni, wymagający. Są perfekcyjni i oczekują tego od innych. (...) Jesteś ważną częścią demokracji. Nikt nie odbierze Ci tego, że jesteś i będziesz jednym z najważniejszych dziennikarzy. Życzę Ci, żebyś znalazł miejsce w mediach" – pisała z kolei na Facebooku Monika Olejnik.

Również te komentarze, wypowiadane tuż po rozstaniu Lisa z "Newsweekiem", sprawiły, że zgłosili się do nas byli i aktualni pracownicy gazety. Pracownicy, którzy taką narrację uważają za krzywdzącą, niesprawiedliwą i się z nią nie godzą.

Seria zgłoszeń od pracowników

W ciągu ostatnich kilku tygodni rozmawialiśmy z kilkudziesięcioma osobami, które pracują, pracowały lub miały kontakt z Tomaszem Lisem w ostatnich latach jego kierowania "Newsweekiem". Wszystkie co do jednej potwierdzały różnego rodzaju zachowania Tomasza Lisa mogące mieć cechy mobbingu. Dotarliśmy też do maili, wiadomości oraz pism, z których jasno wynika, że podwładni Lisa zgłaszali negatywne zachowania naczelnego, a informacje o tym docierały do właściwych komórek firmy.

W zdecydowanej większości nasi rozmówcy i rozmówczynie nie chcą mówić pod nazwiskiem. "To jest człowiek mściwy", "wciąż bardzo potężny", "zdolny zaszkodzić każdemu, kto mu podpadnie" - mówią. Nazwiska pozostają więc do wiadomości redakcji. Oto nasze ustalenia. 

Zacznijmy od końca. Ostatnie kolegium "Newsweeka" prowadzone przez Tomasza Lisa, poniedziałek 23 maja. Do redakcji wpada spóźniona młoda dziennikarka. Jedyne wolne miejsce czeka tuż obok redaktora naczelnego, który właśnie opowiada z przejęciem o spotkaniu Andrzeja Dudy z Wołodymyrem Zełenskim. I gdy chce pokazać, jak prezydent Polski uściskał prezydenta Ukrainy, przyciąga do siebie dziennikarkę i zaczyna ją obłapiać, ewidentnie naruszając jej strefę komfortu. Dziewczyna sztywnieje, nie jest w stanie wydusić z siebie słowa sprzeciwu. Po twarzach zgromadzonych widać, że sytuacja budzi ich głęboki niesmak. Ale nikt się nie odzywa. To prawdopodobnie ostatni przypadek negatywnego zachowania Tomasza Lisa jako naczelnego "Newsweeka".

Pierwsze zgłoszenie dotyczące niewłaściwych zachowań Tomasza Lisa, które zostało złożone w RASP, a które udało nam się zweryfikować i potwierdzić, pochodzi z 2018 roku. Cztery lata temu z działem HR, czyli częścią firmy odpowiedzialną m.in. za zajmowanie się sprawami pracowników, skontaktowali się niezależnie od siebie dwaj członkowie redakcji "Newsweeka". W pierwszym przypadku chodziło o osobę, która postanowiła zgłosić sprawę po kolejnej sytuacji poniżania jej przez Tomasza Lisa. Z posiadanej przez nas relacji wynika, że naczelny "Newsweeka" miał kilkukrotnie publicznie wyśmiewać wygląd oraz ubiór jednego z dziennikarzy oraz czynić przy tym niestosowne porównania.

Do spotkania z pracownikiem redakcji doszło w siedzibie działu HR. W jego ocenie nie przyniosło ono żadnych efektów. Osoba ta nie zgodziła się na ujawnienie swojej tożsamości.

W drugim przypadku w 2018 r. pracownica "Newsweeka" zgłosiła się bezpośrednio do Moniki Remiszewskiej, szefowej działu HR (oficjalna nazwa jej stanowiska to "people & development director") z prośbą o znalezienie innego miejsca w firmie ze względu na negatywne zachowania Tomasza Lisa. Remiszewska zapytała, czy pracownica zamierza złożyć oficjalną skargę. Nie odważyła się na to. Kilka tygodni później znów doszło do spotkania z Remiszewską. Nie przyniosło żadnych rezultatów.

W 2020 r. ta sama osoba zdecydowała się powiadomić o praktykach stosowanych przez Tomasza Lisa przedstawicieli nowo powstałego związku zawodowego w RASP. W lipcu 2020 r. Mariusz Kotowski, przewodniczący NSZZ "Solidarność" w RASP, został poinformowany o szeregu negatywnych zachowań ze strony Tomasza Lisa wobec zespołu "Newsweeka".

Z posiadanych przez nas dowodów wynika, że Kotowski przekazał niepokojące informacje Jakubowi Kudle, szefowi działu prawnego RASP oraz szefowi komisji antymobbingowej w wydawnictwie. Kotowski umówił wstępnie spotkanie z Kudłą i pracownikiem zgłaszającym nieprawidłowości. Ale nigdy do niego nie doszło. RASP nie odpowiedział na pytanie, dlaczego tak się stało.

W rozmowie z Wirtualną Polską Kotowski nie zaprzeczył opisywanym zdarzeniom. A w odpowiedzi na maile z konkretnymi pytaniami odpisał: "Zawsze, kiedy docierały do nas zgłoszenia, sygnały o domniemanych zachowaniach wyczerpujących znamiona mobbingu, do których miałoby dochodzić w RASP, informujemy o tym odpowiednie osoby, które zajmują się wyjaśnianiem takich praktyk. Nie będę komentował ew. domniemanych przypadków, do których miałoby dochodzić w RASP, ze względu na dobro osób, które mogły być dotknięte mobbingiem. Wiem, że w naszej firmie działa komórka zajmująca się takim zgłoszeniami i podejmuje interwencję, jeśli tylko zostanie poinformowana o zachowaniach wyczerpujących znamiona mobbingu, robi to". 

W 2021 r. w RASP powstał kolejny związek zawodowy: Inicjatywa Pracownicza. I on również otrzymał zgłoszenie od wspomnianej pracownicy "Newsweeka". Potwierdza to w rozmowie z Wirtualną Polską przedstawiciel związku. 

- Mogę potwierdzić, że w ubiegłym roku otrzymaliśmy pismo z opisem negatywnych zachowań, których wobec podwładnych miał się dopuszczać redaktor naczelny "Newsweeka". Jego autorem był jeden z pracowników redakcji. Wydaje się, że to, co opisano w przesłanym do nas piśmie, można nazwać mobbingiem. Dlatego zachęcaliśmy autora pisma do zgłoszenia sprawy władzom firmy, proponując nasze wsparcie i udział w procedurze - informuje Marcin Terlik, członek prezydium komisji zakładowej związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza w RASP.

"Oszczędzałam siły, powstrzymywałam, płakałam"

Wirtualna Polska jest w posiadaniu opisywanego powyżej zgłoszenia. Oto jego obszerne fragmenty: 

"Po pierwsze panicznie boję się konfrontacji, a po drugie jeszcze bardziej boję się zemsty szefa" - czytamy w piśmie.

"Pamiętam, jak Ryszard Holzer (sekretarz redakcji 'Newsweeka' – red.) powiedział kiedyś w gronie redaktorów, że czuje się mobbingowany. Szef wyszedł, trzaskając drzwiami, przez trzy dni się do nikogo nie odzywał, a potem w rozmowach z nami nie ukrywał, że się na Rysiu zemści. Poczekał kilka lat i rzeczywiście pozbył się go: wprawdzie nie mógł go wyrzucić, bo Rysiek był w wieku przedemerytalnym, ale przeniósł go do Forbesa. I był z tego bardzo dumny. Powtarzał, że jest mściwy i ma długie ręce".

Ryszard Holzer potwierdza, że ze strony Tomasza Lisa spotykał się z niepożądanymi zachowaniami.

- Złośliwości wobec mnie z czasem się nasilały, gdy zacząłem jasno dawać do zrozumienia, że nie podoba mi się sposób zarządzania gazetą oraz traktowania ludzi. To było mnóstwo drobnych rzeczy, które składały się w całość, nieprzyjemną atmosferę przesiąkniętą chamstwem. Parę razy zwracałem uwagę Tomaszowi Lisowi, że są to zachowania na pograniczu mobbingu. Nie reagował. Ostatecznie musiałem odejść do innej redakcji w ramach tego samego koncernu – mówi nam Holzer.

Dlaczego pracownica "Newsweeka" zdecydowała się spisać swoją relację? "(...) poruszam tę sprawę dlatego, że chcę, by władze firmy wiedziały, co się u nas dzieje. Bo z roku na rok jest coraz gorzej, a w ostatnich miesiącach napięcie jest tak wielkie, że lada chwila ktoś albo coś wybuchnie. Chciałabym się naradzić, co można zrobić, by sytuacja się poprawiła, żeby można było pracować bez strachu".

W piśmie znajdują się okoliczności zgłoszenia niepożądanych zachowań ze strony Lisa Monice Remiszewskiej oraz innym menedżerom RASP wymienionym z nazwiska. Opisane jest też zgłoszenie dokonane przez innego pracownika redakcji.

"Mam poczucie beznadziejności całej sytuacji. Wydaje mi się, że próbowałam już wszystkiego i nic nie przyniosło poprawy. Wręcz przeciwnie, jest coraz gorzej". I dodaje, że "szef chętnie i często mówi, że jak się komuś nie podoba, to może wypierdalać".

Relacja potwierdza to, o czym mówili wszyscy nasi rozmówcy: najtrudniejszym momentem w pracy z Tomaszem Lisem były poniedziałkowe kolegia, podczas których omawiano ostatni numer i planowano kolejne wydanie.

"Te kolegia są w naszej pracy najgorsze. Wszystko zależy od tego, w jakim nastroju będzie szef. Jeśli w dobrym, to zacznie opowiadać świńskie, pełne seksualnych odniesień kawały i wszyscy odetchną z ulgą" - opisuje pracownica. Fakt opowiadania przy całej redakcji wulgarnych, seksistowskich dowcipów, seksistowskie aluzje, knajacki język potwierdzają wszyscy nasi rozmówcy. - Sytuacja z newsroomu. Naczelny zagląda w dekolt jednej z redaktorek i komentuje kolor jej stanika - przypomina sobie były redaktor. - Były też okropne kawały o gejach, koledzy geje z redakcji fatalnie to znosili - opowiada inny redaktor.

Inni opowiadają konkretne żarty i anegdoty autorstwa Tomasza Lisa. Przez szacunek dla czytelnika nie będziemy ich cytować. 

Dalszy ciąg relacji pracownicy "Newsweeka": "Ale jeśli będzie w złym (nastroju - red.), będzie po kolei wyśmiewał każdy zgłaszany temat. (...) Będzie złośliwy i bezlitosny, a wszyscy spuszczą głowy i będą udawali, że nie słyszą i nie widzą, jak ich kolega jest upokarzany. Z obawy, że zostaną następną ofiarą. To straszny widok: kilkanaście dorosłych osób siedzi ze spuszczonymi głowami, czekając w napięciu, co się jeszcze wydarzy. Czy szef będzie krzyczał, bo ktoś nieopatrznie zgłosi temat, który go wkurzy? Na przykład wywiad z jakimś lewicowym socjologiem, co zostanie skwitowane zdaniem: "Niech, kur...a, spierdala komuch, w mojej gazecie dla takich debili miejsca nie ma". Każda propozycja artykułu, który w jakiś sposób dotyczy praw kobiet, jest wyszydzana i odrzucana z komentarzem w rodzaju: "w dupie wam się przewraca" - opisuje zgłaszająca. 

- Tomek nie potrafi wydobywać tego co dobre z ludzi. Jest egotykiem zakochanym w sobie i przekonanym o swojej wybitności. Inni nie sięgają jego poziomu, więc ciągle jest rozczarowany ich postawą - opowiada jeden z byłych dziennikarzy "Newsweeka". Inny dodaje: - Jego wypowiedzi na kolegium byłyby szokujące dla czytelników. Wizerunek, który pokazywał na zewnątrz, nijak się ma do tego, co my widzieliśmy na co dzień. 

Jak takie traktowanie wpływało na ludzi? Wracamy do pisemnego zgłoszenia: "(...) w końcu właściwie przestałam zabierać głos, oszczędzałam siły, zwłaszcza że i tak często po rozmowie z szefem z trudem powstrzymywałam łzy. Albo płakałam. Raz na szczególnie okropnym kolegium miałam atak paniki, ale bałam się prosić o pomoc, więc wyszłam z sali. Zajęła się mną koleżanka z sekretariatu" - opisuje zgłaszająca osoba. 

Autorka zgłoszenia odmówiła rozmowy z dziennikarzem Wirtualnej Polski.

Na prośbę części naszych rozmówców podjęliśmy decyzję o niepublikowaniu szczegółów niektórych incydentów przemocowych, do których miało dochodzić w siedzibie RASP, a które zawierają wrażliwe informacje dotyczące rozmówców oraz mogą naruszyć ich sferę intymną.

45 cech mobbingu

Współcześnie do badania mobbingu eksperci używają wykazu zachowań mobbingowych stworzonych przez urodzonego w Niemczech, a mieszkającego w Szwecji doktora psychologii pracy Heinza Leymanna. Zawiera ona 45 cech mobbingu, podzielonych na pięć grup. Według uzyskanych przez nas informacji, pracowniczka, która zgłaszała negatywne zachowania Tomasza Lisa szefowej działu HR oraz związkom zawodowym, wskazała, że osobiście dotknęło ją dziewięć zachowań z listy Leymanna:

·      Ograniczanie przez przełożonego możliwości wypowiadania się,

·      Stałe przerywanie wypowiedzi,

·      Reagowanie na uwagi krzykiem lub głośnym wymyślaniem i pomstowaniem,

·      Ciągłe krytykowanie wykonywanej pracy,

·      Mówienie źle za plecami danej osoby,

·      Fałszywe ocenianie zaangażowania w pracy,

·      Kwestionowanie podejmowanych decyzji,

·      Zaloty lub słowne propozycje seksualne,

·      Wyrządzanie szkód psychicznych w miejscu zamieszkania, lub miejscu pracy ofiar,

Osoba ta m.in. w związku z sytuacją w redakcji "Newsweeka" trafiła na terapię, której znaczna część była poświęcona kwestii przemocy w pracy.

Z kolei osoba, która kontaktowała się z działem HR RASP w 2018 r., na liście Leymanna rozpoznała trzy cechy mobbingu, które wobec niej miał stosować Tomasz Lis:

·      Unikanie przez przełożonego rozmów z ofiarą,

·      Niedawanie możliwości odezwania się,

·      Traktowanie jak powietrze.

Z rozmów z obecnymi pracownikami RASP wynika, że firma w żaden sposób nie wyjaśniła przyczyn rozstania z wieloletnim naczelnym "Newsweeka". Oficjalnie zatem nikt nie był nam w stanie potwierdzić, w jaki sposób opisywane powyżej zarzuty stosowania przemocy w pracy wpłynęły na pożegnanie Lisa.

- To jest najgorsze, że my nic nie wiemy. Krążą plotki albo dochodzą do nas informacje z zewnątrz. A wokół zwolnienia Lisa narasta jakaś niezdrowa legenda. Ale skoro dochodziło do przypadków mobbingu lub molestowania, to przecież powinno to zostać nagłośnione i napiętnowane, a nie zamiecione pod dywan – uważa jeden z dziennikarzy RASP. A podobne opinie słyszeliśmy od pracowników różnych redakcji tego koncernu. 

We wtorek 21 czerwca przesłaliśmy pytania dotyczące zachowań Tomasza Lisa i przyczyn jego rozstania z RASP do byłego naczelnego "Newsweeka" oraz jego byłego pracodawcy.

Tomasz Lis za pośrednictwem mecenas Beaty Czechowicz odpowiedział tego samego dnia. Oto treść odpowiedzi:

Według zebranych przez nas dowodów co najmniej od 2018 r. stosował Pan wobec pracowników redakcji "Newsweeka" zachowania mogące być uznane za mobbing: wyszydzanie ich wyglądu i ubioru, krytykowanie bez powodu, gnębienie, prześladowanie, zastraszanie. Pana zachowania doprowadziły u pracowników do ataków paniki, stanów lękowych, stresu. Część pracowników informowała Pana, że czują się mobbingowani. Mimo to nie zmienił Pan swojego podejścia. Jak Pan skomentuje takie zachowania wobec pracowników "Newsweeka"?

Kategorycznie zaprzeczam. Żadne wyszydzanie wyglądu czy ubioru nie miało miejsca, bo - poza wszystkim - są to kwestie, które zupełnie mnie nie interesują. Równie kategorycznie zaprzeczam, by dochodziło do gnębienia, prześladowania czy zastraszania kogokolwiek. Nie jest prawdą, że "część pracowników informowała mnie, że była mobbingowana". W październiku 2018 roku po serii maili z TVP Info do pracowników naszej firmy z pytaniem o moje ewentualne zachowania mobbingowe, sam zwróciłem się do firmy o wszczęcie w tej sprawie postępowania wyjaśniającego. Po czterech miesiącach poinformowano mnie, że komisja nie stwierdziła żadnych moich zachowań mobbingowych.

Co najmniej jeden pracownik redakcji "Newsweeka", który sygnalizował Pana negatywne zachowania wobec niego, musiał odejść do innej redakcji w ramach tego samego koncernu. Czy odbyło się to za Pana wiedzą lub inspiracją? 

W czasie kiedy byłem naczelnym "Newsweeka" do innej redakcji naszego wydawnictwa odeszła z pisma jedna osoba. Powodem były liczne skargi koleżanek z redakcji na niewłaściwie zachowania tej osoby.

Z relacji byłych i obecnych pracowników "Newsweeka" wynika, że podczas poniedziałkowych kolegiów dochodziło z Pana strony do pogardliwego traktowania pracowników, szydzenia, nieuzasadnionej krytyki. Zachowywał się Pan w sposób arogancki, rozmawiając z nimi z nogami założonymi na stół. Poniżał Pan kolejnych dziennikarzy. Jak Pan skomentuje takie zachowania wobec pracowników "Newsweeka"?

Kategorycznie zaprzeczam. Nikogo nie poniżałem, do nikogo nie odnosiłem się pogardliwie. Jednym z elementów pracy naczelnego jest konstruktywna krytyka, a moje uwagi były podyktowane wyłącznie dobrem pisma i interesem czytelników.

Krytyka nie była w żaden sposób związana z tym, czego dotyczył temat, a wynikała jedynie z jakości propozycji.

PS. Z nikim nigdy nie rozmawiam, trzymając nogi na stole. Przez ostatnie dwa i pół roku kolegia prowadziłem, będąc w szpitalu albo w domu, więc leżałem na szpitalnym łóżku lub siedziałem na domowej kanapie.

Z relacji byłych i obecnych pracowników "Newsweeka" wynika, że podczas poniedziałkowych kolegiów w pogardliwy sposób wyrażał się Pan w kwestii zgłaszanych przez dziennikarzy tematów m.in. dotyczących praw kobiet lub polityków i naukowców związanych z lewicą. Jak Pan skomentuje takie zachowania wobec pracowników "Newsweeka"?

Tak jak wyjaśniłem, krytyka nie miała nic wspólnego z charakterem tematu. W ostatnich latach i miesiącach sam inicjowałem cykle tekstów o prawach kobiet i o wybitnych kobietach odnoszących sukcesy w różnych dziedzinach, w tym w nauce. Zachęcam m.in. do lektury pierwszego wydania z marca tego roku. 

Z relacji byłych i obecnych pracowników "Newsweeka" wynika, że wobec kobiet pracujących w redakcji wielokrotnie naruszał pan psychiczne i fizyczne granice oraz ich strefę komfortu: niewybrednym komentowaniem ich wyglądu i ubioru, zaglądaniem w dekolty, komentowaniem bielizny, opowiadaniem seksistowskich i wulgarnych żartów. O podobnych zachowaniach z Pana strony mówią osoby nieheteronormatywne. Jak Pan skomentuje takie zachowania wobec pracowników "Newsweeka"?

Uważam, że nigdy nie naruszałem niczyich psychicznych i fizycznych granic oraz niczyjej strefy komfortu. Nie komentowałem wyglądu lub ubioru. Te kwestie są dla mnie nieistotne. Jeśli chodzi o osoby nieheteronormatywne, to funkcjonowały u nas w środowisku absolutnie przyjaznym. Z pełną swobodą mówiły o swych preferencjach i problemach. Mogły liczyć na wsparcie i pomoc. Odnosiłem się do nich z szacunkiem i sympatią. Do dziś mam z nimi relacje serdeczne lub przyjacielskie.

Na poniższe pytania wysłane do RASP nie otrzymaliśmy odpowiedzi:

- według zebranych przez nas informacji co najmniej od 2018 r. Tomasz Lis stosował wobec pracowników redakcji "Newsweeka" zachowania mogące być uznane za mobbing: wyszydzanie ich wyglądu i ubioru, krytykowanie bez powodu, gnębienie, prześladowanie, zastraszanie. Zachowania Tomasza Lisa prowadziły u pracowników do ataków paniki, stanów lękowych, stresu. Część pracowników informowała Tomasza Lisa, że czują się mobbingowani. W jaki sposób reagowali Państwo na tego typu zachowania Tomasza Lisa wobec pracowników "Newsweeka"?

- z zebranych przez nas dowodów wynika, że od co najmniej 2018 r. wiedzę o zachowaniach Tomasza Lisa noszących znamiona mobbingu posiadała Monika Remiszewska, people & development director. Jednak według relacji pracowników "Newsweeka", ich sytuacja nie uległa poprawie, a zachowania Tomasza Lisa nie zmieniły się na lepsze. Co Monika Remiszewska i firma RASP zrobiły, żeby rozwiązać kwestię niewłaściwych zachowań Tomasza Lisa?

- z zebranych przez nas dowodów wynika, że od co najmniej lipca 2020 r. informacje o niepokojących zachowaniach przemocowych posiadał szef Jakub Kudła. W okresie lipiec-sierpień 2020 r. miało dojść do umówienia spotkania w tej sprawie pomiędzy Jakubem Kudłą, Mariuszem Kotowskim ze związku zawodowego Solidarność w RASP, oraz pracownikiem zgłaszającym niewłaściwe zachowania. Jednak do spotkania ostatecznie nie doszło. A według relacji pracowników "Newsweeka", ich sytuacja nie uległa poprawie, a zachowania Tomasza Lisa nie zmieniły się na lepsze. Dlaczego nie doszło do zaplanowanego spotkania z udziałem Jakuba Kudły. Co Jakub Kudła i firma RASP zrobiły, żeby rozwiązać kwestię niewłaściwych zachowań Tomasza Lisa?

- o niepokojących zachowaniach noszących znamiona mobbingu ze strony Tomasza Lisa wobec pracowników "Newsweeka" zostały według naszych informacji poinformowane także inne menedżerki z RASP: Karolina Sznajder oraz Ewelina Rodek. Co zrobiły, żeby rozwiązać kwestię niewłaściwych zachowań Tomasza Lisa?

Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski 

Napisz do autora: szymon.jadczak@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1529)