Czesław Michniewicz oraz Ryszard Forbrich © forum, newspix

Czesław Michniewicz, Lech Poznań i ustawione mecze w tle. 27 godzin rozmów z szefem piłkarskiej mafii

Szymon Jadczak
20 czerwca 2022

Przy 11 meczach, w których Czesław Michniewicz prowadził Lecha Poznań, doszło do korupcji lub próby korupcji. W tym okresie trener godzinami rozmawiał z szefem piłkarskiej mafii Ryszardem Forbrichem, który te mecze ustawiał. Dziś Michniewicz jest selekcjonerem kadry Polski.

Od redakcji: Przypominamy materiał Szymona Jadczaka, który został właśnie nominowany do Nagrody Radia ZET im. Andrzeja Wopyciechowskiego.

Wybór Czesława Michniewicza na selekcjonera kadry narodowej wzbudził kontrowersje z powodu intensywnych kontaktów trenera z szefem piłkarskiej mafii w czasach, gdy Michniewicz prowadził Lecha Poznań. Gdy pytaliśmy o to podczas konferencji prasowej, selekcjoner straszył nas prokuratorem, nie chciał nam też udzielić wywiadu, w którym wyczerpująco odniósłby się do znajomości z Ryszardem Forbrichem.

Aby dokładnie przedstawić okoliczności tej znajomości, Wirtualna Polska wystąpiła o dostęp do akt sądowych. Na podstawie analizy ponad 60 tysięcy stron akt, w których odnaleźć można bilingi przekazane przez operatorów komórkowych, ustaliliśmy 591 kontaktów telefonicznych Ryszarda Forbricha z Czesławem Michniewiczem w okresie 1 lipca 2003 - 12 lipca 2005.

Relacja Michniewicza z szefem piłkarskiej mafii była w tym okresie wyjątkowo intensywna. Bywały dni, gdy dzwonili do siebie ponad 20 razy. W sumie przegadali ponad 27 godzin. Tylko dwie inne osoby kontaktowały się częściej z Fryzjerem. Obie skazano za korupcję w piłce. Choć wiedza o tym, że Forbrich ustawia mecze, była w środowisku powszechna, trener nie odciął się od podejrzanego działacza.

Michniewicz dzwonił do Fryzjera tuż przed i tuż po meczach, które według prokuratury były kupione lub sprzedane przez poznańską drużynę. Gdy nie mógł się dodzwonić pod jeden numer, wybierał kolejne, udostępniane przez Fryzjera tylko zaufanym ludziom od ustawiania meczów.

W bilingach Michniewicza znajdujemy też połączenia z numerem najbliższego współpracownika Fryzjera, obserwatora sędziów Mariana Duszy, oraz wiadomości wymieniane z zaufanymi sędziami Fryzjera.

Prokuratura nigdy nie postawiła Czesławowi Michniewiczowi zarzutów, trener sam zgłosił się do prokuratury i złożył zeznania, do dziś stoi na stanowisku, że nigdy nie brał udziału w korupcji w polskiej piłce. W świetle prawa jest niewinny. Na końcu tekstu zamieszczamy w całości odpowiedzi Michniewicza na wszystkie pytania, które wysłaliśmy selekcjonerowi.

© WP

FRYZJER MÓWI: SPIERD****

Od wybuchu afery korupcyjnej w polskiej piłce minęło 17 lat. W 2005 r. w ramach policyjnej prowokacji zatrzymany został sędzia Antoni Fijarczyk. Ledwie dwa lata wcześniej w życie weszły przepisy, według których handlowanie meczami stało się karalne - słynny artykuł 296b Kodeksu Karnego. Dla wielu kibiców to już historia, młodsi w ogóle nie pamiętają tamtych czasów.

Sierpień 2000 roku. Chińska restauracja w Lipnie pod Lesznem. Na spotkanie umówili się tu Ryszard Forbrich, Zbigniew Czajkowski, piłkarz z przeszłością w ekstraklasie, wtedy grający w Odrze Opole, oraz Ryszard Niedziela. To prezes Odry, który wymarzył sobie wprowadzenie klubu na salony. Czajkowski wita się z Ryszardem Forbrichem, pseudonim Fryzjer, jak stary znajomy i przedstawia go Niedzieli. - A teraz spierd**** do drugiego stolika. Mamy z prezesem do pogadania - ta knajacka odzywka idealnie pokazuje charakter Forbricha.

Wronki 20.06.2011 r. Ryszard Forbrich (nz), główny podejrzany w procesie korupcyjnym w polskim futbolu podczas konferencji prasowej promującej jego autobiografię "Spowiedź Fryzjera"
Wronki 20.06.2011 r. Ryszard Forbrich (nz), główny podejrzany w procesie korupcyjnym w polskim futbolu podczas konferencji prasowej promującej jego autobiografię "Spowiedź Fryzjera"© PAP | Adam Ciereszko

Potem Ryszard Niedziela będzie wspominał w swojej książce, że Fryzjer wyglądał jak "burak, błazen, a nie szef piłkarskiej mafii". Raczej niski, z przodu łysy, z tyłu kędzierzawa siwizna, wystający brzuch opinała niemodna koszula rozpięta pod szyją. Do tego nie najświeższa marynarka. Oczywiście złoty zegarek i złoty sygnet, złota bransoleta na ręce, w ustach złoty ząb. Nie rozstawał się z co najmniej dwoma telefonami, dwoma notesami i saszetką.

Forbrich urodził się we Wronkach w Wielkopolsce zaraz po drugiej wojnie i tam zaczął karierę działacza piłkarskiego. Najpierw połączył dwie podrzędne lokalne drużyny w jeden klub - Amica Wronki. Potem - dzięki pieniądzom z miejscowej fabryki AGD Amica - sprawił, że drużyna wylądowała w ekstraklasie i trzykrotnie zdobyła Puchar Polski. Oficjalnie był pracownikiem działu marketingu zakładu. Nieoficjalnie odpowiadał w klubie za transfery, załatwianie przychylności sędziów, działaczy piłkarskich i dziennikarzy. Za pieniądze fabryki kuchenek przekupywał sędziów, obserwatorów oceniających pracę arbitrów, fundował przychylnym dziennikarzom imprezy i wyjazdy.

Kontakty miał wszędzie. W domu Fryzjera, gdy zatrzymywała go policja, znaleziono wizytówki dziennikarzy, działaczy, sędziów. Ale i oficera z poznańskiego Centralnego Biura Śledczego Policji. A z akt śledztwa wynika, że część meczów ustawiał, korzystając z telefonu lokalnego komisariatu policji.

Forbrich był skuteczny, bo płacił dużo, regularnie i rzetelnie. Jeśli obiecał za ustawiony mecz 30 tys. złotych, to sędzia albo obserwator mieli pewność, że tyle dostaną. Po drugie, oprócz pieniędzy, oferował sędziom wysokie oceny obserwatorów. A to oznaczało, że za złe i nieuczciwe sędziowanie arbitrom nie groziły konsekwencje. A wręcz odwrotnie - awanse i nagrody.

Po trzecie, oprócz marchewki Fryzjer posługiwał się też kijem. Przekazywanie łapówek było nagrywane i mogło służyć jako narzędzie szantażu. Opowiadali o tym sędziowie w reportażu "Golenie Fryzjera", wyemitowanym przed laty przez nSport. Wspominają o tym także śledczy pracujący przy sprawie piłkarskiej mafii. - Sędziowie korzystali też z prostytutek podstawianych im za ustawione mecze. Ale ich igraszki były filmowane. Gdy jeden z młodych sędziów chciał się wycofać z korupcyjnego układu, usłyszał, że albo następny mecz będzie sędziował za darmo, albo kaseta VHS z prostytutkami trafi do jego bliskich. Innemu z kolei, gdy zaczął się stawiać, obrzucono dom koktajlami Mołotowa. Z tej mafii nie dało się wyjść - opowiada jeden ze śledczych.

Kompletna degrengolada polskiej piłki końca lat 90. i początku XXI wieku to także zasługa Fryzjera i jego mafii. A uosobieniem skutecznego trenera był Janusz Wójcik. Selekcjoner, który zdobył z kadrą olimpijską srebro w Barcelonie (1992 r.), był - można powiedzieć - zadaniowcem. Zwykł mawiać, gdy stawał przed trudnym zadaniem, że tu już "nie ma czasu na trenowanie, trzeba zacząć dzwonić". I dzwonił, i ustawiał mecze. Między innymi z Lechem, prowadzonym przez Czesława Michniewicza.

CZESŁAW MICHNIEWICZ, CZYLI BIZNES ŻYCIA

Drogi Czesława Michniewicza i Ryszarda Forbricha pierwszy raz przecięły się w 1996 roku. Po debiutanckim sezonie w ekstraklasie Amica Wronki szukała wzmocnień. Za transfery odpowiadał m.in. Forbrich, oficjalnie wiceprezes i menedżer klubu. Do drużyny dołączyli wtedy m.in. Jacek Ziober, Dariusz Jackiewicz i Czesław Michniewicz. Na pierwszy, ale i na drugi rzut oka transfer Michniewicza mógł dziwić. Przeciętny 26-letni zawodnik Polonii Gdańsk (drugi poziom rozgrywkowy) zostaje sprowadzony do zespołu i staje się… trzecim bramkarzem (przed nim w hierarchii na tej pozycji byli Jarosław Stróżyński i Zbigniew Pleśnierowicz).

Michniewicz w wyskoku w meczu z Wisłą Kraków
Michniewicz w wyskoku w meczu z Wisłą Kraków© PAP | PRZEMEK WIERZCHOWSKI

W swojej książce "Spowiedź Fryzjera. Szokująca prawda o korupcji w polskim futbolu", napisanej z dziennikarzem Adamem Godlewskim, Forbrich twierdzi, że za transferem Michniewicza do Amiki stał Andrzej Czyżniewski. To były bramkarz, a potem trener bramkarzy Amiki Wronki, "który biznes życia zrobił wcale nie na pizzerii w Trójmieście, tylko na sprzedaży karty [zawodniczej - red.]… Cześka Michniewicza Amice Wronki". Sęk jednak w tym, że w momencie transferu Czyżniewski był sędzią, więc nie miał prawa pośredniczyć w transferach zawodników. Jak do tego doszło, już nie opowie, bo zmarł w 2013 roku.

Mimo że Michniewicz przyszedł do Amiki jako rezerwowy bramkarz, zadebiutował w lidze bardzo szybko. Jak twierdzi Fryzjer - w bardzo specyficznych okolicznościach. W 6. kolejce sezonu 1996-97 Amica grała na wyjeździe z GKS Bełchatów. Zawodnicy z Wronek w ramach wcześniejszych rozliczeń zgodzili się przegrać ten mecz. Według Fryzjera pierwszy bramkarz Jarosław Stróżyński nie chciał tego firmować swoim nazwiskiem, dlatego po rozgrzewce zgłosił kontuzję. Zastąpił go Michniewicz. Amica przegrała 1:3.

Obecny selekcjoner powinien się szybko zorientować, że sukcesy Amiki wynikają ze zorganizowanej korupcji, za którą stoi Forbrich. Jak opisywał Fryzjer, były bowiem dwie metody zbierania kasy na kupowanie meczów. Piłkarze albo podpisywali odbiór fikcyjnych premii przeznaczonych na korumpowanie sędziów, albo w nagłych przypadkach "należało zrzutkę u zawodników zarządzić, żeby z chaty nie zapomnieli zabrać trochę grosza".

Początkiem końca korupcyjnego eldorado we Wronkach był finał Pucharu Polski w 1998 roku. Mecz był rozgrywany w Poznaniu. Zmierzyć się miały Amica z Aluminium Konin. W finale dochodzi do skandalu - jeszcze w trakcie meczu komentatorzy telewizyjni sugerują, że spotkanie jest dziwnie sędziowane. Ostatecznie, po dogrywce, 5:3 wygrywa Amica a piłkarska Polska drży w posadach od spekulacji na temat kupionego meczu i trofeum. Wtedy władze fabryki kuchenek zrozumiały, że Fryzjer może być dla klubu obciążeniem. Ostatecznie rozstały się z nim w 2000 r.

09.06.2000 r. Amica Wronki po zdobyciu Superpucharu Polski
09.06.2000 r. Amica Wronki po zdobyciu Superpucharu Polski© PAP | REMIGIUSZ SIKORA

Michniewicz podzielił jego los trzy lata później. Był wtedy trenerem rezerw, przymierzanym do objęcia pierwszej drużyny. Jednak coś poszło nie tak. Na kilka miesięcy zaczepił się w Polonii Olimpii Elbląg, ale za chwilę jego losy znowu przecięły się z Fryzjerem, już w Lechu Poznań.

MISTRZ ŚWIATA W ZAŁATWIANIU SĘDZIÓW CUMUJE W LECHU

W maju 2000 roku Lech Poznań spadł do 2. ligi. Na trybunach żegnało go 10 tys. kibiców. Klub był pogrążony w długach i w następnym sezonie musiał walczyć o uniknięcie kolejnego spadku. Wtedy władzę w Lechu przejęli ludzie związani ze środowiskiem kibiców z prezesem Radosławem Majchrzakiem na czele. Zaczęło się porządkowanie finansów i walka o powrót do ekstraklasy. W tym miał pomóc Fryzjer.

Prokuratorzy pisali: "Ryszard Forbrich po tym, jak w 2000 roku został wyrzucony z Amiki Wronki, przeniósł się na ulicę Bułgarską w Poznaniu i tam stworzył nowy ośrodek swojej działalności. Różnica dla niego była jedynie taka, że gdy wyjeżdżał z domu, zamiast kierować się na północny zachód, musiał teraz jechać na południowy wschód. W sposobie prowadzonych działań nic się nie zmieniło".

W Lechu Fryzjer, mimo że nie pełnił tam żadnej funkcji, czuł się jak u siebie w domu. Miał honorowe miejsce na trybunach, dostarczane napoje, przekąski, mógł przyjmować gości. Te przywileje wiązały się z nowymi obowiązkami. Działacze chcieli awansu. Udało się to w sezonie 2001-02. "Zdawaliśmy sobie sprawę, że Forbrich jest mistrzem świata, jeśli chodzi o sędziów i w ogóle środowisko piłkarskie, więc było nam to na rękę, że on u nas się zadomowił" - wyjaśniał przed prokuratorem działacz Lecha - Przemysław Erdman.

© WP

W aktach procesów o korupcję w piłce o tym, jak Fryzjer ustawiał w tych czasach mecze Lecha, opowiadają sędziowie, obserwatorzy meczowi, piłkarze. Ale śledczy nie przywiązywali dużej wagi do wydarzeń sprzed 1 lipca 2003 r. Dopiero od tego dnia ustawianie meczów stało się karalne w świetle prawa. I po tej dacie losy zawodowe Forbricha i Michniewicza ponownie się splatają.

Wersja powtarzana przez Michniewicza i ludzi związanych z Lechem brzmi tak: początek sezonu 2003-04 pod wodzą Libora Pali był kiepski, po pięciu meczach drużyna zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli ligi. Gdy 13 września Lech przegrał 1:3 u siebie w derbach Wielkopolski z Groclinem, zapadła decyzja o zwolnieniu Pali. Kandydatów do objęcia tego stanowiska było trzech, zarząd postawił na Michniewicza, młodego trenera i eksperta Canal Plus.

A teraz ta sama historia z uwzględnieniem akt prokuratorskich. Z 711 połączeń odnotowanych przez śledczych między Fryzjerem a Michniewiczem, pierwsze jakie znajdujemy w bilingach, ma miejsce o godz. 12:10, 1 lipca 2003 r., czyli kilkanaście godzin po wprowadzeniu przepisów karzących więzieniem za ustawianie meczów. Rozmowa trwała 113 sekund. Przez kolejne dwa i pół miesiąca, do 13 września, gdy Lech zaczyna poszukiwać nowego trenera, panowie rozmawiają ze sobą 49 razy (przez 2 godziny i 20 minut). Tu zastrzeżenie. Liczba 711 połączeń pojawia się w akcie oskarżenia, ale prokurator nie wyjaśnia jej pochodzenia. Nam po analizie akt udało się wyłuskać 591 połączeń Michniewicza z Forbrichem. Do tego 22 połączenia z numerem przyjaciela Fryzjera, który według śledczych użyczał mu telefonu oraz 6 połączeń z numerem syna konkubiny Forbricha.

W dniu meczu z Groclinem (Fryzjer jest wtedy gościem Lecha na trybunach, a Michniewicz komentuje mecz ze stadionu dla Canal Plus) obecny selekcjoner dzwoni do Forbricha dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania (rozmawiają 36 sekund) oraz półtorej godziny po zakończeniu meczu (28 sekund).

Po meczu prezes Radosław Majchrzak rozpoczyna poszukiwania nowego trenera. Gdy opowiadał o tym później w youtubowym kanale Futbolownia (marzec 2022 r.), przyznał, że wpływ na wybór miał Fryzjer. "Rysia Forbricha znam, zdarzało się telefonować. Wiadomo, skąd Czesiu do nas przyszedł. Był komentatorem sportowym, ale pracował i kształcił się jako trener w Amice. Szukaliśmy wtedy w Lechu trenera po zwolnieniu Pali. I na jakimś spotkaniu Rysiu Forbrich mówił, żeby spróbować kogoś młodego, jest super trener, jest facet, który pracuje we Wronkach. Spotkajcie się".

Z kolei Michniewicz podczas przesłuchania w prokuraturze zeznał, że dzień po meczu z Groclinem przyjechał na stadion Lecha po swoje rzeczy (gdy chciał je odebrać zaraz po spotkaniu, okazało się, że pod ziemię zapadł się magazynier, u którego zostawił torbę). Następnie pojechał na dworzec PKP i wsiadł do pociągu do Gdyni, gdzie wtedy mieszkał. W pewnym momencie zadzwonił prezes Majchrzak z propozycją pracy. Kazał Michniewiczowi wysiąść w Gnieźnie, wziąć taksówkę na koszt klubu i wrócić na stadion w Poznaniu. Z kolei Fryzjer miał do niego zadzwonić i odradzać podjęcie pracy w Lechu.

Przyjrzyjmy się bilingom. Tego dnia kontakt Michniewicza z Fryzjerem jest wzmożony. Jeszcze zanim wysiadł z pociągu w Gnieźnie, odebrał od niego telefon o godz. 12:44. Rozmowa trwała 4 minuty. To było trzecie połączenie od rana i jedno z 10 przeprowadzonych 14 września 2003 r. Dwa z tych połączeń inicjował dzisiejszy selekcjoner. W dniu zatrudnienia Michniewicza w Lechu panowie rozmawiali ostatni raz o 22:26 przez 9 minut i 30 sekund.

Mecz Zagłębie Lubin - Lech Poznań. Czesław Michniewicz przy ławce Lecha
Mecz Zagłębie Lubin - Lech Poznań. Czesław Michniewicz przy ławce Lecha© Newspix | KRYSTYNA PACZKOWSKA / newspix.pl

Już w pierwszym meczu pod wodzą Michniewicza doszło do próby ustawienia wyniku. 17 września Lech grał w Warszawie z tamtejszą Polonią w rozgrywkach Pucharu Polski. Krzysztof Perek, czyli dobry kolega Forbricha a także działacz, szef sędziów w Wielkopolsce i kibic Lecha, zaproponował prowadzącemu ten mecz Krzysztofowi Słupikowi "10 róż lub proporczyków" za pomoc drużynie z Poznania. W slangu mafii piłkarskiej oznaczało to 10 tys. zł. Sędzia trzeźwo zauważył, że mecz będzie rozgrywany w stolicy, na trybunach będą ważne osoby z PZPN, na czele z prezesem Michałem Listkiewiczem, kibicem Polonii, który nie pozwalał krzywdzić ukochanego klubu. Dlatego Perek w tym przypadku usłyszał zarzut jedynie usiłowania ustawienia meczu.

Jak wynika z billingów, Perek z Fryzjerem dzień przed tym meczem kontaktowali się co najmniej cztery razy. Ostatnie połączenie miało miejsce o 13:18. A już o 15:04 Fryzjer z tego samego numeru dzwonił do Michniewicza. Rozmawiali trzy minuty, potem jeszcze minutę. I na koniec dnia jeszcze prawie 13 minut o godz. 21:11. Tak samo dzień po meczu - o 11:41 Fryzjer zadzwonił do Perka, a o 15:10 Michniewicz wydzwonił Fryzjera. Połączenie trwało 193 sekundy.

Lech wygrał mecz w Warszawie 2:1. Perek został prawomocnie skazany za próbę ustawienia tego meczu.

Pierwszy ligowy mecz Michniewicza to spotkanie 6. kolejki ekstraklasy z Widzewem na wyjeździe. 21 września, w dniu zawodów, obecny selekcjoner łączył się z Fryzjerem pięć razy - dwa razy przed meczem i trzy razy po, ostatni raz o 23:12. Dwie pierwsze rozmowy inicjował trener Lecha. Rozmowy Forbricha z Michniewiczem poprzedziły połączenia bossa piłkarskiej mafii z sędzią Markiem Ryżkiem i Jackiem Milewskim, działaczem skazanym prawomocnie w 2010 r. na bezwzględne więzienie za ustawianie meczów Arki Gdynia. Dzień po zremisowanym 1:1 meczu Michniewicz zadzwonił do Fryzjera, rozmawiali ponad 10 minut. Po zakończeniu tego połączenia Forbrich przez minutę rozmawiał z Marianem Duszą, obserwatorem i jednym z najbardziej zaufanych swoich ludzi.

27 września Lech u siebie podejmuje GKS Katowice. Dzień wcześniej Michniewicz dzwoni do Fryzjera cztery razy i wysyła mu jednego SMS-a. A zaraz po meczu Forbrich łączy się z obecnym selekcjonerem i rozmawiają 47 sekund. Później szef piłkarskiej mafii łączy się z Krzysztofem Perkiem i Witem Żelazko, czyli dwoma byłymi sędziami i obserwatorami, skazanymi później za ustawianie meczów.

W ciągu dwóch dni po tym zakończonym kiepskim wynikiem meczu (Lech przegrał z GKS 1:2) panowie rozmawiali ze sobą w sumie 31 minut.

17 października Michniewicz poprowadził Lecha do zwycięstwa 5:1 nad Górnikiem Łęczna. Cytat z aktu oskarżenia: "Ryszard Forbrich (...) przybył do Poznania już na około półtorej godziny przed meczem. Jakby nie było, w końcu na nim też ciążyły zadania organizacyjne związane z przebiegiem tych zawodów, a organizatorowi nie wypadało pojawić się w ostatniej chwili".

Według śledczych ten pierwszy sukces Czesława Michniewicza w lidze miał być zasługą Fryzjera oraz Jacka Granata. Sędzia miał dostać 10 tys. zł podczas imprezy z działaczami Lecha po spotkaniu. A ze względu na menu z tamtego wieczoru, sprzedanie meczu Lech - Łęczna w slangu piłkarskiej mafii nazwano "sałatkami greckimi". Dowodem na ustawienie meczu Lecha z Łęczną była m.in. nagrana przez śledczych rozmowa pomiędzy Granatem a Forbrichem. Śledczy zaczęli stosować podsłuchy od 2006 r. W marcu 2006 r. Fryzjer dowiedział się, że jeden z sędziów poszedł na współpracę z policją. I zaczął dzwonić do innych swoich współpracowników, żeby ich wybadać, uspokoić, ostrzec. Wtedy właśnie rozmawiał z Granatem, który przypomniał mecz Lech – Górnik Łęczna z października 2003 r., jako potencjalne źródło kłopotów.

Jerzy Goś, który przed tym meczem pomógł Forbrichowi w dotarciu do Granata, przyznał się do winy i w czerwcu 2011 r. został za to prawomocnie skazany. W wyroku czytamy, że dzięki Gosiowi Forbrich mógł przekazać Granatowi co najmniej 10 tys. łapówki za ustawienie tego meczu.

Ten sam sąd, w oparciu o te same dowody, 10 lat później uniewinnił Jacka Granata od zarzutu przyjęcia łapówki za mecz Lech – Łęczna. Dał wiarę wyjaśnieniom Fryzjera, który twierdził, że nigdy nie składał propozycji korupcyjnych sędziemu z Warszawy oraz zapewnieniom samego Granata, że nie brał udziału w procederze korupcyjnym, a z Forbrichem rozmawiali zazwyczaj o… nowinkach w branży kosmetyków stosowanych w zakładach fryzjerskich. Granat pracował w tamtym czasie w firmie produkującej takie kosmetyki. Granat w 2020 r. został prawomocnie skazany za ustawienie innego meczu – Groclin – Zagłębie Lubin z sezonu 2004/2005.

Czesław Michniewicz podczas meczu Lech Poznań - Odra Wodzisław
Czesław Michniewicz podczas meczu Lech Poznań - Odra Wodzisław© Licencjodawca | LUKASZ GROCHALA / newspix.pl

PUŚCILI, ŻEBY POTEM ODEBRAĆ?

Lecha, cztery dni po "sałatce greckiej" z Łęczną, czekał rewanżowy mecz ćwierćfinału Pucharu Polski z Górnikiem Polkowice. Na Dolnym Śląsku padł bezbramkowy remis. Rewanż miał się okazać meczem wyjątkowo brzemiennym w skutki. Lech wygrał 4:1, Polkowice wystawiły rezerwowy skład. Dziennikarze pisali jeszcze przed spotkaniem, że trener Mirosław Dragan dał odpocząć kilku podstawowym zawodnikom, bo Górnik skupiał się na walce o utrzymanie w ekstraklasie.

W pewnym sensie potwierdzają to zeznania sędziów, piłkarzy, trenerów i działaczy z Polkowic. A przesłuchano ich niemal wszystkich, ponieważ w sezonie 2003/04 Górnik Polkowice był jednym z głównych "podopiecznych" Fryzjera.

Polkowiczanie do korupcji podeszli systemowo. Działacze wymyślili, że piłkarze będą kwitować fikcyjne premie (ich głównym źródłem były miejskie pieniądze przeznaczone na klub), a zdobyte w ten sposób środki będą przeznaczane na kupowanie meczów za pośrednictwem Forbricha.

W przypadku pucharowego starcia z Lechem miało dojść do bezgotówkowego układu: Polkowice odpuszczają Puchar Polski, a wiosną Lech oddaje punkty w lidze. O tym, że do takiego układu doszło, zapewniali działacze i piłkarze Polkowic, a ówczesny kierownik drużyny Mariusz Jurak wprost wskazał na Czesława Michniewicza: "Wcześniej trenerzy klubu Polkowic i Lecha umówili się między sobą, że Polkowice odpuszczą mecz w Pucharze Polski. Lech miał kiedyś w przyszłości oddać nam te punkty w lidze". Michniewicz, działacze i piłkarze Lecha oczywiście temu układowi kategorycznie zaprzeczali. Warto zapamiętać ten opis, sprawa jeszcze dalej powróci.

Spotkanie (21 października 2003 r.) sędziował Krzysztof Zdunek. Fryzjer wkrótce po zakończeniu meczu dwukrotnie kontaktował się z arbitrem, a komórka Forbricha logowała się do nadajnika znajdującego się obok restauracji, gdzie działacze Lecha świętowali po zwycięstwach.

Lech pierwszą rundę sezonu pod wodzą Michniewicza skończył na 10. miejscu w tabeli. W tym okresie Fryzjer rozmawiał z obecnym selekcjonerem 60 razy, łącznie 156 minut. 22 połączenia były inicjowane przez Michniewicza.

Fryzjer ustawił lub próbował ustawić w tym okresie przynajmniej dziewięć meczów różnych drużyn.

NOCNE Z FRYZJEREM ROZMOWY

Kontakty Forbricha i Michniewicza przestały być tak intensywne po zakończeniu jesiennej części rozgrywek. Ale gdy Lech w styczniu zaczął przygotowania do rundy wiosennej, znów zaczęli do siebie częściej dzwonić.

21 stycznia lechici zakończyli obóz w Cetniewie i wrócili do Poznania, ale ze względu na rosnące zaległości finansowe część piłkarzy myślała o rozwiązaniu kontraktów.

Michniewicz w tym trudnym momencie wisi na telefonie z szefem piłkarskiej mafii. Najpierw dzwoni do Fryzjera o 22:18 i rozmawia 15 minut. Kończy rozmowę o 22:33 i od razu dzwoni jeszcze raz - na 10 minut. Następnego dnia podobnie - 22:20 i 15 minut rozmowy, a potem jeszcze kolejny kwadrans.

Z kolei w piątek 23 stycznia trener dzwoni do Forbricha na 22 sekundy tuż przed północą. Jego telefon loguje się w Poznaniu, a urządzenie Fryzjera w Pile. Następnie Michniewicz rusza w kierunku Piły, dalej rozmawiając z Fryzjerem, aż o godz. 1:23 ich telefony logują się w tym samym miejscu w centrum Piły. Połączenia na pewien czas ustały, ale tuż przed 3 rano Fryzjer jeszcze na ponad 10 minut dzwoni do Michniewicza, a jego telefon loguje się na drodze z Piły do rodzinnego Obrzycka. W sumie tej nocy panowie kontaktowali się pięciokrotnie, rozmawiali przez telefon ponad 15 minut. Co Michniewicz i Forbrich robili tamtej nocy w Pile? Michniewicz w przesłanych nam odpowiedziach na pytania (całość zamieszczamy na końcu tekstu) mówi, że tego dnia odbywał się w Pile Bal Piłkarza, na który został zaproszony po odbiór nagrody, a pojechał tam prosto z turnieju halowego.

Ostatecznie Lechowi udało się opanować kryzys finansowy i drużyna mogła rozpocząć rundę wiosenną. 19 marca w Poznaniu padł bezbramkowy remis z Amiką. Mecz zaczął się o godz. 19. Michniewicz jeszcze godzinę przed spotkaniem na prawie dwie minuty zadzwonił do Fryzjera. Połączył się z nim też dwa razy po meczu: o 22:29 i 23:15. Rozmowy trwały w sumie ponad 7 minut. Między tymi połączeniami Forbrich rozmawiał z Jerzym Gosiem, najważniejszą osobą w PZPN od spraw sędziów i obsady, najcenniejszym współpracownikiem Fryzjera, który później przyznał się do ustawiania meczów i został za to prawomocnie skazany.

Przed kolejnymi meczami Lecha - z Górnikiem oraz Wisłą Płock Fryzjer z wyprzedzeniem próbował ustalić obsadę sędziowską i nazwiska obserwatorów. W tym samym czasie kontaktował się też z działaczami Lecha Poznań, a dzień po meczu z Wisłą zakończonym spektakularnym remisem 4:4 o godz. 11:00 odebrał telefon od Michniewicza i rozmawiał z nim niemal 13 minut.

Wronki, 20.06.2011. Ryszard Forbrich (nz), główny podejrzany w procesie korupcyjnym w polskim futbolu podczas konferencji prasowej promującej jego autobiografię "Spowiedź Fryzjera"
Wronki, 20.06.2011. Ryszard Forbrich (nz), główny podejrzany w procesie korupcyjnym w polskim futbolu podczas konferencji prasowej promującej jego autobiografię "Spowiedź Fryzjera"© PAP | Adam Ciereszko

Kolejny ważny mecz Lech Michniewicza rozgrywał 7 kwietnia 2004 r. o godz. 16:30 w Katowicach. Starcie z GKS-em było pierwszym półfinałem Pucharu Polski. Lech wygrał 2:1. Dzień przed meczem Michniewicz rozmawiał z Fryzjerem dwa razy, pięć minut, a już niecałą godzinę po spotkaniu w Katowicach rozmawiali cztery i pół minuty z jednego numeru, następnie Michniewicz wysłał SMS z drugiego telefonu. Zaraz potem z Forbrichem skontaktował się Jerzy Goś, czyli człowiek odpowiedzialny za sędziów w PZPN.

KIBICE KRZYCZĄ "SPRZEDAWCZYKI". A ONI PRÓBUJĄ KUPIĆ

Kolejny mecz Czesława Michniewicza z korupcyjnym podtekstem to spotkanie 19. kolejki z Widzewem Łódź, które odbyło się 18 kwietnia 2004 r. "Kolejorz" zajmował 10. miejsce w 14-zespołowej lidze. Poznaniacy skupiali się w tamtym sezonie na Pucharze Polski, ale zaniedbywanie ligi mogło skończyć się spadkiem. W poprzednich sześciu kolejkach drużyna Michniewicza wygrała tylko raz, a trzykrotnie remisowała. Dlatego według prokuratury Ryszard Forbrich otrzymał zlecenie od Przemysława Erdmana, żeby przekupić sędziego. Fryzjer zaczął załatwianie już trzy dni przed meczem. Wtedy po raz pierwszy zadzwonił do Piotra Święsa, który od Forbricha dowiedział się, że będzie sędziował to spotkanie. Szef piłkarskiej mafii obiecał mu 10 tys. zł za korzystny wynik. Tu uwaga: Lech był traktowany przez Fryzjera wyjątkowo – normalna cena za ustawienie meczu w tamtym okresie zaczynała się od 30 tys.

Dwa dni przed meczem Erdman rozmawiał z Fryzjerem o godz. 22.13. Menedżer Lecha dodzwonił się do Forbricha, gdy ten skończył trwającą ponad pięć minut rozmowę z Michniewiczem. To nie był pierwszy kontakt z dzisiejszym selekcjonerem tego wieczora. Wcześniej rozmawiali 2 minuty o godz. 21:03. A po 22.00 wymienili dwa SMS-y.

Z kolei wcześniej Forbrich rozmawiał z Marianem Duszą, jednym z najbardziej umoczonych w korupcję działaczy, który załatwiał informacje o sędziach, oraz Henrykiem Klockiem, obserwatorem oceniającym pracę sędziów.

W dniu meczu Forbrich wisiał na telefonie z Erdmanem, sędzią Święsem oraz obserwatorem Markiem Kowalczykiem (to on był sędzią, który w skandaliczny sposób prowadził niesławny finał Pucharu Polski między Amicą Wronki a Aluminium Konin w 1998 r., po którym to spotkaniu rozpoczął się koniec ery Fryzjera we Wronkach). Telefony między zainteresowanymi zaczęły się o 11:17 i odnotowano je nawet w przerwie meczu. O 18:12 Fryzjer zadzwonił z pretensjami do sędziego, bo na boisku utrzymywał się remis 1:1. Mecz zakończył się takim wynikiem, więc arbiter nie dostał pieniędzy, a o 20:20 został jeszcze zrugany przez szefa piłkarskiej mafii.

Tego wieczoru szef mafii był wyjątkowo zapracowany. Co chwilę dzwonili albo byli wydzwaniani zaufani sędziowie i obserwatorzy, w tym Marian Dusza oraz Krzysztof Perek.

A mimo to Michniewiczowi udało się wcisnąć między nich na 288 sekund. Ale widocznie nie zdążyli sobie wszystkiego powiedzieć, bo już następnego dnia o 9:31 Forbrich i trener rozmawiali 6 minut. A potem tego samego dnia jeszcze dwa razy: 4 i 9 minut. Dzwonili do siebie na przemian. Co ważne - tego dnia Fryzjer po raz pierwszy zadzwonił do Michniewicza z nowego numeru, wykorzystywanego - według śledczych - przede wszystkim do ustawiania meczów.

Przemysław Erdman, Piotr Święs oraz Ryszard Forbrich zostali prawomocnie skazani za próbę ustawienia tego meczu.

Paradoksalnie kibice posądzali piłkarzy Lecha, że sprzedali mecz Widzewowi. Na trybunach było słychać okrzyki "sprzedawczyki" pod adresem zawodników Michniewicza.

8 maja Lech grał w Łęcznej. Dzień wcześniej Forbrich i Michniewicz rozmawiają 158 sekund. To spotkanie ponownie ma sędziować Święs. Fryzjer zaproponował mu za przychylność 10 tys.

Ale sędzia dostał też propozycję korupcyjną od działacza Górnika. Być może dlatego sędziowanie nie układało się po myśli poznaniaków - Górnik dostał karnego, a obrońca Lecha Waldemar Kryger wyleciał z boiska po otrzymaniu czerwonej kartki. Lech wygrał 2:1, ale Forbrich zadzwonił po spotkaniu do Święsa i przekazał, że pieniędzy nie dostanie.

"To zdarzenie było absolutnym wyjątkiem od reguły i złamaniem zasad, których nadzorcą był Ryszard Forbrich" - podkreślili w akcie oskarżenia prokuratorzy.

Dzień po meczu w Łęcznej Michniewicz rozmawiał z Forbrichem prawie 6 minut. Ryszard Forbrich został prawomocnie skazany za próbę ustawienia tego meczu.

18 maja 2004 r. Lech miał rozegrać najważniejszy mecz sezonu, pierwsze spotkanie finałowe Pucharu Polski. Do stolicy Wielkopolski przyjeżdżała Legia Warszawa.

Spotkanie rozpoczęło się o 19.30. Michniewicz niemal do ostatniej chwili kontaktuje się z Fryzjerem. Dzwonią do siebie o 17:14 oraz 18:08. Po tej pierwszej rozmowie Forbrich wykręca numer do Eugeniusza Stanka, członka zarządu PZPN i adwokata, który później będzie bronił Fryzjera. Na godzinę przed rozpoczęciem meczu do Forbricha dwa razy próbuje dodzwonić się Przemysław Erdman. Udaje się za trzecim razem. Po 50 sekundowej rozmowie Fryzjer natychmiast dzwoni do Erdmana i rozmawiają dwa razy w sumie przez dwie minuty.

Lech wygrał 2:0, mecz skończył się po 21.00. A już o 22:25 Michniewicz minutę rozmawia z Forbrichem. Ale 24 minuty po północy zadzwonił do Fryzjera na kolejne 46 sekund. Telefon selekcjonera loguje się na rynku w Poznaniu, połączenie do Forbricha przerwało świętowanie zwycięstwa nad Legią.

Dzień po finale kolejna rozmowa - tym razem solidna, niemal 10-minutowa. Zaraz po Michniewiczu Fryzjer zadzwonił do Erdmana i rozmawiał z nim niemal 14 minut. To był już początek operacji przed kolejnym meczem, którego skutki były tragiczne dla kilku osób z Lecha.

SZOK WÓJCIKA, GDY ZARZĄD LECHA SPRZEDAJE MECZ

Co z tego, że Lech miał już prawie Puchar Polski, skoro nie miał pieniędzy, a zaległości wobec piłkarzy rosły. Ale Fryzjer na to też miał rozwiązania. Jednym z klubów, którym się wtedy także opiekował, był Świt Nowy Dwór Mazowiecki. A tam drużynę prowadził od niedawna były selekcjoner Janusz Wójcik. Świt walczył o utrzymanie w lidze, Lech już o nic. Dlatego zarząd klubu z Poznania od razu przyklasnął propozycji władz Świtu, którą przekazał Forbrich, żeby sprzedać ten mecz.

© WP

Zresztą, jak wyjaśniali w prokuraturze Wojciech Szymański oraz Ireneusz Jankowski z zarządu Świtu, tego typu transakcje na linii Poznań - Nowy Dwór miały już miejsce wcześniej. Według nich w sezonie 2001/02, gdy Lech walczył o awans do 1. ligi, prezes Radosław Majchrzak zgłosił się z propozycją odpuszczenia meczu. Ekipy miały dogadać się na ok. 45 tys. zł plus oddanie punktów w kolejnym sezonie. Lech wygrał 30 marca 2002 r. w Nowym Dworze Mazowieckim 3:1. Wtedy nie było to przestępstwo, prokuratorzy nie pociągnęli tematu.

Inaczej było ze spotkaniem z 22 maja 2004 r. Zostało ono dokładnie opisane w aktach sprawy mafii piłkarskiej. Analiza połączeń pomiędzy Michniewiczem, Forbrichem, działaczami Lecha i Świtu zajmuje w akcie oskarżenia osiem stron. Do tego dołączono analizę graficzną. W sumie Fryzjer przy ustawianiu tego meczu posługiwał się sześcioma różnymi telefonami. Czesław Michniewicz dzwonił lub odbierał połączenia z trzech z nich, dwa z nich służyły Fryzjerowi tylko do działań związanych z ustawianiem meczów.

Negocjacje zaczęły się kilka dni wcześniej. Ze strony Lecha zajął się nimi Erdman. W prokuraturze mówił: "Zostałem poproszony na spotkanie z Majchrzakiem i Sołtysem (prezesami Lecha - przyp. red.). Oni powiedzieli, że jest propozycja ze strony Świtu, że chcą zapłacić za odpuszczenie tego meczu". Erdman miał wtajemniczyć w sprawę trzech najstarszych i najbardziej doświadczonych piłkarzy: Piotra Reissa, Waldemara Krygera oraz Zbigniewa Wójcika.

Nawet zaprawiony w korupcyjnych układach trener Janusz Wójcik mówił ze zdziwieniem: "Byłem tym zszokowany, pierwszy raz słyszałem, żeby na temat sprzedaży meczu rozmawiać z zarządem klubu".

Wójcik próbował się upewnić u Fryzjera, że sprawa będzie odpowiednio załatwiona, a o wszystkim wie też trener Czesław Michniewicz.

Wójcik tak to relacjonował: "Bałem się, że trener może jakimiś zmianami w składzie pokrzyżować nam plany. Fryzjer zadzwonił z drugiego telefonu do Michniewicza i puścił mi go na głośnomówiący. Słyszałem rozmowę Fryzjera z Michniewiczem. Z rozmowy wynikało, że Michniewicz wie o tym układzie. Fryzjer zresztą w tej rozmowie nieźle ustawiał tego Michniewicza, mówił mu, żeby jakichś zmian nie przeprowadzał i wydawał inne polecenia. Michniewicz przytakiwał tylko Fryzjerowi. Widać było, że jest mu zupełnie posłuszny. Później dowiedziałem się od Fryzjera, że ten Michniewicz dostał z tych przekazanych im pieniędzy działkę dla siebie. Było wiadome, że Michniewicz chodzi na pasku u Fryzjera".

Co ważne – zeznania Wójcika w tym zakresie zostały uznane przez sąd za wiarygodne.

W sumie doszło do dwóch takich równoległych rozmów trwających łącznie 4 minuty.

Ostatecznie stanęło na sprzedaniu meczu za 100 tys. Pozostało jeszcze przekazanie pieniędzy. Zadanie to przypadło działaczowi Świtu Januszowi Skolimowskiemu. Wojciech Szymański dał mu dwie paczki z banknotami owinięte papierem i zaklejone taśmą. 20 maja przed godz. 12.00 Skolimowski ruszył do Poznania. Po czterech godzinach był na miejscu. Przed 16 skontaktował się z Erdmanem, który pokierował go w uliczkę na poznańskim Franowie. Z wyjaśnień działacza Świtu wynika, że pieniądze odebrała osoba poruszająca się takim samym samochodem, jakim jeździł wtedy syn konkubiny Fryzjera. Chwilę po przekazaniu 100 tys. Erdman zadzwonił do Forbricha oraz Michniewicza. Zaraz potem Fryzjer wybrał numer Michniewicza. W czasie przekazania pieniędzy telefon Michniewicza logował się przy ul. Bułgarskiej, czyli przy stadionie Lecha Poznań. Erdman według logowań telefonu przebywał na południu Poznania, gdzie koordynował odbiór łapówki, a po przejęciu pieniędzy wrócił do siedziby Lecha przy Bułgarskiej. O godzinie 19:34 telefony Erdmana i Michniewicza logowały się do tego samego masztu przy stadionie Lecha.

Lech, zgodnie z umową, przegrał ze Świtem (0:1).

Czesław Michniewicz podczas niedawnej wizyty w Kanale Sportowym u przyjaciela, dziennikarza Krzysztofa Stanowskiego zapewniał, że nie miał pojęcia o pieniądzach przyjętych przez Lecha za ten mecz. Wyjaśniał, że wbrew temu, co twierdzili śledczy, wcale nie wystawił rezerwowego składu. Nie wspomniał jednak o tym, że trzech piłkarzy, którzy sprzedali ten mecz (Reiss, Kryger, Wójcik), grało pełne 90 minut. No i nie wytłumaczył, o czym właściwie rozmawiał przy okazji tego meczu z Fryzjerem. A były to łącznie 23 połączenia w ciągu trzech dni, trwające w sumie 77,5 minuty. Większość z nich inicjował Michniewicz.

Piłkarz Lecha Zbigniew Wójcik przyznał przed prokuratorem, że z pieniędzy od Świtu piłkarze dostali 5-7 tys. Reszta trafiła do kasy klubu. Za ustawienie tego meczu Piotr Reiss, Waldemar Kryger, Zbigniew Wójcik oraz Przemysław Erdman i Ryszard Forbrich zostali skazani prawomocnymi wyrokami.

1 czerwca 2004 r. Lech gra rewanżowy mecz w finale Pucharu Polski. Spotkanie w Warszawie rozpoczęło się o 20:15. Legia wygrała 1:0, ale dzięki zaliczce z pierwszego starcia poznaniacy zdobyli trofeum. W reportażu "Droga po Puchar" telewizji WTK widzimy Michniewicza w szatni po meczu gratulującego piłkarzom. Podkreśla sukces, który Lech osiągnął mimo kontuzji kilku piłkarzy i rzutu karnego dla Legii. - Nie było sędziowania, jakiego byśmy sobie życzyli - słychać, jak mówi na filmie.

Mecz prowadził Antoni Fijarczyk, który za rok zostanie zatrzymany przez policję na gorącym uczynku po przyjęciu łapówki od prezesa GKS Katowice Piotra Dziurowicza.

Czesław Michniewicz zaraz po odniesieniu pierwszego trenerskiego triumfu poczuł potrzebę rozmowy z Forbrichem. Trzy minuty po północy, z drogi powrotnej do Poznania trener próbuje z dwóch swoich telefonów dodzwonić się do Fryzjera. W akcie desperacji wykręca nawet numer zakładu fryzjerskiego partnerki Forbricha. Udaje się za czwartym razem. Panowie rozmawiali cztery minuty.

MICHNIEWICZ PROWADZI ODPRAWĘ, PIŁKARZE ZAJĘCI WYMUSZANIEM KASY

Kolejny mecz i znowu zarzuty korupcyjne. W przedostatniej kolejce sezonu o utrzymanie walczyły Polonia Warszawa, Świt Nowy Dwór Mazowiecki i Górnik Polkowice. Jak pisaliśmy wyżej, we wcześniejszej serii Lech sprzedał mecz Świtowi. Dlatego teraz Górnik liczył na to samo. I miał też argument, że w przeszłości podłożył się klubowi z Poznania (chodzi o opisywany już mecz z 21 października 2003 r. ćwierćfinału Pucharu Polski).

© WP

Ale zawodnicy Lecha nie chcieli nic oddawać za darmo. Pośredniczący w rozmowach Fryzjer oświadczył Mariuszowi Jurakowi, odpowiedzialnemu za ustawianie meczów w Górniku Polkowice, że sprzedanie meczu będzie kosztowało 150 - 200 tys. Działacze z Polkowic najpierw się wściekli, ale potem zabrali do roboty. Mieli jednak trudności, bo finansowani przez miejski budżet zdołali zaledwie zaoferować 60 tys.

Do Poznania pojechali na dwa samochody. W jednym działacze, w drugim piłkarze, którzy mieli przemówić do rozsądku kolegom z boiska. Do spotkania doszło w mieszkaniu zawodnika Zbigniewa Wójcika. W negocjacjach brali udział też Kryger, Reiss oraz Erdman. Doszło też do spotkania działaczy z Polkowic z Michniewiczem, trener Lecha miał odrzucić propozycję przedstawioną przez Mariusza Juraka.

A Świt, który dwa tygodnie wcześniej kupił mecz w Poznaniu, teraz też zaoferował pieniądze Lechowi. Za to, żeby Lech pokonał rywala do spadku - czyli właśnie Górników. I proponował 150 tys. Klub z Mazowsza miał prywatnych sponsorów.

Pieniądze przekazano w dolarach, w dniu meczu, w pokoju hotelowym w Komornikach pod Poznaniem, gdzie Lech szykował się do spotkania z Polkowicami. Operację ze strony Lecha koordynował Robert Dominiak, masażysta, który wcześniej pracował w Świcie. Dziś jest koordynatorem sztabu medycznego Lechii Gdańsk.

Działacze i trenerzy Świtu woleli dmuchać na zimne. Żeby mieć pewność sukcesu swoich poczynań, zapłacili też 20 tys. za przychylność sędziemu meczu Polkowice - Lech. Pieniądze Krzysztofowi Słupikowi przekazał Krzysztof Perek, działacz Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, obserwator i jeden z najbardziej zaufanych ludzi Fryzjera.

Dzień przed meczem Czesław Michniewicz opuścił zgrupowanie w Komornikach i między godziną 17:37 a 21:03 pojechał razem z kapitanem drużyny Piotrem Reissem do oddalonego o 80 kilometrów Sierakowa. Mieli się tam spotkać z Forbrichem oraz Krzysztofem Perkiem. Perek przyjechał tam prosto po spotkaniu, na którym trener Świtu Janusz Wójcik przekazał mu 20 tys. złotych łapówki dla sędziego. Jak zeznał potem Michniewicz, do Sierakowa pojechali z Reissem jako goście obozu szkoleniowego dla arbitrów. Perek potwierdził to potem w sądzie, ale… zdradził nieco inny przebieg wydarzeń: "Ponieważ członkiem zarządu tamtejszych władz był też pan Forbrich, a jednocześnie mieszka niedaleko Sierakowa, to zaproponował, że przywiezie zaproszonych gości" - mówił. Telefon Forbricha rzeczywiście logował się wtedy w Sierakowie. Telefon Michniewicza był w tym okresie wyłączony.

W dniu meczu kierownik Górnika Mariusz Jurak co chwilę biegał do pokoju sędziów i relacjonował Krzysztofowi Słupikowi stan gry. Po przyjeździe na stadion drużyny Lecha Jurak próbował jeszcze ostatni raz przemówić do honoru Michniewicza, odwołując się do układu z jesieni z Pucharu Polski. Bezskutecznie. "Michniewicz zrobił mnie w chuja" - miał stwierdzić Jurak i rzutem na taśmę próbował przekupić sędziego. Słupik wyśmiał tę propozycję.

Lechici przyjechali na stadion w ostatniej chwili, rozgrzewkę przeprowadzili w lesie po drodze. Przed dojechaniem do Polkowic Michniewicz zdążył jeszcze odbyć dwuminutową rozmowę z Fryzjerem. Jak potem tłumaczył obecny selekcjoner, lechici chcieli uniknąć kolejnych podchodów korupcyjnych ze strony Górnika. Ale bez podchodów się nie obyło. Tyle że ze strony Lecha.

Do przerwy w Polkowicach utrzymywał się wynik 0:0. Niekorzystny dla Świtu, który w tym samym czasie grał z Groclinem w Grodzisku i do przerwy przegrywał 0:2. "Postanowili to wykorzystać zawodnicy i działacze Lecha Poznań" - czytamy w akcie oskarżenia.

W przerwie meczu, gdy Czesław Michniewicz teoretycznie powinien prowadzić odprawę w szatni, jego piłkarze oraz fizjoterapeuta byli zajęci negocjowaniem dodatkowej kasy. Najpierw Robert Dominiak zadzwonił do działacza Świtu Ireneusza Jankowskiego i w imieniu piłkarzy Lecha zażądał dodatkowych 30 tys. Jankowski skontaktował się z właścicielem Świtu Wojciechem Szymańskim, który zgodził się na dopłatę. Słuchawkę przejął jeden z piłkarzy Lecha (z akt nie wynika który) i Jankowski musiał powtórzyć obietnicę. Tak zmotywowani zawodnicy wyszli na drugą połowę i strzelili dwa gole. Po meczu Michniewicz podzielił pieniądze pomiędzy 22 członków ekipy.

Później Dominiak kilka razy dopominał się u działaczy Świtu o te dodatkowe 30 tys. Właściciel Świtu kazał go "olać", bo "dostatecznie dużo pieniędzy dostali" - opowiadał Jankowski. Jego klubowi nic to nie dało, kilka dni później i tak spadł z ekstraklasy.

W okresie bezpośrednio poprzedzającym mecz z Polkowicami i tuż po nim Michniewicz rozmawiał z Forbrichem 34 razy, łącznie 61 minut. W dniu meczu, który rozpoczął się o godz. 19.00, po raz pierwszy połączyli się o 7:47 - na prawie 7 minut. Godzinę po meczu Michniewicz puścił Fryzjerowi sygnał, ten oddzwonił o 22:20, rozmawiali 2 min. 30 s.

Dzień po meczu o 23:10 Michniewicz znowu zadzwonił do Fryzjera. Rozmawiali 15 minut. Skończyli, ale za chwilę selekcjoner znowu wybrał numer szefa piłkarskiej mafii. Kolejna rozmowa - prawie trzy minuty.

W 2021 r. sąd uniewinnił ostatecznie Piotra Reissa, Waldemara Krygera i Roberta Dominiaka za przyjęcie pieniędzy od działaczy Świtu. "Te pieniądze zostały właśnie dane w tym celu, żeby zagwarantować uczciwe zachowanie, czyli walkę fair play w meczu z Polkowicami (...). Oczywiście można ze strony etycznej, moralnej różnie interpretować, różnie oceniać zachowania zawodników Lecha, również oskarżonego Dominiaka, jednakże naszym zdaniem ten czyn nie podlega formalizacji i dlatego należało utrzymać w mocy uniewinnienie oskarżonego przez sąd pierwszej instancji" - mówił sędzia podczas uzasadnienia wyroku.

Ale Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia na podstawie niemal tych samych dowodów skazał Przemysława Erdmana za próbę nakłonienia działacza z Polkowic do zapłacenia łapówki. Wątek byłego menadżera Lecha wyłączono do osobnego postępowania i w 2019 r. Erdman za nakłanianie działacza Górnika Polkowice do wręczenia łapówki oraz cztery inne czyny związane z ustawianiem meczów Lecha usłyszał prawomocny wyrok: rok i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na cztery lata oraz 25 tys. zł grzywny. Z kolei piłkarz Zbigniew Wójcik przyznał się do przyjęcia pieniędzy za ten mecz i dobrowolnie poddał się karze.

NOWY SEZON, STARE METODY

W sezonie 2004/05 za ustawianie meczów ekipa Lecha zabrała się od początku rozgrywek. Ponieważ w środowisku arbitrów wszyscy wiedzieli, że Fryzjer "opiekuje się sukcesami Lecha" (to cytat z aktu oskarżenia), Krzysztof Zdunek sam zadzwonił do Forbricha, gdy okazało się, że ma sędziować mecz 1. kolejki GKS Katowice - Lech Poznań. W efekcie Forbrich wydzwonił Erdmana, a Erdman ponownie Zdunka. Umówili się na co najmniej 5 tys. łapówki za korzystne poprowadzenie zawodów. To wyjątkowo promocyjna kwota - w tamtych czasach zwyczajowo stawka sędziego wahała się w okolicach 30 tys. Lech wygrał w Katowicach 3:0. Po meczu wracający z Katowic do Poznania Czesław Michniewicz dwa razy próbował się dodzwonić do Forbricha, w tym raz na niezarejestrowany numer używany do ustawiania meczów. Forbrich natychmiast oddzwonił i panowie rozmawiali przez ponad 7 minut.

Krzysztof Zdunek dostał umówione pieniądze, został za to prawomocnie skazany przez Sąd Rejonowy w Bełchatowie 5 maja 2015 r. Przemysław Erdman został prawomocnie skazany za kupienie tego meczu 19 listopada 2019 r.

Drugiego sezonu w Lechu Czesław Michniewicz nie zaczął najlepiej. Na początku października po 7. kolejkach drużyna zajmowała 12. miejsce i miała tyle samo punktów co przedostatni w tabeli Górnik Łęczna. I pięć porażek na koncie. Zapewne dlatego do akcji znowu musiał wkroczyć Forbrich. I postanowił się podjąć wyzwania wyjątkowego - ustawienia meczu z Legią Warszawa. Śledczy wiele razy podkreślali w akcie oskarżenia, że do ustawiania meczów z topowymi drużynami dochodziło rzadko, bo sędzia nie był w stanie zniwelować różnic w poziomie sportowym bez ordynarnych oszustw.

Fryzjer postanowił zaryzykować, zwłaszcza że mecz miał prowadzić Tomasz Pacuda, a obserwatorem był Jacek Kubiak. Prokurator stwierdził w akcie oskarżenia, że "obaj panowie doskonale byli znani Ryszardowi Forbrichowi".

Mecz zaczął się wcześnie, o godz. 13.00 (3 października 2004). I kiepsko dla Lecha. Już w 9. minucie bramkę dla Legii zdobył Marek Saganowski. O godz. 13:08 i 13:11 Forbrich próbował się dodzwonić do Kubiaka. A w przerwie o 13:51 dodzwonił się do sędziego Pacudy.

Starcie w Poznaniu zakończyło się remisem 1:1. Zacytujmy akt oskarżenia: "W czasie meczu sędzia Pacuda nie uznał bramki dla Lecha Poznań. Sędzia asystent, nie będąc wprowadzony w rozmowy z Ryszardem Forbrichem, zasygnalizował mu, że została strzelona ze spalonego. Po meczu sędziowie i obserwator zostali zaproszeni przez Ryszarda Forbricha do restauracji Brovaria, mieszczącej się na Starym Rynku 73 w Poznaniu. Ryszard Forbrich w restauracji krzyczał na sędziów, mając pretensje o nie uznanie tej bramki. Za to przewinienie nie załatwił sędziom dobrych not, a wręcz przeciwnie, sędzia główny i niewprowadzony w temat asystent, który nieszczęśliwie podniósł chorągiewkę sygnalizując spalonego, dostali noty predysponujące ich do spadku z ligi".

Po meczu jeszcze o 20:56 sędzia Pacuda wysyła SMS do Fryzjera. A niecałą godzinę później do Forbricha próbuje się dodzwonić Michniewicz. Udaje się za trzecim razem. Rozmawiają 3 min. 30 s.

Tomasz Pacuda oraz Ryszard Forbrich zostali prawomocnie skazani za próbę ustawienia tego meczu.

W październiku 2004 r. niewiele brakowało, a przygoda Michniewicza z Lechem by się zakończyła. 5 października Pogoń Szczecin, czyli inny klub, którym wtedy opiekował się Fryzjer, przegrała w Pucharze Polski ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki i z posadą trenera "Portowców" pożegnał się Bogusław Baniak, inny ulubiony trener Forbricha, nazywany w środowisku "głównym aktorem Fryzjera".

I jak wyjaśniał przed prokuratorem Dawid Ptak, ówczesny wiceprezes Pogoni, Fryzjer namawiał go, żeby zatrudnił właśnie Michniewicza. Ale Ptak wybrał Bohumila Panika. A Michniewicz kontynuował karierę przy Bułgarskiej. Bez sukcesów. Na koniec rundy Lech był przedostatni w tabeli.

Na wiosnę działacze znowu zabrali się za ustawianie meczów. 1 kwietnia 2005 r. Lech grał u siebie z Pogonią. Fryzjer wcześniej zadzwonił do obserwatora i zastrzegł, że "nie może liczyć na dodatkowe pieniądze za ten mecz, gdyż działacze Lecha Poznań postanowili skorumpować jedynie sędziego Zdunka". Pamiętajmy, że Lech był wtedy biednym klubem, pogrążonym w kłopotach finansowych.

Mecz został przerwany w 39. min. po fałszywej informacji o śmierci Jana Pawła II. Dokończenie zaplanowano na 27 kwietnia. W międzyczasie zmieniony został sędzia spotkania - Krzysztof Zdunek został zawieszony za popełniane błędy, zastąpił go Robert Werder. Zdanie zmienili też działacze Lecha - za 5 tys. postanowili skorumpować obserwatora Kazimierza Fiedorowicza.

Jak pisali śledczy, "mecz zakończył się ostatecznie wynikiem remisowym 1 do 1. Wynik ten działacze Lecha uznali za korzystny i postanowili przekazać obiecaną łapówkę". A dowody prokuraturze dostarczył sam Fiedorowicz, który kilka dni po spotkaniu wpłacił sobie te pieniądze na konto. Nazwał przelew "kwota własna".

Kazimierz Fiedorowicz przyznał się do przyjęcia łapówki od Ryszarda Forbricha za ustawienie tego meczu. Fiedorowicz i Forbrich zostali za to prawomocnie skazani.

9 kwietnia 2005 r. Lech przegrywa w lidze 0:1 z Amiką. W Poznaniu zaczyna się robić nerwowo. Pojawiają się głosy, że czas pożegnać młodego trenera. Po meczu najpierw Fryzjer dzwoni na 45 sekund do Michniewicza o 23:28, kończą rozmowę, ale po minucie Michniewicz oddzwania. Rozmawiają prawie dwie minuty.

Kolejne dwa dni to gorąca linia między Michniewiczem i Forbrichem. 10 połączeń, 25 minut rozmów. 12 kwietnia Lech gra rewanżowy mecz ⅛ finału Pucharu Polski. Poznaniacy u siebie pokonali wronczan 2:1, więc na wyjeździe, aby przejść dalej, wystarczy remis. I Fryzjer ten remis (1:1) załatwił.

© WP

W dniu meczu Michniewicz dzwoni do niego o godz. 11:12, rozmawiają 2 min. 30 s. Dzwoni na numer wykorzystywany przez Forbricha do ustawiania meczów. Następnie szef piłkarskiej mafii zmienia kartę SIM i o godz. 13:08 dzwoni do sędziego meczu Amica - Lech. "W czasie rozmowy Ryszard Forbrich powiedział sędziemu, że bardzo zależy mu na dobrym wyniku dla Lecha w tym meczu. Dodał, że zależy mu na tych zawodach, bo chce ratować posadę trenera Lecha Czesława Michniewicza" - czytamy w akcie oskarżenia. Zaraz po rozmowie z sędzią, którego przekupił, Fryzjer rozmawia przez ponad dwie minuty z Michniewiczem.

Kilka tygodni później Forbrich przekazał sędziemu Jarosławowi Żyro pieniądze w barze pod Szamotułami. Żyro nie pamiętał czy było to 15, czy 20 tys. zł. Ryszard Forbrich i Jarosław Żyro zostali skazani prawomocnym wyrokiem za ustawienie tego meczu.

Michniewicz nie ukrywał radości z uratowania posady. A remis i awans do kolejnej rundy Pucharu Polski zadedykował tym, którzy już chcieli go zwalniać. "Ci, którzy kopali już dla mnie dół, mogą na razie odłożyć łopatę" - mówił rozpromieniony po spotkaniu.

Żyro w prokuraturze nie wyjaśnił, skąd Fryzjer miał pieniądze na ten mecz. Forbrich miał mu powiedzieć jedynie, że darzy Michniewicza wielką sympatią.

W następnej kolejce Lech pokonał u siebie 2:0 Zagłębie Lubin, po meczu o godz. 23:54 Michniewicz wykręcił numer Fryzjera. Rozmawiali 9 minut.

20 maja o g. 17:10 w miejscowości Niestachów w pobliżu Kielc zatrzymano sędziego Antoniego Fijarczyka, który w bagażniku samochodu miał 100 tys. łapówki od Piotra Dziurowicza, prezesa GKS Katowice. Tego samego dnia zatrzymano Mariana Duszę, czyli jak pisali prokuratorzy w akcie oskarżenia "najbliższego wspólnika Fryzjera". Fryzjer zaszył się w domu w Zielonejgórze, wyłączył telefony, zniszczył część kart SIM i czekał na rozwój wypadków. Prawdopodobnie nieświadomy tego Michniewicz jeszcze 22 maja 2005 r. próbował dwukrotnie dodzwonić się na jego wyłączony już numer.

Od tego momentu intensywność kontaktów szefa mafii piłkarskiej z trenerem Lecha słabnie. Fryzjer wprowadza specjalne środki ostrożności. Michniewicz nie dzwoni już na oficjalny numer Forbricha, a na inne, ciągle zmieniające się niezarejestrowane numery. Dzień przed przedostatnią kolejką ekstraklasy Michniewicz pięć razy dzwoni do Fryzjera, ten raz oddzwania, w sumie ponad 12 minut rozmów. A 14 czerwca, dwa dni po zakończeniu sezonu, Michniewicz dzwoni do Forbricha na ponad 10 minut.

W bilingach Michniewicza znajdujemy też połączenia z numerem telefonu Mariana Duszy, szefa sędziów na Śląsku, obserwatora PZPN, który był najbliższym współpracownikiem i pomocnikiem Fryzjera (dwa połączenia inicjowane przez trenera w lutym 2005 roku). Dusza został skazany na 2,5 roku więzienia za ustawianie meczów. Zmarł w 2011 r. Michniewicz wymieniał również pojedyncze wiadomości z zaufanymi sędziami Fryzjera, w tym z Markiem Ryżkiem, sąsiadem i przyjacielem Fryzjera, Piotrem Siedleckim oraz Jarosławem Żyro.

NIEWINNY. DLACZEGO?

W sumie opisywane przez nas połączenia między Czesławem Michniewiczem a Ryszardem Forbrichem trwały 98 958 sekund, tj. 1649 minut. Daje to ponad 27 godzin rozmów. 374 połączenia inicjował Czesław Michniewicz.

Więcej niż z obecnym selekcjonerem Fryzjer rozmawiał jedynie ze swoim sąsiadem i sędzią Markiem Ryżkiem - 2096 razy, oraz najbliższym wspólnikiem, obserwatorem i działaczem Marianem Duszą - 861 razy. Obaj zostali skazani za ustawianie meczów.

Czesław Michniewicz żadnych zarzutów nigdy nie usłyszał, w świetle prawa jest osobą niewinną. Dlaczego?

Mec. Michał Tomczak
Mec. Michał Tomczak© PAP | Bartłomiej Zborowski

W toku przygotowywania tej publikacji niezbędne było przekopanie się przez ponad 300 tomów spraw dotyczących korupcji w piłce, spotkania i rozmowy z ludźmi, którzy pracowali przy tych śledztwach, z działaczami, trenerami, piłkarzami i dziennikarzami, którzy w korupcji w piłce albo sami uczestniczyli, albo obserwowali ją z bliska. Ze wspomnianych rozmów można wysnuć kilka wniosków.

Pogłoski dotyczące współpracy Michniewicza z prokuraturą (w środowisku krąży plotka, że Michniewicz miał zostać "małym świadkiem koronnym") nie mają pokrycia w znanych obecnie faktach. Taką propozycję na początku otrzymał Fryzjer, ale wydawało mu się, że ma tak potężne kontakty, że wyśmiał propozycję.

Śledztwo dotyczące piłkarskiej mafii wzięli na swoje barki dwaj prokuratorzy - Krzysztof Grzeszczak i Robert Tomankiewicz - oraz jeden policjant (później przeszedł do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zajmował się pracą operacyjną, dlatego nie podajemy jego danych). Nie było możliwe, by ta garstka śledczych (nie odpowiedzieli na naszą prośbę o kontakt) mogła kompleksowo poradzić sobie z przestępczą strukturą, która rozwijała się przez dekady. Długo uczyli się tego śledztwa. Nie mieli się na kim wzorować, bo nikt wcześniej takiej sprawy nie prowadził.

- W latach 90. i później wszyscy, którzy oglądali polską piłkę, wiedzieli, że coś jest nie tak, że część meczów jest ustawiana za łapówki. Ale myślę, że nikt nie podejrzewał, iż działo się to na taką ogromną skalę. Nie spodziewali się tego również prokuratorzy, którzy prowadzili tę sprawę. Jeden z nich opowiadał, że na osiem meczów w kolejce nawet sześć mogło być ustawionych. W śledztwie dotyczącym piłkarskiej afery korupcyjnej zatrzymano i zarzuty postawiono ponad 600 osobom, a główne wątki tej sprawy prowadziło tylko dwóch prokuratorów oraz policjant. Z perspektywy czasu widać, że trzeba było rzucić jeszcze większe siły i środki, aby wyjaśnić tę aferę. Prowadzący sprawę prokuratorzy to świetni śledczy, ale chyba wzięli na siebie za dużo - przyznaje Artur Brzozowski, dziennikarz Gazety Wyborczej, który w 2004 r. opisał kulisy ustawionego meczu pomiędzy Polarem Wrocław a Zagłębiem Lubin. Po tym tekście prokuratura wszczęła śledztwo, które z czasem zostało przeniesione do wyższej rangą jednostki i wypączkowało w sprawę mafii Fryzjera.

Podobnie uważają byli przewodniczący Wydziału Dyscypliny PZPN z czasów rozliczania korupcji w polskiej piłce, cenieni prawnicy Michał Tomczak oraz Artur Jędrych.

- Nas w Wydziale Dyscypliny PZPN było dziewięciu. A śledztwo prowadziło dwóch prokuratorów i policjant. Przy tej rozległości postępowania oni musieli stanąć przed koniecznością selekcji materiału. Skupili się na sędziach, piłkarze i trenerzy zeszli na drugi plan – podkreśla Michał Tomczak.

Prowadzącym sprawę się spieszyło. 17 kwietnia 2007 r. Polsce przyznano prawo organizacji Euro 2012. Jak przyznają śledczy, politycy z najwyższej półki wywierali na nich presję, trzeba było błyskawicznie posprzątać polską piłkę. - Z perspektywy czasu mogę zgodzić się z tezą, że pozyskanie przez Polskę i Ukrainę prawa do organizacji Euro 2012 było politycznym uzasadnieniem dla szybkiego zakończenia tego postępowania – przyznaje Artur Jędrych.

Gdy czyta się akta, widać, że w pewnym momencie śledczy robią już wszystko, by skończyć akt oskarżenia i wysłać go do sądu. Choćby w przypadku Lecha Poznań prowadzonego właśnie przez Czesława Michniewicza brakuje jakiejkolwiek odpowiedzi na pytanie, skąd ten biedny wtedy klub miał pieniądze na ustawianie meczów. Podczas przesłuchań padają pytania o człowieka, którego o to podejrzewano, człowieka skazanego za przestępstwa gospodarcze, ówczesną szarą eminencją w klubie. Ale wątek nie został pociągnięty ani w głównym akcie oskarżenia, ani wątku dotyczącym m.in. menedżera Lecha Przemysława Erdmana, wyłączonym do osobnego śledztwa.

W lutym 2009 r. śledczy mieli już większość pracy operacyjnej za sobą. Śledztwo zmierzało do końca. Spektakularnie zatrzymano gwiazdę Lecha Piotra Reissa. Michniewicz pracował wtedy w Arce Gdynia. - Michniewicz dostał polecenie skontaktowania się z mecenasem Maciejem Urbańskim. Trener z adwokatem uzgodnili, że nie będą czekać na rozwój sytuacji, tylko sami pojadą do Wrocławia, gdzie Michniewicz złoży zeznania jako świadek - mówi nam anonimowo jeden z ówczesnych przełożonych Michniewicza.

Śledczy do rozmowy z Michniewiczem nie byli właściwie przygotowani. Nie mieli pod ręką bilingów, nagrań z podsłuchów, zeznań innych świadków. Nie zadali wielu pytań, o które aż się prosiło.

Czesław Michniewicz podczas meczu Lecha Poznań z Amiką Wronki o Puchar Polski, 2005 r.
Czesław Michniewicz podczas meczu Lecha Poznań z Amiką Wronki o Puchar Polski, 2005 r.© Licencjodawca | MAREK BICZYK / newspix.pl

Zeznania Michniewicza zajmują w aktach osiem stron. To głównie swobodne wypowiedzi selekcjonera. Pytania są ogólne, śledczy nie dopytują o żadne konkretne połączenia telefoniczne. Nie próbują wyjaśnić szczegółów sprzedania meczu ze Świtem. Nie pytają o mecz z Polkowicami w Pucharze Polski, o którym sami potem napiszą w akcie oskarżenia, że Lech go odpuścił. Nie pytają w ogóle o mecz Amica - Lech, nie pada pytanie o żaden inny mecz. Michniewicz nie jest dopytywany o żadne połączenie z Fryzjerem. Nawet, gdy mówi, że "nigdy nie było tak, że między nami była jakaś zażyłość", prowadzący przesłuchanie Robert Tomankiewicz nie prostuje tych oczywistych nieścisłości jasno wynikających z bilingów.

Zeznania Michniewicza oraz ustalenia Wirtualnej Polski dotyczące połączeń między Michniewiczem a Forbrichem pokazaliśmy Tomczakowi i Jędrychowi. - W świetle tego co mi pan okazał i co przeczytałem, dziwię się, że panu Czesławowi Michniewiczowi nie został postawiony żaden zarzut. Wiele na to wskazuje, że w procesie weryfikacji faktów - na poziomie prokuratury - zabrakło niezbędnego krytycyzmu i refleksji, a może i czasu oraz środków – uważa Jędrych.

I zwraca uwagę na zeznania Michniewicza dotyczące meczów Lecha z Górnikiem Polkowice: - W pewnym momencie mówi on, że dostał propozycję korupcyjną od działaczy Górnika Polkowice. Ale przecież o takiej propozycji należy poinformować organy ścigania - to jest co najmniej moralny obowiązek. Wiele na to wskazuje, że prokuratura nie analizowała takich wątków, w konsekwencji nie wyciągała logicznych wniosków – zauważa Jędrych.

Mówi dalej: - Dla mnie, prawnika, jest niewytłumaczalne, że pan Czesław Michniewicz przyjeżdża do prokuratury i nie dostaje żadnego trudnego pytania odnośnie czynów, co do których nie ma wątpliwości, że brał w nich udział albo o nich wiedział. Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć. Ewidentnie zabrakło w tym przesłuchaniu dociekliwości i skrupulatności. Drążenia. Tego co jest istotą przesłuchania świadka. Zwłaszcza, że świadek składa zeznania pod odpowiedzialnością karną, wspaniała okoliczność dla prokuratora. Ale żeby należycie przeprowadzić przesłuchanie, trzeba być do niego odpowiednio przygotowanym.

Zgadza się z nim mecenas Michał Tomczak: - W świetle tego co zawiera artykuł, przesłuchanie Michniewicza jest bardzo ograniczone. Brakuje wnikliwych pytań dotyczących konkretnych sytuacji. Być może odpowiedzi byłyby równie mętne i równie pozbawione znaczenia. Ale w wielu przypadkach zderzenie przesłuchiwanych z wiedzą pochodzącą z billingów, podsłuchów, innych przesłuchań doprowadzało do przyznania się do winy.

Tomczak dalej: - Michniewicz zgłasza się na przesłuchanie z adwokatem, co nie jest takie oczywiste w przypadku świadka. Prokuratorzy się na to zgadzają. Wykazał się sprytem i inteligencją. Jest dobrze przygotowany, ale śledczy nie zmuszają go do specjalnego wysiłku. Dlaczego nie padają trudne pytania? Trudno powiedzieć. Prokuratorzy Tomankiewicz i Grzeszczak chcieli przede wszystkim zdemaskować system korupcyjny w PZPN. Michniewicz, jak i każdy inny trener nie byli z ich punktu widzenia kluczowymi ogniwami tego systemu. To śledztwo to było wybitne, autorskie dzieło prokuratorów, oni na pewno mają jakieś sensowne wyjaśnienie.

Jak dodaje mecenas Tomczak: - Michniewicz i jego obrońcy przypominają, że selekcjoner nie został skazany, nie miał zarzutów. Powołują się na domniemanie niewinności. Ale to nie znaczy, że musimy uważać go za uczciwego człowieka. My jako społeczeństwo, jako obywatele, kibice budujemy naszą świadomość w oparciu o inne przesłanki niż sąd karny. Posługujemy się wiedzą, doświadczeniem życiowym, inteligencją. I na tej podstawie nie sposób uznać, że Czesław Michniewicz nie był zamieszany w ustawianie meczów. Nie został za to skazany w postępowaniu karnym. Ale nikt nie zmusi mnie, żeby przy mojej wiedzy o korupcji w piłce, w połączeniu z tymi 27 godzinami, które panowie ze sobą przegadali, dawać wiarę tłumaczeniom Michniewicza, że rozmawiali o bolącym brzuchu żony selekcjonera. Albo o czymkolwiek innym.

4 lutego 2009 r. o godzinie 12:28 Czesław Michniewicz wyszedł z wrocławskiej prokuratury. I już nigdy nie musiał tam wracać. A 21 listopada 2021 r. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu wydał wyrok w sprawie mafii piłkarskiej i prawomocnie zakończył sprawę w wątkach opisywanych w tym artykule.

ODPOWIEDZI MICHNIEWICZA

Czesław Michniewicz w reakcji na pytanie o kontakty z Fryzjerem podczas jego pierwszej konferencji prasowej po objęciu kadry Polski, postraszył mnie prokuratorem.

Z Forbrichem próbowałem porozmawiać kilkukrotnie. Odwiedzałem go w domu, zostawiałem wiadomości, kontaktowałem się z jego córką. Bezskutecznie. Jakimś sposobem o tych działaniach dowiedział się selekcjoner Michniewicz i skomentował to publicznie w rozmowie z ekspertem piłkarskim Romanem Kołtoniem: "Wiem też, że [Jadczak - przyp. red.] jeździł po moich znajomych we Wronkach. Dopytywał, jedni chcieli z nim rozmawiać, inni nie. Dzwonili do mnie, inni go przeganiali. Jeździł, jeździł i nic nie wymyślił".

Często osoby, które opowiadały o latach 2003 - 2006, gdy Michniewicz trenował Lecha, idealizowały tamte wspomnienia, albo świadomie wprowadzały w błąd. Dlatego, by opisać ten epizod zawodowy selekcjonera, posłużyliśmy się aktami sądowymi, zawierającymi zeznania, wyjaśnienia, a przede wszystkim bilingi dziesiątek osób zamieszanych w korupcję w piłce. Nieoceniona była też pomoc Dominika Panka, prowadzącego blog Piłkarska Mafia, bez którego benedyktyńskiej pracy nigdy nie poznalibyśmy skali korupcji w piłce.

Czesław Michniewicz
Czesław Michniewicz © WP

W środę 15 czerwca wysłaliśmy pytania do Czesława Michniewicza, na ten sam numer telefonu, którego selekcjoner używał do kontaktów z Ryszardem Forbrichem. Kopię przesłaliśmy też do PZPN z prośbą o przekazanie pytań trenerowi kadry. Odpowiedź otrzymaliśmy w piątek 17 czerwca. Oto całość odpowiedzi.

Ryszard Forbrich w swojej książce napisał, że Andrzej Czyżniewski zrobił "interes życia" na pana transferze z Polonii Gdańsk do Amiki Wronki. W jaki sposób Czyżniewski miał zarobić na pana transferze?

Latem 1996 roku przeszedłem do klubu z Wronek na zasadzie transferu definitywnego z Polonii Gdańsk. Wszystkie rozliczenia odbyły się pomiędzy klubami. Nie znam kwoty transferowej i nie mam wiedzy w jaki sposób Andrzej Czyżniewski, który był kiedyś moim trenerem w Bałtyku Gdynia, mógł zarobić na moim transferze do Amiki.

W prokuraturze zeznał Pan, że gdy dostał ofertę pracy od Lecha, Ryszard Forbrich zadzwonił do Pana raz i odradził tę pracę. Ale z bilingów wynika, że dzień przed przyjęciem tej pracy oraz w dniu przyjęcia oferty Lecha rozmawialiście 13 razy, z czego pan wykonał pierwsze połączenie. Jak pan to wyjaśni?

Potwierdzam to co wcześniej powiedziałem w prokuraturze. Ryszard Forbrich odradzał mi pracę w Lechu z uwagi na fatalną sytuację finansową klubu.

W 11 przypadkach meczów Lecha Poznań, w których doszło do korupcji lub próby korupcji, w dniach poprzedzających, w dniach meczów oraz tuż po nich prowadził pan liczne rozmowy z Ryszardem Forbrichem, trwające godzinami, przy czym wielokrotnie dzwonił pan na numery telefonów prepaidowych, które według prokuratury Forbrich wykorzystywał do kontaktów związanych z ustawianiem meczów. Jak pan skomentuje te kontakty?

Z Ryszardem Forbrichem, którego znałem z czasów pracy w Amice Wronki, gdzie pełnił funkcję menadżera klubu, rozmawiałem wiele razy i podczas żadnej z tych rozmów nie złamałem prawa. Forbrich piastował wówczas funkcję wiceprezesa Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej i w tamtym czasie nie był osobą oskarżoną.

Skąd miał pan wiedzę o kolejnych numerach telefonów prepaidowych wykorzystywanych przez Ryszarda Forbricha do działalności przestępczej?

Nie miałem żadnej szczególnej wiedzy o kolejnych numerach telefonu Forbricha. Mogłem je posiadać po tym, jak Forbrich dzwonił do mnie.

Piłkarze, trenerzy i działacze Górnika Polkowice w swoich wyjaśnieniach twierdzili, że doszło do umowy między panem a trenerem Górnika Polkowice w ramach której Polkowice miały odpuścić Lechowi mecz w Pucharze Polski, w zamian za oddanie zwycięstwa w lidze. Jak pan skomentuje te wyjaśnienia złożone przed prokuratorem?

Nigdy nie rozmawiałem na temat odpuszczenia jakiegokolwiek meczu. Jednocześnie w prokuraturze nikt nie zeznał, że rozmawiał ze mną osobiście na takie tematy.

W piątek 23 stycznia 2004 r. zadzwonił pan do Ryszarda Forbricha tuż przed północą, a potem udał się Pan, według logowań Pana telefonu w drogę do Piły, gdzie przebywał Forbrich. Wasze telefony logowały się w tym samym miejscu w Pile o godz. 1:23, a potem przez 15 minut rozmawialiście o godz. 3 nad ranem. Czego dotyczyło spotkanie oraz co spowodowało, że w środku nocy pojechał pan do miejscowości, gdzie przebywał Forbrich?

Tego dnia odbywał się coroczny Bal Piłkarza w Pile organizowany przez Okręgowy Związek Piłki Nożnej w Pile. W imprezie brali udział przedstawiciele Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, w tym Ryszard Forbrich pełniący funkcję wiceprezesa. Na bal zostałem zaproszony po odbiór nagrody. Przyjechałem na niego prosto z turnieju halowego, w którym prowadziłem Lech Poznań. Jeszcze tego samego dnia wyruszyłem z Piły do rodzinnego domu w Gdyni.

18 maja 2004 r. po meczu finałowym Pucharu Polski z Legią Warszawa dzwonił pan do Ryszarda Forbricha tuż przed oraz tuż po spotkaniu, a następnego dnia rano rozmawialiście 10 minut. W jakim celu?

Ta rozmowa odbyła się 18 lat temu i nie jestem w stanie przypomnieć sobie o czym wtedy rozmawialiśmy.

W dniach poprzedzających, w dniu spotkania, oraz tuż po sprzedanym przez trzech zawodników pana drużyny meczu Świt Nowy Dwór Mazowiecki - Lech Poznań rozmawiał pan z Forbrichem w sumie 23 razy, ponad 77 minut, większość połączeń inicjował pan. W jakim celu?

Ta rozmowa również odbyła się 18 lat temu i nie jestem w stanie przypomnieć sobie o czym wtedy rozmawialiśmy.

Przy okazji tego meczu w dniu przekazania pieniędzy przez działaczy Świtu Przemysławowi Erdmanowi był pan w siedzibie Lecha. Po odebraniu pieniędzy Erdman też pojawił się w klubie. Wasze telefony logują się w tym samym miejscu. Wykonujecie do siebie połączenia w trójkącie Erdman - Michniewicz - Forbrich. Czy wiedział pan, że Erdman odbiera pieniądze za sprzedanie meczu i czy rozmawiał pan z nim o tym?

Nie miałem wiedzy, co w tamtym czasie robił Przemysław Erdman. Nigdy nie rozmawiałem z nim ani z nikim innym o nieuczciwym rozgrywaniu meczu. Natomiast miejsce logowania telefonów nie było przypadkowe: siedziba Lecha znajdowała się wówczas przy ul Bułgarskiej. Były tam nie tylko pomieszczenia pierwszej drużyny, w których pracowałem, ale także gabinety klubowe, pokój prezesa i zarządu klubu, gdzie przebywało wiele osób.

Po zdobyciu Pucharu Polski w czerwcu 2004 r. tuż po meczu próbuje się pan z dwóch różnych telefonów czterokrotnie dodzwonić na różne telefony Ryszarda Forbricha. Dlaczego?

Nie jestem w stanie przypomnieć sobie dlaczego dzwoniłem.

Zawodnicy Lecha Poznań próbowali wymusić na zawodnikach Górnika Polkowice pieniądze za sprzedanie meczu w czerwcu 2004, a ostatecznie przyjęli pieniądze od Świtu za wygranie meczu z Polkowicami. Czy wiedział pan o tym, że pana zawodnicy negocjują z dwoma drużynami pieniądze za mecz?

Nie miałem żadnej wiedzy na ten temat. Jeśli takie negocjacje się odbywały to bez moje wiedzy. Szczegółowo opisałem to w programie Hate Park w Kanale Sportowym.

W przerwie tego spotkania, gdy teoretycznie drużyna powinna brać udział w prowadzonej przez pana odprawie, piłkarze oraz fizjoterapeuta Lecha uczestniczyli w negocjacjach dodatkowych pieniędzy za wygranie meczu. Czy odbywało się to za pana zgodą? Czy pan nie zauważył tych negocjacji?

Nie miałem żadnej wiedzy na ten temat.

W dniach poprzedzających, w dniu rozegrania i tuż po rozmawiał Pan z Forbrichem 34 razy przez 61 minut. O czym?

Nie jestem w stanie przypomnieć sobie o czym wtedy rozmawialiśmy.

12 kwietnia 2005 r. Ryszard Forbrich ustawił mecz Amica Wronki – Lech Poznań, żeby, jak zeznał sędzia tego meczu, "ratować posadę Czesława Michniewicza", którego darzy dużą sympatią. Czy miał pan wiedzę, że Forbrich chce ustawić dla pana mecz? Czy Forbrich konsultował to z Panem?

Nie mam żadnej wiedzy na ten temat. Nie rozmawialiśmy nigdy na ten temat.

Z pana bilingów wynika, że kontaktował się pan również z Marianem Duszą, inną osobą skazaną za ustawianie meczów. Wasze rozmowy trwały w sumie 20 minut. Czego dotyczyły?

Nie pamiętam żadnej rozmowy z Marianem Duszą. Co więcej, nigdy go nie spotkałem. (według billingów Czesław Michniewicz zadzwonił na telefon użytkowany przez Mariana Duszę 4 lutego 2004 r. o godz. 20:25. Połączenie trwało 15 minut. Następnie o godz. 20:40 Michniewicz znowu wybrał numery Duszy. Połączenie trwało 5 minut. Telefon Michniewicza logował się do stacji przy ulicy Arciszewskiego w Poznaniu – red.).

W trakcie trwania sezonu 2004/2005 kontaktował się pan też z sędziami skazanymi później za ustawianie meczów: Piotrem Siedleckim, Jarosławem Żyro oraz Markiem Ryżkiem. Czego dotyczyły te kontakty?

Piotr Siedlecki był wykładowcą na wyższej uczelni w Szczecinie i zapraszał mnie na spotkanie ze studentami. Rozmowa mogła dotyczyć właśnie tego, choć szczegółów nie pamiętam. Podobnie było z Jarosławem Żyro który był nauczycielem w Bydgoszczy i zapraszał mnie na spotkanie z uczniami. Marka Ryżkę poznałem w 1996 roku podczas zimowych treningów. Cała trójka w tamtym czasie nie była o nic oskarżona.

Co najmniej 6 razy kontaktował się Pan też z synem Ryszarda Forbricha oraz 22 razy z jego przyjacielem Tadeuszem Chojanem, który wg śledczych użyczał mu swój telefon. Jaki cel miały te kontakty?

Ryszard Forbrich nie ma syna. Ma dwie córki. Jedna z nich była żoną dziennikarza radiowego który pracował w Poznaniu, prowadził audycje o Lechu – sam kilka razy z nim rozmawiałem. Tadeusza Chojana poznałem w 1996 roku. Prowadził we Wronkach sklep sportowy, w którym niemal wszyscy piłkarze Amiki zaopatrywali się w sprzęt piłkarski. Kontakt mamy do dnia dzisiejszego.

Chodziło o syna konkubiny Ryszarda Forbricha, oczywista pomyłka z mojej strony. Jak wynika z akt, kontaktował się pan z nim co najmniej sześć razy w okresie, którego dotyczyło śledztwo ws. korupcji w piłce. Według śledczych kilkukrotnie odbierał on w imieniu Ryszarda Forbricha pieniądze za ustawione mecze. W jakim celu pan się z nim kontaktował?

Nie znam człowieka. Nigdy nie widziałem go na własne oczy.

Jak określiłby pan swoją relację z Ryszardem Forbrichem, w kontekście ustaleń, z których wynika, że rozmawiali panowie godzinami, korzystając z różnych numerów, a osobą inicjującą kontakty był w kilkuset przypadkach pan?

Ryszarda Forbricha poznałem latem 1996 roku, kiedy był moim przełożonym w Amice. Rozmawiałem z nim często, ale nigdy nie nakłaniał mnie do złamania prawa.

Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski

szymon.jadczak@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (874)