Górzyński: Minister Brudziński wart tysiąca Fundacji Narodowych. O Polsce znów jest głośno [OPINIA]
Jeszcze żaden rząd nie inwestował tak wiele w poprawę wizerunku Polski. I żaden rząd nie uzyskał na tym polu tak wielkich efektów - negatywnych. "Sprawna akcja policji" w obronie maryjnej ikony znów ukaże nas jako egzotyczny kraj z peryferiów kontynentu.
220 milionów złotych Polskiej Fundacji Narodowej. 5 miliardów w ramach budżetu MSZ. Angażowanie agencji PR, wywiady premiera w zagranicznych telewizjach, zagraniczne wizyty i dotacje na filmy. To tylko niektóre z działań obecnego rządu mające na celu poprawę wizerunku Polski za granicą.
A jednak jeśli chodzi o efekty, to żadne z tych działań nie jest porównywalne z najnowszym wizerunkowym samobójem, tym razem autorstwa szefa MSW Joachima Brudzińskiego, chwalącego "sprawną akcję" policji z zatrzymaniem kobiety podejrzanej o "profanację" wizerunku Czarnej Madonny.
Temat był zbyt smaczny - zbyt absurdalny - by nie zostać podjęty przez zagraniczną prasę. Tym razem był to brytyjski "Guardian", gdzie nagłówek o "aresztowaniu za plakaty Maryi z tęczową aureolą" od dwóch dni utrzymuje się w czołówce najlepiej czytanych tekstów. A to dopiero początek, bo sprawą zajęła się m.in. Amnesty International. I zapewne zajmą się inne media. Takich zasięgów nie da żadna akcja promocyjna PFN i żaden projekt MSZ.
Przeczytaj również: MSZ rozdaje dotacje. Kolejne pieniądze dla o. Rydzyka
Egzotyczna Polska
Problem w tym, że biorąc pod uwagę egzotykę sprawy, nie będzie to dla Polski promocja. Nic dziwnego, podobna sytuacja jest nie do pomyślenia w większości krajów europejskich i przypomina bardziej republiki islamskie. Albo Rosję, gdzie słynna była krymska prokurator Natalia Pokłonska z równą gorliwością co Brudziński tropi wrogów prawosławia. Nawet tam, gdzie istnieją podobne przepisy o ochronie uczuć religijnych - jak np. we Włoszech - nie są one w praktyce egzekwowane. Z pewnością nie dzieje się to z użyciem pełnej siły aparatu państwowego i oklaskom władzy.
Do takich powodów do sławy zdążyliśmy się już przyzwyczaić. W ciągu ostatnich lat o Polsce pisało się więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. Jednak w większości przypadków nasz kraj był dla zagranicznych mediów źródłem egzotycznych, dziwacznych i absurdalnych wiadomości: o rytualnych linczach na kukłach żydów, szokujących wypowiedziach polityków czy ekscesach władzy stanowiących przestrogę dla liberalnych demokracji.
Nie wszystkie z tych historii - jak choćby ta ze spaleniem Judasza - to efekt działań rządzących. Ale rząd PiS popełnił wystarczająco własnych wizerunkowych samobójów. Sama sprawa ustawy o IPN dała pożywkę na wiele tygodni.
Kwestia wizerunku - zwłaszcza w Polsce, szczególnie wrażliwej na odbiór za granicą - jest często przeceniana. Nie jest to najważniejszy czynnik w polityce. Ale ma swoje znaczenie. Zarówno dla inwestujących w Polsce firm, jak i polityki europejskiej, gdzie opinia publiczna gra coraz większą rolę.
Skoro więc rząd już chce walczyć o wizerunek Polski, może powinien zmienić strategię działania. Zamiast miliardowych projektów, snów o MaBeNach i propagandowych portali dla zagranicznego odbiorcy, może lepiej skupić się na podstawach. A za główną zasadę przyjąć maksymę wyznawaną przez byłego prezydenta Baracka Obamę: "nie rób głupich rzeczy".