PolskaGilowska: muszę się zastanowić

Gilowska: muszę się zastanowić

"Rzeczpospolita" zamieszcza rozmowę z Zytą
Gilowską. Była wicepremier, w ciągu tygodnia ma podjąć decyzję o ewentualnym powrocie do rządu.

09.09.2006 | aktual.: 09.09.2006 08:18

"Rz": Co powiedziała pani premierowi?
Zyta Gilowska: Intensywnie analizowaliśmy, co się działo w finansach państwa przez te trzy miesiące, gdy mnie nie było. Na razie wiedzę mam cząstkową.

Wróci pani do rządu?
Takiej możliwości rzecz jasna nie wykluczam. Muszę zastanowić się nad sytuacją, w jakiej się znalazłam. Jeśli mój powrót nastąpi, to dość szybko.

Za tydzień?
Najpóźniej.

Nie byłoby lepiej, gdyby została pani szefową NBP? To spokojniejsze zajęcie.
Nie. Gdybym lubiła spokojne zajęcia, pracowałabym naukowo na uniwersytecie.

Chciałaby pani zostać tylko wicepremierem do spraw gospodarczych, bez ministerialnej teki?
Wicepremier bez ministerstwa jest jak bardzo ładnie ubrany generał, który pęta się z adiutantami po polu bitewnym.

Powiedziała pani, że musi się zastanowić się nad sytuacją. Jakie wiążą się z tym problemy?
Problemy są dwa. Zostałam straszliwie obita, i to na dokładkę przez sąd i w imieniu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Zastanawiam się, czy chciałabym się jeszcze narażać na tego typu doświadczenia. I problem drugi: sporo się zmieniło w państwie. Cykl polityczno-budżetowy się właśnie domyka. Moje wejście do rządu nastąpiłoby w końcówce tego procesu.

Czy sądzi pani, że uzasadnienie sądu nie stwarza problemu ani dla pani, ani dla premiera? Sędzia Mojkowska powiedziała, że pod rządami nowej ustawy byłaby pani osobowym źródłem informacji, a więc w powszechnym rozumieniu - agentem.
Nie sądzę, by był to problem dla premiera. Dla mnie jest to kwestia godności i wiarygodności. Moim zdaniem w uzasadnieniu sąd dał upust gwałtownemu niezadowoleniu, że nie ma dowodów, które mnie obciążają. Nie wyobrażam sobie, by wymiar sprawiedliwości mógł ulec emocjom w sformułowaniu uzasadnienia tak dalece, że jest ono sprzeczne z wyrokiem. Muszę więc od tego uzasadnienia się odwołać.

Co panią zdziwiło w uzasadnieniu?
Absolutnie wszystko. Zwłaszcza to, że było ono napisane tak, jakby mnie tam nie było. Sąd nie dał wiary żadnemu mojemu słowu. A nawet usłyszałam od sądu, że kłamałam. Sąd może powiedzieć, że nie dał wiary, ale nie może powiedzieć, że kłamałam. Zdziwiła mnie też łapczywość, z jaką sąd omawiał przedstawione mu pseudodowody. Każdy może je teraz ocenić, bo umieściłam je na mojej stronie internetowej. Internauci przystąpili do pracy i pierwsze efekty już są.

Jakie?
Mam nadzieję przedstawić w odwołaniu mocne argumenty na rzecz tezy o fałszywości całego przedsięwzięcia. Sąd okazał mi przypisywane "Beacie" meldunki. A to jest bujda na resorach. Te meldunki są fałszywką. Najstarszy, z 1986 roku, jest fikcyjny. To widać. Zawiera zresztą adnotację: wykorzystanie "zero". Drugi z 1987 roku - wszystko na to wskazuje - powstał później. Nosi datę napisaną wspak, czyli tak jak zaczęło się pisać w latach 90. A jego treść powstała na podstawie informacji z innego źródła, kontaktu operacyjnego M.J. Ostatni meldunek - z listopada 1989 roku - jest w całości napisany na maszynie, łącznie z numerami. Tego nigdy się nie robiło, na hali maszyn nie nadawało się numerów, były pisane ręcznie. Żaden z meldunków nie jest podpisany przez Wieczorka. Nie zdziwiłabym się, gdyby te meldunki powstały w latach 90.
(PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)