Gasili pożar chemikaliów, boją się konsekwencji. "Czują się niepewnie"
Po walce z pożarem w Przylepie strażacy z Ochotniczych Straży Pożarnych obawiają się o swoje zdrowie i proszą władze województwa lubuskiego o pomoc. - Boją się, czy nie nałykali się toksyn - mówi Wirtualnej Polsce dyrektor związku OSP Elżbieta Polak. Zarząd podjął już w tej sprawie decyzję.
W sobotę, 22 lipca, w hali, gdzie składowano chemikalia w Przylepie w Zielonej Górze, pojawił się ogień. Dym było widać w całej okolicy. Kilkuset strażaków walczyło z katastrofą przez ponad dobę.
Strażacy musieli mierzyć się nie tylko z toksycznym dymem, który towarzyszył spalaniu się niebezpiecznych odpadów, ale również z niekontrolowanymi wybuchami. Z ekspertyzy wykonanej na zlecenie miejscowej prokuratury wynika, że udało się zweryfikować ponad 30 różnych niebezpiecznych substancji, które mogły spowodować uszkodzenia narządów, podrażnienie skóry i oczu, wady genetyczne czy nawet śmierć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Strażacy z OSP chcą wsparcia
Związek Ochotniczych Straży Pożarnej województwa lubuskiego napisał pismo do marszałek Elżbiety Anny Polak w sprawie sfinansowania badań krwi dla strażaków. Wirtualna Polska widziała ten list.
"Strażacy uczestniczyli w działaniach po kilka godzin, w skażonym środowisku, w oparach gorącego, gryzącego dymu o nieustalonym składzie chemicznym. Po zakończeniu działań zwyczajnie obawiają się o swoje zdrowie, takie badania krwi w znaczący sposób pozwolą im wrócić do normalnego działania" - napisała w piśmie dyrektor zarządu wykonawczego związku OSP w województwie lubuskim Elżbieta Polak (zbieżność imion i nazwisk z marszałek województwa jest przypadkowa - red.).
Strażacy "czują się niepewnie"
W rozmowie z Wirtualną Polską Elżbieta Polak ze związku OSP podkreśla, że chodziło przede wszystkim o umożliwienie nieodpłatnych badań w Wojewódzkim Ośrodku Medycyny Pracy w Zielonej Górze.
- Przychodzą do nas strażacy i mówią, że czują się niepewnie. Ktoś tam mówił, że jego kolegę w jednostce drapało w gardle, ktoś zasłabł. Boją się, czy nie nałykali się tych toksyn - mówi.
Według niej z pożarem walczyło około 200 strażaków z OSP. - Ze względu na żrący dym musieli się często wymieniać - relacjonuje.
Wskazuje, że według tego, co słyszała, co najmniej trzy osoby zgłosiły się na SOR. - Jedna osoba, kobieta z poparzeniem nogi, inny mężczyzna miał duszności. Boją się o skutki długoterminowe - opowiada.
Oprócz tego OSP chce, by województwo pomogło kupić nowy sprzęt w miejsce tego, który został zniszczony w trakcie akcji.
Marszałek: będą pieniądze na badania
Marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Anna Polak przekazała WP, że zarząd zdecydował o przekazaniu 750 tys. zł dla OSP na badania dla strażaków oraz odkupienie m.in. mundurów. Dodatkowo 150 tys. zł zostanie przekazane na badania gruntu i wody.
Oprócz tego strażacy z niepokojącymi objawami będą mogli zgłosić się na badania w Lubuskim Centrum Pulmonologii w Torzymiu. Chodzi m.in. o RTG klatki piersiowej, spirometrię czy - w przypadkach wątpliwych - badania HRCT (tomografia komputerowa w wysokiej rozdzielczości) oraz DLCO (pomiar dyfuzji płucnej).
- Uruchomiliśmy też telefon zaufania w zakresie zarządzania kryzysowego. Ludzie potrzebują, by ktoś się nimi zajął. Nie ma informacji. Władza mówi, że nie ma skażenia. Ale nikt nie wierzy, że spłonęła trucizna i nie ma skażenia - mówi marszałek.
Przygotowywany jest także program profilaktyki dla mieszkańców opracowany na podstawie oceny oddziaływania pożaru na środowisko oraz na ludzi. Eksperci uważają bowiem, że najbardziej niebezpieczne są ewentualne długoterminowe skutki. Na razie zarząd zbiera oferty z laboratoriów.
- Na program monitorowania osób, które miały kontakt np. z dymem, mamy środki w ramach funduszy europejskich. To 65 mln zł. W ramach tego uruchomimy profilaktykę - zapowiada marszałek Elżbieta Anna Polak.
Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: