Franciszek walczy o dusze chrześcijan z Trumpem [OPINIA]

List Franciszka do biskupów Stanów Zjednoczonych to nie jest tylko przypomnienie stałego nauczania Kościoła w sprawie migracji. To także ważny akt walki o dusze chrześcijan, którą prowadzi Franciszek z Donaldem Trumpem i J. D. Vance’em – pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.

Papież Franciszek i J.D. Vance
Papież Franciszek i J.D. Vance
Źródło zdjęć: © East News
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Donald Trump, a jeszcze mocniej jego wiceprezydent J. D. Vance, z rzekomej obrony chrześcijaństwa uczynili jeden ze swoich znaków rozpoznawczych. Nowe instytucje mają służyć obronie wartości, a i prezydent, i wiceprezydent chętnie i mocno odwołują się do symboli chrześcijaństwa, a nawet do słów papieży (szczególnie nieżyjących, bo ci nie mogą już odciąć się od narzuconej, często fałszywej interpretacji ich wypowiedzi).

Tak było, gdy Vance w Monachium wzywał polityków europejskich, by ci - "nie lękali się" otworzyć drzwi antymigracyjnym emocjom swoich wyborców. - Wierzyć w demokrację to rozumieć, że każdy z naszych obywateli ma mądrość i głos. A jeśli odmówimy słuchania tego głosu, nawet nasze najbardziej udane walki niewiele dadzą. Jak powiedział kiedyś papież Jan Paweł II, moim zdaniem jeden z najbardziej niezwykłych orędowników demokracji na tym kontynencie lub na jakimkolwiek innym: "nie lękajcie się". Nie powinniśmy bać się naszych ludzi, nawet jeśli wyrażają poglądy, które nie zgadzają się z naszym przywództwem - mówił Vance.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rozmowa Trump-Putin. Polityk PiS: Prezydent USA jest realistą

Fałszywa teologia Vance’a

Ta wypowiedź jest fałszywa na wielu poziomach. Papież w swoim inaugurującym pontyfikat przemówieniu wcale nie wzywał do ulegania przekonaniom wyborców, a do otwarcia drzwi Chrystusowi. - Nie lękajcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie lękajcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek - mówił Jan Paweł II.

Wielokrotnie i na różne sposoby papież przestrzegał też przed uleganiem presji ideologicznej, w tym także presji pragmatycznych wyborców wskazując, że demokracja pozbawiona wartości może łatwo przeciwstawić się w totalitaryzm. - Trzeba dodać, że totalitaryzm rodzi się z negacji obiektywnej prawdy: jeżeli nie istnieje prawda transcendentna, przez posłuszeństwo której człowiek zdobywa swą pełną tożsamość, to nie istnieje też żadna pewna zasada, gwarantująca sprawiedliwe stosunki pomiędzy ludźmi. Istotnie, ich klasowe, grupowe i narodowe korzyści nieuchronnie przeciwstawiają jednych drugim. Jeśli się nie uznaje prawdy transcendentnej, triumfuje siła władzy i każdy ciąży do maksymalnego wykorzystania dostępnych mu środków, do narzucenia własnej korzyści czy własnych poglądów, nie bacząc na prawa innych. Wówczas człowiek jest szanowany tylko na tyle, na ile można się nim posłużyć do własnych egoistycznych celów - wskazywał Jan Paweł II.

I choć wtedy te słowa były ukierunkowane przede wszystkim ku obronie rodziny i życia, to życie migrantów ich godność to także jest wartość, której Jan Paweł II bronił, a propozycja polityczna Vance’a i Trumpa, choć w nowy sposób, jest także propozycją, w której silniejsi decydują o życiu słabszych, tworzą normy wykluczające ludzi z przestrzeni praw ludzkich i budują świat, w którym w przestrzeni międzynarodowej "triumfuje siła władzy". "Dla chrześcijanina okazywanie życzliwości i solidarności obcokrajowcowi jest nie tylko nakazem zwykłej ludzkiej gościnności, ale także konkretnym obowiązkiem wynikającym z wierności nauczaniu Chrystusa" - pisał papież w 1998 roku. "Nakaz zawarty w słowach Jezusa: "Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie" (Mt 25,35) pozostaje całkowicie w mocy w każdych okolicznościach i jest wyzwaniem dla sumienia wszystkich, którzy chcą iść Jego śladami" - dodawał Jan Paweł II.

Franciszek odpowiada Vance’owi

Słowa z Monachium Vance’a nie są jedynymi, zafałszowującymi nauczanie Kościoła wypowiedziami Vance’a, który deklaruje się jako katolik. Wcześniej w podobnym sposób potraktował on kategorię "ordo Amoris" (porządku miłości), która miała być rzekomym fundamentem polityki migracyjnej Trumpa i uznania wszystkich nielegalnych migrantów za przestępców. W tej sprawie zareagował papież Franciszek, który w liście do biskupów Stanów Zjednoczonych - nie wymieniając Vance’a wprost - jasno odciął się od takiej interpretacji i pokazał, że tego typu wykorzystywanie nauczania Kościoła.

"Chrześcijanie dobrze wiedzą, że tylko poprzez afirmację nieskończonej godności wszystkich, nasza własna tożsamość jako osób i jako wspólnot osiąga swoją dojrzałość. Miłość chrześcijańska nie jest koncentryczną ekspansją interesów, które stopniowo rozszerzają się na inne osoby i grupy" - wskazywał papież i dodawał, że "osoba ludzka jest podmiotem obdarzonym godnością, który poprzez konstytutywną relację ze wszystkimi, zwłaszcza z najuboższymi, może stopniowo dojrzewać w swojej tożsamości i powołaniu". "Prawdziwym ordo amoris, które należy promować, jest to, które odkrywamy medytując nieustannie nad przypowieścią o "dobrym Samarytaninie", to znaczy medytując nad miłością, która buduje wspólnotę braterską otwartą na wszystkich bez wyjątku" - zaznacza papież.

Apel do chrześcijan

To nie jedyne jednoznacznie polemiczne słowa papieża z tego dokumentu. Franciszek wprost odrzuca także politykę prezydenta Donalda Trumpa. "Uważnie śledziłem poważny kryzys, który ma miejsce w Stanach Zjednoczonych wraz z rozpoczęciem programu masowych deportacji. Poprawnie ukształtowane sumienie nie może nie dokonać krytycznej oceny i nie wyrazić sprzeciwu wobec środków, które milcząco lub wyraźnie utożsamiają nielegalny status niektórych migrantów z przestępstwem" - wskazuje papież w tym liście.

Stwierdzenie to nie oznacza, że papież zakazuje obrony społeczeństwa czy państwa przed osobami, które "popełniły brutalne lub poważne przestępstwa podczas pobytu w kraju lub przed przybyciem do niego", ale wyklucza uznanie za przestępców tych, których jedyną winą jest nielegalne przekroczenie granic. "Akt deportacji osób, które w wielu przypadkach opuściły swój kraj z powodu skrajnego ubóstwa, braku bezpieczeństwa, wyzysku, prześladowań lub poważnego pogorszenia stanu środowiska, narusza godność wielu mężczyzn i kobiet oraz całych rodzin i stawia ich w stanie szczególnej bezbronności i bezradności" - wskazywał papież.

A dalej apelował do wszystkich chrześcijan, by nie ulegali antymigracyjnemu populizmowi, który jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. "Wzywam wszystkich wiernych Kościoła katolickiego oraz wszystkich mężczyzn i kobiety dobrej woli, aby nie poddawali się narracjom, które dyskryminują i powodują niepotrzebne cierpienie naszych braci i sióstr migrantów i uchodźców" - wskazał papież. "Wszyscy jesteśmy wezwani do życia w solidarności i braterstwie, do budowania mostów, które coraz bardziej zbliżają nas do siebie, do unikania murów hańby" - dodał Franciszek. I trudno o mocniejsze słowa.

Reakcja USA na te słowa była przewidywalna. - Papież powinien skupić się na Kościele katolickim, a my na ochronie granic. Chce nas zaatakować, bo zabezpieczamy nasze granice? Ma mur wokół Watykanu, prawda? My nie możemy mieć muru wokół Stanów Zjednoczonych – powiedział Tom Homan, główny doradca Donalda Trumpa do spraw polityki migracyjnej. I choć można by pokazać, że doradca zwyczajnie nie zna historii, i nie wie, kiedy i z jakich powodów pojawił się ów mur, to wystarczy zasygnalizować, że odpowiedź była jednoznaczna.

Papież diagnozuje problem

Porzucę złośliwości także dlatego, że o wiele istotniejsza od nich, jest odpowiedź na pytanie, dlaczego papież i to na samym początku prezydentury wchodzi w ostry spór z USA? Odpowiedź jest prosta. Jego doradcy i on sam od dawna dostrzegają niebezpieczeństwo trumpizacji chrześcijan, uznania, że Donald Trump z jego religijną retoryką, jest rzeczywiście przedstawicielem nowej, chrześcijańskiej cywilizacji, że to on niesie nadzieję "uciemiężonym chrześcijanom". Watykan i Franciszek na taką wizję nie mogą się zgodzić i to wcale nie dlatego, że ogranicza ona symboliczne znaczenie papiestwa (jeśli to prezydent USA jest nośnikiem wartości obrony chrześcijan, to kim jest biskup Rzymu), ale przede wszystkim dlatego, że przedstawia ona jako chrześcijańskie poglądy i decyzje, których z Ewangelią nie da się pogodzić.

Papież uznał - zapewne nie tylko obserwując Stany Zjednoczone, ale także część krajów europejskich - że antymigracyjny populizm i polityka tożsamościowa są poważnym zagrożeniem dla chrześcijańskiej tożsamości części środowisk katolickich. I tak ten list powinien być czytany. Jako ostrzeżenie przed poważnym zagrożeniem przez czymś, co jest cywilizacją śmierci, cywilizacją, w której silniejszy może więcej. To zagrożenie jest zaś tym poważniejsze, że i prezydent, i wiceprezydent nieustannie odwołują się do symboliki chrześcijańskiej, tyle że zastępują jej autentyczną treść zupełnie inną zawartością. I przeciw temu papież musiał zaprotestować.

Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
franciszekstany zjednoczoneusa

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (278)