Franciszek jak polski papież? "Unikają jak ognia" [OPINIA]

Odchodzenie jest ostatnim świadomym "czynem" człowieka i w tym sensie może być obrazem ludzkiego życia. I z tej perspektywy można spojrzeć na to, jak odchodził Jan Paweł II, a jak choruje i walczy o oddech papież Franciszek - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.

Papież Franciszek
Papież Franciszek
Źródło zdjęć: © EPA, PAP | FILIPPO MONTEFORTE
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Ostatnie tygodnie w świecie katolickim, o Watykanie nie wspominając, to czas wstrzymanego oddechu. Franciszek choruje już kilka tygodni, a informacje, jakie docierają z kliniki Gemelli bardzo długo były jednoznacznie niepokojące. Papież chorował na obustronne zapalanie płuc, miał - przynajmniej przez jakiś czas - zakażone nerki, i co jakiś czas przeżywał silne kryzysy oddechowe, albo ujmując rzecz wprost - dusił się.

Informacje Biura Prasowego stawały się coraz krótsze, a wieczorne komunikaty medyczne coraz bardziej dramatyczne. I choć, jak się zdaje, teraz powoli idzie ku lepszemu, to trzeba mieć świadomość, że dopóki papież nie opuści Kliniki Gemelli, nie da się na temat jego zdrowia i szans na kontynuację pontyfikatu, powiedzieć nic pewnego. Jedno jednak można powiedzieć już teraz. Franciszek wypełniał nową treścią to, co znaliśmy jako "teatrum papieskiego odchodzenia". To treść (i forma) inna, niż ta, którą przed laty ukazał światu Jan Paweł II.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ukraina chce podpisać umowę z USA. "To będzie kolonializm"

Inny model chorowania

Jan Paweł II odchodził, a wcześniej chorował, na oczach świata. To był - w najlepszym tego słowa znaczeniu - "teatr życia i śmierci", wielka "Ewangelia cierpienia". Papież nie tylko pojawiał się w oknie papieskim, ale także walczył o to, by wypowiedzieć choć słowo, a wszystko to działo się na żywo. Ostatnią niedzielą w życiu Jana Pawła II była Niedziela Wielkanocna 27 marca 2005 roku. I nikt, kto wtedy obserwował życie Kościoła, nie może zapomnieć, tej sceny, gdy papież pokazał się w oknie swojego apartamentu, by pobłogosławić i pozdrowić wiernych i próbuje coś powiedzieć. I nie jest w stanie. Walczy o głos, zmaga się i nie jest w stanie wydusić z siebie ani słowa. Wyraz jego twarzy, rozpacz, walka - tego nie da się zapomnieć.

Jan Paweł II wiedział już wówczas, że umiera, był pogodzony z tym faktem, a nawet - niespełna tydzień przed śmiercią - mówił bliskim: "jeśli nie mogę być z ludźmi, jeśli nie mogę celebrować Mszy św. w tak wielkie święto, jak Wielkanoc, jeśli nie mogę przemówić, to lepiej, żebym odszedł". Jego bliscy zaś wiedzieli, że nawet gdy niemal nie mógł już się komunikować, to chce, by ludzie o tym wiedzieli, by dotykali jego choroby, by wiedzieli jego krzyż. Ostatniego dnia, 1 kwietnia, o czym potem informował jego rzecznik prasowy i przyjaciel Joaquín Navarro-Valls, papież jeszcze obserwując, jak na Placu Świętego Piotra modli się za niego młodzież, miał powiedzieć: "Szukałem was, teraz przyszliście do mnie i za to wam dziękuję". "Zdanie to z pewnym trudem odtworzono ze słów, które wymówił kilkakrotnie" - relacjonował Navarro-Valls, którego roli w ukazywaniu światu odchodzenia Jana Pawła II nie można pominąć.

Franciszek ukazuje chorobę inaczej. Owszem przerwał raz kazanie, potem kilkukrotnie jeszcze się pojawił, ale gdy stan zrobił się naprawdę poważny - zniknął. Było jeszcze spotkanie z premier Włoch, która szeroko o nim opowiedziała, a potem zapadła kurtyna, za którą chorował papież. Jego służby prasowe bardzo oszczędnie informowały o jego stanie ("siedzi w fotelu", "zjadł śniadanie", "dobrze odpoczął" - to jedyne informacje, które się pojawiały), a lekarze podawali suche dane medyczne. Otoczenie papieskie milczało zaś jak zaklęte. Ani śladu informacji, które mogłyby pokazać, jak choruje Franciszek, ani śladu obrazu jego odchodzenia. Nic, zero, aż do momentu, gdy papież zaczął się czuć trochę lepiej, gdy pokazano jego zdjęcia, a potem odtworzono z taśmy przesłanie.

Między teatrem a literaturą

Skąd ta różnica? Odpowiedzi możemy szukać w osobowościach obu papieży, ale także w zmieniającej się sytuacji społecznej i medialnej. Zacznijmy od tego pierwszego. Jan Paweł II był człowiekiem teatru - aktorem, ale i reżyserem spektaklu, którym był jego pontyfikat. On budował przekaz nie tylko słowem pisanym, ale także mową, obrazem, zawieszeniem głosu czy swoim własnym ciałem. Ono było także komunikatem, elementem głoszenia Ewangelii. To nie była tylko forma, ale i treść, a żeby to zrozumieć, trzeba odwołać się do jego teologii ciała, która powinna być rozumiana nie tylko jako uzasadnienie zasad moralnych w dziedzinie seksualności, ale przede wszystkim jako uświadomienie, że ludzki podmiot myśli i komunikuje zawsze jako osoba płciowa, jako istota cielesna. Ciało jest także komunikatem.

I z tej perspektywy papieskie chorowanie, a potem odchodzenie było komunikatem dla świata, było wielką ewangelią chorowania i śmierci, wielkim przypomnieniem o godności osoby ludzkiej, ale także o wartości tych, których współczesna cywilizacja niekiedy odsuwa na boczny tor. Papież, odchodząc - już bez słów - a samą swoją cielesnością, której się nie obawiał - przypominał swoje nauczanie dotyczące życia i śmierci, choroby i zdrowia i krzyża. I nawet jeśli ktoś mógłby mu zarzucić, że robi z tego spektakl, to on mógłby odpowiedzieć, że w świecie nieustannego spektaklu i performance'u, trzeba także swoje życie i umieranie reżyserować w sposób, który będzie przekazem komunikatu godności i miłości.

Franciszek jest inny. On nie jest człowiekiem teatru, a raczej nauczycielem i wielbicielem literatury. Ważniejsze jest dla niego słowo pisane, historia i narracja, niż praca ciałem. Inaczej buduje przekaz, mniejsze znaczenie ma dla niego forma, a nieco większe zaskakująca treść. Jest też człowiekiem, który mniej chętniej ujawnia się światu, jest bardziej zamknięty. I to widać także w tym momencie, gdy z chorobą ukrywa się, a nie ukazuje ją światu. Nie jest wykluczone, jeśli papież wyzdrowieje, że opowie o tym, co odczuwał, ale bez szczegółów, bez epatowania nimi. Taki jest.

Zmienione media

Ale jest jeszcze jeden element, o którym warto pamiętać, gdy rozważa się powody dla odmiennego komunikowania chorowania i odchodzenia Jana Pawła II i kryzysu Franciszka. To media. One bardzo się zmieniły. Już w czasach papieża z Polski niektórzy eksperci mówili o "pornografii śmierci", ale wówczas materiały były przedstawiane i omawiane przez tradycyjne media, i one także ograniczały, cenzurowały, a przynajmniej nadawały kontekst przekazom dotyczącym odchodzenia. Obecnie żyjemy w kulturze mediów społecznościowych i pokazywania wszystkiego, a do tego raz wypuszczone z rąk obrazy zostałyby natychmiast zmultiplikowane, powielone i przerobione na tysiące memów, żartów, albo fake newsów.

To już nie głęboki przekaz, ale właśnie zabawa formą, mem stałby się modelem odbioru takich zdjęć. I zapewne także tego powodu PR-owcy papieża Franciszka jak ognia unikają jakichkolwiek obrazowych przekazów. Ich milczenie jednak - i to trzeba powiedzieć - ma zapewne inny powód. Tu chodzi raczej o to, że papież lubi komunikować samodzielnie to, o czym myśli i co odczuwa, a ludzie, którzy próbują być za "bardzo do przodu" z przekazywaniem poufnych czy prywatnych informacji, są dość szybko usuwani z jego najbliższego otoczenia. Lojalność jest kluczowa dla Franciszka. I nawet jeśli to wszystko jest zrozumiałe, to trudno nie zauważyć, że jeśli chodzi o przekaz ewangelicznej prawdy o cierpieniu i śmierci, to historia Jana Pawła II jest bardziej znacząca i bardziej napełniona przekazem.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
franciszekpapieżjan paweł ii

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (31)