Fossett uniknął katastrofy; leci w kierunku Chile
Amerykański milioner i poszukiwacz
przygód Steve Fossett, który po raz szósty próbuje samotnie
okrążyć Ziemię balonem, ledwo uniknął katastrofy, gdy sztormowa
pogoda o mało nie zepchnęła go do Pacyfiku.
Jak podało w poniedziałek centrum kontroli lotu w St. Louis (USA), Fossett opuścił się w niedzielę z 7000 do 300 metrów nad poziom oceanu, aby uniknąć najgorszej wichury. Jednak potem nawałnice i zstępujące prądy powietrza spychały jego balon "Duch Wolności" jeszcze bardziej w dół i przez pewien czas leciał zaledwie 120 metrów nad wodą.
Działo się to 2500 km na wschód od Nowej Zelandii, nad południowym Pacyfikiem. Balon leciał z prędkością zaledwie 32 km na godzinę.
Aby nie wpaść do wody, 58-letni milioner uruchomił wszystkie trzy palniki ogrzewające powietrze w balonie (zwykle używa dwóch) i wzniósł się z powrotem do góry.
Nie był to koniec kłopotów, bo gdy "Duch Wolności" znalazł się z powrotem wysoko nad oceanem, nie można było wyłączyć jednego z palników, bo zamarzł przełącznik. Fossett zdołał jednak odmrozić palnik, zanim balon wzbił się powyżej granicy bezpieczeństwa. Użył w tym celu pakietów chemicznych, którymi posługuje się, by ogrzewać swe racje żywnościowe.
W pewnym momencie Fossett, który w zeszłą środę wystartował do swej wyprawy z zachodniej Australii, powiedział centrum kontroli lotu przez telefon satelitarny, że chce tylko dotrzeć bezpiecznie do Południowej Ameryki i że okrążenie Ziemi wydaje mu się niemożliwe.
Nie mogłem spać - dodał Fossett w trakcie niedzielnej rozmowy z centrum w St.Louis. Choć mam budziki, bałem się, że zbyt wolno zareaguję na kolejną nawałnicę i prądy powietrza spychające mnie w dół. Dlatego wczoraj w nocy spałem tylko dwie godziny, a dziś w ogóle nie zmrużyłem oka.
W poniedziałek pogoda poprawiła się i balon nabierał prędkości, napotkawszy sprzyjające wiatry. Po południu czasu polskiego znajdował się na 50. równoleżniku szerokości południowej i 126. południku długości zachodniej. Balon leciał z prędkością 72 km na godzinę na wysokości 6860 metrów.
Od środy 42-metrowy "Duch Wolności" przebył 10.800 km, czyli nieco więcej niż jedną trzecią trasy.
Zła pogoda w ciągu weekendu opóźniła przelot balonu co najmniej o dzień. Obecnie Fossett spodziewa się, że dotrze do brzegów Ameryki Południowej, w okolicach Santiago de Chile, w najbliższą środę, zamiast we wtorek, jak początkowo zakładał.
Dalsza trasa balonu przebiega nad Chile, Argentyną, południową częścią Atlantyku i Oceanu Indyjskiego, z powrotem do Australii.
Fossett próbuje szczęścia po raz szósty, nie zrażony poprzednimi niepowodzeniami, w tym wyprawą w 1998 roku, kiedy balon spadł z wysokości 8800 metrów do Morza Koralowego i milioner o mało nie zginął.
Amerykanin, który wzbogacił się grając na giełdzie, jest posiadaczem kilku rekordów światowych w sporcie balonowym, żeglarstwie i lotnictwie. Poza tym w 1985 roku przepłynął wpław Kanał La Manche, w 1992 roku zajął czwarte miejsce w wyścigu psich zaprzęgów na Alasce, a w 1996 uczestniczył w 24-godzinnym wyścigu samochodowym na torze Le Mans.
Podczas ubiegłorocznej nieudanej próby okrążenia Ziemi Fossett musiał lądować w Brazylii, ale pobił o ponad dwa dni rekord czasu trwania samotnego lotu, należący do innego Amerykanina, Kevina Uliassi, wynoszący 10 dni 3 godziny i 28 minut. Obecny rekord wynosi 12 dni, 12 godzin i 57 minut.
Po raz pierwszy oblecieli balonem Ziemię Szwajcar Bertrand Piccard i Anglik Brian Jones - w marcu 1999 roku. Na razie nikomu nie udało się dokonać tego w pojedynkę.
Fossett podróżuje w podwieszonej do balonu hermetycznej kabinie z kewlaru i włókna węglowego, oddychając tlenem z butli. Steruje, wzbijając się lub obniżając lot, w poszukiwaniu najbardziej sprzyjających prądów powietrza. W swej ciasnej kabinie ma nowoczesny sprzęt telekomunikacyjny i nawigacyjny, w tym sprzęt GPS pozwalający określić z ogromną dokładnością położenie balonu. (and)