Fala linczów w Wenezueli. Średnio co trzy dni jedna osoba ginie w samosądach
W pogrążonej w kryzysie i odmętach bezprawia Wenezueli obywatele coraz częściej dochodzą sprawiedliwości na własną rękę. Średnio co trzy dni w samosądach ginie jedna osoba.
29.12.2016 | aktual.: 29.12.2016 11:19
Wenezuela od miesięcy pogrąża się w chaosie politycznym i dotkliwym kryzysie gospodarczym. Polityka ekonomiczna prowadzona od kilkunastu lat przez socjalistyczne władze - najpierw z Hugo Chavezem, a dziś z jego poplecznikiem Nicolasem Maduro na czele - doprowadziła do całkowitego uzależnienia kraju od eksportu ropy naftowej (ponad 90 proc. wpływów budżetowych).
Kiedy w 2014 roku ceny tego surowca poleciały na łeb na szyję, Wenezuela okazała się bankrutem. Inflacja sięga kilkuset procent, a półki w sklepach świecą pustkami. Brakuje podstawowych artykułów, nawet wody i prądu, nie mówiąc już o lekach. Niektórzy mówią wręcz, że mamy już do czynienia niemal z państwem upadłym.
Jednak najgorsze jest to, że kraj pogrąża się w odmętach przemocy i bezprawia. Wenezuela jest jednym z najniebezpieczniejszych krajów na świecie, od lat przoduje w statystykach zabójstw, a w tym roku jest jeszcze gorzej (morderstwo średnio co 20 minut). Ulice terroryzowane są przez bezlitosne organizacje przestępcze, a pogrążone w kryzysie państwo jest bezradne.
Ponury efekt tego jest taki, że sfrustrowani ludzie coraz częściej sami wymierzają karę domniemanym przestępcom. Jak wynika z ostatniego raportu Observatorio Venezolano de Violencia (OVV, Wenezuelskie Obserwatorium Przemocy), w 2016 roku w publicznych samosądach zginęło do tej pory 126 osób. Dla porównania, w całym 2015 roku było "tylko" 20 ofiar linczów.
Wenezuelscy aktywiści tłumaczą, że wielu ludzi dochodzi sprawiedliwości na własną rękę, bo od lat padają ofiarą przestępców. Mają uzasadnione poczucie, że państwo ich nie chroni, więc muszą robić to sami. Razi ich, że cały system - organy ścigania, prokuratura, sądy - jest niewydolny i przeżarty jest korupcją.
Cytowany przez agencję Reutera raport OVV wskazuje, że w poprzednich latach, jeżeli dochodziło do linczów, to ich ofiarą przeważnie padali domniemani mordercy i gwałciciele. Jednak w tym roku rozwścieczone tłumy rzucają się nawet na drobnych przestępców, przy cichym przyzwoleniu policji. Uliczna przemoc potęgowana jest przez dotkliwy kryzys gospodarczy.
Szerokim echem w światowych mediach odbiły się dramatyczne wydarzenia z kwietnia br., kiedy w Caracas ofiarą przechodniów padł rzekomy złodziej. Mężczyzna został brutalnie pobity, oblany łatwopalną cieczą i podpalony. Cudem przeżył, z poparzeniami sięgającymi 70 proc. powierzchni ciała.
Jeszcze w ubiegłym roku w rząd Maduro, w ramach ogromnej i brutalnej kampanii przeciwko gangom, rzucił do walki z przestępcami tysiące żołnierzy Gwardii Narodowej. Ale nie dość, że fali bezprawia nie udało się zatrzymać, to ofiarą represji padli niewinni ludzie. Masowo łamane były prawa człowieka.
- Przemoc zabija przyszłość tego kraju. Rząd spędził 17 lat nie rozwiązując tego problemu - stwierdził z rozgoryczeniem lider wenezuelskiej opozycji Henrique Capriles, cytowany przez agencję Reutera.