Ewa umierała w szpitalu, a Oskar D. z partnerką dzielili miliony. "Chciałem tylko zarobić"
"Ile kasy, ja je... Nie mogę przestać o tym myśleć" - pisał do swojej partnerki Oskar D. Planowali właśnie nowy interes na suplementach diety. Cztery dni później Wirtualna Polska opublikowała serial "Szarlatan". Ruszyła lawina. Zamiast kolejnej góry pieniędzy, była akcja policji, areszt dla D. i prokuratorskie zarzuty. Odsłaniamy kolejne elementy biznesu na ludzkiej krzywdzie.
- Prokuratura pozwoliła przejrzeć Wirtualnej Polsce akta toczącej się jeszcze sprawy. Chodzi o to, by pokazać opinii publicznej hipokryzję ludzi podających się za uzdrowicieli.
 
- Z akt wynika, że Oskar D. rozsyłał wielu pacjentom te same rozpiski suplementów bez względu na dolegliwości.
 
- Zalecał chorym zażywanie leków weterynaryjnych, bo jego znajomy twierdził, że działają. "Ja tego nie weryfikowałem" - wyjaśniał w prokuraturze.
 
- Założył farmę fikcyjnych kont, by zachwalać samego siebie oraz zastraszać niezadowolonych klientów.
 
- Śledztwo potwierdza wszystkie ustalenia WP. Wykazuje powiązania Oskara D. z "duszpasterzem Czerniakiem" i innymi osobami ze środowiska naturopatii.
 
- Prokuratorzy zabezpieczyli kilkaset tysięcy złotych na wypłatę zadośćuczynień dla poszkodowanych.
 
Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze. 2 piętro. Na biurku w niewielkim pokoju 10 tomów akt. Każdy oznaczony sygnaturą 3033 -1 DS 7.2025. To tylko część materiałów śledztwa przeciwko Oskarowi D. Reszta zawiera szczególnie wrażliwe dane medyczne. Tego czytać nie możemy. To, co najważniejsze i tak przedstawiliśmy w audioserialu "Szarlatan". Opisaliśmy w nim historie chorych, którzy zaufali Oskarowi D. i dziś albo nie żyją, albo ponoszą cenę jego terapii.
Akta skrywają kolejne tajemnice naturopaty z Nowogrodu Bobrzańskiego.
Jeden z odcinków serialu "Szarlatan":
Żniwa "naturopaty"
Oskar D. przez blisko dwa lata błyszczał w mediach społecznościowych. Porywał setki tysięcy osób. Pewny siebie, z uśmiechem na twarzy, bez zająknięcia opowiadał o leczeniu raka, o tym, ile osób uratował i jak bardzo lekarze nie znają się na medycynie. Tłumaczył mechanizmy powstawania groźnych chorób. Doradzał na temat diety, suplementów, zapraszał na swoje konsultacje. W ich trakcie odradzał biopsje, podważał diagnozy lekarzy, w tym onkologów.
W lutym 2025 r. Oskar D. zostaje aresztowany. W prokuraturze wyjaśnia:
"Potwierdzam, że to ja radziłem telefonicznie pokrzywdzonym wskazanym w zarzutach, ja korespondowałem z nimi przez Messengera i to ja wysyłałem te rozpiski suplementów i środków chemicznych".
Klienci nie mieli pojęcia, że Oskar D. nie ma wykształcenia medycznego. Skończył gimnazjum i kurs naturopaty on-line. Mimo to przekonał do kontaktu z nim ludzi, często walczących o życie. Po jego rady ustawiały się kolejki.
W aktach odnajdujemy notatnik jego asystentki. Tylko w dniu zatrzymania, 3 lutego 2025, naturopata miał zaplanowanych sześć rozmów. W inne po osiem, dziewięć. Każda to 350 złotych. W trakcie konsultacji chory najczęściej dostawał rozpiskę kilkudziesięciu suplementów. Musiał za nie zapłacić kilka tysięcy złotych, oczywiście w sklepie prowadzonym przez D.
"Wpadło właśnie zamówienie na 2 koła hehe" - pisała do Oskara jego partnerka, która pomagała prowadzić biznes.
Można się było umówić również na konsultację mailową, wtedy odpowiedź przychodziła szybciej. Czy D. odpisywał samodzielnie? Nie wiadomo, ale nie miało to żadnego znaczenia. W korespondencji pary znajdujemy gotowe formułki do wklejenia i listę maili, pod które trzeba je wysłać. Nie ma tam rozróżnienia, czy o poradę prosił ktoś z nowotworem, czy łuszczycą. Dostawał to samo. Para rozmawiała też o pacjentach, o ich chorobach. D. miewał niezły ubaw.
"Jak twój dzień dzisiaj wygląda kochanie? Gościu, mówi do mnie na konsultacji, czuję się jak przysłowiowa szmata" – pisze Oskar, po czym zamieszcza ciąg uśmiechniętych buziek.
Styczeń 2024 roku. Para pisze do siebie na Messengerze. Podliczają zyski i nie mogą się nadziwić, ile zarabiają i jak dobrze im idzie. Za ostatnie trzy tygodnie: Ola 14 743 zł, Oskar 16 053 zł.
A to tylko część przychodów, najprawdopodobniej z suplementów. Do tego pieniądze z e-booków Oskara, które idą jak świeże bułeczki i opłaty za wizyty. Co kilka dni podobne wiadomości i kolejne tysiące na koncie.
Kilka tygodni wcześniej na Śląsku rodzina pochowała panią Ewę. Jej historię dokładnie opisaliśmy w serialu "Szarlatan". W jej piersi pojawił się guz, ale Oskar D. uspokajał ją, że nic się nie dzieje. Twierdził, że to na pewno nie rak i odradził biopsję. Ewa posłuchała. Kupiła suplementy, nie poszła do lekarza. Rozwijający się nowotwór w 10 miesięcy dał przerzuty do głowy. D. przestał odpowiadać jej na wiadomości, a córkę Ewy zastraszał z fejkowych kont na Facebooku. Ewa zmarła pod koniec listopada 2023 roku.
Hipokryzja uzdrowiciela
Policja zatrzymała Oskara D. w jego rodzinnym domu w Nowogrodzie Bobrzańskim. Opisaną przez nas sprawą zaczynają żyć prawie wszystkie ogólnopolskie media. Rzeczniczka prasowa prokuratury w Zielonej Górze, Ewa Antonowicz, zwołuje konferencję prasową. Okazuje się, że Oskar D. przez dwa lata swojej działalności zarobił ponad 4 miliony złotych. Oprócz narażania chorych ma też na koncie oszustwa podatkowe i pranie pieniędzy. Sąd nie miał wątpliwości - D. trafił do aresztu na trzy miesiące.
Prokurator zwróciła uwagę na jeszcze jeden z pozoru nieistotny szczegół. Ten sam Oskar, który w mediach społecznościowych przestrzegał przed jedzeniem pieczywa, a nawet warzyw, sam stołował się w barach typu fast food. Potwierdzają to wyciągi z jego rachunków bankowych.
Szczyt hipokryzji znajdujemy jednak dopiero w aktach sprawy. D. zarabiał miliony, strasząc ludzi lekarzami i podważając ich kompetencje. W tym samym czasie medycy ratowali jego rodzinę. Oto fragment zeznań ojca szarlatana:
"(...) syn mnie nie leczył. Nie leczył również żony ani członków rodziny. (...) Moja żona chorowała (...) miała pobierane próbki, miała biopsje. Leczyła się u lekarzy w Polsce".
To znaczy, że w czasie, gdy pani Ewa, klientka Oskara D., za jego namową rezygnowała z biopsji i leczenia onkologicznego, jego własna matka korzystała z pomocy lekarzy.
Ernest D., ojciec Oskara, pomagał w prowadzeniu biznesu. To on przyjmował zamówienia na suplementy, pakował je i rozsyłał. To na jego konta trafiała spora część pieniędzy z biznesu syna - otrzymał dwa przelewy na ponad milion złotych.
Co ciekawe, darowiznę zgłosił dopiero w styczniu 2025 roku, gdy o działalności Oskara D. zaczęło być głośno w całym kraju. Oskar kupił też rodzicom mieszkanie w Warszawie. Twierdził, że sami je sobie wybrali. W prokuraturze ojciec nie był jednak w stanie powiedzieć, w jakiej jest dzielnicy i u którego notariusza podpisywał umowę.
Wzorce z kościoła
Oskar D. w prokuraturze wyjaśnił, że jego wzorem do naśladowania był Hubert Czerniak. Znali się i spotykali. To kolejny z bohaterów serialu "Szarlatan". Lekarz, który jeszcze kilka miesięcy temu miał prawo wykonywania zawodu. Obecnie już go nie posiada. Miał postępowanie dyscyplinarne w izbie lekarskiej, a sprawę jednej z jego klientek po naszych publikacjach też bada prokuratura. Chodziło o panią Beatę. Kobieta zgłosiła się do Czerniaka z nowotworem, a wyszła z rozpiską na suplementy za 10 tysięcy. Jej stan się pogorszył. Na szczęście pomoc fachowców przyszła w porę.
Oskar w prokuraturze składa wyjaśnienia:
"Miałem okazję nie raz widzieć rozpiskę doktora Czerniaka i wzorowałem się na niej, ale ja sam sobie stworzyłem rozsyłaną przeze mnie rozpiskę. Ja większość przepisałem od Czerniaka, trochę dodałem sam od siebie".
Pierwszy raz D. spotkał Czerniaka w Glasgow w 2023 roku. Miał już wówczas spore zasięgi w mediach społecznościowych, więc był atrakcyjny biznesowo. Zawarli nieformalną współpracę. Czerniak produkował swoje suplementy, Oskar nimi handlował. Miał 30-procentową zniżkę.
"Szło tego bardzo dużo" - wyjaśniał w prokuraturze.
Miesięczny obrót suplementami szacował na blisko 160 tysięcy złotych.
Oskar D. mówił śledczym, że Czerniak i jeszcze jedna osoba, namawiali go na przystąpienie do Kościoła Naturalnego. To legalnie działający w Polsce kościół zarejestrowany przez MSWiA, choć od początku swojej działalności wzbudzał kontrowersje. Oskar wyjaśnia:
"Z tymi kościołami sprawa wygląda następująco: omija to podatki. Generalnie ludzie rzekomo wpłacają datki na kościół, a w rzeczywistości otrzymują poradę medyczną oraz kupują suplementy. W ten sposób omijane są podatki ze sprzedaży i z konsultacji".
Tym samym potwierdza wszystko, o czym mówiliśmy w serialu "Szarlatan".
Oskar D. miał coraz szersze grono współpracowników w branży. Biznes naturopatów poszerzał się o olejki na bazie konopi indyjskich. Oskar widział w tym szansę na ogromny zarobek. W prokuraturze wyliczał:
"Wystarczyło polecić jednego pacjenta onkologicznego dziennie i przez 21 dni zarobiłbym 105 tysięcy złotych. Mowa tu o takich pieniądzach. Ja nie zdążyłem wejść z nimi w biznes, ponieważ zostałem zatrzymany".
To niejedyny pomysł na łatwe pieniądze, który się nie powiódł. Jeszcze cztery dni przed publikacją serialu Wirtualnej Polski Oskar z partnerką planowali rozszerzenie działalności.
Ona: "To dawaj, róbmy te suple, bo tu nie ma na co czekać".
On: "No grubo jest. Nie? 70 proc. Nie mogę przestać o tym myśleć. Ile kasy, ja je...".
Ona: "No jest kurczę grubo. (...) To jest 50 k na osobę na miesiąc. O chu..., to się opłaca".
On: "I co ty na to" (tu emotikonki uśmiechów).
Ona: "No kurcze chętnie. Zaje... deal".
70 procent, o których mówi para, to marża, jaką wynegocjowali prawdopodobnie z firmą produkującą suplementy. Nigdy tej współpracy nie rozpoczęli.
Farma Oskara
Akta sprawy wyjaśniają też, skąd popularność Oskara i jak budował swój mit. Jednym z elementów były świadectwa ludzi "cudownie uleczonych". Jak się okazuje, komentarze dotyczące efektów terapii pisał sam D., a w sieci umieszczała je jego partnerka. Miał wiele kont w mediach społecznościowych. Tak tworzyli fikcyjne relacje i planowali swoje działania (pisownia oryginalna):
Oskar: "Chciałbym, żebyś napisała tak: 'To prawda, mój brat, który był na pozór zdrową osobą, po pozbyciu się metali ciężkich dopiero zobaczył, co to życie. Oczywiście Pan Oskar mu pomógł i różnica w zachowaniu oraz samopoczuciu ogromna'.
I z drugiego konta też napisz: "Ja jestem po pozbywaniu się metali ciężkich suplementacją ustaloną przez Pana Oskara, różnica ogromna".
Partnerka: "Ale zaje... ci ten post poszedł".
Oskar: "No temat na czasie".
Farma fikcyjnych kont nie służyła jednak tylko do zachwalania D. Gdy ktoś odważył się skrytykować naturopatę, ten ruszał z kontratakiem. Tak było między innymi w przypadku córki pani Ewy, Magdy. Po śmierci matki, chciała ostrzec innych przed Oskarem i jego terapiami. Blokowali ją, dostawała prywatne wiadomości z pogróżkami.
W prokuraturze Oskar D. wyjaśnia:
"To jest moja korespondencja. To ja faktycznie wystawiałem te fejkowe komentarze".
W trakcie innego przesłuchania mówi z kolei:
"Jeśli chodzi o blokowanie niezadowolonych klientów w internecie, zastraszanie - robiłem to również osobiście i samodzielnie, nie zatrudniałem do tego żadnej osoby, ani nie zlecałem takich działań innym osobom".
Lista ofiar
Wspominana już pani Ewa nie była jedyną ofiarą działań Oskara D.
Pani Iwona - jedna z bohaterek drugiego odcinka serialu "Szarlatan" - uwierzyła, że 13-centymetrowy guz w jej brzuchu to grzyb, bo tak stwierdził naturopata. Zalecił kobiecie ponad 20 substancji, suplementy i nie tylko. Miesiąc później okazało się, że guz ma już 20 centymetrów i nie jest grzybem, tylko złośliwym nowotworem. Pani Iwona walczy o życie. Oskar usłyszał zarzut narażenia jej na utratę życia lub zdrowia.
W serialu wspominaliśmy o pani Krystynie z oponiakiem mózgu. Ona nie dała się ostatecznie zwieść, ale już pani Barbara uwierzyła naturopacie. Wydawała tysiące na suplementy i przestała je brać dopiero, gdy pojawiły się poważne zmiany na skórze. Z kolei pani Kamila przez rok piła zalecony przez D. płyn Lugola, przyjmowała mnóstwo suplementów. Twierdzi, że Oskar zaproponował jej odstawienie leków na tarczycę. Miał zapewniać, że płyn Lugola wystarczy.
- Żyły mi powychodziły wszędzie na rękach. Wyglądałam jak kulturystka. Miałam problemy z poruszaniem się, z wysławianiem - relacjonowała kobieta w serialu "Szarlatan".
Pani Wiola zgłosiła się do Oskara z depresją. Dostała suplementy, ale nie tylko. - Ja mogę podesłać całą listę jego zaleceń. To były jody, DMSO, Kava Kava, passiflora - wyliczała w rozmowie z WP.
DMSO to odczynnik chemiczny, który powstaje przy produkcji papieru. Tego, jak zadziała na ludzki organizm, do końca nie wiemy. W maleńkich dawkach nie jest toksyczny, ale jak dawka idzie do góry, może być groźny. Pani Wiola dostała zatoru i przez 67 dni walczyła o życie na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Nie da się jednoznacznie powiedzieć, co było przyczyną takiego stanu.
W aktach odnajdujemy jednak opinię lekarza specjalisty medycyny sądowej, który stwierdza:
"DMSO jest inhibitorem acytylocholinesterazy, powoduje uszkodzenie i rozpad czerwonych krwinek, negatywnie wpływa na komórki innych narządów, powodując ich uszkodzenie, w literaturze sądowo-toksykologicznej można spotkać doniesienia dotyczące toksycznego działania DMSO nawet przy stosowaniu niedużych stężeń w/w substancji, określona jest też dawka śmiertelna".
Oskar D. usłyszał dotychczas łącznie 10 zarzutów. Chodzi nie tylko o udzielanie świadczeń bez wymaganych zezwoleń, narażenie pacjentów na utratę życia lub zdrowia, ale też o oszustwa podatkowe, pranie pieniędzy, a nawet naruszenie ustawy o ochronie danych osobowych.
"Chciałem tylko zarobić"
W areszcie D. przesiedział siedem miesięcy. Żeby wyjść na wolność, musiał wpłacić wysokie poręczenie, a prokuratura zabezpieczyła pieniądze na jego kontach. Rodzina D. nie będzie miała mieszkania w Warszawie - umowa deweloperska jest rozwiązana. Prokuratura ma zabezpieczyć środki na wypłatę ewentualnych zadośćuczynień dla pokrzywdzonych.
Śledztwo trwa i zatacza coraz szersze kręgi. Jedno z ostatnich przesłuchań Oskara D. kończy się słowami:
"Jeszcze raz wyrażam ogromną skruchę, że doszło do tej sytuacji, że naraziłem i zdrowie, i życie pacjentów, w tym onkologicznych. Gdybym mógł cofnąć czas, na pewno nie podjąłbym się takiej działalności. Ja nie robiłem tego, aby zaszkodzić ludziom. Ja chciałem tylko zarobić pieniądze".
Michał Janczura, dziennikarz Wirtualnej Polski