Kalina: © Unsplash.com | Artem Ivanchencko

"Znęcała się nade mną prawie 4 lata". Rekordowe zadośćuczynienie za krzywdy w trakcie psychoterapii

Michał Janczura

Kalina mówiła, że nie radzi sobie z myślami samobójczymi, jej psychoterapeutka, że ma ochotę Kalinie "przywalić" i że ją "wkur...". Spotykały się prawie 4 lata. Po wszystkim pacjentce została pogłębiona depresja i nagrania z wyzwiskami, krzykami i bluzgami. Sąd przesłuchał taśmy, przejrzał SMS-y i przyznał Kalinie 229 tysięcy złotych zadośćuczynienia.

  • "Pani jest nienormalna, pani paranoja się rozrasta", "Może pani na mnie nasikać" "Wkur... mnie pani" - to niektóre wypowiedzi psychoterapeutki pod adresem pacjentki z depresją i myślami samobójczymi.
  • Kalina przez terapię zaniedbywała pracę i relacje z bliskimi. O psychoterapeutce mów dziś: "Bawiła się mną, uzależniła od siebie".
  • Sąd wydał wyrok zaoczny i przyznał pacjentce rekordowo wysokie zadośćuczynienie.
  • Psychoterapeutka nadal może prowadzić terapię z pacjentami. W Polsce nie ma regulacji, które zabroniłyby jej w ten sposób zarabiać.

Poranek. 10 kwietnia 2022 roku. Mieszkanie na obrzeżach Wrocławia. Schludne. Mebli nie za dużo. Salon przerobiony na poczekalnię, sypialnia na gabinet psychoterapeuty. Kalina, wchodząc na sesję, jak zwykle włącza dyktafon. Siada w zielonym fotelu. Naprzeciwko półeczka, a na niej zdjęcie Freuda. Jest tak cicho, że na nagraniu słychać rytmiczne dźwięki zegara. Trwa to kilkadziesiąt sekund.

- Ja mam zacząć? - pyta w końcu szeptem Kalina.

- Jak pani chce - odpowiada terapeutka, ale po chwili sama zaczyna monolog. Pacjentka przez blisko godzinę nie może dojść do głosu. Słyszy za to bluzgi i krzyki pod swoim adresem. Psychoterapeutka opowiada o swoich problemach ze zdrowiem, aby zaraz znowu wykrzyczeć, jak bardzo Kalina jest beznadziejna. Po chwili śmieje się i szybko wraca do oskarżania pacjentki.

"Jak pani się złości nie ma w tym nic, kur..., nic! Mogłaby pani na mnie nasikać, nie zdziwiłabym się".

"Jakbym mogła, to bym kur... sobowtóra wysłała".

"Miałam takie napięcie związane z panią. Pani jest jedną z pierwszych kur... rzeczy, które się wtedy pojawiają. Ja mam lęk przed karą. Vlad Palownik we własnej osobie".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wstrząsające sesje z psychoterapeutką. Latami znęcała się nad pacjentką

Raz oprawca, raz przyjaciółka

To, czego wspólnie słuchaliśmy z Kaliną w jej mieszkaniu, to tylko obszerne fragmenty jednej z sesji. Nagranych jest blisko 100 godzin.

- Czasem była wspierająca, przyjacielska, pomagała mi. Ufałam jej. Potem tygodniami odwoływała sesje, a ja czekałam, aż się odezwie.

Kalina jeszcze przed chwilą była spokojna. Gdy słuchaliśmy nagrania, zaczęła drżeć. Sama zauważyła, że złe emocje wracają, gdy tylko słyszy głos terapeutki.

- Ona się nade mną znęcała. Dziś, jak na to patrzę, nie wiem, jak mogłam jej na to pozwolić, ale nie potrafiłam się przeciwstawić - mówi.

Ma 33 lata. Szczupła i drobna. Pogodny wyraz twarzy. Proste, długie włosy. Mówi dość cicho, ale dosadnie. Otwarcie opowiada o walce z chorobą.

Miała około 20 lat, gdy rozpoznano u niej depresję i osobowość zależną.

- Coś takiego zazwyczaj oznacza zaburzenia osobowości. Czyli stwierdzony, trwały, powtarzalny schemat funkcjonowania, tworzenia relacji z ludźmi, ze światem i samym sobą. Powoduje cierpienie tej osoby lub otoczenia - tłumaczy psychiatra Aleksandra Krasowska. - Taka osoba unika odpowiedzialności za siebie i swoje decyzje, podporządkowuje się oczekiwaniom innych osób z różnych powodów. Często z lęku przed opuszczeniem i samotnością. Są to osoby często otoczone ludźmi, konsultujące wszystko, oczekujący, że inni przejmą stery i odpowiedzialność. Mogą wchodzić w związki, bo boją się być same. Mają poczucie, że sobie nie dadzą rady, że nie są się w stanie sobą zaopiekować.

Sama Kalina opisuje swój ówczesny stan tak: - Przez dużą część życia miałam poczucie, że sama nie jestem w stanie funkcjonować, że z niczym nie dam sobie rady. Od prostych rzeczy, do tych trudniejszych. Musiałam mieć obok kogoś, kto był dla mnie trochę takim opiekunem. Przywiązywałam się do psychoterapeutów.

Jej dolegliwości potwierdzają diagnozy lekarskie sprzed lat. Wszystko jest w aktach sprawy i posłuży jako dowód.

- Nie wychodziłam z łóżka. Nie byłam w stanie się umyć, ubrać, zrobić sobie jedzenia. Spałam całymi dniami, a jak nie spałam, to miałam ciągłe myśli samobójcze - opisuje. - W zasadzie myślałam tylko o tym, że wszystko nie ma sensu, że nic dobrego mnie w życiu nie czeka, i że w zasadzie to powinnam umrzeć. Tylko nie miałam siły tego zrobić.

Po latach brania leków trafiła do psychoterapeutki. Zaczęło być znacznie lepiej. Psychoterapia grupowa w szpitalu klinicznym miała tylko to utrwalić. Tam Kalina poznała Annę Wodiany. To ona prowadzi jej grupę. Spotykają się w dni powszednie, codziennie na kilka godzin.

- Zrobiła na mnie i na wielu innych uczestnikach bardzo dobre wrażenie. Wydawała się profesjonalistką. Była opanowana. Sesję prowadziła w taki sposób, który dawał poczucie, że wie, co robi.

Kalina, opowiadając to, zawiesza na chwilę głos. Stwierdza, że już wtedy była od terapeutki uzależniona.

- Miałam poczucie, że bez niej nie potrafię funkcjonować - mówi cicho. Zapisała się więc do Wodiany na terapię indywidualną prywatnie i jak dziś twierdzi, oddała kontrolę nad swoim życiem.

Czekając na panią Anię

- Poszłam do niej leczyć osobowość zależną i wpadłam w jej sidła. Byłam jak osoba na odwyku, której terapeuta dokłada kolejną działkę, a potem ma pretensje, że chce jeszcze jedną. Nasilała moje objawy, prowokowała mnie do różnych zachowań. Do płaczu i błagania jej o to, żeby się ze mną spotkała. Potem krzyczała na mnie, że nie jestem w stanie kontrolować swoich emocji, albo wytrzymać bez niej. Mam wrażenie, że momentami się mną bawiła - mówi Kalina i wspomina, że Wodiany potrafiła odwoływać terapię w ostatniej chwili, albo wielokrotnie przesuwała ją na inną godzinę.

- Przez większość czasu byłam zajęta czekaniem i patrzeniem w telefon, czy ona już do mnie napisała. Czy już odwołała, czy może potwierdziła spotkanie. Nigdy nie wiedziałam, czy i kiedy ta sesja się odbędzie - opisuje Kalina. - W którymś momencie moje życie zaczęło polegać tylko na czekaniu na SMS-y od pani Anny.

A SMS-ów były tysiące. Kalina wyciąga segregator z wydrukowaną korespondencją. Do tego wiadomości w komunikatorach internetowych. Nie dotyczyły tylko umawiania wizyty i zmiany terminów. Terapeutka opowiada w nich o swoim zdrowiu, życiu prywatnym i psach, jej wielkiej pasji.

"Najważniejsza pacjentka"

SMS-y od terapeutki przychodziły o różnych porach. Zdarzały się w środku nocy i późnym wieczorem. Ten przyszedł o godzinie 22:11. Na zdjęciu chłopiec z jabłkiem na głowie i strzałą wbitą w czoło. Jabłko ma symbolizować cele pani Anny w terapii Kaliny. Strzała to jej starania, a zabity chłopiec to sama pani Anna. Wiadomo to, bo terapeutka wszystko dokładnie opisała i zostawiała pacjentkę z przemyśleniami na wieczór.

Wodiany doskonale wiedziała, że Kalina ma myśli samobójcze. Memów odnoszących się do poczucia beznadziei są dziesiątki.

Kolejna wiadomość. Terapeutka wysyła zdjęcie starszego człowieka siedzącego w pustym pokoju z podpisem: "Życie. To chyba jednak nie dla mnie".

Innym razem wiadomości były zabawne, a niektóre brzmiały jak wymiana wiadomości z przyjaciółką. 20 sierpnia 2021 roku. Środek dnia. Kalina dostaje zdjęcie pomalowanego oka z podpisem: "Wysyłam propozycję makijażu, tylko bez tego ciemnego cienia na górze".

- Ona mi często mówiła, że jestem dla niej najważniejszym pacjentem, że jestem "priorytetowa". Zapewniała, że jestem wyżej w hierarchii ważności niż jej koleżanki, że rozmawia ze mną częściej niż ze swoim facetem. Kiedyś powiedziała, że jestem dla niej na równi z jej siostrą. Dolewała tylko oliwy do ognia i zwiększała moje uzależnienie - mówi Kalina i dodaje, że po fali przyjaznych gestów następowały sesje, na których terapeutka doprowadzała ją do płaczu, krzyczała i obrażała.

- Wiele osób doradzało mi zmianę terapeuty, a ja jej broniłam. Na sesjach mi płakała, że jest chora, że ja nie mam empatii, że w ogóle, to czego ja od niej oczekuję, że ona robi dla mnie wszystko, co może, a ja jestem taka okropna i niewdzięczna. Brałam wszystko na siebie.

Stan Kaliny zaczął się pogarszać. Znowu zaczęła zamykać się w domu. Myśli samobójcze powróciły.

- Miałam w głowie tylko to, w jaki sposób mam się zabić, kiedy mam to zrobić i co napisać rodzicom w liście pożegnalnym. Ja w zasadzie nie miałam innych myśli. W takich chwilach wypada z kimś pogadać. W momencie, kiedy terapeutka stała się oprawcą, trochę straciłam powierniczkę. Przez większość czasu mierzyłam się z tym sama.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Tak maskuje się depresja. "Strategia radzenia sobie"

Doświadczona terapeutka

Anna Wodiany to nie jest przypadkowa osoba. Ma wieloletnie doświadczenie w pracy w różnych miejscach i niezbędne wykształcenie. Jest psychologiem, kończyła odpowiednie kursy, studia podyplomowe z psychologii klinicznej. Pracuje w nurcie psychodynamicznym.

Na portalu Linkedin wypisała całą listę placówek, w których prowadziła terapię. Wśród nich areszt śledczy, szereg prywatnych przychodni i Szpital Kliniczny we Wrocławiu. To tam poznały się z Kaliną.

Z profilu terapeutki wynika, że nadal tam pracuje, ale szpital zapewnia, że nie mają z nią już nic wspólnego. Odeszła cztery lata temu. Okoliczności nikt z oddziału nie podaje.

Na koncie na Instagramie Wodiany nie występuje pod swoim nazwiskiem. Za to profil jest otwarty. Tam znajdujemy setki zdjęć. Wysoka, szczupła, rude włosy. Z psami u boku. Spaceruje, jeździ na szkolenia i imprezy miłośników psów, podróżuje.

Taśmy stały się dowodem

Kalina zaczęła nagrywać sesje. Nie dlatego by zbierać dowody czy szykować się do procesu. Rejestrowała spotkania nawet wtedy, gdy była przekonana, że terapia przyniesie jej w końcu ukojenie.

- Czułam się tak źle po wyjściu z gabinetu, że nie pamiętałam, o czym rozmawiałyśmy. A chodziłam cały czas z takim nastawieniem, że te sesje mają mi pomóc. Nagrywałam po to, żeby móc sobie je odtwarzać w domu i przypomnieć, o czym była mowa. One się potem niechcący stały dowodem w sprawie.

Taśmy dowodzą jeszcze jednego. Nie zawsze było źle.

- Doprowadzała mnie na skraj wytrzymałości. Jak widziała, że albo zrobię sobie krzywdę, albo odejdę, to dawała mi w którymś momencie coś fajnego, żebym się trochę podniosła, żebym znowu się do niej przywiązała. Potem znowu wracała do krzyków, do manipulacji i do pogarszania mojego samopoczucia - Kalina wspomina, że po wyznaniach jak bardzo terapeutce na niej zależy, słyszała i takie wiązanki jak te z taśmy:

"Ja mam kur... dosyć! Mam dosyć tych rozmów z panią. Ja mam ochotę tą relację już kur... skończyć! Naprawdę! Mam ochotę ją kur... skończyć!".

- Wychodziłam z gabinetu z nasilonymi myślami samobójczymi. Myślałam o tym, żeby wyjechać na autostradę i... Czułam się jak śmieć. Zresztą wielokrotnie się tak czułam w relacji z nią.

Kalina płaciła za sesje, na których nieraz omawiały problemy terapeutki, a nie pacjentki.

- Znam całą jej historię chorobową. Znam szczegóły jej wizyt u lekarzy. Kiedyś opowiadała mi o tym, co konkretnie powiedział jej ginekolog na ostatniej wizycie. Znałam imiona wszystkich jej przyjaciółek. Wiedziałam, jakie ma problemy w związku, w rodzinie. Ja mogłabym książkę napisać o jej życiu osobistym - mówi Kalina i pokazuje SMS-y, które terapeutka wysyłała jej o 3.30 w nocy, o 5.20 nad ranem, albo zaraz po północy. Pisała o swoich dolegliwościach bólowych i w środku nocy odwoływała wizyty.

"Okłamywała mnie"

Czara goryczy przelała się we wrześniu 2022 roku. Kalina zrozumiała, że jest okłamywana.

- Odwoływała mi sesję, pisząc w SMS-ach, że od kilku tygodni bardzo źle się czuje i nie może się ruszać. Po czym wstawiła zdjęcia na Instagram z aktualnie trwającego obozu tropienia użytkowego, na którym świetnie się bawi i biega po lesie ze swoim psem.

Gdy Kalina prosiła o wyjaśnienia, dowiedziała się, że ma paranoję i coś sobie wymyśla. Wodiany ją "ukarała" i zapowiedziała, że nie będzie sesji do listopada. To był koniec.

Szybki wyrok

Nie od razu Kalina poszła do sądu. Ta myśl dojrzewała w niej miesiącami. Pozwała terapeutkę, żądając prawie 230 tysięcy. Do pozwu załączyła korespondencję, taśmy, opinie ekspertów.

Anna Wodiany nie odebrała pozwu. Komornik starał się ją odnaleźć, ale nie był w stanie doręczyć pisma. 24 marca 2025 roku zapadł wyrok zaoczny. Wodiany ma zapłacić prawie 230 tysięcy. Nie odwołała się w terminie. Wyrok ma klauzulę natychmiastowej wykonalności.

- To nie jest tak, że to naprawiło wszystkie szkody, które ona mi wyrządziła. To mi jednak pokazało, że po pierwsze jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie, po drugie, że być może wreszcie takie osoby, jak ona, przestaną być bezkarne i za pieniądze nie będą krzywdzić innych - mówi Karolina.

Wylicza, że zostawiła w gabinecie ponad 30 tysięcy złotych. Większość w gotówce, bo terapeutka nie lubiła przelewów. Być może dlatego, że komornik szukał jej już wcześniej. Potwierdzają to dokumenty z kancelarii komorniczej.

W końcu wyrok do terapeutki dotarł. Złożyła wniosek o przywrócenie terminów, tłumacząc się chorobą. Nie odbierała pism, bo nie bywa w miejscu, gdzie ma zarejestrowaną działalność. Trudno jej się poruszać, bo ma problemy z kręgosłupem - pisze do sądu. Za to przybywa zdjęć z psami, z podróży i z koncertów.

Kalina pieniędzy nie może wyegzekwować i nie wiadomo, czy jej się to uda zrobić.

Pod adresem wskazanym w ewidencji jako siedziba działalności Wodiany nikt nie otwiera. Nikogo nie ma również w drugim mieszkaniu, gdzie przyjmuje pacjentów. Sąsiedzi nic nie wiedzą.

Dzwonimy wiele razy. Nie odbiera. Piszemy SMS-y. Wysyłamy maila z pytaniami i wiadomości na WhatsApp. Po wielu dniach Wodiany odpisuje, że zanim z nami porozmawia, musi omówić sprawę z prawnikiem. Znowu milknie, nie ma z nią kontaktu.

"Skreślona z listy"

Kalina powiadomiła o sprawie Polskie Towarzystwo Psychoterapii Psychodynamicznej. Jeszcze do niedawna Wodiany była ich członkiem nadzwyczajnym. Znajdujemy jej nazwisko na archiwalnej wersji strony PTPPd, potwierdzamy to w biurze organizacji. Wykreślono ją we wrześniu 2023 roku. Skoro tak, to sąd koleżeński nie ma możliwości oceniania jej postawy i sposobu prowadzenia terapii.

Prezes towarzystwa Piotr Miszewski nie zna historii Kaliny i Anny Wodiany, dlatego nie chce oceniać konkretnego przypadku. Przyznaje, że wobec braku przepisów mamy w Polsce psychoterapeutyczną "samowolkę". Nikt nie może terapeutce zakazać pracy i przyjmowania pacjentów.

Miszewski pytany o zasady prowadzenia terapii mówi, że są opisane w kodeksie dość jednoznaczne.

- Zabrania się kontaktów z pacjentem poza sesjami, jak również po zakończeniu procesu terapeutycznego - mówi prezes towarzystwa i tłumaczy skąd ten zakaz. - W trakcie terapii pojawia się pewien rodzaj idealizacji terapeuty. W związku z tym istnieje bardzo duża możliwość pewnego rodzaju nadużycia wobec pacjenta.

Zaznacza, że metody odwoływania wizyt powinny być jasno określone na początku terapii, a terapeuta nie powinien zdradzać żadnych informacji dotyczących swojego życia. To ma nawet profesjonalną nazwę i jest określane jako "neutralność techniczna".

Teoria. Oto tylko niektóre z setek SMS-ów wysyłanych do Karoliny przez Annę Wodiany [pisownia oryginalna - red.].

17.10.2021: "Przepraszam - śpię ze spuchniętym ryjem. Mam nadzieje ze do jutra przejdzie".

1.06.2022: "Chyba jeszcze potrzebuje jednego dnia-znów jestemna toalecie ze skrecaniem. Umówmy się już na jutro rano-mam nadzieje ze już się uspokoi albo mi zadek odpadnie".

22.11.2021: "Na razie okropny ból głowy-chyba okres przedwcześnie zaczynam-wiec najprawdopodobniej środa-chyba ze już jutro będzie Ok to dam znać z samego rana".

Kodeks sobie, pani Ania sobie

Kalina napisała nie tylko do towarzystwa psychologicznego, ale też do Rzecznika Praw Pacjenta. Odpowiedzieli, że obowiązująca obecnie ustawa nie pozwala im zajmować się psychoterapeutami w prywatnych praktykach.

Miejski Rzecznik Konsumentów zareagował. Odezwał się do Wodiany, ale jego pismo pozostało bez reakcji. Nie wiadomo, czy je w ogóle odebrała.

W materiałach załączonych do pozwu znajdują się opinie ekspertów. Psycholog, dr Tomasz Witkowski przeanalizował SMS-y, nagrania. Terapię Kaliny zestawił z Kodeksem Etyki Psychologa.

"Można domniemywać, że w przypadku terapii, której została ona poddana, złamano lub zaniedbano większość zapisów tych kodeksów i zasad dobrych praktyk".

Twierdzi, że pacjentka nie tylko nie była leczona, ale jeszcze wywierano na nią dodatkową presję emocjonalną.

"Anna Wodiany w swoich wiadomościach wielokrotnie dzieliła się z nią swoimi problemami osobistymi, czasami czyniąc ją odpowiedzialną lub współodpowiedzialną za nie. Relacja taka nie sprzyja poprawie funkcjonowania psychicznego pacjentów i często prowadzi do pogorszenia ich stanu."

W tych miejscach znajdziesz pomoc
W tych miejscach znajdziesz pomoc © Wirtualna Polska

"Poczułam spokój"

Kalina wylicza, ile straciła przez te lata. Zaniedbywała pracę, nie rozwijała się, psuła relacje ze znajomymi. Najważniejsza była pani Anna

- Kilkanaście razy z rzędu odwoływała sesję, a potem nagle pisała: "Pani Kalino, możemy się spotkać dzisiaj". Kto normalny odwołuje pracę albo spotkanie z kimś bliskim i jedzie na złamanie karku? No nikt normalny sobie nie jest w stanie na to pozwolić. Ja byłam doprowadzona do takiego stanu, że terapia była dla mnie priorytetem i byłam w stanie rzucić wszystko i jechać, żeby zostawić jej trochę gotówki. Więc myślę, że ona to po prostu skrzętnie wykorzystywała i trafiła na podatny grunt. Miała łatwo - mówi Kalina.

Od roku 2022 nie jest już w psychoterapii. Nie potrafi już zaufać, ale dzień, w którym zrezygnowała ze spotkań z Anną Wodiany, okazał się początkiem czegoś nowego.

- Poczułam spokój. Nagle się okazało, że te wszystkie problemy, które miałam w życiu codziennym, już nie są takie ogromne. To nie jest tak, że ja z dnia na dzień stałam się człowiekiem z życiem idealnym. Natomiast zaczęłam robić małe kroki. Wolno, ale je robię i jakoś sobie powoli to życie organizuje. Nikt już nie zarzuca mi paranoi. Nikt się mną nie bawi.

Co dalej z psychoterapią w Polsce?

Z danych statystycznych, przytaczanych m.in. w trakcie posiedzenia sejmowych Komisji Zdrowia, wynika, że w Polsce pracuje obecnie blisko 15 tysięcy psychoterapeutów. Dokładnej liczby nie zna nikt. Nie są prowadzone żadne rejestry, posługiwanie się tym tytułem i praktykowanie nie wymaga dziś żadnych certyfikatów czy dyplomów. To oznacza, że wśród tych tysięcy specjalistów są też ludzie zupełnie nieprzygotowani do pracy z pacjentami. Od kilkudziesięciu lat mówi się o potrzebie regulacji tego zawodu, ale nigdy nie udało się tego problemu rozwiązać.

W Sejmie jest obecnie procedowany poselski projekt ustawy o zawodzie psychoterapeuty. Projekt ma określić sposób pracy i odpowiedzialności zawodowej terapeutów.

Ustawa w proponowanym kształcie podzieliła jednak środowisko. Poważne zastrzeżenia budzą m.in. wymogi, jakie musi spełniać przyszły psychoterapeuta. Z projektu wynika, że nie musi mieć wykształcenia psychologicznego ani medycznego. Wystarczy, że skończy czteroletnią szkołę psychoterapii i nadrobi zaległości z psychologii czy medycyny.

Projekt zakłada powstanie diagnozy psychoterapeutycznej, ale nie definiuje, co to jest. Podobnych wątpliwości jest dużo więcej. Padają na kolejnych posiedzeniach sejmowej komisji w tej sprawie. Chodzi np. o "sprywatyzowanie" kształcenia psychoterapeutów.

Toczy się też dyskusja nad zakwalifikowaniem zawodu do grupy zawodów medycznych, co pociągałoby za sobą określone konsekwencje, ale i obowiązki.

Ustawa reguluje też zasady prawa wykonywania zawodu psychoterapeuty oraz możliwość dyscyplinowania tych, którzy naruszają reguły i kodeks etyczny. Problem w tym, że kodeks trzeba będzie stworzyć dla wszystkich metod (modalności) prowadzenia psychoterapii, a też bardzo się różnią.

Michał Janczura jest dziennikarzem Wirtualnej Polski

Imię głównej bohaterki zostało zmienione.

Anna Wodiany do dziś nie odpowiedziała na nasze pytania. Może nadal prowadzić praktykę psychoterapeuty.

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Siostra ostro o ustawie ws. Ukraińców. "Nie mają, dokąd wracać"
Siostra ostro o ustawie ws. Ukraińców. "Nie mają, dokąd wracać"
W Rosji zamiast dzwonków patriotyczne pieśni. Specjalna inicjatywa
W Rosji zamiast dzwonków patriotyczne pieśni. Specjalna inicjatywa
Ukraina zapowiada ataki na rosyjską energetykę. "Używajcie świeczek"
Ukraina zapowiada ataki na rosyjską energetykę. "Używajcie świeczek"
Trump grozi Nigerii. "Możemy do niej wkroczyć z bronią"
Trump grozi Nigerii. "Możemy do niej wkroczyć z bronią"
Polacy za aresztem dla Ziobry. Nowy sondaż zły dla byłego ministra
Polacy za aresztem dla Ziobry. Nowy sondaż zły dla byłego ministra
Wyniki Lotto 01.11.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 01.11.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Ignorują zarządzenie Kaczyńskiego. Problem z połową członków PiS
Ignorują zarządzenie Kaczyńskiego. Problem z połową członków PiS
Wyciek gazu w Toruniu. Akcja służb
Wyciek gazu w Toruniu. Akcja służb
Bernardyn zaatakował 11-latkę. Prokuratura bada sprawę
Bernardyn zaatakował 11-latkę. Prokuratura bada sprawę
Gdyby wybuchła wojna. Zrobili ranking najbezpieczniejszych krajów
Gdyby wybuchła wojna. Zrobili ranking najbezpieczniejszych krajów
Ostrzeżenie z Moskwy. Reakcja po decyzji Trumpa
Ostrzeżenie z Moskwy. Reakcja po decyzji Trumpa
Kradzież klejnotów z Luwru. Wstępne zarzuty dla dwóch osób
Kradzież klejnotów z Luwru. Wstępne zarzuty dla dwóch osób