Europa zaczyna dzielić stanowiska. Szydło nie stanie na czele PE

Po wyborach do Parlamentu Europejskiego nadszedł czas podziału najważniejszych stanowisk w UE. To targ polityczny. Od razu uwidoczniły się różnice między Francuzami i Niemcami. Polacy mają niewielkie szanse na objęcie stanowisk wpływowych. Pozostają symboliczne.

Europa zaczyna dzielić stanowiska. Szydło nie stanie na czele PE
Źródło zdjęć: © PAP
Jarosław Kociszewski

Oficjalnie politycy europejscy twierdzą, że na razie rozmawiają tylko o procedurze wybierania kandydatów na najważniejsze stanowiska we Wspólnocie, ale giełda nazwisk już ruszyła. W pierwszej kolejności "do wzięcia" są pozycje przewodniczących Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej, Parlamentu, szefa dyplomacji oraz prezesa Europejskiego Banku Centralnego.

Kanclerz Angela Merkel chciałaby na cele Komisji Europejskiej widzieć Manfreda Webera, Niemca z Europejskiej Partii Ludowej, czyli konserwatystę z największej frakcji w PE. Swojego kandydata ma prezydent Emmanuel Macron, który powierzyłby to stanowisko francuskiemu liberałowi Michaelowi Barnierowi, który w imieniu UE negocjował umowę brexitową.

Za Weberem przemawia poparcie największego państwa i największej grupy parlamentarnej. Z kolei liberałowie, którzy będą języczkiem u wagi w PE, stoją za Barnierem. Pamiętając przebieg tego rodzaju targów w Brukseli sprzed lat obstawiać można, że żaden z nich nie dostanie stanowiska.

Wygrywa ten, kto najmniej przeszkadza

Dlatego obecnie za wiodącego kandydata uznaje się obecnie Margrethe Vestager należącą do partii liberalnej przedstawicielkę Danii, która ponadto uważana jest za najlepszego członka ustępującej Komisji Europejskiej. Politycy europejscy często wybierają nie tyle kandydata najlepszego, co takiego, który najmniej zagraża rozmaitym interesom. Stąd na czele KE stanął były premier Luksemburga Jean-Claude Juncker. Teraz zapewne będzie podobnie.

Proces obsadzania stanowisk we Wspólnocie przypomina nieco bazar, a trochę układanie puzzli. Politycy uwzględnić muszą wiele czynników, takich jak rozkład sił w Parlamencie Europejskim czy interesy poszczególnych państw i regionów. W tym roku duży nacisk stawiany jest także na równowagę płci, co oznacza, że kandydatki na czołowe stanowiska w UE powinny mieć łatwiejsze zadanie – przynajmniej w teorii. Jest ich mniej i będą bardziej przychylnie traktowane niż mężczyźni o podobnych kompetencjach.

Najbardziej prawdopodobna koalicja w PE składać się będzie z chadeków, liberałów, zielonych i socjaldemokratów. Każde z tych ugrupowań będzie domagać się ważnego stanowiska. Jeżeli więc kandydatka liberałów stanie na czele KE, to chadek może zostać przewodniczącym PE lub Rady Europejskiej.

Dopiero po obsadzeniu kluczowych pozycji przyjdzie czas na podział innych stanowisk. Każdy kraj członkowski będzie miał jednego z 28 komisarzy. Od pozycji we Wspólnocie, interesu narodowego i zdolności negocjacyjnych zależeć będzie waga powierzonego resortu.

Kluczowa rola Tuska

Pieczę nad tym skomplikowanym procesem dzierży Donald Tusk. To on zadba o przebieg rozmów i terminowe wyłonienie kandydatów. Zgodnie z planem decyzje o obsadzie stanowisk powinny zostać podjęte podczas szczytu Rady Europejskiej 20-21 czerwca 2019 r. Nowa KE rozpocznie pracę 1 listopada. Miesiąc później swoją funkcję obejmie następca Tuska.

Podobnie wyglądać będzie podział ról w PE. Najbardziej wpływowe frakcje i kraje bić się będą o stanowiska tak kluczowe jak przewodnictwo Komisji Budżetowej czy mniej widoczne, ale istotne pozycje pozwalającej nadzorować przepływ informacji. Słabsi i mniej sprawni zadowolą się czysto prestiżowymi funkcjami wiceprzewodniczących zgromadzenia czy szefów nieznaczących komisji.

W trwającym obecnie procesie politycznym ważne jest systemowe, globalne spojrzenie na całą wspólnotę, a nie tylko na poszczególne stanowiska oraz umiejętności budowania koalicji. Ostatecznie Merkel i Macron się porozumieją.

Dla Polski ważne jest pytanie, jak poradzą sobie reprezentanci naszego kraju. Doświadczenia z wynikiem 27:1 przy poprzednich wyborach przewodniczącego Rady Europejskiej nie napawają optymizmem. Nie pomoże fakt, że największa grupa deputowanych, czyli przedstawiciele PiS, będą poza głównym nurtem politycznym. Umiejętności wypracowywania kompromisów ponadnarodowych również nie są ich silną stroną.

W rezultacie pozycja przewodniczącej PE dla Beaty Szydło, o czym mówił Patryk Jaki, pozostanie marzeniem. Może była premier Polski może jednak zostać wiceprzewodniczącą. To funkcja, która dobrze wygląda w mediach, choć jest czysto techniczna i nie ma realnego wpływu na politykę Wspólnoty.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

unia europejskadonald tuskniemcy
Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Komentarze (1020)