Elon Musk lustrem współczesnego Zachodu [OPINIA]

Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów odpowiednich na określenie tego, co robi Elon Musk. Jego działanie jest tylko zwielokrotnionym, wzmocnionym przez ilość pieniędzy i związanej z nimi władzy odbiciem tego, czym jest tak naprawdę współczesny świat. I bynajmniej nie chodzi tylko o świat alt-prawicy. To tego, a nie tylko Muska, trzeba się bać naprawdę - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.

Elon Musk
Elon Musk
Źródło zdjęć: © PAP | WILL OLIVER / POOL
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Antyukraińska krucjata (a może lepiej powiedzieć "wyprawa") Elona Muska trwa. Kłamstwo, fałsz, oskarżenia wzięte z… głowy Putina są w niej na porządku dziennym, a jej skutki - niestety - widać w podejściu pewnej części Amerykanów (ale także Polaków) do Ukrainy i jej prezydenta. Symbolicznym zwieńczeniem, tej trwającej od tygodni akcji (której istotnym elementem jest zmiana algorytmów X tak, by promować na nim putinowskie treści) jest seria wpisów samego Muska. Nawet nie stara się w nich o żaden związek z rzeczywistością, nawet nie koloryzuje, ale zmyśla rzeczywistość. I to tak by główny lokator Kremla mógł się poczuć zachwycony. "Zełenskiemu należy zaproponować jakąś formę amnestii w neutralnym kraju w zamian za pokojową transformację ustrojową na Ukrainie w kierunku demokracji" - napisał na swoim profilu w swoim portalu Musk.

Adekwatne skomentowanie tego w formie kulturalnej nie jest możliwe. Stężenie kłamstw, insynuacji i zwyczajnych bredni przekracza w tym tweecie nawet średnią muskową. Jeśli w przyszłości ordynarne kłamstwo będzie stopniowalne, to mierzyć się je powinno w "elonach muskach". I choć Polakom nie trzeba o tym przypominać, to warto uświadomić sobie, jakie jest skażenie putinowskim kłamstwem w tym krótkim jednak tekście. Otóż tak się składa, że jeśli ktoś potrzebuje w wojnie, o której pisze Musk amnestii, to nie jest to Zełenski, bo to nie on rozpoczął tę wojnę, nie on napadł inny kraj, i nie on winny jest - jako przywódca armii - zbrodni wojennych, ale Władimir Putin. Jeśli ktoś stoi na drodze do sprawiedliwego pokoju, to też nie jest to Zełenski, ale… tenże sam Władimir Putin. I wreszcie Ukraina, w odróżnieniu od Rosji, jest państwem demokratycznym, tam odbywają się wolne wybory, i gdy tylko Rosja zakończy zbrodniczą agresję, odbędą się ponownie.

I kto to mówi…

Obrzydliwość tego tekstu podbija jeszcze fakt, że akurat Musk - także z racji swojego własnego pochodzenia, a także faktu, że nigdy się z tego nie rozliczył - ma umiarkowane prawo do pouczania kogokolwiek w kwestii demokracji i wolności. Jego dziadkowie ze strony matki - co sam przyznał - byli zwolennikami Hitlera. - Kiedyś wspierali Hitlera i tego typu rzeczy. Ale oni nie wiedzieli, nie sądzę, żeby wiedzieli, co robią naziści. Ale oni [dziadkowie] byli w niemieckiej partii nazistowskiej, ale w Kanadzie. I sympatyzują z Niemcami - mówił Elon Musk. Gdy II wojna światowa zakończyła się, to dziadkowie ze strony matki przeprowadzili się do RPA. Dlaczego? Bo uznali, że funkcjonujący tam apartheid i system rasistowski jest najbliższy wyznawanych przez nich ideałów. - Byli bardzo fanatyczni w kwestii apartheidu - opowiadał o rodzicach swojej żony Errol Musk, ojciec Elona. - Jej rodzice przyjechali do RPA z Kanady, ponieważ sympatyzowali z rządem Afrykanerów. Kiedyś wspierali Hitlera i tego typu rzeczy - dodawał. On sam, czyli ojciec Elona, uważał się za… liberała w kwestii rasowej, bo choć odrzucał równe prawa wyborcze dla białych i czarnych mieszkańców RPA, to chciał, by każda ze społeczności miała swój parlament.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Koniec pomocy USA dla Ukrainy. Gorzkie słowa Trumpa. Oberwało się Zełenskiemu

Co na to wszystko Elon Musk? Oczywiście niczemu nie zaprzecza, nie przyznaje się do tego dziedzictwa, ale… jednocześnie na swoim profilu na swoim portalu, promuje - na co zwracał brytyjski dziennik "The Guardian" - treści rasistowskie, w tym ostrzeżenia przez rzekomo zbliżającym się "ludobójstwem białych" w RPA, a także teksty promujące teorię "wielkiego zastąpienia", zgodnie, z którą migracja ma doprowadzić do zastąpienia białych anglosaskich Amerykanów przez innych cywilizacyjnie migrantów, w tym czarnych i Latynosów. Oczywiście nic na twardo, zawsze z podkreśleniem, że chodzi o wolność promowania różnych poglądów, i z lekkim puszczaniem oczka.

Wspólne dziedzictwo kolonializmu

Trudno też nie dostrzec, że rodzinne korzenie Muska, a także jego wychowanie w systemie, w którym to biali mogli wszystko, i w którym ludzi innych ras uznawano za niższych, zbliża go w pewnym sensie do myślenia Putina. Władimir Putin i ZSRS, do jakiego on nawiązuje i RPA czasów młodości Elona Muska to systemy dość do siebie podobne. I w jednym i w drugim kraju była elita, do której przynależność wiązała się z odpowiednim pochodzeniem, językiem i kulturą, i ci, którzy na elitę mieli pracować. W jednym i w drugim kraju panowała mentalność kolonialna, w której elity miały pełne prawo wykorzystywać podległe im kolonie. I wreszcie przedstawiciele i jednych i drugich elit gardzili w gruncie rzeczy należącymi do - ich zdaniem - niższych klas, a także odmawiali im własnej tożsamości.

Analogiczne dla obu panów jest również podejście do znaczenia słów i pojęcia prawdy. Musk i Putin używają języka nie do tego, by coś on wyrażał, by jakoś odnosił się on do rzeczywistości, ale jedynie jako do narzędzia wywierania wpływu. Język w ich wydaniu nie ma komunikować, ale manipulować odbiorcą. I to stąd bierze się odwrócenie znaczeń słów: terroryzmem jest obrona własnej suwerenności, nazizmem odmowa podporządkowania się rosyjskim kolonizatorom, a dyktaturą zwyczajna, nawet jeśli ułomna demokracja. Musk i Putin w tej sprawie zachowują się dokładnie tak samo, i dokładnie z tego samego powodu: oni zwyczajnie nie wierzą, że istnieje jakaś prawda, a słowo traktują tylko jako model sprawowania władzy.

Antychrześcijańskie zastąpienie

I to właśnie z tego powodu, ani o jednym, ani o drugim nie da się powiedzieć, że reprezentują wartości związane z chrześcijaństwem. U podstaw tego myślenia leży bowiem najgłębsze przekonanie, że prawda nie tylko istnieje, ale i może być wyrażona w języku i stać się podstawą stanowienia prawa. Tam, gdzie brakuje prawdy, tam, gdzie nie ma dla niej szacunku, tam, gdzie zastępuje się ją kreowaniem rzeczywistości za pomocą algorytmów mediów społecznościowych, tam pojawia się zniewolenie.

"… totalitaryzm rodzi się z negacji obiektywnej prawdy: jeżeli nie istnieje prawda transcendentna, przez posłuszeństwo której człowiek zdobywa swą pełną tożsamość, to nie istnieje też żadna pewna zasada, gwarantująca sprawiedliwe stosunki pomiędzy ludźmi. (…) Jeśli się nie uznaje prawdy transcendentnej, triumfuje siła władzy i każdy ciąży do maksymalnego wykorzystania dostępnych mu środków, do narzucenia własnej korzyści czy własnych poglądów, nie bacząc na prawa innych. Wówczas człowiek jest szanowany tylko na tyle, na ile można się nim posłużyć do własnych egoistycznych celów" - pisał Jan Paweł II w "Centesimus annus". "… w sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm" - uzupełniał. A prawdziwość tych słów dzisiaj widać, aż nadto wyraźnie.

Musk lustrem Zachodu

Uczciwie trzeba jednak powiedzieć, że Elon Musk i jego model działania nie jest niczym wyjątkowym. Kilkadziesiąt lat temu znakomity francuski historyk Jean-Louis Vullierme wykazał w eseju "Lustro Zachodu. Nazizm i cywilizacja zachodnia", że nazizm był produktem nowoczesności, ale także wielu trendów pochodzących z cywilizacji zachodniej. I analogicznie trzeba powiedzieć, że model działania Muska jest pochodną tego, na co wszyscy (lub niemal wszyscy) się w polityce, myśleniu zbiorowym, czy ekonomii godzimy. O czym mowa? O uznaniu, że prawda nie ma znaczenia, jeśli kłamstwo umożliwia sukces, o swobodnym manipulowaniu znaczeniami słów, jeśli uznajemy, że umożliwia nam to osiągnięcie celów, o traktowaniu ludzi inaczej myślących już nie tylko jako przeciwników, ale wrogów i wreszcie uznaniu, że manipulacja emocjami społecznymi za pomocą medialnych algorytmów jest odpowiednią metodą uprawiania polityki. Elon Musk tylko doprowadził te elementy do ostateczności. A zrobił to także dlatego, że z różnych powodów, nie uważa on, żeby mogły go ograniczać jakiekolwiek normy. I w tym także przypomina Władimira Putina. A my, godzący się na taki model polityki, w pewnym sensie przypominamy jego. I to jest w tym wszystkim najsmutniejsze.

Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
tomasz terlikowskielon muskusa

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (17)