Policja ma nad czym myśleć. Dramat we Wrocławiu odsłonił prawdę
- To jest policyjne abecadło - mówi Wirtualnej Polsce Dariusz Nowak, były rzecznik Komendanta Głównego Policji, komentując wydarzenia z Wrocławia. Tam w piątkowy wieczór Maksymilian F. został zatrzymany przez policjantów, którzy najprawdopodobniej nie przeszukali jednak poszukiwanego mężczyzny. Chwilę później 44-latek oddał strzały w ich kierunku, siedząc już wewnątrz radiowozu.
Policja we Wrocławiu wyjaśnia szczegóły zdarzenia, które miało miejsce w piątek wieczorem przy ul. Sudeckiej. Tam funkcjonariusze zatrzymali poszukiwanego od kilku tygodni Maksymiliana F. Mężczyznę skuto kajdankami z przodu, o czym jako pierwszy informował Onet, po czym wprowadzono do nieoznakowanego radiowozu.
Wewnątrz samochodu rozegrał się dramat, gdyż 44-latek oddał strzały w kierunku policjantów i ranił ich w okolice głowy. Ich stan jest krytyczny. Jeszcze w nocy we Wrocławiu zarządzono obławę, która po kilku godzinach zakończyła się schwytaniem poszukiwanego Maksymiliana F.
"Elementarz pracy policjanta". Zastrzeżenia po wydarzeniach z Wrocławia
Wszystko wskazuje na to, że podczas pierwszej próby zatrzymania mężczyzny przy ul. Sudeckiej doszło do rażących błędów. - To jest elementarz pracy policjanta. Niezależnie od tego, czy zatrzymujemy podejrzanego, podejrzewanego, oskarżonego, to należy go przeszukać. On może mieć przy sobie groźne przedmioty. Nie tylko groźne dla innych, ale dla samego siebie. Proszę sobie wyobrazić, co byłoby, gdyby miał żyletkę i wyrządził sobie krzywdę? Tu się kłania policyjne abecadło, którego z jakichś powodów nie przestrzegano - mówi Wirtualnej Polsce Dariusz Nowak, były rzecznik Komendy Głównej Policji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Maksymilian F. posiadał przy sobie broń czarnoprochową, czego policjanci najprawdopodobniej nie dostrzegli. - To najczęściej są repliki coltów. To jest bardzo duża broń i trudno jej nie zauważyć. Na dodatek nieoznakowany radiowóz nie ma przestrzeni wydzielonej i zabezpieczonej, więc policjantów nic nie chroni. Ten mężczyzna, skoro został na dodatek skuty kajdankami z przodu, miał ogromne pole manewru - wylicza kolejne błędy funkcjonariuszy Nowak.
Co w takim razie powinni zrobić wrocławscy policjanci? - Po zatrzymaniu Maksymilian F. powinien zostać skuty z tyłu, tak aby nie mieć możliwości sięgania rękami czy palcami po inne przedmioty. Jeśli w radiowozie było dwóch funkcjonariuszy, to jeden z nich powinien usiąść z tyłu i skuć się dodatkowo z zatrzymanym. Wtedy, gdy się coś dzieje, ma on możliwość szybkiej reakcji. Kierujący radiowozem może natomiast zatrzymać pojazd i okazać wsparcie w razie nagłej potrzeby - dodaje były rzecznik KGP.
- Mamy zatem kumulację wielu rzeczy, które powinien wiedzieć każdy policjant. Może w tej sytuacji zawiodła rutyna? Może doszło do braków w komunikacji? Nie wiem, czy nie było tak, że jeden patrol przekazywał tego mężczyznę innemu. Może ci funkcjonariusze nie wiedzieli, że nie został on przeszukany? To na pewno będzie wyjaśniane - stwierdza Nowak.
Czy alert RCB zawiódł?
Mieszkańcy okolic ul. Sudeckiej, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, mieli też zastrzeżenia do treści alertu RCB. Ostrzeżenia na telefony wrocławian dotarły po godz. 3 nad ranem, choć do postrzału policjantów doszło wieczorem po godz. 22. Na dodatek komunikat był bardzo lakoniczny.
"Może być uzbrojony. Zachowaj ostrożność. Stosuj się do poleceń służb. W razie kontaktu zadzwoń na 112" - brzmiała pierwsza wiadomość. W kolejnej zamieszczono jedynie rysopis Maksymiliana F. - Jeśli ktoś rano nie włączył telewizji albo radia, to równie dobrze mógł pomyśleć, że to się wydarzyło w Warszawie - powiedział jeden z rozmówców WP na miejscu zdarzenia.
Czy w przyszłości powinniśmy zatem bardziej szczegółowo informować w alertach rozsyłanych przez RCB? - Na ten moment stać nas na to, by alert RCB był tak naprawdę listem gończym. Można rozesłać poprzez wiadomości zdjęcie poszukiwanego. To taka lekcja na przyszłość - uważa Dariusz Nowak.
- Dobrze, że ten alert rozesłano, bo uczulił ludzi, nawet jeśli byli kilkadziesiąt kilometrów dalej. Ktoś może skojarzyć, ktoś może dostrzec tego poszukiwanego mężczyznę. To jest też ostrzeżenie, że po mieście biega bandyta z bronią. Policja nie wiedziała, gdzie on może się znajdować w momencie wysyłania wiadomości. Należy się jednak zastanowić, czy nie warto pójść technicznie do przodu i nie wysyłać więcej informacji w takim komunikacie - dodaje były policjant.
Policja potrzebuje gruntownej przebudowy
Wydarzenia z Wrocławia zdają się być potwierdzeniem problemów, jakie trapią polską policję od kilku lat. Były rzecznik KGP nie ma co do tego wątpliwości. - Powiedzmy sobie wprost. Policja ma obecnie problemy na wielu płaszczyznach i potrzebuje gruntownej przebudowy. Począwszy od kwestii finansowych, a na organizacji i awansach skończywszy - stwierdza rozmówca Wirtualnej Polski.
Jednym z głównych problemów policji jest rosnąca liczba wolnych etatów. Coraz częściej do służby trafiają też osoby kiepsko przeszkolone. - Nie stać nas na to, by ludzie świeżo po czterdziestce odchodzili ze służby, a to dzisiaj się dzieje. Nie ma ich kim zastąpić. Policja przestała być atrakcyjnym pracodawcą i nie trafiają do niej ludzie dobrzy - ocenia Nowak.
- W policji można przepracować 40 lat za biurkiem i dostawać takie samo uposażenie, jak osoba, która pracuje na ulicy i jest najbardziej narażona. Trzeba z tym skończyć i docenić mocniej tych, którzy codziennie ryzykują życiem - podsumowuje były rzecznik Komendy Głównej Policji.
Łukasz Kuczera, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: