"Ekspertyzy psychologiczne MAK są bez sensu"
- Rozumiem, że te wyniki badań, które eksperci MAK uzyskali od strony polskiej, to był materiał sprzed kilku lat - stwierdził dr hab. Janusz Czapiński z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego o zapisach w raporcie MAK na temat stanu psychoemocjonalnego dowódcy Tu-154M, kpt. Arkadiusza Protasiuka. Psycholog dodał także, że nie widzi sensu robienia sylwetki psychologicznej zmarłego kapitana.
14.01.2011 | aktual.: 14.01.2011 15:19
- Wydawanie tego rodzaju opinii jest ryzykowne, zwłaszcza jeśli nie mamy do czynienia z żywą osobą, którą można by było poddać tego typu badaniom. Rozumiem, że te wyniki badań, które eksperci MAK uzyskali od strony polskiej, to był materiał sprzed kilku lat - mówi Czapiński.
Psycholog nie widzi większego sensu robienia teraz takiej sylwetki psychologicznej. - To absolutnie nie przyczyni się do wyjaśnienia czegokolwiek. Wnikanie czy kpt. Protasiuk był bardziej czy mniej podatny na wywieraną presję niż jego koledzy, niczego do tej sprawy nie wnosi. Może za to zacząć bulwersować opinię publiczną - wyjaśnia.
zdaniem Czapińskiego, podobną opinię można wygłosić na temat 90% żołnierzy, także oficerów lotnictwa i pilotów wojskowych. - Wojsko to instytucja autorytarna i ona kształtuje takie cechy. Wyrabia odporność na stres związany z sytuacją wojenną, czyni człowieka odważnym w obliczu kul wroga. Zarazem kształtuje cechy autorytarne, które wiążą się z automatycznym posłuszeństwem wobec przełożonych - tłumaczy psycholog.
- Wojsko to taka instytucja, w której wykonuje się nawet nieme rozkazy, kiedy odgaduje się, co dowódca ma na myśli i czego by ode mnie oczekiwał. To, że przez długi czas kpt. Protasiuk był tylko drugim pilotem nie ma - moim zdaniem - w tej sprawie większego znaczenia - uważa psycholog.
Dodaje także, że "większość pilotów wojskowych prawdopodobnie nie bałaby się ognia wroga, ale z respektem przyglądałaby się temu, czego oczekują od nich przełożeni". - Tu, w tym konkretnym zdarzeniu, mieliśmy do czynienia właśnie z taką sytuacją. Jeśli do kokpitu wchodzi najwyższy przełożony żołnierza, to ja się nie dziwię, że jest dla niego ważniejszy niż ryzyko związane z wykonywaniem zadania - uważa Czapiński.