Ekspert o mobilizacji w Rosji. "Putin będzie miał kłopoty"
Putin zarządził "częściową mobilizację" w Rosji. Wielu mieszkańcom kraju nie spodobała się jednak ta decyzja. Część Rosjan za wszelką cenę chce uciec, inni protestują. Zdarzają się ataki na urzędników przeprowadzających mobilizację, płoną komendy uzupełnień. - Tak teraz będzie wyglądała rzeczywistość w całej Rosji? - z takim pytaniem Mateusz Ratajczak, prowadzący program "Newsroom" WP, zwrócił się do swojego gościa dr Agnieszki Bryc z UMK w Toruniu. - W najbliższym czasie tak. Do ogłoszenia mobilizacji spłonęło 21 komend uzupełnień, a od jej ogłoszenia, czyli przez 6 dni, już kolejnych 10 - stwierdziła dr Bryc. - To jest gest sprzeciwu i buntu w stosunku do mobilizacji. Wczoraj mieliśmy też incydent w jednej z komend, gdzie jeden ze zmobilizowanych otworzył ogień, komisarz wojskowy został trafiony w głowę, na szczęście żyje, choć jest w stanie ciężkim. W niedzielę na dworcu w Riazaniu dokonał samospalenia mężczyzna w średnim wieku. Można powiedzieć, że Rosjanie zareagowali w sposób bardzo wyjątkowy, to już nie są tylko protesty, które zaobserwowaliśmy zaraz po ogłoszeniu mobilizacji. Te protesty może nie są masowe, ale rozlewają się na różne regiony Rosji - dodała. - Czy te protesty ucichną, czy też mogą stanowić zagrożenie dla całej Rosji? - dopytywał się prowadzący program. - Sami zadajemy sobie to pytanie. Możemy przypuszczać, że te incydenty, pod pewnymi warunkami, mogą doprowadzić do eskalacji sytuacji. To będzie zależało od tego, czy po zakończeniu referendów i po rozpoczęciu procedury aneksji okupowanych terenów Ukrainy do Rosji, prezydent Putin, bo takie są sugestie, ogłosi zamknięcie granic Rosji. Jeżeli wtedy Rosjanie zaczną buntować się jeszcze bardziej, to wtedy Putin będzie miał faktycznie kłopoty - stwierdziła dr Agnieszka Bryc.