Echa nagłej decyzji Sikorskiego. "Postanowił to zrobić jednym ruchem"
Szef MSZ Radosław Sikorski chce odwołać ponad 50 ambasadorów. - To próba uporządkowania sytuacji. Minister chciał załatwić to w formule pakietowej, żeby nie tworzyć problemu nieustannych negocjacji z Kancelarią Prezydenta. Paradoksalnie sam PiS zanegocjował się na śmierć - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Armenii i Łotwie.
MSZ przekazało w środę, że Radosław Sikorski podjął decyzję o zakończeniu misji przez ponad 50 ambasadorów oraz o wycofaniu kilkunastu kandydatur zgłoszonych do akceptacji przez poprzednie kierownictwo resortu.
Zgodnie z ustawą o służbie zagranicznej, ambasadora mianuje i odwołuje prezydent na wniosek ministra właściwego do spraw zagranicznych, zaakceptowany przez prezesa Rady Ministrów.
Przedstawiciele Kancelarii Prezydenta krytykują jednak decyzję szefa resortu. Sugerują, że głowa państwa nie podpisze wniosku ministra spraw zagranicznych. - Prezydent Andrzej Duda nie zgadza się na hurtowe odwoływanie ambasadorów, bez konkretnych przesłanek i podawania przyczyn - oświadczył Marcin Mastalerek, szef gabinetu prezydenta.
W rozmowie z Wirtualną Polskę decyzję Radosława Sikorskiego ocenia były ambasador RP w Armenii i Łotwie. Zdaniem Jerzego Marka Nowakowskiego, jest ona logiczna z dwóch powodów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Powoływani byli ambasadorowie bardzo polityczni"
- Po pierwsze w zmienionej, bardzo złej ustawie o służbie zagranicznej zapisano, że ambasadorowie są przedstawicielami rządu. Można powiedzieć, że procedura stosowana w ostatnich latach była procedurą, która preferowała osoby niekoniecznie najbardziej kompetentne na te stanowiska - zaznacza Nowakowski.
- Po drugie, przy tym poziomie polaryzacji politycznej w Polsce, powoływani byli ambasadorowie bardzo polityczni, którzy nie dają ani gwarancji, ani fachowości, ani sprawności działania - dodaje.
Prezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego uważa, że "MSZ chciało załatwić sprawę w sposób koncyliacyjny i jednocześnie pakietowy, żeby nie wchodzić w ciągły proces negocjacji".
- Minister próbował to załatwić najprawdopodobniej w formule pakietowej, żeby nie tworzyć problemu nieustannych negocjacji z Kancelarią Prezydenta. Paradoksalnie sam PiS zanegocjował się na śmierć - uważa Nowakowski.
Jeden ruch Sikorskiego
Były ambasador RP wskazuje, że "jest wielu ambasadorów nie zmienianych od sześciu czy siedmiu lat".
- Rotacja jak najbardziej powinna nastąpić. Nie nastąpiła (za czasów PiS - przyp. red.), ponieważ pomiędzy szefem MSZ, premierem i prezydentem toczyły się przepychanki, kogo wysłać. Było to ściśle związane z tym, że wysyłano osoby związane z określonym kluczem politycznym. Tak w żadnym kraju nie powinna wyglądać dyplomacja - ocenia Nowakowski.
Zdaniem dyplomaty, "nazbierało się całe mnóstwo rzeczy, które należy uporządkować". - Mam wrażenie, że minister Sikorski postanowił to zrobić jednym ruchem - oznajmił.
Kontra prezydenta
Nowakowski podkreśla też, że "rolą urzędu prezydenta nie jest przecież kreowanie polityki zagranicznej". - Prezydent ma władzę podpisu, ale tylko podpisu pod kandydatem, który jest zaproponowany przez ministra spraw zagranicznych i premiera. (...) Jeśli miałaby to być długa procedura negocjacyjna, to byłoby tak, jak za rządów PiS, kiedy zwlekano z powoływaniem ambasadorów - stwierdza.
Dyplomata wyjaśnia, że jeśli prezydent nie zaakceptuje decyzji szefa MSZ, "jest kilka możliwych ścieżek działania". - Najprostsza jest taka, że minister podejmuje decyzję o zakończeniu misji ambasadora. Ambasador wraca do kraju, zostaje mu tytuł i złotówkowa część wynagrodzenia do chwili gdy prezydent go odwoła (...) - wskazuje.
- Rząd zdecyduje się wówczas prawdopodobnie na wysłanie do danego kraju osoby, która będzie pełniła faktyczną funkcję ambasadora w randze chargé d'affaires. (...) Rząd kraju przyjmującego doskonale wie wówczas, że to ambasador, który w wyniku wewnętrznych polskich konfliktów politycznych nie złożył listów uwierzytelniających - dodaje Nowakowski.
Nowakowski zaznacza, że "nie sądzi, by w gronie naszych sojuszników, czy krajów, z którymi utrzymujemy intensywne relacje, to był jakiś problem".- Wszyscy zdają sobie sprawę, że w Polsce jest spór polityczny między obozem, którzy przegrał i wygrał wybory - mówi.
Jednocześnie zastrzega, że problem natury techniczno - protokolarnej może pojawić się w krajach południa, ponieważ "pozycja chargé d'affaires jest niższa niż ambasadora".
- Ale chargé d'affaires jest także kierownikiem placówki ze wszystkimi uprawnieniami, które posiada ambasador - zaznacza.
- W rzeczywistości ambasador może działać skutecznie wtedy, kiedy ma dobry kontakt z aktualnym rządem, więc jeśli ktoś jest utrzymywany na placówce, a nie jest akceptowany przez wysyłający go rząd, to nic nie może załatwić. Kraj gospodarza również doskonale o tym wie, więc faktyczna pozycja takiego dyplomaty jest żadna. Pamiętajmy, iż Ambasador świeci światłem odbitym swojego kraju - podsumowuje były ambasador RP.
Karina Strzelińska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: