Działacze boją się partyjnego radykalizmu i chowają szyldy. PiS dziś "mówi Czarnkiem"
- Trzeba grać na różnych fortepianach - mówią nieoficjalnie politycy PiS. Dlatego w kampanii samorządowej mają dominować polityczne melodie grane m.in. przez Przemysława Czarnka i Mateusza Morawieckiego. Przepis na sukces? W partii niewielu w to wierzy.
Ten pierwszy - czyli były minister edukacji - ma zarządzać emocjami, drugi - do niedawna szef rządu - programem i zespołem "rozliczającym" gabinet Donalda Tuska.
Nie zniknie Jarosław Kaczyński, co dla byłego obozu władzy - zdaniem niektórych - może przynieść więcej zagrożeń niż szans.
Walka o przetrwanie
W tym tygodniu zostało opublikowane rozporządzenie wyznaczające termin wyborów samorządowych na 7 kwietnia (z drugą turą 21 kwietnia). Dlatego już w najbliższych dniach - jak wynika z informacji WP - partie będą prowadzić rozmowy na temat kampanijnych strategii i sztabów wyborczych.
Władze PiS - jak słyszymy - mają zebrać się jeszcze w tym tygodniu.
Dla PiS wybory samorządowe będą wielkim wyzwaniem; dziś nawet wewnętrzne badania i analizy zamawiane przez tę partię nie dają jej pewnego zwycięstwa. Podobnie jak oficjalne sondaże. W najnowszym badaniu sondażowni United Surveys dla Wirtualnej Polski PiS ma symboliczną przewagę nad KO - 0,1 proc. W CBOS z kolei PiS wyraźnie przegrywa.
Ba, jak nieoficjalnie wskazują rozmówcy z dawnego obozu Zjednoczonej Prawicy, formacja Jarosława Kaczyńskiego może stracić niemal wszystkie sejmiki, a zachować władzę jedynie w jednym lub dwóch sejmikach. W optymistycznym wariancie - jak wskazują analitycy - PiS może zachować władzę w trzech sejmikach.
Polityk Koalicji Obywatelskiej nieoficjalnie twierdzi: - Nastroje są dziś takie, że zabierzemy im nawet Podkarpacie [czyli bastion PiS - przyp. red.].
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Beton to ryzyko
Politycy PiS zarzekają się: aż tak źle nie będzie. - Choć dziś wygląda na to, że będzie ciężko - nie ukrywa jeden z rozmówców.
Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, w tym tygodniu podczas spotkań kierownictwa PiS mają rozpocząć się rozmowy o kształcie sztabu wyborczego na wybory samorządowe. W planach są pierwsze personalne przymiarki. We wtorek Komitet Polityczny PiS będzie także zatwierdzać listy kandydatów w wyborach.
Według nieoficjalnych informacji kierować sztabem wyborczym chce Przemysław Czarnek. Z naciskiem na: "chce". - Na dziś żadnych decyzji jeszcze nie ma - zdradza bywalec centrali przy Nowogrodzkiej.
Nasze źródła w PiS twierdzą, że jest to prawdopodobne, ale niesie to za sobą poważne zagrożenia. - Taki "beton" na czele sztabu to ryzyko. Czarnek wzbudza skrajne emocje i dlatego, moim zdaniem, nie powinien kierować kampanią - twierdzi jeden ze znanych polityków Zjednoczonej Prawicy.
Nie jest to odosobniona opinia. Niemniej Czarnek ma za sobą wielu zwolenników. Czy to wystarczy, by przejął stery w sztabie?
- Moim zdaniem Jarosław nie odda mu kierowania kampanią. Już kilka lat temu Czarnek musiał się ze sztabu wycofywać, bo był zbyt radykalny i psuł kampanię prezydentowi Dudzie - mówi nieoficjalnie człowiek związany z dawnym obozem władzy.
Na dwie nóżki
Na razie politycy PiS - na różnych szczeblach - powtarzają narrację bliską Czarnkowi. Wręcz "mówią Czarnkiem", co nie umyka uwadze lokalnych działaczy.
Przekaz? Między innymi o tym, że za nowych rządów "czeka nas życie pod butem Tuska" (cytując Marka Asta), "Unia może się rozpaść" (opinia Elżbiety Rafalskiej), "do Polski wróciła komuna" (obserwacja Mariusza Błaszczaka), a porównywanie polskiego premiera do führera to w istocie "głaskanie" (jak twierdzi Adam Bielan, który głosi tezę o "zamachu stanu" w Polsce).
Sam Przemysław Czarnek wykazuje się równie wysublimowanym przekazem: przeciwnikom zarzuca "niemyślenie po polsku", ekologów wyzywa od durniów, "Gazetą Wyborczą" nazywa "żydowską" oraz wytyka oponentom zboczenia.
Ten ostry język podoba się Jarosławowi Kaczyńskiemu, który sam zestawia Tuska z Hitlerem, a jego partię z Gestapo. Zarzuca też nowemu rządowi "zdradę", znów skupia się na przekazie o Niemcach jako największym zagrożeniu i przekonuje, że to osobiście lider Platformy Obywatelskiej zdecydował o "torturach", którymi miano poddawać skazanych polityków PiS: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
Brzmi absurdalnie? Taki jest przekaz PiS na najbliższe wybory.
Równoważyć go mają "działania merytoryczne", a te - twierdzi kilkoro byłych członków rządu PiS - mają być podejmowane pod kierunkiem Mateusza Morawieckiego. W tym tygodniu były premier ma ruszyć z tzw. zespołem pracy państwowej, który będzie proponował rozwiązania ustawowe i "rozliczał z obietnic" rząd Donalda Tuska.
Jak mówią w PiS, Morawiecki "będzie starał się skupiać uwagę opinii publicznej i mediów wokół kluczowych projektów strategicznych, jak CPK czy elektrownia jądrowa".
Zespół zbierze się już we wtorek 30 stycznia.
A co z językiem? Ten Morawiecki ma poskromić. I nie być tak radykalnym i populistycznym jak w kampanii parlamentarnej. To wtedy ówczesny szef rządu codziennie w swoich wystąpieniach przez większość czasu mówił o Tusku czy "wrogich mediach", zupełnie porzucając wizerunek "technokraty", za którego niektórzy go (od wielu lat niesłusznie) uważali. Teraz ma być bardziej "pozytywnie".
- Chcę wlać w wasze serca jeszcze więcej nadziei. Może szybciej, niż się niektórym wydaje, będziemy znowu rządzić, będziemy partią zwycięską - powiedział w miniony weekend Morawiecki w trakcie jednego ze spotkań.
Czy porwało to działaczy? - Średnio - twierdzi jeden z nich.
Objazd bez obietnic
Morawiecki jednak - twierdzą w PiS - sam w zwycięstwo w wyborach samorządowych nie wierzy. Dlatego według naszej wiedzy nie pali się, by brać odpowiedzialność za najbliższą kampanię.
Potwierdzają to bywalcy z Nowogrodzkiej.
Co więcej, wielu samorządowców związanych z PiS - obecnych, ale również kandydatów - będzie w tej kampanii "chować" szyld PiS i manifestować niezależność od formacji Jarosława Kaczyńskiego. Co oznacza, że dla wielu lokalnych polityków szyld PiS będzie po prostu obciążeniem (pisała o tym również "Gazeta Wyborcza").
Partyjna centrala jednak "dopala" radykalny, czysto partyjny przekaz, co niekoniecznie podoba się lokalnym pretendentom. - Ludzie chcą spokoju, a nie ciągłej wojny - przyznaje jeden z działaczy.
Dotyczy to zwłaszcza samorządów.
Dlatego też politycy PiS publicznie przekonują, że "najważniejsza jest rozmowa z ludźmi", stąd postawienie na sprawdzone już, kampanijne metody - z objazdem kraju włącznie.
Jarosław Kaczyński zapowiedział już, że w kolejnych tygodniach działacze PiS objadą wszystkie obecne i byłe stolice województw, a następnie ruszą na niższe szczeble - do powiatów.
Politycy PiS widzą jednak - źle rokujące dla partii - różnice w porównaniu do poprzednich kampanii. Dziś liderzy formacji Kaczyńskiego nie mogą obiecywać milionów dla samorządów ani posad dla aktywu, bo tych zasobów już nie mają.
Mogą mówić wyłącznie o rządzie Donalda Tuska i rychłym jego odsunięciu od władzy.
Pytanie, na ile to się okaże skuteczne. I kto w to uwierzy. Sami działacze PiS przyznają w nieformalnych rozmowach: "czekają nas cztery ciężkie lata w opozycji".
A może i dłużej. Jeśli Jarosław Kaczyński wciąż będzie utrzymywał, że metody z poprzednich kampanii dadzą mu sukces, przegra dwie najbliższe batalie - samorządową i europejską.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl