Nowe nieoficjalne informacje po wstrząsie w armii. "Minister przegiął"

Według najnowszych, nieoficjalnych doniesień generałowie, którzy w tym tygodniu zrezygnowali ze służby, przez wiele miesięcy czuli się upokarzani przez ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka i jego środowisko. - Minister "przegiął" z politycznym wykorzystaniem wojska i musiało to pęknąć - ocenia w rozmowie z WP gen. Stanisław Koziej.

Według byłych wojskowych, PiS upolitycznił polską armię aż nadto
Według byłych wojskowych, PiS upolitycznił polską armię aż nadto
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Sylwester Ruszkiewicz

- Z punktu widzenia żołnierzy i ich dowódców ostatnie tygodnie kampanii wyborczej były nie do zniesienia. To wykorzystywanie żołnierzy w formie ścianki partyjnej było widoczne aż nadto. To oddziaływało na całe wojsko. Morale żołnierzy spadało, a atmosfera nie była najlepsza - mówi Wirtualnej Polsce gen. Stanisław Koziej.

We wtorek poinformowano, że Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak i Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomasz Piotrowski złożyli rezygnację ze służby.

Jak ujawnił TVN24, konflikt na linii Sztab Generalny – MON zaczął gwałtownie narastać, po tym, jak w maju minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak oskarżył gen. broni Tomasza Piotrowskiego o to, że nie poinformował go o sytuacji z rosyjską rakietą, którą znaleziono pod Bydgoszczą. Andrzejczak stanął wtedy za Piotrowskim i przekonywał, że MON zostało wcześniej poinformowane.

Wojsko miało też problem z wystąpieniami Błaszczaka. Centrum Operacyjne Ministra Obrony Narodowej nadzorowało każde takie wydarzenie, instruowało wojsko, jaki sprzęt wyciągnąć. - Dochodziło do sytuacji, gdzie szefowa Centrum Operacyjnego dzwoniła do dowódców brygad i dowodziła tym wszystkim z pominięciem Dowódcy Operacyjnego i Szefa Sztabu Generalnego - mówi rozmówca TVN24.

TVN24 opisuje także sytuacje podczas odpraw, które odbywały się w siedzibie Ministerstwa Obrony Narodowej. Do budynku byli zapraszani generałowie Andrzejczak i Piotrowski, ale na odprawy często nie wchodzili.

- Dochodziło do takich sytuacji, że dwóch generałów nie wchodziło na odprawę, tylko czekali w poczekalni? W środku byli cywile i inni oficerowie wojska, omawiali z Błaszczakiem sprawy, a dwóch najważniejszych w armii czekało grzecznie w przedpokoju, bo tylko byli informowani po odprawie, co mają zrobić - mówi jeden z wojskowych. Tak ich poniżano przez ostatnie kilka tygodni, że nie mieli innego wyjścia, tylko rzucić papierami – mówił informator stacji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zdaniem gen. Stanisława Kozieja, "minister Mariusz Błaszczak 'przegiął' z politycznym wykorzystaniem wojska i musiało to pęknąć".

"Postawili generała pod ścianą"

- To szef MON powinien pilnować, żeby Siły Zbrojne były apolityczne, zgodnie z Konstytucją. A on tego nie robił, a wręcz przeciwnie nachalnie przekraczał granice. Kropla goryczy, która mogła przeważyć rezygnację dowódców, była publikacja fragmentów planów operacyjnych armii za rządów PO-PSL. I obarczenie odpowiedzialnością Sztabu Generalnego, za to, że chciano oddać Rosji połowę Polski – komentuje gen. Stanisław Koziej.

Według Jana Rajchela, generała brygady pilota w stanie spoczynku nie ulega wątpliwości, że armia została upolityczniona.

- Skutkiem tego są dymisje generałów, które wyglądają na sprawę dużego kalibru. Oczywiście ten konflikt na linii MON - Sztab Generalny w ostatnim czasie narastał. Oficjalnie dowiedzieliśmy się o nim przy okazji afery z rosyjską rakietą. Najwyraźniej w samej końcówce kampanii wyborczej PiS postawił gen. Andrzejczaka pod ścianą – mówi WP gen. Jan Rajchel.

I jak dodaje, chyba pierwszy raz zdarza się w historii naszego państwa, że 24 godziny po złożeniu wypowiedzenia przez tych dowódców, są oni całkowicie zdejmowani ze stanowisk i w ich miejsce są powołani kolejni dowódcy wojskowi.

- Można było zostawić obu dowódców, po złożeniu rezygnacji, jeszcze przez kilka miesięcy wypowiedzenia. Logika nakazywałaby, żeby w tym okresie płynnie przekazali swoim następcom dowodzenie, zwłaszcza w tak niebezpiecznym dla Polski okresie – podkreśla Rajchel.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nieoficjalnie mówi się, że bezpośrednią przyczyną odejścia Andrzejczaka i Piotrowskiego była sytuacja związana z ewakuacją Polaków z Izraela po zmasowanym ataku Hamasu. Akcję ogłosił Mariusz Błaszczak, a nie odpowiadający za zagraniczne operacje generał Tomasz Piotrowski. Operację Neon koordynuje także Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, a nie dowództwo operacyjne Piotrowskiego.

Miał on razem z gen. Andrzejczakiem interweniować w tej sprawie u prezydenta Polski, ale ten nie reagował. We wtorek, kiedy Andrzej Duda powoływał następców Andrzejczaka i Piotrowskiego - gen. Wiesława Kukułę i gen. dywizji Macieja Klisza – nawet nie podziękował ich poprzednikom za służbę.

- Przy pożegnaniu gen. Andrzejczaka i gen. Piotrowskiego wyszła polityka z butów szefa MON, premiera, ale też prezydenta Polski. Mam żal do Andrzeja Dudy, że nie zdecydował się rozpatrzyć rezygnacji dogłębniej. I natychmiast przyjął rezygnację dwóch najważniejszych dowódców. Mógł poczekać, tym bardziej, że gen. Andrzejczak był na spotkaniu szefów Sztabów Generalnych Grupy Wyszehradzkiej. Zachował się nie w porządku. Nie mówiąc o tym, że nie podziękował obu generałom za służbę. A do niedawna ich cenił, przynajmniej tak się wydawało. Jestem przekonany, że styl pożegnania gen. Andrzejczaka i gen. Piotrowskiego bardzo źle odebrali zwykli żołnierze – komentuje gen. Stanisław Koziej, były szef BBN.

Obaj rozmówcy Wirtualnej Polski odnieśli się również, do doświadczenia nowego Szefa Sztabu Generalnego gen. Wiesława Kukuły, który przez lata stał na czele Wojsk Obrony Terytorialnej, a ostatnio Dowódcą Generalnym Rodzaju Sił Zbrojnych.

"Nowe nominacje to błąd"

- W sytuacji, w jakiej znalazło się Wojsko Polskie po czystkach poprzedniego szefa MON Antoniego Macierewicza był naturalnym kandydatem. W wojskowej hierarchii był "drugim po Bogu", po Szefie Sztabu Generalnego. Porównując jego kompetencje do gen. Andrzejczaka, to trzeba podkreślić, że brakuje doświadczenia strategicznego - rozeznania i analizy. Żeby mieć takie umiejętności, trzeba pracować w Sztabie Generalnym np. jako szef wydziału. I to jest pewna słabość tych nominacji – ocenia gen. Stanisław Koziej.

W jego ocenie, czeka nas więc pewien okres bierności nowych dowódców.

- Niewątpliwie gen. Kukuła i gen. Klisz są bardzo dobrymi, żołnierzami. Obaj mają doświadczenie na poziomie taktycznym. To żołnierze z krwi i kości, którzy dla polityków byli atrakcyjną opcją do wyboru. Jeśli zdadzą się na swoich podwładnych, wieloletnich oficerów pracujących w Sztabie Generalnym, to powinno im wyjść to na dobre. Jeśli zechcą narzucać swoje, wydumane wizje – będzie problem. Muszą postępować roztropnie. Podobnie w kontaktach z sojusznikami w ramach NATO – twierdzi były szef BBN.

Zdaniem gen. Jana Rajchela, to błąd, że na nowych dowódców wyznacza się ludzi spoza struktury Sztabu Generalnego.

- Po to Szef Sztabu ma swoich zastępców, żeby stali się jego naturalnymi następcami. Takie decyzje ministra oznaczają, że nie ma zaufania do ludzi gen. Andrzejczaka i gen. Piotrowskiego. Zamiast tego wyznacza do dowodzenia wojskowych z partyjnego klucza – mówi gen. Jan Rajchel.

I jak przypomina, Wojska Obrony Terytorialnej od początku był obsadzony ludźmi ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza.

- I to oni teraz dochodzą do najwyższych stanowisk wojskowych. Pod względem wojskowym to nieczytelna i niejasna sytuacja. Chociażby gen. Kukuła był w swojej karierze najlepszym żołnierzem, ale dowodził jednostkami wojsk specjalnych w liczbie kilkudziesięciu osób, a nigdy nie dowodził brygadą czy dywizją, to z dnia na dzień nie będzie miał tej wiedzy i doświadczenia jak Szef Sztabu Generalnego. A on nie tylko dowodzi wojskiem w trakcie pokoju, ale też całym systemem obrony państwa. Z pewnością nie ma takiego doświadczenie, by móc z marszu taką funkcję wykonywać – podsumowuje wojskowy.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (380)