Duże nerwy w starej gwardii PiS. "Pretensji do premiera jest coraz więcej"
Jarosław Kaczyński, polityczny patron Mateusza Morawieckiego, może doprowadzić do załamania partyjnej kariery szefa rządu i jego współpracowników. Prezes PiS, zapowiadając pójście na zwarcie z Unią Europejską, pozbawia Morawieckiego głównego atutu: zdolności do pozyskania miliardów z unijnych funduszy. Z drugiej jednak strony w PiS powszechne jest przekonanie, że Komisja Europejska po prostu nas oszukała, żądając spełnienia kolejnych warunków dotyczących zmian w sądownictwie. - Ktoś jednak na to pozwolił - wskazują rozmówcy z partii rządzącej.
10.08.2022 | aktual.: 10.08.2022 11:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Koniec ubiegłego tygodnia. Setka działaczy PiS na wezwanie Jarosława Kaczyńskiego zbiera się na terenie Ministerstwa Obrony Narodowej. Politycy partii rządzącej - wierni żołnierze prezesa - podsumowują ostatnie miesiące i omawiają plany na kampanię.
Mogą też ponarzekać, zgłosić swoje uwagi, powiedzieć głośno, co im się nie podoba. Ale przede wszystkim słuchają swojego lidera.
A ten mówi jasno: w polityce zagranicznej i negocjacjach z Unią Europejską rząd PiS popełnił błędy. I w związku z tym trzeba będzie zmienić kurs, przedefiniować cele i - w bliżej nieokreślonej przyszłości - podjąć "pewne decyzje personalne".
Słowem: ci, którzy zawalili, zostaną za jakiś czas zdegradowani.
Ale nie tylko oni. Odsunięci zostaną także ci, którzy nie będą pasować do politycznych wizji prezesa (pierwszy przykład już mamy: zdymisjonowany pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski, który nie zgadzał się na przejęcie Lotosu przez Orlen).
Czy chodzi dziś o zmianę premiera? Nie - takich planów (na razie) Kaczyński nie ma. Chodzi m.in. o ministrów, którzy odpowiadali za Krajowy Plan Odbudowy i rozmowy z Unią - Waldemara Budę, Grzegorza Pudę czy Konrada Szymańskiego.
Konkretne nazwiska z ust prezesa Kaczyńskiego dotąd nie padły, ale to właśnie ci politycy są dziś najczęściej wymieniani w kontekście ewentualnych dymisji.
Co zatem z szefem rządu? - Stara gwardia PiS go upokarza, a prezes nie robi nic, żeby to powstrzymać - zauważa rozmówca z partii rządzącej.
Na omawianym spotkaniu z politykami PiS - o którym jako pierwszy poinformował Onet - nie było Mateusza Morawieckiego. To o tyle znaczące, że Morawiecki jest nie tylko premierem, ale także jednym z sześciu wiceprezesów PiS.
- Dziś już tylko na papierze - zaznacza nasz rozmówca z obozu władzy. - Morawiecki ma wpływ na rząd, ale nie ma na partię - mówi nam jeden z ważnych polityków PiS.
Działacze czują się oszukani
Jeden z posłów: - Pretensje do premiera się mnożą. Choć wiem, że na wiele spraw on nie ma po prostu wpływu. Problemów jest masa i nie wiadomo, jak nad tym wszystkim zapanować.
Coraz więcej działaczy kręci jednak nosem na politykę szefa rządu i jego współpracowników. Nie mają do Morawieckiego zaufania, przekonują, że nie spełnił swojej roli, że zgodził się na mechanizm warunkowości wypłat unijnych pieniędzy, zaakceptował zbyt ambitne dla Polski cele klimatyczne narzucone przez UE i nie "dowiózł" obiecanych miliardów z Brukseli. Ba, niektórzy przypominają, że to Mateusz Morawiecki wspierał Ursulę von der Leyen, gdy decydowano, kto zostanie nowym szefem Komisji Europejskiej (faktem jest jednak, że ciepło o von der Leyen mówili wówczas wszyscy politycy PiS).
Do tego doszedł kryzys energetyczny wywołany przez Rosję. I - jak wynika z wewnątrzrządowych dokumentów - premier Morawiecki miał mieć pełną świadomość niedoboru węgla w krajowych magazynach; mimo to nie podejmował wystarczających działań, by zapełnić lukę powstałą po decyzji o nałożeniu embarga na węgiel z Rosji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jarosław Kaczyński zapewnił jednak niedawno, że węgla wystarczy dla wszystkich. Prezes domaga się przy tym zaostrzenia polityki rządu wobec Brukseli i zapowiada, że dalszych ustępstw nie będzie. Robi to, nie zważając na obietnice premiera, że Polska - mimo wszystko - dostanie środki z Krajowego Planu Odbudowy (KPO to "polska racja stanu" - przekonywał szef rządu).
Pierwszym sygnałem zdecydowanej zmiany kursu była wypowiedź z połowy lipca, kiedy prezes PiS, pytany w Płocku o wypełnienie kamieni milowych, stwierdził: "koniec tego dobrego".
Teraz Kaczyński rozwinął swoją myśl w najnowszym wywiadzie dla tygodnia "Sieci". "Ustępstwa nic nie dały, choć poszliśmy daleko, według mnie ryzykownie daleko" - przyznał.
Wielu twierdzi, że to nie wprost sformułowana pretensja do premiera. A na pewno do bliskich mu ministrów: na czele z Konradem Szymańskim i Waldemarem Budą.
W PiS krąży nawet lista wypowiedzi Mateusza Morawieckiego, w których obiecywał pieniądze na rozwój i chwalił się udanymi negocjacjami w Unii Europejskiej. Tych wypowiedzi są dziesiątki.
Po co zatem Morawiecki i jego ludzie chwalili się udanym zakończeniem negocjacji z Brukselą? Dlaczego czołowi ministrowie związani z premierem zapewniali, że wszystkie "kamienie milowe" zostały zaakceptowane przez Komisję Europejską, a wypłata pierwszych transz ze 160 mld zł w ramach KPO jest tylko kwestią czasu?
Część działaczy PiS czuje się oszukanych. Niektórzy z nich - jak wiceszef klubu PiS i były szef gabinetu politycznego premiera Marek Suski - jasno dawali to do zrozumienia podczas zamkniętych spotkań z ministrami Morawieckiego. - Suski potrafił podnieść głos i trzasnąć drzwiami, ochrzaniał ministrów jak uczniaków. Nerwów w partii jest coraz więcej, irytacja się nasila - nie ukrywa jeden z polityków PiS.
Jarosław Kaczyński z jednej strony nastroje musi uspokajać, z drugiej jednak - chce dać upust emocjom starej gwardii. W niedawnym wywiadzie dla Interii tłumaczył, że sam jest inicjatorem spotkań partyjnych "niezadowolonych" i że spotkania, na których omawiane są wewnętrzne problemy w danej formacji, nie są niczym nadzwyczajnym. A że zwykle na tych spotkaniach dostaje się premierowi i jego ludziom? Cóż - taki polityczny moment.
Doszło nawet do tego, że to sam Kaczyński otwarcie w mediach krytykuje współpracowników szefa rządu. "Otoczenie premiera to często stosunkowo młodzi ludzie, a młodość ma to do siebie, że cechują ją zachowania, które mogą czasem razić starszych, także w partii. Ale takie jest życie. Na pewno jednak młodzi powinni przyjąć samoograniczenia, a zdarza się, że nie przyjmują i to jest bolesne dla wielu ludzi. Nie mówię o sobie, ale powoduje to czasem oburzenie w partii, co dobrze rozumiem" - stwierdził prezes w wywiadzie dla Interii.
Na spotkaniu z politykami PiS sprzed kilku dni Kaczyński miał oznajmić, że młodzi politycy kojarzeni z premierem, którzy już dziś szykują się na miejsca na listach wyborczych, "mogą być rozczarowani".
- Nawet premiera prezes nie broni z takim samym entuzjazmem, jak jeszcze niedawno. Pytany w wywiadach o Morawieckiego Kaczyński odpowiada coraz bardziej wymijająco i mało jednoznacznie - zauważa osoba związana z PiS .
A to - zdaniem naszego rozmówcy - naturalnie otwiera furtkę do spekulacji.
Prezes odbiera narzędzia premierowi
Na pewno rozczarowany ostatnim biegiem zdarzeń musi być sam Mateusz Morawiecki. To on bowiem zobowiązał się do "dowiezienia" z Brukseli miliardów na rozwój polskiej gospodarki. Kancelaria Premiera - o czym również pamiętają w PiS - wydała miliony złotych z budżetu państwa na billboardy i reklamy, które promowały nie tylko nieistniejący już tzw. Polski Ład, który okazał się podatkową katastrofą, ale też "sukces negocjacyjny" w ramach UE. Głównym beneficjentem tego sukcesu miała być Polska. A nie jest.
Nie jest nim też także sam szef rządu, który miał politycznie zdyskontować "sukces" na forum UE. Jarosław Kaczyński odbiera mu jednak tę szansę, zapowiadając zmianę kursu w relacjach z Brukselą po tym, jak szefowa Komisji Europejskiej nieoczekiwanie odmówiła rządowi PiS odblokowania unijnych funduszy, stawiając nierealne z punktu widzenia PiS warunki.
Mimo to na stronach Kancelarii Premiera można jeszcze przeczytać (choć dla wielu brzmi to jak ponury żart), że "Krajowy Plan Odbudowy (...) wzmocni polską gospodarkę oraz sprawi, że będzie ona łatwiej znosić wszelkie kryzysy". "Dzięki nim zrealizujemy nowe inwestycje, przyśpieszymy wzrost gospodarczy oraz zwiększymy zatrudnienie. Fundusze zainwestujemy m.in. w rozwój gospodarki, innowacje, środowisko, cyfryzację, edukację i zdrowie. Każdy z nas na tym skorzysta" - informuje rząd.
W ramach KPO Polska miała otrzymać 158,5 mld złotych - w tym 106,9 mld złotych w postaci dotacji i 51,6 mld złotych w formie preferencyjnych pożyczek.
Dziś to cel nierealny. Jarosław Kaczyński - po zdecydowanej reakcji na warunki Komisji Europejskiej - odbiera więc Mateuszowi Morawieckiemu coś, co miało być jego największym atutem: sukces na forum Unii Europejskiej. Premier nie będzie miał już narzędzi, żeby go osiągnąć. PiS nie jest w stanie już bardziej cofać się rozmowach z Brukselą. Chyba że Bruksela sama ugnie się pod argumentacją polskiego rządu, co - biorąc pod uwagę stan relacji między PiS a KE - jest w zasadzie niemożliwe.
- Skoro Komisja Europejska nie wypełnia swoich zobowiązań wobec Polski, to my nie mamy powodów wykonywać swoich zobowiązań wobec Unii Europejskiej - przyznaje prezes PiS. A sekretarz generalny tej partii zapowiada użycie wobec UE "armat" i "ognia zaporowego".
CZYTAJ TEŻ: Nagły zwrot Kaczyńskiego. To może pogrążyć PiS
Przekaz ten spotyka się jednak ze zrozumieniem działaczy. I jest zgodny z tym, co szykuje nieformalny sztab PiS.
Czy ma na niego wpływ premier? Nie. Mateusz Morawiecki jest pozbawiony wpływu na bieżącą prekampanię swojej partii. W sztabie PiS, który przygotowuje strategię na najbliższe miesiące, nie znalazł się żaden bliski współpracownik szefa rządu.
Nie znaczy to jednak, że przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku zmieni się premier. Dziś nie ma takich planów. Kierownictwo PiS - nawet mimo niechęci do Morawieckiego ze strony niektórych jego członków - wie, że byłoby to polityczne trzęsienie ziemi, zbyt ryzykowane do przeprowadzenia, zwłaszcza w czasie kampanii.
- Nie będzie zmiany premiera czy rządu, to w tej chwili z wielu względów niemożliwe. Ale wnioski musimy wyciągnąć - deklaruje prezes PiS. Kto zapłaci dymisją? - Kilku [członków rządu] na pewno, ale proszę nie żądać dzisiaj ode mnie nazwisk - mówi Kaczyński w "Sieciach".
Lider obozu władzy wyraźnie zasugerował swoim partyjnym druhom, że po kolejnych wyborach - o ile wygra je PiS - to nie on jednoosobowo będzie decydował, kto zostanie premierem. Decyzja ma być kolektywna. I nie jest przesądzone, że będzie korzystna dla Morawieckiego.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski