Finał niewoli byłby dramatyczny. Polak wprost: żywi nie wyjdziemy
Zacięte walki na wschodzie Ukrainy wciąż trwają. Każda ze stron konfliktu ponosi straty - z tą różnicą, że obrońcy Kijowa ratują swoich rannych żołnierzy, podczas gdy Rosjanie część swojej armii traktują jak mięso armatnie. Armii ukraińskiej w Donbasie od dłuższego czasu pomagają polscy medycy z zespołu "W Międzyczasie". Zdaniem szefa polskiego zespołu, z rosyjskiej niewoli "nie da się wrócić żywym".
Wkrótce minie rok od rozpoczęcia zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę. Tymczasem polscy medycy z grupy ochotniczej "W Międzyczasie" pomagają Ukraińcom od 2014 r., kiedy to Moskwa siłą zaanektowała Krym i wysłała wojska do Donbasu. Wówczas na wschodzie kraju nie toczyły się jeszcze tak zacięte walki jak teraz.
Obrońcy Kijowa są niezwykle wdzięczni polskim ratownikom. Jako jedyni jeżdżą oni na pierwszą linię frontu, tam, gdzie nie dociera pomoc z innych państw. Do tego robią to całkiem bezinteresownie - jako wolontariusze. Damian Duda, szef polskich medyków z zespołu "W Międzyczasie", zdradził dramatyczne fakty o rosyjskiej niewoli na łamach programu "Raport Złotorowicza" w "Super Expressie".
- Po dostaniu się do rosyjskiej niewoli żywi stamtąd nie wrócimy - przyznał Duda. Według niego rosyjska niewola to pewna śmierć. Wojsko Putina popełniło już wiele zbrodni wojennych na cywilach, ale nie okazuje też litości dla żołnierzy Zełenskiego.
Jak wykazywały raporty CNN, Rosjanie w ramach tortur m.in. rażą pojmanych prądem, wydłubują im gałki oczne czy obcinają genitalia. Dla Moskwy ludzkie życie nie ma żadnego znaczenia, dlatego rannym, którzy trafiają do rosyjskiej niewoli, zazwyczaj nie jest udzielana żadna pomoc medyczna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najemnicy Putina pragną śmierci polskich medyków
Polacy są znienawidzeni przez Rosjan za ratowanie życia Ukraińców. Najemnicy grupy Wagnera wymieniają się wizerunkami ratowników z "W Międzyczasie" i zdaniem Dudy rozpowszechniają o nich fałszywe informacje, np. o tym, że rzekomo handlują ludzkimi organami. Podczas ciągłej presji i niepewności jutra, ważne jest, by nie zwariować i dalej nieść pomoc dla froncie. Polscy ratownicy potrafią jednak radzić sobie z tymi trudnymi emocjami.
- Staramy się rozmawiać z naszymi rodzinami lub ze specjalistami, aby nie przenosić wydarzeń z frontu do naszego zwyczajnego życia. Każdy radzi sobie inaczej. Najważniejsze, aby nie były to sposoby dla nas szkodliwe - stwierdził szef polskich medyków z Donbasu.
Czytaj też: