Polski medyk na froncie mówi o "morzu krwi". "To nasza decyzja, nawet jeśli zginiemy"

Grupa polskich medyków ratuje w Donbasie rannych żołnierzy Ukrainy. - To nasza decyzja, nawet jeśli zginiemy - mówi Wirtualnej Polsce Damian Duda z grupy W międzyczasie. Polscy ratownicy są pod ostrzałem w Sołedarze i potrzebują wsparcia. Naszą rozmowę przerywał ostrzał Rosjan.

Polscy ratownicy w Donbasie. Apel o wsparcie
Polscy ratownicy w Donbasie. Apel o wsparcie
Źródło zdjęć: © W międzyczasie
Arkadiusz Jastrzębski

05.01.2023 | aktual.: 05.01.2023 14:31

Damian Duda jest szefem polskiego zespołu medyków pola walki W międzyczasie, ale także nauczycielem akademickim UMCS i rzecznikiem prasowym Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Od kilku tygodni razem z kolegami na odcinku Bachmut-Sołedar ratuje ukraińskich żołnierzy i cywilów. Wcześniej pracowali na odcinku chersońskim. Na filmach i zdjęciach pokazują swoje działania kilkaset, a nawet kilkadziesiąt metrów od pozycji Rosjan.

Arkadiusz Jastrzębski, Wirtualna Polska: Dzięki waszym materiałom Polacy mogą jeszcze bardziej poznać dramat wojny rozpętanej przez Putina. Krew, wszędzie krew - to coś, co od razu rzuca się w oczy. W tle słyszę wybuchy?

Damian Duda: Tak to tu teraz wygląda. To morze krwi. W nocy wywoziliśmy rannych z frontu samochodem bez zamykania drzwi. Nawet nie zamykałem klapy. Ciągła jazda pod ostrzałem...

(trzask i zakłócenia - red.)

- Pocisk eksplodował niedaleko nas. Mamy na rozmowę parę chwil. Jesteśmy teraz w Sołedarze i Rosjanie próbują wedrzeć się do miasta. Wybuchy słychać wokół cały czas. Nie wiemy, kiedy mogą tu dotrzeć. Nie możemy długo rozmawiać...

Takich ekstremalnych sytuacji w waszych raportach znalazłem więcej.

- Tak jest cały czas. W nocy nie spaliśmy. Kilkanaście razy próbowali nas "wymacać" z drona.

Jazda samochodem terenowym z rannym czy zachowanie w okopach - tego nie uczą w szkołach medycznych.

- To jest trochę tak jak z nauką pływania: wrzucą cię do wody i musisz sobie poradzić. Można powiedzieć, że tak było z nami: udało się.

Jesteście ochotnikami, a część z was wzięła urlopy, żeby ratować życie na froncie. Ryzyko jest ogromne. Kalkulowaliście to?

- Chwila... (huk i krzyki w tle - red.). Kolejny wybuch... Walą po nas... To nasza decyzja, nawet jeśli zginiemy. Nasi bliscy nie są zadowoleni. Ale podjęliśmy tę decyzję i tu jesteśmy.

Czy zdarzyło się wam już trafić na rannego Rosjanina?

- Były takie sytuacje. Jesteśmy medykami i pomagamy wszystkim, którzy tego potrzebują.

Jak liczna jest wasza ekipa?

- Jesteśmy małym zespołem, ale już wiemy, że po powrocie do kraju będzie nas więcej.

I najważniejsze: jak można wam pomóc? Potrzebujecie darowizn rzeczowych, czy przede wszystkim pieniędzy na specjalistyczny sprzęt?

- Teraz najbardziej potrzebujemy dopancerzenia naszych pojazdów i ubezpieczenia dla nas. Bo teraz, jeśli zginiemy, to za transport będą musiały zapłacić nasze rodziny. Dziękujemy za wsparcie. Musimy wracać do działania.

Polscy medycy potrzebują wsparcia

Polski zespół medyków pola walki W międzyczasie można wesprzeć:

  • wpłacając darowiznę na ich subkonto Fundacja Liga Proobronna BNP Paribas 35 2030 0045 1110 0000 0410 7910
  • poprzez udział w zbiórce na platformie zrzutka.pl https://zrzutka.pl/nc3hm5
  • poprzez drugą zbiórkę - na zakup samochodów dla polskich medyków w Ukrainie - w serwisie pomagam.pl https://pomagam.pl/itsec

Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie klikając TUTAJ

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiemedykpolak
Wybrane dla Ciebie