Dr Ryszard Żółtaniecki: Polska ma nadszarpnięty autorytet, a mediatorowi się wierzy
- Żeby podjąć się już niemal mediacji między Londynem a Brukselą, to trzeba mieć siłę i autorytet w oczach obu stron. Mediatorowi się wierzy. Polska ma ten autorytet nadszarpnięty. Ponadto mediator musi utrzymywać równy dystans do stron - mówi o wizycie Jarosława Kaczyńskiego w Londynie dr Ryszard Żółtaniecki (były ambasador w Grecji i na Cyprze) z Collegium Civitas.
22.03.2017 | aktual.: 23.03.2017 13:17
WP: To norma w dyplomacji, że prezes partii rządzącej w jednym państwie odwiedza premiera innego państwa?
Dr Ryszard Żółtaniecki: - Relacja taka jest oczywiście asymetryczna, która protokolarnie jest trudna, bo prezes Jarosław Kaczyński spotyka się z Theresą May nie jako premierem rządu Wielkiej Brytanii, ale szefową Partii Konserwatywnej rządzącej tym państwem.
WP: To wytłumaczenie jest trochę na siłę…
…tak, ale w polityce dopuszczalne - szczególnie międzynarodowej, gdy nie wchodzą w grę kwestie protokołu dyplomatycznego - bo można wykonać unik przechodząc właśnie na płaszczyznę partyjną.
Sądzę, że prezes Jarosław Kaczyński pojechał do premier Theresy May ze sprawami, które są w gestii premiera Wielkiej Brytanii. Ta asymetria nie powinna jednak nikogo bulwersować. Politycznie Kaczyński jest w Polsce numerem jeden, tak jak May w Wielkiej Brytanii, choć formalnie zajmują różne pozycje.
WP: Tuż przed szczytem w Rzymie i na kilka tygodni przed szczytem Unii Europejskiej ws. Brexitu taka wizyta coś burzy w polityce unijnej?
Londyn stara się wynegocjować jak najlepsze dla siebie warunki wyjścia z Unii. W sposób naturalny szuka sojuszników. Na pewno część rozmów z J. Kaczyńskim będzie poufna, więc dopiero po zachowaniu Polski w sprawie Brexitu zobaczymy, czy to spotkanie z May miało znaczenie.
WP: Unia Europejska miała negocjować jako strona, a nie każda stolica budować relacje z Wielką Brytanią.
Warunki wyjścia z UE będzie negocjować Bruksela. Londynowi zależy na tym, aby wcześniej zdobyć jak najwięcej życzliwych państw członkowskich. A drugą rzeczą jest budowanie dwustronnych relacji z państwami UE. Wielka Brytania nie zniknie z mapy po wyjściu z Unii. Ułożenie takich relacji jest bardzo istotne, ale oczywiście pozostaje pytanie, czy powinno się to czynić w taki właśnie sposób i w takiej chwili - tuż przed dniem, w którym ruszą unijne procedury wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.
WP: Czy to spotkanie Kaczyńskiego z May wygląda na przynajmniej delikatny afront polskich władz rządu wobec Brukseli?
Tak, ale przecież to nie pierwszy afront. Stosunki między Brukselą a polskim rządem są bardzo napięte. Widzę tu dwa warianty: albo szczyt UE w Rzymie (25 marca) będzie momentem, od którego zacznie się stopniowa normalizacja - nie sądzę, aby wizyta prezesa PiS w Londynie miała w tym przeszkodzić. Albo nasza delegacja na szczyt przyjmie konfrontacyjny kurs, albo go jeszcze zaostrzy.
WP: Jakiś deal między J. Kaczyńskim a premier Wielkiej Brytanii jest możliwy?
Myślę, że w tej i innych rozmowach z Londynem w dużej mierze chodzi o kwestię Polaków na Wyspach Brytyjskich. A jakiś deal? Cóż my możemy zaoferować Brytyjczykom? To, że będziemy z nimi kooperować w sprawach bezpieczeństwa, zwalczania terroryzmu czy współpracy finansowej. Ale skutek, który jest ważny dla Londynu, to Polska jako kraj przyjazny - rodzaj wyspy na mapie UE, z której Brytyjczycy będą mogli korzystać.
WP: A scenariusz taki, że Warszawa będzie zabiegać o łagodniejsze, korzystniejsze dla Londynu warunki Brexitu?
Ale kto miałby o to zabiegać? Kto ma takie wpływy w Brukseli?
WP: Premier Beata Szydło, prezes Jarosław Kaczyński, minister Witold Waszczykowski, minister Konrad Szymański... nie wierzy pan w ich siłę negocjacyjną, choć prezes PiS mówił, że teraz status Polski został podniesiony?
Po tym, co stało się na ostatnim szczycie w Brukseli? Żeby podjąć się tego typu już niemal mediacji między Londynem a Brukselą, to trzeba mieć siłę i autorytet w oczach obu stron. Mediatorowi się wierzy. Polska ma ten autorytet nadszarpnięty. Ponadto mediator musi utrzymywać równy dystans do stron.
WP: Pan widzi taką aspirację polskich władz?
Widzę raczej sytuację, że celem spotkania w Londynie jest wykorzystanie sytuacji, bo niektóre brytyjskie instytucje w obliczu Brexitu znajdą się w trudnej sytuacji, a wtedy Polska może być pomocna, jako państwo, w którym brytyjskie korporacje będą mogły zakładać swoje filie.
WP: W zabiegach o prawa socjalne Polaków na Wyspach mamy jakąś kartę przetargową?
W sensie twardym - nie. Żadnej groźby ani obietnicy złożyć nie możemy. Zabiegi polskiego rządu mogą się odbywać w warstwie symbolicznej poprzez podkreślanie, że w imię dobrych stosunków (a tych Londyn akurat potrzebuje) powinno się utrzymać pewne prawa czy przywileje Polaków w Wielkiej Brytanii.