Donalda Tuska okno na świat [OPINIA]
Stała się rzecz niesłychana. Afera niepodobna do wszelkich innych afer. O wiele większa. Otóż do gabinetu polskiego szefa rządu wniesiono używany telewizor. A do sali spotkań w kancelarii premiera kupiono nowy.
31.01.2024 17:08
Politycy Prawa i Sprawiedliwości prześcigają się w złośliwościach - o oglądaniu meczyków, pasji do haratania w gałę i oglądaniu, jak ktoś inny harata.
Niektórzy dostrzegają rozrzutność, koniec z projektem taniego państwa, któremu przecież PiS, jak wszyscy wiemy, hołdowało.
Inni jeszcze - że premier już zupełnie zapomni o robocie, bo będzie niczym zahipnotyzowany oglądał nową telewizję publiczną, przejętą siłą przez pułkownika Bartłomieja Sienkiewicza.
Ach, co to jest za skandal!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wielka cena za wielki telewizor
Wszystko zaczęło się od tekstu portalu salon24.pl.
Opublikowano newsa pod tytułem "Pilny zakup w KPRM. Duży telewizor dla premiera Donalda Tuska". Sam tekst, przyznajmy szczerze, nie jest ani szczególnie zły, ani dobry. Ot, materiał jakich wiele. Szybko jednak wzbudził emocje. Politycy i zwolennicy obecnej opozycji udostępniają go jako dowód na rozpasanie nowej władzy.
Centrum Informacyjne Rządu potwierdziło doniesienia portalu, o czym ten skrzętnie informuje: rzeczywiście kupiono odbiornik mający 77 cali, który kosztował niemal 16,5 tys. zł.
Jest drobny szczególik: to nie ten telewizor trafił do gabinetu Donalda Tuska.
A było to tak, że w KPRM postanowili kupić duży i drogi telewizor do sali spotkań. Właśnie taki za kilkanaście tysięcy zł.
Czy w reprezentatywnej sali kancelarii premiera, w której prowadzić można między innymi wideokonferencje, potrzebny jest taki sprzęt?
Pewnie nie, pewnie sprawdziłby się także tańszy.
Czy jednak zakup telewizora za 16,5 tys. zł do sali spotkań w kancelarii premiera mnie szokuje? Nie szokuje wcale. Przecież takie zakupy robi się do niedużych firm.
Może jestem spaczony, ale - zdradzę tu wielką tajemnicę - w Wirtualnej Polsce niektóre sprzęty RTV są droższe niż ten świeżo zakupiony telewizor. W poprzednich miejscach mojej pracy również nikt nie zwróciłby specjalnie uwagi na taki odbiornik. Co najwyżej ktoś powiedziałby: "o, nowy telewizor do wideokonferencji, spoko".
Ale gdzieś nam w tej całej historii zaginął Donald Tusk. Wróćmy zatem do premiera...
Odbiornik po Kuchcińskim
Mateusz Morawiecki w swoim gabinecie nie miał telewizora. Donald Tusk stwierdził, że chce mieć.
Postanowiono więc przytaszczyć szefowi rządu odbiornik, który stał w pokoju byłego szefa kancelarii premiera, Marka Kuchcińskiego.
Sprzęt wart obecnie 4,5 tys. zł - to znaczy tyle kosztuje nowy. Używany pewnie mniej. Chociaż taki po Kuchcińskim może mieć szczególną wartość, więc kto wie - może kosztowałby więcej.
I to na tym wykwicie koreańskiej myśli technologicznej, za 4,5 tys. zł, Tusk będzie oglądał haratanie w gałę.
Bo przecież ciężko uwierzyć w to, że może pracować, a w tle mieć włączoną stację informacyjną, by - gdy go coś zainteresuje - rzucić okiem na to, co akurat będzie na ekranie.
Wielkie afery
Niekiedy bywa tak, że na pozór głupi drobiazg wiele mówi o człowieku, ewentualnie o podejściu całej formacji politycznej.
Niekiedy o podejściu całej formacji mówią rzeczy większe - jak np. dawanie pieniędzy przeznaczonych na pomoc ofiarom przestępczości z Funduszu Sprawiedliwości swoim kumplom i kumplom kumpli, co miało miejsce jeszcze niedawno.
Ale jeśli do rangi afer i aferek urastają takie kwestie jak to, że szefowi rządu przyniesiono używany telewizor do gabinetu, a do innej sali w kancelarii premiera wstawiono sprzęt nowy i kosztujący kilkanaście tysięcy zł - to powoli zaczynam wierzyć, że naprawdę żyjemy w uśmiechniętej Polsce.
Ktoś może powie: "ha, pismak broni Tuska za wszelką cenę!". Trudno. Przyznaję, że nie wiem w czym afera. Ba, nie widziałbym powodu do oburzenia, nawet gdyby telewizor za 16,5 tys. zł kupiono do gabinetu premiera. Nie widzę żadnego powodu, aby szef polskiego rządu musiał mieć gorsze warunki do pracy niż niejeden prezes firmy zatrudniającej 30 osób.
Co więcej, gdy dziennikarze wytropią realny brak szacunku do publicznego pieniądza przez rządzących - a wszyscy wiemy, że wcześniej lub później to nastąpi - niektórzy będą już uodpornieni, z góry zakładając, że to kolejny kapiszon.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl