Deportują Ukraińców do Rosji. "Karygodna praktyka"
- Ponad 500 tys. Ukraińców zostało deportowanych siłą do Rosji, a dziesiątki tysięcy przebywają w rosyjskich obozach wzorowanych na obozach nazistowskich - powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podczas przemówienia na Festiwalu Filmowym w Cannes. Do jego słów odniosła się w programie "Newsroom" WP była ambasador RP w Rosji Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Zwróciła uwagę, że część ludzi, np. z Mariupola, jeśli dostała jakąkolwiek ofertę, że może wyjechać, nie zwraca uwagi, w którą stronę może wyjechać, byleby tylko wyjechać. - Oni się zgadzają, więc w pewnym sensie można powiedzieć, że nie są deportowani na siłę. Niemniej zostali postawieni w takiej sytuacji, że ich miasto zostało kompletnie starte z powierzchni ziemi. Nie mają picia, nie mają jedzenia. Wsiądą do każdego pociągu, który pojedzie wszędzie - wyjaśniła. - Pytanie, co się z nimi dzieje w samej Rosji. Trzeba przyznać, że poza obozami filtracyjnymi, w których dzieją się rzeczy urągające wszelkim prawom człowieka, w samej Federacji Rosyjskiej na szczęście nie jest tak, że ci ludzie są rzucani w środek syberyjskiej tundry, ja to się działo za Stalina. Oni są rozwożeni do różnych wsi, miast i tam się udziela im pomocy i schronienia w zależności od tego, jaka jest lokalna społeczność - kontynuowała Pełczyńska-Nałęcz. - Zwykli Rosjanie daleko na Syberii często uważają, że to są biedni uchodźcy skrzywdzeni przez nazistowskich Ukraińców i udzielają im lokalnej pomocy. Często więc na szczęście to nie jest tak okropny los, niemniej ta praktyka wywożenia Ukraińców lub stawianie ich w sytuacji, że nie mają wyjścia, jest praktyką absolutnie karygodną - podsumowała.