HistoriaCzy Polacy powinni wybaczyć Ukraińcom zbrodnię wołyńską?

Czy Polacy powinni wybaczyć Ukraińcom zbrodnię wołyńską?

"Przyznam, że nie rozumiem idei przepraszania w cudzym imieniu. Kajać powinien się ten, kto dopuścił się zła. Tylko wtedy ten akt ma sens. Przecież to nie patriarcha Filaret przeżynał Polaków piłami w 1943 r., ani nie Juszczenko roztrzaskiwał główki polskim dzieciom. Nie jesteśmy odpowiedzialni za błędy naszych przodków" - o liście ukraińskich polityków, duchownych i intelektualistów do Polaków pisze Robert Jurszo, Wirtualna Polska.

Czy Polacy powinni wybaczyć Ukraińcom zbrodnię wołyńską?
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

07.06.2016 07:15

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W ubiegły czwartek w Kijowie dwunastu polityków, duchownych i intelektualistów ukraińskich – w tym Wiktor Juszczenko, prezydent Ukrainy w latach 2005-2010, a także patriarcha Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego, Filaret - wystosowało apel do Polaków. Poprosiło w nim o wybaczenie zbrodni wołyńskiej i - jednocześnie - przebaczyło, cytuję, ''zbrodnie i krzywdy uczynione nam''. Tak o tej inicjatywie powiedział Gazecie Wyborczej Danyło Łubkiwski, były wiceminister spraw zagranicznych Ukrainy i jeden z sygnatariuszy apelu: ''Nasza prośba o przebaczenie płynie z głębi serca i żywimy nadzieję, że tak zostanie odebrana przez Polaków. Nie kierowało nami nic innego, jak poczucie szczerego braterstwa między naszymi narodami''. Czy aby na pewno?

Apel w cieniu Kremla

Kiedy takie słowa, jak powyższe, wypowiada polityk, to w głowie zapala mi się czerwona lampka. I skłonny jestem dopatrywać się drugiego, bardziej pragmatycznego a mniej ideowego dna w tym liście. Przekonują mnie o tym inne słowa Łubkiwskiego, który wyraźnie zaznaczył, że ''jedynym, który skorzysta na ukraińsko-polskich waśniach, będzie, jak to już nieraz się zdarzało w historii, tylko Kreml''. I gotów jestem nawet przyznać mu całkowitą rację, bo to prawda, że Putin, realizując swoje interesy w Europie Wschodniej, od pewnego czasu próbuje grać ''kartą'' Wołynia. ''To nie jest przypadek, że Rosja bardzo interesuje się sprawą rzezi wołyńskiej - widzi w niej narzędzie do wbicia klina między Polskę i aspirującą do włączenia się w proces integracji europejskiej Ukrainę'' – powiedział mi w jednym z wywiadów dr Sławomir Dębski, szef Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia (''Zależy nam na demokratycznej Rosji'', PAP).

Ale właśnie w tym kontekście razi mnie przyjęty przez autorów apelu ton pewnej familiarności. List zaczyna się od zwrotu ''Drodzy Pobratymcy''. Potem możemy przeczytać dość enigmatyczny sąd, że ''wojna Rosji przeciwko Ukrainie jeszcze bardziej zbliżyła nasze narody''. A później w oczy bije niemal zimnowojenny slogan: ''walcząc przeciwko Ukrainie, Moskwa prowadzi również ofensywę przeciwko Polsce i całemu wolnemu światu''.

Trochę to wszystko na wyrost. Do nazywania się ''braćmi'' i ''siostrami'' jednak jest nam trochę daleko, biorąc pod uwagę historyczne zaszłości, do których odwołuje się list. Po jego lekturze jednak nie mogę uwolnić się od wrażenia, że rzekomy motyw etyczny tego listu jest maską, która ledwie skrywa polityczny interes, który za nim stoi. Pewnie łatwiej byłoby uwierzyć w to, że prośba o wybaczenie jest – jak piszą autorzy – ''głównym motywem'' listu, gdyby nie aktualny stan relacji ukraińsko-rosyjkich. I gdyby – tak jak teraz – Ukraina po prostu nie potrzebowała wsparcia Polski.

Bezsens przeprosin, bezsens przebaczenia

Ale odrzućmy w kąt – choćby na moment - polityczną podejrzliwość. Przyjrzyjmy się temu apelowi tylko w jego warstwie etycznej. Od razu nasuwają się dwa podstawowe pytania: kto przeprasza? kto powinien wybaczyć?

Przyznam, że nie rozumiem idei przepraszania w cudzym imieniu. Kajać powinien się ten, kto dopuścił się zła. Tylko wtedy jego akt ma sens. Przecież to nie patriarcha Filaret przeżynał Polaków piłami w 1943 r., ani nie Juszczenko roztrzaskiwał główki polskim dzieciom. Nie jesteśmy odpowiedzialni za błędy naszych przodków. Tak samo nonsensowne były przeprosiny Aleksandra Kwaśniewskigo w 2005 r. - w imieniu Polaków – za mord na Żydach w Jedwabnem. Wina nie jest czymś, co się dziedziczy. Z faktu, że dokonujący masakr na Wołyniu żołnierze OUN-UPA byli rodakami Łubkiwskiego, nic nie wynika dla kondycji moralnej tego ostatniego.

Poza tym, nie można przeprosić ''za kogoś''. Jeśli ktoś powinien przepraszać, to żyjący banderowcy, którzy na Wołyniu dopuścili się tych wszystkich potwornych zbrodni. Kolektywna wina to idea absurdalna i nieludzka, która obciąża ludzi odpowiedzialnością za to, co zrobili inni. Można wyrazić żal i ubolewanie z tego powodu, że członkowie naszej wspólnoty dopuścili się strasznych czynów . Ale nie można wyręczyć ich w akcie skruchy – to po prostu niemożliwe.

No i kwestia druga – kto powinien wybaczyć? Wszyscy Polacy? To też jest nonsens. Wybaczyć mogą ci, którzy w wyniku działań ukraińskich nacjonalistów doznali zła. Dlatego prawo do przebaczania mają ci, którzy sami stali się przedmiotem wołyńskiej zbrodni albo w jej wyniku np. utracili bliskich. Ale jakikolwiek inny Polak, którego nic – poza narodowością – nie łączy z ofiarami bestialstw OUN-UPA, nie ma moralnego mandatu, by przebaczyć.

Przypuszczam, że do zastosowania formuły ''prosimy o przebaczenie i przebaczamy'' zainspirował autorów ukraińskiego apelu słynny list polskich biskupów do niemieckiego episkopatu z 1965 r. Tyle że – przy wszystkich zastrzeżeniach, które można mieć do inicjatyw duchownych – prosili oni o przebaczenie z perspektywy ofiar. Tymczasem na Wołyniu to Ukraińcy byli agresorami i oprawcami.

Właściwa rzeczy miara

I tu dochodzimy do kolejnej sprawy – jak ważyć wzajemne rany? Przyznam, że to jest ta część listu, co do której zachowuję największy sceptycyzm. Znajdujemy w nim bardzo ogólnikowe sformułowanie: ''Krzywda jest bowiem zawsze obustronna - i wobec mogił, i wobec pamięci, i wobec przyszłości''. Jeśli jest to próba relatywizacji w duchu ''ostatecznie wszyscy wycierpieliśmy tyle samo'', to protestuję. Przynajmniej jeśli chodzi o Wołyń, nie można mówić o symetrycznym rachunku krzywd. Partyzanci OUN-UPA – w ramach świadomie ludobójczej akcji - wymordowali blisko 60 tys. Polaków. W polskich akcjach odwetowych – podkreślam: odwetowych – zginęło kilka tysięcy Ukraińców (realistyczne szacunki mówią o 2-3 tys.). Jeśli mamy poważnie rozmawiać o trudnej i bolesnej przeszłości, to róbmy to stosując właściwe miary.

W tym kontekście zdumiewający jest jeden postulat autorów listu: ''Polska myśl winna w pełni uznać samodzielność ukraińskiej tradycji narodowej jako sprawiedliwej i godnej szacunku walki o własną państwowość i niepodległość''. No dobrze, ale co to znaczy? Przypomnę tylko, że szeroko rozumiana ''ukraińska tradycja narodowa'' to także wspomniana OUN-UPA, ale również mordercy z SS-Galizien. Ich też mamy ''uznać''?

Reasumując, jakoś nie mogę się zgodzić z Pawłem Smoleńskim, który napisał w ''Gazecie Wyborczej'', że rzeczony apel to ''list piękny i mądry''. Ostatecznie, budzi więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Jeśli czegoś potrzeba polsko-ukraińskiemu dialogowi o przeszłości, to właśnie konkretu.

###Robert Jurszo, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Kobieta
historialistwołyń
Komentarze (0)