Czy na tegoroczny Woodstock przyjadą imigranci? Jurek Owsiak odpowiada rządzącym
Mam pytanie do rządzących, czy jeśli na peronie w Kostrzynie wysiądzie z pociągu muzułmanin, to czy jest jakaś procedura albo prawo, o którym nie wiem, która nakazuje mi zatrzymanie takiej osoby i nie wpuszczenie jej na festiwal? - mówi Owsiak w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
Nina Harbuz, Wirtualna Polska: PiS opublikował Twitta z informacją, że chce pan na tegoroczny Przystanek Woodstock zaprosić muzułmańskich imigrantów. To prawda?
Jerzy Owsiak: Nieprawda. PiS zmanipulował tę informację. Użył fragmentu listu skierowanego do Mariusza Pudzianowskiego i połączył go z Przystankiem Woodstock. W tym liście nie było zaproszenia dla żadnej konkretnej grupy osób. Na nasz festiwal może przyjechać każdy, również rozkręceni kibice z Polski, Niemiec, czy Londynu. Muzułmanie, którzy przebywają na terenie Europy, a część z nich jest jej obywatelami, także. Mam więc pytanie do rządzących, czy jeśli na peronie w Kostrzynie wysiądzie z pociągu muzułmanin, to czy jest jakaś procedura albo prawo, o którym nie wiem, która nakazuje mi zatrzymanie takiej osoby i nie wpuszczenie jej na festiwal?
Czy na zeszłorocznym Przystanku Woodstock pojawili się imigranci z obozu w pobliskim Frankfurcie nad Odrą?
Może byli, bo przyjechali do nas ludzie z całego świata, może nawet ktoś bawił się w tym kilkutysięcznym tłumie, ale na pewno nie było żadnych niepokojów czy zamieszek z ich powodu. Jedyny komunikat jaki dostaliśmy od policji polskiej i niemieckiej dotyczył zatrzymania dealera narkotyków. I to była dla mnie wiadomość optymistyczna, bo dowodziła, że służby porządkowe działają sprawnie i są przygotowane na takie interwencje. W tym roku nie dostaliśmy żadnej informacji od policji, żeby był jakikolwiek problem z emigrantami, więc nie zamierzamy ustawiać przed nikim żadnych szlabanów.
Formuła otwartego festiwalu zostaje, czy planuje pan w tym roku wprowadzić bilety na imprezę?
Koncert Ariany Grande udowodnił, że bilety nie gwarantują żadnego bezpieczeństwa. Jak ktoś będzie chciał, to wysadzi się przed imprezą. Jeśli zabarykadujemy tereny wokół imprezy, to zamachowiec dokona ataku w centrum miasta. Formuła otwartego festiwalu zostaje i oczywiście rodzi to masę niebezpieczeństw, ale czy opalając się na plaży w Jelitkowie, też będziemy straszyć się, że może dojść do ataków terrorystycznych? Nie dajmy się zwariować. To, na co uczulamy uczestników naszego festiwalu, to żeby dbali o siebie nawzajem i alarmowali nas jeśli zauważą coś podejrzanego. I oni to robią. Będziemy oczywiście sprawdzali wchodzących, prosili, żeby pokazali co mają w plecaku, żeby otworzyli bagażnik samochodu, ale to są standardowe procedury. W ogromnej dyskusji, która przetoczyła się przez internet, Woodstokowicze powiedzieli, że absolutnie je rozumieją i poddadzą się takim kontrolom.
Co musiałoby się stać, żeby odwołał pan festiwal?
Trudno powiedzieć, nie mam w głowie wyliczanki. W zeszłym roku lał deszcz i w pewnym momencie było zaledwie 5 stopni, było potwornie zimno. To już jest wystarczający powód, żeby stanąć na scenie i powiedzieć do tłumu: kochani, widzimy, że marzniecie, pożegnajmy się. Ale wiem, że w odpowiedzi ludzie by zawyli i powiedzieli: mistrzu, mów za siebie, my wytrzymujemy. Dlatego trudno to ocenić, jakie niebezpieczeństwo musi nastąpić, żeby odwołać festiwal. O tym decydują ludzie z policji, straży pożarnej, członkowie sztabu antykryzysowego działającego przy wojewodzie i ja. I jeśli uznamy, że istnieje zagrożenie, to jesteśmy w stanie odwołać festiwal w każdej chwili. Nie jesteśmy zdeterminowani, żeby Przystanek Woodstock grał za wszelką cenę. To nie jest festiwal komercyjny i nikt finansowo nie straci na tym jeśli zostanie zawieszony.
Słowa ministra Błaszczaka zirytowały pana, rozśmieszyły?
Nie, minister swoimi słowami udowodnił jedynie, że nie bardzo kontroluje to, co dzieje się u niego w resorcie. Bardziej wkurzyły mnie słowa, których użył, że jesteśmy w totalnej opozycji. Nie wiem skąd panu ministrowi przyszło to do głowy. Chciałbym powiedzieć panu ministrowi Błaszczakowi, że ta "totalna opozycja" tylko w tym roku wpompowała w polską służbę zdrowia kilkadziesiąt milionów złotych w sprzęcie medycznym. Za czasów pana rządów. Tego nie robi "totalna opozycja" tylko ludzie, którym zależy na dobru tego kraju. I to jest dla mnie zwyczajnie obraźliwe, bo dużo dla tego kraju zrobiliśmy. Prosiłbym więc pana ministra, żeby nie szafował w ten sposób słowami. Nie jestem totalną opozycją, tylko Polakiem, który wraz z fantastycznym zespołem ludzi, robi wszystko co może dla tego kraju i będę to robić do końca świata i o jeden dzień dłużej.
Przystanek Woodstock - jedyny taki festiwal na świecie
Wie pan, że jeśli coś się stanie na tym festiwalu, to pana przeciwnicy pana zjedzą?
Nie zjedzą, bo nie można upolityczniać festiwalu i działać wyłącznie emocjami w momencie kiedy życie pisze swój scenariusz. Najczęściej ci, którzy najbardziej krytykują, nie robią nic. My robimy festiwal po raz 23. Kiedy robi się festiwal ryzyko jest za każdym razem, ale za każdym razem spełniamy wszystkie wymogi bezpieczeństwa, jakie obowiązują przy organizowaniu tego typu imprez. I to jest dla nas najważniejsze, żeby uniknąć jakichkolwiek niedopatrzeń, niedociągnięć, które potem mogą zaważyć na bezpieczeństwie uczestników. Taki festiwal to duża odpowiedzialność i wszyscy, włącznie z panem ministrem Błaszczakiem, powinniśmy pochylić się nad tym, żeby ten festiwal odbył się jak najspokojniej. Za chwilę w Polsce wystartuje kilkaset innych festiwali i imprez letnich. Ciekaw jestem, czy organizatorom tych wszystkich wydarzeń również zadawane są podobne pytania i zgłasza się takie same wątpliwości co do Przystanku Woodstock? A przecież na wielu z nich pojawi się podobna młodzież jak na festiwalu w Kostrzynie.