Czy fala oskarżeń o gwałt i molestowanie to lincz na mężczyznach? "Na razie nic im się nie stało"
W ostatnich dniach i tygodniach coraz więcej kobiet mówi o tym, że zostały zgwałcone lub doświadczyły nadużyć ze strony mężczyzn. Dlaczego milczały latami? Czy to nie zemsta na mężczyznach? Odpowiada nam Ewelina Seklecka z Fundacji Punkt Widzenia zajmującej się problematyką przemocy seksualnej.
30.11.2017 | aktual.: 30.11.2017 17:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nina Harbuz, Wirtualna Polska: Powiedziała pani kiedyś, że została wielokrotnie zgwałcona i nie miała świadomości tego. Jak to możliwe?
Ewelina Seklecka z Fundacji Punkt Widzenia zajmującej się problematyką przemocy seksualnej: Czekam, kiedy zaczniemy to pytanie zadawać inaczej: jak to możliwe, że ktoś wielokrotnie zgwałcił i nie miał tego świadomości? Ja nie byłam świadoma, bo brakowało mi wiedzy na temat tego, czym jest gwałt. Byłam wychowana w tej samej kulturze, co my wszyscy, czyli myślałam o mężczyznach jak o istotach seksualnych, które zawsze chcą seksu, choć nie zawsze mogą. Kobiety uważałam za te, które zawsze mogą, choć nie zawsze chcą. Czułam dyskomfort z powodu tego jak wyglądało życie seksualne w moim małżeństwie, ale pogodziłam się z nim. Uważałam, że tak to się między nami poukładało i to normalne. Ciekawe, że to nawet nie stało się powodem naszego rozstania i rozwodu.
Nie protestowała pani, kiedy nie miała pani na coś ochoty?
Nie bardzo umiałam odmawiać, choć próbowałam. Zresztą, to i tak nie miało większego znaczenia, bo odmowa nie działała. Dla mojego męża moje "nie" było podniecające. To się ściśle wiąże z istotą gwałtu, w którym nie chodzi o zaspokojenie seksualne, tylko o dominację i władzę. Stąd też odmowa kobiet niewiele zmienia w przypadku gwałtu.
To kiedy dotarło do pani, że była pani gwałcona?
Pamiętam, że przez długi czas używałam zdania wytrycha. Mówiłam, że "zgadzałam się na niechciany seks". I kiedyś mój przyjaciel zapytał mnie, czemu nie mówiłam "nie". Powiedziałam, że mówiłam i wtedy z jego ust usłyszałam, że w takim razie to był gwałt. Pamiętam, że się rozpłakałam i zrozumiałam, że czas nazywać rzeczy po imieniu.
Oskarżyła pani swojego byłego męża o gwałt?
Nie.
Dlaczego?
Bo nie miało to po latach dla mnie znaczenia. Bardzo często w fundacji słyszę od kobiet, które doświadczyły gwałtu lub molestowania, że nic to już nie zmieni w ich życiu i ja się pod tym podpisuję. Wolą odzyskać własny dobrostan zakłócony przez to jedno lub powtarzające się "wydarzenie" niż karać tego jednego konkretnego mężczyznę, bo czasu w ten sposób nie cofną.
Ale być może ochronią inne kobiety, które ten mężczyzna mógłby skrzywdzić?
Pewnie tak, ale jestem ostrożna z używaniem takiego argumentu. W momencie kiedy się mierzy z taką traumą, ostatnim czego się potrzebuje to odpowiedzialność za całą resztę. To olbrzymi ciężar. Stąd moje zrozumienie dla niezgłaszania, bo wiadomo, że to nie będzie prosta droga, za to pełna kolejnych upokorzeń.
Ale jeśli kobiety nie będą zgłaszać gwałtów czy molestowania na bieżąco, to nic się nie zmieni.
Być może, choć myślę, że też nie tędy droga. Oczekując od kobiet, że będą zgłaszać gwałty zrzucamy na nie odpowiedzialność za to, czy one się wydarzają, czy nie. A powinniśmy zająć się podnoszeniem świadomości mężczyzn. Dlatego uważam, że akcja #MeToo była ważna i dobra. Dodała odwagi kobietom, bo zobaczyły, że o molestowaniu mówią osoby z pierwszych stron gazet. Uświadomiła też mężczyznom skalę problemu.
Tylko dlaczego te sprawy wychodzą po latach? Czemu kobiety milczą?
Społeczne konsekwencje mówienia o gwałcie czy molestowaniu są wysokie. Decydując się na to kobieta ryzykuje, że zostanie napiętnowana, albo usłyszy, że sama jest sobie winna. Dlatego kobiety nie opowiadają o tym z łatwością. Poza tym, przyznanie się przed samą sobą, że doświadczyło się gwałtu czy molestowania, zajmuje trochę czasu. Stąd łatwiej jest powiedzieć, że znalazło się w niekomfortowej sytuacji albo, że zaszło nieporozumienie. Ostatnia fala oskarżeń o nadużycia seksualne wzięła się z właśnie z takich akcji jak #MeToo, które stworzyły klimat do mówienia, choć niektórzy uznali to za "modę na molestowanie seksualne".
*Obrońcy Michała Wybieralskiego z Gazety Wyborczej, któremu autorki tekstu w Codzienniku Feministycznym zarzucają molestowanie seksualne i Jakuba Dymka, publicysty Krytyki Politycznej, którego była dziewczyna twierdzi, że została przez niego zgwałcona, mówią o linczu na mężczyznach. *
Do tej pory przez dekady milczało się na temat molestowania, a przekraczania granic nie uznawało się nawet za problem. Być może jest tak, że wahadło przesuwa się w drugą stronę i jako społeczeństwo przestajemy się godzić na zachowania wpisujące się w molestowanie. A do linczu jeszcze nam daleko. Na razie ktoś został oskarżony o niegodne zachowanie, o to że dopuścił się przemocy. Co będzie dalej, to się dopiero okaże. Tym mężczyznom na razie nie stało się nic.
Jak to nic? Redakcje, w których pracowali zawiesiły z nimi współpracę.
Zakładam jako kobieta, która doświadczyła przemocy seksualnej i jako osoba, która od lat pracuje z kobietami doświadczającymi przemocy, że one niezwykle rzadko oskarżają fałszywie, ponieważ kłamanie na ten temat zwyczajnie się nie opłaca. Nie żyjemy w rzeczywistości amerykańskich seriali, w której kobieta oskarżająca mężczyznę o molestowanie otrzyma ogromne odszkodowanie finansowe. W polskich realiach niczego się nie zyskuje na takim zgłoszeniu. Co więcej, z automatu jest się oskarżaną o kłamstwa, pomówienia, interesowność, mściwość i słyszy się, że się jest niedoruch..ą. Więcej jest minusów niż plusów zgłoszenia gwałtu, zbyt wysokie są koszty, żeby zakładać, że kobiety mówią nieprawdę.