"Czemu nie poszła rodzić do lasu?" Mieszkańcy komentują sprawę porwania dziecka ze szpitala w Białogardzie
– Osoby, które dobrze znają parę, stoją murem za nimi, a w pracy rozgorzała dziś awantura, która podzieliła zespół – mówi WP mieszkanka Połczyna, która zna ojca dziecka od kilkunastu lat.
Oczy całej Polski od piątku zwrócone są na Białogard, średniej wielkości miasto, liczące 25 tys. mieszkańców. To tutaj w piątek rodzice urodzonej dzień wcześniej dziewczynki, która przyszła na świat w 37. tygodniu ciąży, zdecydowali się ją porwać ze szpitala. Powodem desperackiego kroku było pozbawienie przez sąd rejonowy części praw rodzicielskich po tym jak matka i ojciec odmawiali poddania ich dziecka jakimkolwiek zabiegom medyczno-higienicznym. Swoje decyzje, jak informował szpital, opierali wyłącznie na własnym odczuciu i przekonaniu.
Internet zawrzał. W komentarzach w mediach społecznościowych i na utworzonej wczoraj stronie "Pomoc dla rodziny z Białogardu" na Zrzutka.pl ludzie solidaryzują się z rodzicami i okazują im wsparcie i zrozumienie. Mateusz Markowski napisał: "Postąpilibyśmy IDENTYCZNIE! SZACUNEK!", Marcin Girek: "To może się przytrafić każdemu z nas. To nasza wspólna walka! Trzymajcie się!", Kinga K.: "Trzymam kciuki i jestem pod wielkim wrażeniem odwagi i determinacji. BRAWO!", a Olga Jędrzejewska: "Jesteście bardzo mądrzy i dzielni, jesteśmy z Wami i nie damy Was skrzywdzić!"
W samym Białogardzie nie wszyscy ludzie już są tak wyrozumiali. – Wszyscy o tym mówią, głównie w kontekście szczepienia, że jednak ci rodzice powinni byli zaszczepić małą, bo jeszcze dziecko przypłaci to życiem – mówi sprzedawczyni ze sklepu spożywczego.
W sklepie zielarskim mniej się o tym mówi: - Może dlatego, że jestem mężczyzną, to ludzie mniej się otwierają – mówi sprzedawca i właściciel sklepu. Sam mam niepełnosprawne dziecko, które miało powikłania po szczepieniach więc w żaden sposób nie potępiam tych rodziców, którzy zabrali dziecko.
Pani z kwiaciarni była wśród zatrzymanych w sobotę przez policję. – To było koło godziny 14, trwała wtedy obława – mówi. – Jechałam ulicą 1 maja, która łączy się z wylotówką na Koszalin. Policjanci stali na samym środku, podchodzili do samochodów i sprawdzali kto jedzie autem i czy w środku nie ma dziecka – relacjonuje kobieta.
W Białogardzie nikt pary nie kojarzy. – Podobno byli z Połczyna-Zdroju, ale wie pani, tyle w tym może być prawdy, co i wymysłów – mówi mi kilku mieszkańców. W samym Połczynie są tacy, którzy nic o sprawie nie wiedzą, nie kojarzą rodziców, choć rzeczywiście to tu mieszka małżeństwo.
Ci, którzy o tym wiedzą są podzieleni w opiniach na temat sprawy. – Osoby, które dobrze znają parę, stoją murem za nimi, a ci którzy czerpią wiadomości o tym co się stało w szpitalu z mediów, potrafią powiedzieć, że skoro matka dziecka była taka przeciwna szpitalowi, to czemu nie poszła rodzić do lasu – opowiada mieszkanka Połczyna, która zna ojca dziecka od kilkunastu lat. – Dziś w pracy rozgorzała wręcz awantura, która podzieliła zespół na tych, którzy kibicują parze i na tych, którzy uważają, że skoro sami szczepili się i nic im z tego powodu nie było, to nadal trzeba szczepić dzieci. A rodzice dziecka nie byli całkowicie przeciwni szczepionce, tylko nie chcieli zaszczepić córki w pierwszej dobie – kończy kobieta.
O ojcu dziecka, którego zna od kilkunastu lat wypowiada się w samych superlatywach. – Inteligentny, wykształcony, odkąd pamiętam, pomagał swoim rodzicom, którzy prowadzili własny biznes, zaangażowany w organizowanie imprez sportowo-rekreacyjnych, sam zresztą jest aktywny fizycznie i zdrowo odżywia się – wylicza. – Ze swoją partnerką tworzą zgodną, kochającą parę, planowali to dziecko, czekali na nie, a to jak zostali potraktowani w szpitalu jest straszne. Gdybym była na ich miejscu, pozbawiona swoich praw decydowania o własnym dziecku, też bym je zabrała ze szpitala i wyszła. Podobnie zaczyna myśleć coraz więcej osób w Połczynie. Dostałam dziś sms od koleżanki: "Rozmawiam z mamą i ona uważa tak ja my - zabrałaby dziecko i bez wahania uciekła" - opowiada kobieta.
Podobnego zdania jest lekarz prowadzący ciążę kobiety, ginekolog Bogumił Banaszak, zatrudniony na kontrakcie w Białogardzkim szpitalu. – Podejrzewam, że to był bardzo spontaniczny krok, że byli w tak wielkim szoku, że zostały im częściowo odebrane prawa rodzicielskie i w związku z tym postąpili w taki dramatyczny i pochopny sposób, bo wiadomo, że tego typu krok wykracza poza standardowe dopuszczalne formy prawne. Przyznaję, że zupełnie się tego nie spodziewałem, bo gdy kobieta i jej mąż, który prawie zawsze towarzyszył jej w czasie wizyt i nawet zadawał więcej pytań niż kobieta, byli moimi pacjentami sprawiali wrażenie niezwykle zaangażowanych i wzorowych wręcz pacjentów, którzy stosowali się do wszystkich zaleceń – kończy lekarz.
Dziś białogardzka prokuratura wydała postanowienie o wszczęciu śledztwa w sprawie narażenia noworodka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez odmowę wyrażenia zgody na przeprowadzenie niezbędnych zabiegów medycznych po jego urodzeniu.
Śledztwo zostanie wszczęte z artykułu 160 par. 2 Kodeksu Karnego, który przewiduje od 3 miesięcy do 5 lat.