Co czeka nas w 2025 roku? Radykalny zwrot w polityce

Choć Donald Trump obejmie ponownie urząd dopiero w styczniu, to jego listopadowe zwycięstwo było wydarzeniem najlepiej definiującym i podsumowującym rok 2024 rok w polityce światowej. Był to bowiem rok, w którym polityczny populizm, który – jak mogło wydawać się na początku dekady – znajdujący się w tendencji spadkowej, wrócił z hukiem na arenę światowej polityki. Pogłoski o jego końcu były zdecydowanie przedwczesne - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

Co czeka nas w 2025 roku? Radykalny zwrot w polityce
Co czeka nas w 2025 roku? Radykalny zwrot w polityce
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Manuel Balce Ceneta
Jakub Majmurek

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Nie tylko USA, inne państwa też

Nie tylko Donald Trump jest dowodem na to, że 2024 rok minął nam pod hasłem populizmu. Populiści odnosili bowiem sukcesy nie tylko w USA. Mniej lub bardziej prawicowo-populistyczne partie wygrały wybory europejskie w Austrii, Czechach, Francji, w Węgrzech i we Włoszech.

Na trzecią siłę w europarlamencie wyrosła radykalnie prawicowa – gromadząca między innymi francuskie Zjednoczenie Narodowe, włoską Ligę, węgierski Fidesz i inne eurosceptyczne partie – frakcja Patrioci za Europą. Czwartą stali się tylko nieznacznie bardziej umiarkowani – choć w przeciwieństwie do Patriotów, pro-atlantyccy i raczej nieufni wobec Rosji Putina - Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. Frakcja, gdzie dominują PiS i Bracia Włosi Giorgii Meloni.

Prawicowo-populistyczna Austriacka Partia Wolności (ÖVP) wygrała wybory w Austrii, choć nie zdobyła samodzielnej większości, a żadna z innych partii nie zdecydowała się utworzyć z nią rządów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W Turyngii, jednym z krajów związkowych we wschodnich Niemczech, wybory do landtagu wygrała Alternatywa dla Niemiec, choć lider AfD w tym landzie, Björn Höcke, jest przedstawicielem najbardziej radykalnego skrzydła partii. By powstrzymać AfD przed objęciem władzy w regionie, konieczna była wielka, egzotyczna koalicja chadeków, socjaldemokratów i prorosyjskiego Ruchu Sahry Wagenknecht - partii łączącej gospodarczy lewicowy populizm, społeczny konserwatyzm, niechęć do migracji i nostalgię za bliskimi relacjami z Rosją.

W Holandii, po prawie dziewięciu miesiącach negocjacji powstał rząd kierowany przez bezpartyjnego polityka, kiedyś związanego z socjaldemokracją, Dicka Schoofa, opierający się w parlamencie głównie o radykalnie prawicową Partię Wolności.

W wielu państwach główny nurt polityki przejmuje język i polityki populistów – zwłaszcza w kwestii migracji. Tą ścieżką podążają nie tylko centroprawicowe siły – rząd koalicji 15.10. w zasadzie kontynuuje politykę rządu Morawieckiego wobec sytuacji na granicy wschodniej, choć bez sięgania po demonizujący i odczłowieczający migrantów język – ale też te wywodzące się z lewicy. Jedną z najbardziej restrykcyjnych polityk migracyjnych w Europie prowadzi dziś premierka Danii, socjaldemokratka Mette Frederiksen.

Robert Fico, lider słowackiego SMER-u, wracając pod koniec 2023 roku do władzy po pięciu latach przerwy, przesunął swoją niegdyś mieszczącą się w głównym nurcie europejskiej socjaldemokracji partię na coraz bliższe prawicowemu populizmowi, prorosyjskie pozycje.

W Rumunii do drugiej tury wyborów prezydenckich niespodziewanie dostał się prorosyjski, skrajnie prawicowy kandydat Călin Georgescu. Sąd Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów, powołując się na manipulacje dokonywane na korzyść Georgescu przez zewnętrznych aktorów w mediach społecznościowych. Interwencja sądu może uchronić Rumunię przed prezydenturą prorosyjskiego radykała, ale grozi dalszą destabilizacją tamtejszej sceny politycznej i pogłębieniem kryzysu zaufania do demokratycznych instytucji.

Argentyna z kolei stała się przedmiotem radykalnie libertariańskiego eksperymentu Javiera Millei. Kampania dokonywanych niemalże dosłownie piłą łańcuchową cięć i deregulacji poprawiła szereg wskaźników makroekonomicznych, przynosząc jednocześnie dramatyczne koszty społeczne. Dane za pierwsze półrocze 2024 roku pokazują, że 53 proc. Argentyńczyków żyło poniżej poziomu ubóstwa – co stanowi rekord na przestrzeni dwóch dekad i wzrost o ponad 11 punktów procentowych w porównaniu do drugiego półrocza 2023 roku. 18 proc. żyło w ubóstwie skrajnym.     

Czas fragmentaryzacji

Rosnący w ubiegłym roku w siłę populizm na swojej drodze napotykał polityczne centrum jeszcze bardziej chwiejne i sfragmentyzowane niż było w czasach, gdy z urzędu odchodził Barack Obama, a hegemonką europejskiej polityki wydawała się Angela Merkel.

W 2016 roku Hilary Clinton była w stanie, w przeciwieństwie do Kamali Harris osiem lat później, pokonać Trumpa w głosowaniu powszechnym. Obama mógł opuszczać urząd pewny swojego miejsca w historii, nie tylko jako pierwszy czarnoskóry prezydent. Na dziedzictwie Bidena kładzie się cieniem fatalna decyzja, by ponownie kandydować w wyborach w 2024 roku mimo wieku, stanu zdrowia i życzeń elektoratu demokratów, którzy chcieli móc poprzeć młodszego kandydata.

Trump nie był w stanie zaproponować alternatywy dla reformy systemu ubezpieczeń zdrowotnych z czasów Obamy – największego osiągnięcia społecznego tamtej prezydentury – i musiał zostawić popularny program w spokoju. Nie wiadomo co po 2025 roku czeka kluczowe polityki Bidena – przemysłową, klimatyczną, pomocy Ukrainie. Czy rządy Trumpa nie dokonują w tych obszarach zupełnego przestawienia wajchy.

Harris zebrała o ponad 6,2 miliona głosów mniej niż Biden. Koalicja zapewniająca zwycięstwo kandydatowi demokratów w 2020 roku rozproszyła się i podzieliła wokół takich kwestii jak wsparcie administracji dla działań Izraela w Gazie czy stosunek do najbardziej progresywnych postulatów obyczajowych. Część wyborców zniechęciła drożyzna. Nastawiona na długoterminowe efekty polityka przemysłowa Bidena przegrała z obietnicami "muskularnego kapitalizmu", chronionego przez protekcjonistyczny mur ceł, przyciągającymi do Trumpa mężczyzn z klas pracujących, także tych z mniejszości rasowych, wcześniej skłaniających się raczej ku demokratom.

Rozproszyła i podzieliła się też prezydencka większość zbudowana kiedyś wokół projektu radykalnie modernizacyjnego centrum przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Zdołał sobie zapewnić reelekcję w 2022 roku, ale już wybory parlamentarne w tamtym roku przyniosły prezydenckiej partii zaledwie względną większość w Zgromadzeniu Narodowym.

Gambit Macrona z rozwiązaniem ZN po wygranych przez partię Le Pen wyborach europejskich przyniósł nowy parlament, gdzie frakcja prezydencka nie ma nawet względnej większości. Zgromadzenie podzielone jest na trzy bloki – lewicowy, prezydencki i prawicowy – z których żaden nie ma samodzielnej większości. Skrzydła zdominowane są przy tym przez radykalne siły – lewe przez Francję Nieugiętą, prawe przez partię Marine Le Pen. Co w połączeniu z tradycją polityczną V Republiki, nieznającej w zasadzie rządów koalicyjnych, których program jest kompromisem stanowisk kilku partii, prowadzi do paraliżu Zgromadzenia Narodowego. Od wyborów w lipcu mamy już drugiego premiera, a jego rząd może nie przetrwać do wiosny.

W Kanadzie poparcie Justina Trudeau – kiedyś uważanego za wielką nadzieję progresywnej, liberalnej polityki – przeżywa gwałtowne załamanie, a badania opinii publicznej pokazują, że obywatele życzą sobie nowych wyborów. Wcześniejsze wybory w Niemczech wymusiło załamanie się centrolewicowej koalicji liberałów, socjaldemokratów i Zielonych. Średnia sondażowa wyliczana przez portal Politico daje dziś prorosyjskim, populistycznym partiom – Ruchowi Wagenknecht i AfD – w sumie jedną czwartą poparcia.

Niecierpliwe elektoraty

Wbrew prawicowo-populistycznemu trendowi w lipcu Partia Pracy zapewniła sobie w wyborach do Izby Gmin większość, jaką nie cieszyła się tam nigdy poza czterema latami po pierwszym zwycięstwie Tony’ego Blaira (1997-2001). Były to jednak najbardziej nieproporcjonalne wybory w brytyjskiej historii najnowszej – rządzącej partii znacząco pomógł system jednomandatowych okręgów wyborczych. Procentowy rozkład poparcia pokazuje obserwowaną też w innych demokracjach fragmentację sceny politycznej, z rosnącą rolą populistycznej prawicy skupionej wokół partii Reform Nigela Farage’a.

Partia Pracy w następnych wyborach będzie musiała w części okręgów bronić się przed atakiem z prawicowo-populistycznej strony, w innych sprzed lewej, gdzie kłopotem mogą być Zieloni. Trudno powiedzieć, czy w następnych wyborach uda się utrzymać obecną gigantyczną większość.

Tym bardziej że rząd Starmera bardzo szybko się politycznie zużywa, już dziś zaledwie po pół roku jego średnie notowania Partii Pracy zrównały się z konserwatystami, a Reform ma tylko trzy punkty procentowe mniej. Co wynika nie tylko z "win" rządu Starmera, ale także z tego, że współcześnie elektoraty stają się coraz bardziej niecierpliwe wobec swoich przedstawicieli, coraz mniej chętne, by lojalnie trwać przy danej partii.

W Polsce po roku rządów KO zwiększyła co prawda swoje notowania, ale widzimy zarówno w sondażach, jak i w szczegółowych badaniach, że coraz większy problem z identyfikacją z rządem mają wyborcy lewicy i Trzeciej Drogi.

Co się dzieje?

Jaka jest geneza wszystkich tych procesów? Czemu Amerykanie chcą po raz drugi dać szansę Trumpowi, dlaczego fatalne wskaźniki społeczne nie wydają się szczególnie szkodzić Milei, skąd sukcesy Alternatywy dla Niemiec czy Farage’a?

Trudno wskazać jeden, dominujący czynnik. W eksperckich i publicystycznych dyskusjach krąży cały szereg hipotez.

Jedne mówią, że liberalne centrum zapomniało o grupach, które przegrywają w zglobalizowanej, opartej na wiedzy gospodarce. Inne, że za bardzo odsunęło się od ich wartości. Być może oba procesy nałożyły się na siebie. Istotnym czynnikiem wzrostu znaczenia populizmów jest migracja i nagromadzenie się błędów, jakie popełniono, głównie, jeśli chodzi o integrację migrantów, w ostatnich dekadach. A także niesprawiedliwie społecznie rozłożone koszty zielonej trasnformacji.

Na pewno istotną rolę w dynamice politycznej ostatniego roku odgrywało to, co działo się w ostatnich kilku latach: pandemia, lockdowny, wojna, związana z tymi zjawiskami inflacja. Na całym świecie wyborcy, nawet jeśli nie wybierają populistów, to karzą aktualnie rządzących za kryzys kosztów życia, za zmęczenie wojną.

Jednak sama drożyzna nie tłumaczy tego, dlaczego alternatywą dla Bidena okazał się właśnie Trump, czemu nie przeszkodził mu atak jego zwolenników na Kapitol, wszystkie sądowe sprawy i bardziej radykalny program niż w 2016 roku.

Swoją rolę odgrywa tu na pewno nowy kształt sfery publicznej, zdominowany przez media społecznościowe, tworzące ekosystem szczególnie przyjazny sprzyjającej populistom dezinformacji. Być może dopiero teraz zaczynamy dostrzegać, jak głębokie procesy radykalizujące zachodnie społeczeństwa uruchomiła pandemia.

Zderzenie sanitarnych obostrzeń i ograniczeń okazało się czymś ponad siły współczesnych społeczeństw, wyzwalając falę nieufności i gniewu do elit - od naukowych do politycznych.

Nie bez znaczenia dla reakcji populistycznej jest też z pewnością to, że zmienia się układ sił na świecie. Słabnie relatywna siła Zachodu, rośnie znaczenie takich ośrodków jak Chiny i Indie. Poczucie przewagi nad resztą świata, do niedawna oczywiste dla mieszkańców Zachodu i związane z tym materialne korzyści, przestają być oczywiste, co destabilizuje lokalne sceny polityczne.

Będzie jeszcze "ciekawiej"

Jakie przyczyny nie kształtowałyby politycznej dynamiki 2024 roku, nic nie wskazuje, by 2025 był spokojniejszy. Prezydentura Trumpa wyzwoli globalną koniunkturę dla radykalnej prawicy, na co bardzo liczą tacy aktorzy jak PiS czy Orbán. PiS ma głównie nadzieję na powrót do władzy na uruchomionej przez Trumpa globalnej, populistycznej fali. Orbán może próbować używać swojej relacji z Trumpem do lewarowania swojej pozycji w Unii Europejskiej i prowadzenia jeszcze bardziej rozsadzającej wspólnotę polityki – udzielenie azylu Romanowskiemu może być zapowiedzią znacznie poważniejszych wyskoków.

Jeśli Trump umożliwi – choćby przez zaniechanie - Putinowi odniesienie sukcesu w Ukrainie, to nasz region stanie się znacznie mniej bezpieczny, co też będzie sprzyjało politycznym niepokojom wewnątrz tworzących go demokracji. Podobnie jak coraz wyraźniejsze kłopoty najsilniejszej gospodarki Unii - niemieckiej.

Wstrząsy związane z korzystnym dla Rosji zakończeniem wojny czy kryzysem w Niemczech będą silnie odczuwane w Polsce. I tak już mamy cały szereg problemów związanych z przybierającą niebezpieczny poziom polaryzacją i opozycją kwestionującą legalność działań obecnej władzy.

Także w Polsce populiści mogą jeszcze wrócić – jeśli kandydat koalicji 15 października nie wygra przyszłych wyborów prezydenckich, to nawet szybciej niż się spodziewamy.

Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
populizmpopuliściusa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (543)