Chrześcijańskie wartości jakby niepełne. Orędzie kandydata, a nie prezydenta [OPINIA]
Karol Nawrocki wygłosił pierwsze orędzie. Jeśli widać jakiś problem z jego słowami, to głównie taki, że wciąż były to słowa kandydata na prezydenta - osoby, która ma prowadzić walkę o zwycięstwo, a nie przesłanie kogoś, kto ma być symboliczną głową państwa. Państwa wszystkich obywateli - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
To nie było złe przemówienie. Retorycznie nowy prezydent wyrabia się coraz bardziej, politycznie wiedział, co chce przekazać, a i sygnały, jakie skierował do koalicji, opozycji, ale i do wyborców były absolutnie jednoznaczne.
Można nawet powiedzieć, a nic nie wskazuje na to, że coś miałoby się zmienić, że po tym przemówieniu wiemy już (oczywiście w ogromnym zarysie), jaka będzie ta prezydentura, a przynajmniej pierwsza jej część, ta przed wyborami parlamentarnymi.
Karol Nawrocki jasno wskazał, że będzie głosem wyborców prawicy (nie tylko PiS, ale i Konfederacji), że nie będzie odstawiał nogi w sporze z rządem, i że jego celem jest doprowadzenie do zmiany władzy w Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Było bardzo gorąco". Kulisy zaprzysiężenia Karola Nawrockiego
PiS ma oczywiście w tej sprawie powody do radości, ale z tego wystąpienia wynika też zupełnie jasno, że niechęć do obecnej koalicji (a może konkretniej - do obecnego premiera) wcale nie jest głównym elementem składowym tożsamości nowego prezydenta. Trzeba tego szukać w dość organicznym, a widocznym nie tylko w odwołaniu do Romana Dmowskiego, ale także w języku, którego używał nowy prezydent, polskim ruchu narodowym. Nacjonalizm w polskim wydaniu jest tym, co kształtuje politykę Nawrockiego.
Prezydent narodowy
Może najlepiej widać to we wspomnianym już odwołaniu do Dmowskiego.
- Trudno nie zgodzić się z Romanem Dmowskim, który mówił, że jesteśmy Polakami i mamy obowiązki polskie - mówił nowy prezydent.
I choć zaraz potem nastąpiło odwołanie do Józefa Piłsudskiego i jego opinii, że "niepodległość nie jest nam dana raz zawsze" (a ta poprzedzona była odwołaniem do Lecha Kaczyńskiego, który podkreślał, że "warto być Polakiem"), to właśnie język Dmowskiego był najsilniej obecny w przemówieniu Karola Nawrockiego.
- 1 czerwca jeszcze raz wszyscy przekonaliśmy się, że prezydent Rzeczypospolitej Polskiej musi być tylko i aż po prostu głosem obywateli i obywatelek Rzeczypospolitej. Nikim więcej. Ja, jako prezydent Polski, będę głosem narodu polskiego i takie mam przed sobą zadanie - mówił nowy prezydent.
Pierwsza część tego cytatu jest dość oczywista, bo odwołuje się do pojęcia obywatelstwa i politycznej przynależności do społeczeństwa i państwa, ale już druga odsyła nas do Dmowskiego właśnie.
Dlaczego? Bo gdy prezydent mówi, że będzie głosem "narodu polskiego", to wcale nie jest jasne, co ma na myśli. Naród bowiem, co warto nieustannie przypominać, to kategoria odmienna od "obywatelstwa", a my w Polsce mamy także wśród obywateli i obywatelek, także Niemców, Ukraińców, Białorusinów. I właśnie z tej perspektywy warto zadać pytanie, czy ich głosem - jako obywateli RP - także będzie prezydent?
To wbrew pozorom bardzo poważne pytanie, bo - w zalewie słów o Polsce, polskości, jej obronie i pilnowaniu (wszystko to są ważne rzeczy i nie należy ich lekceważyć) - zabrakło przypomnienia, że Polska jest Ojczyzną także osób, które mają inne korzenie etniczne, a w ostatnich latach stała się domem (dla wielu na stałe) także dla uciekinierów z ogarniętej wojną Ukrainy, z Białorusi, skąd uciekają prześladowani, czy innych krajów na przykład Azji Środkowej lub Afryki Północnej.
Ten proces będzie się nasilał, a prezydent ma być nie tylko strażnikiem polskości, ale także bezpieczeństwa dla przybyszów. I tego, by Polska była domem dla wszystkich obywateli. Obrona polskości nie musi być z tym sprzeczna, ale pominięcie (poza wzmianką o sprzeciwie wobec nielegalnej migracji) kwestii uchodźców, migrantów czy wreszcie mniejszości narodowych w Polsce nie brzmi dobrze. Andrzej Duda potrafił się do tych grup odwoływać, Nawrocki o nich milczy.
Chrześcijaństwo dość wybiórcze
Ten brak wybrzmiał tym mocniej, że Nawrocki swoje wystąpienie rozpoczął od odwołania do chrześcijaństwa.
- Wolny wybór wolnego narodu postawił mnie dziś przed państwem, wbrew wyborczej propagandzie, kłamstwom, teatrowi politycznemu i wbrew pogardzie, z którą się spotykałem w drodze do urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. I jako chrześcijanin ze spokojem serca i z głębi serca wybaczam całą tę pogardę i to, co działo się w czasie wyborów - powiedział nowy prezydent.
A zaraz potem dodał, że Polska musi być budowana na tych wartościach, w których "miłość i miłosierdzie wobec drugiego człowieka są jednym z podstawowych elementów". I tu od razu pojawia się pytanie, czy miłość i miłosierdzie odnosi się także do migrantów i uchodźców, czy też oni z tej przestrzeni są wyłączeni?
Ale istotniejsze od tej uwagi jest inna. Otóż Nawrocki dość wybiórczo potraktował chrześcijańskie nauczanie o wybaczeniu. To dobrze, że zapewnił o własnym wybaczeniu, ale niedobrze, że zapomniał, że deklaracja o wybaczeniu win innych wobec nas zawsze w chrześcijaństwie łączy się z prośbą o wybaczenie naszych win wobec innych. Polscy biskupi w liście do biskupów niemieckich pisali wprost, że przebaczają i proszą o przebaczenie. Czy zatem Nawrocki nie ma sobie nic do zarzucenia? Czy jego zdaniem jego kampania była absolutnie bez zarzutu i czysta, i nie ma po niej za co przepraszać? Jeśli tak, to oglądaliśmy inne kampanie wyborcze.
Ale zostawiając już samą ocenę kampanii prezydenckiej, warto też zwrócić uwagę na fakt, że jeśli tylko z chrześcijańskiego serca przebacza się innym, ale nie wspomina o żadnych własnych winach i nie prosi o przebaczenie za nie, to w pewnym sensie używa się chrześcijańskiego przebaczenia jako narzędzia politycznego na innych. Wielkie orędzie przebaczenia staje się pałką na innych. Mam nadzieję, że nie o to chodziło prezydentowi, ale jego słowa, pominięcie drugiego istotnego elementu prawdy o przebaczeniu, rodzi takie pytania.
Istotny przekaz do rządu
Warto też zwrócić uwagę na te elementy przesłania prezydenta, które skierowane są do rządu Donalda Tuska. Nawrocki - i tego nie można mu odmówić - trafnie wskazał powód, z którego wygrał te wybory.
- Te wybory 1 czerwca wysłały także silny głos suwerena do całej klasy politycznej, wybierając mnie na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. To głos, że dalej tak rządzić nie można i że Polska tak dzisiaj wyglądać nie powinna. Drodzy Państwo, to głos Polek i Polaków, że chcą, aby politycy spełniali obietnice składane w czasie kampanii wyborczej - mówił prezydent Nawrocki.
I w tej sprawie miał całkowitą rację. Rafał Trzaskowski przegrał wybory, bo rząd, który za nim stał, nie realizował w wystarczającym stopniu własnych obietnic. Ze 100 obietnic nie zrealizowano w całości nawet jednej trzeciej, a połowy nawet nie zaczęto wprowadzać w życie.
Tusk, który wprost mówi, że innych obietnic - choćby w odniesieniu do osób z niepełnosprawnością - też nie będzie realizował, bo brak na to kasy, w istocie wystawia się na strzał prezydentowi. A ten - co już widać - nie będzie odstawiał nogi i będzie robił wszystko, by z jednej strony wskazywać na bezideowość i niezdolność do działania rządu, a z drugiej, by pokazywać, że w sprawach kluczowych dla ludzi (ale i dla wiarygodności mniejszościowych członków koalicji rządowej) może współpracować, nawet inicjować projekty istotne. Tak czytać można sygnał wysłany do lewicy w sprawie mieszkań.
Prezydent Nawrocki trafnie odczytał też pragnienie wielkich projektów infrastrukturalnych. Jeśli rząd chce odpowiedzieć na wyzwanie, jakim jest dla niego nowy prezydent, to zamiast skupiać się wyłącznie na rozliczeniach i sądownictwie (którego Polacy i tak nie lubią, w żadnym wydaniu), powinien zacząć szukać własnych symbolicznych działań, które zaspokajać będą tę istotną potrzebę polityczną Polaków. Ona jest wspólna różnym stronom sceny politycznej i jeśli chce się rzeczywiście przedstawić polityczną, sensowną odpowiedź na nową prezydenturę, to jest nią właśnie projekt własnych zmian i własnych budów. Bez tego jest się skazanym na porażkę, a konkretniej na zwycięstwo prawicy w wyborach parlamentarnych.
Orędzie kandydata
I dla tej oceny nie ma znaczenia, że gdy słuchało się orędzia Nawrockiego, to momentami można było odnieść wrażenie, że jest to wciąż jeszcze element kampanii prezydenckiej, a nie realne przesłanie nowego prezydenta. Nawrocki składał obietnice, których spełnić - z powodu usytuowania urzędu prezydenckiego w polskim prawie - spełnić nie może, określał wizje, których realizacja jest dla niego nieosiągalna, i snuł plany, które nie leżą w jego kompetencjach. Takie rzeczy może opowiadać kandydat na urząd, ale nie powinien ich mówić prezydent. No, chyba że jego celem jest nie tyle sama prezydentura, ile przygotowanie drogi do zwycięstwa jego obozu.
Jeśli tak jest, to ta prezydentura będzie się z każdym tygodniem radykalizować, a nas czeka czas jeszcze trudniejszy, niż to, co już przeżyliśmy. Jest to tym bardziej oczywiste, że premier Tusk już szykuje się do walki i wyraźnie nie zamierza choćby udawać kohabitacji. Będzie zatem tak samo, jak dotąd, tylko jeszcze bardziej. Jeszcze ostrzej, jeszcze mniej subtelnie, jeszcze mniej estetycznie. I wiele wskazuje na to, że wcale nie bardziej skutecznie.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".