Chora lista leków. Inspekcja farmaceutyczna naraża zdrowie Polaków [OPINIA]
Główny Inspektorat Farmaceutyczny poinformował lekarzy, że nie powinni przepisywać tych leków, które są dostępne w aptekach. Mają zaś przepisywać te medykamenty, których brakuje. Tak, to nie pomyłka - urzędnicy naprawdę to zrobili.
Cała sprawa mogłaby się zakończyć tragicznie dla wielu pacjentów. Na szczęście jednak lekarze i farmaceuci doskonale wiedzą, że inspekcja farmaceutyczna przesłała bzdury.
Ale od początku: środowiska lekarskie i farmaceutyczne od dawna apelowały do Ministerstwa Zdrowia i Głównego Inspektora Farmaceutycznego, by urzędnicy przygotowywali listę leków, których w Polsce brakuje. Powód? Dysponując nią, lekarz - o ile tylko jest taka możliwość - przepisuje pacjentowi inny produkt niżeli ten niedostępny.
Codziennością stały się bowiem sytuacje, w których lekarz przepisuje choremu lek, chory idzie do apteki, a leku nie ma. Pacjentowi pozostaje powrót do lekarza. Rekordziści robią po cztery okrążenia.
Inspektorat farmaceutyczny wsłuchał się w ten apel. Niestety, efekt okazał się daleki od zamierzonego.
Błąd za błędem
Eksperci z GdziePoLek.pl przyjrzeli się liście, którą Główny Inspektorat Farmaceutyczny wysłał do samorządu lekarskiego (powstała też wersja dla samorządu aptekarskiego).
Twórcy tej analizy spostrzegli, że większość produktów jest wymieniona tylko z nazwy handlowej, podczas gdy problemy z dostępnością mogą dotyczyć wyłącznie jednego z wielu opakowań danej marki.
"Lekarzom sugeruje się ograniczenie wystawiania recept na leki z listy, chociaż zawiera ona również pozycje dostępne na stanie większości aptek lub przepisywanie zamienników, które są obecnie znacznie mniej dostępne niż produkt, przed którym lista ostrzega" - wskazano w opracowaniu GdziePoLek.pl.
W liczbach wygląda to tak, że spośród 70 pozycji w urzędniczym wykazie, aż 45 wzbudziło wątpliwości - w większości produkty te są dostępne w aptekach.
Jednocześnie na urzędniczą listę nie trafiło co najmniej kilkanaście popularnych leków, których faktycznie w aptekach brakuje.
Ochrona przed listą
Co to oznacza w praktyce? Otóż tyle, że lista nie pomaga, tylko szkodzi.
Jeśli lekarze mieliby się do urzędniczych wskazówek zastosować, zaczęliby zmieniać niektórym pacjentom terapie, mimo że nie ma takiej potrzeby.
Z kolei w innych przypadkach w lekarskim gabinecie nadal przepisywane byłyby leki, których w aptekach nie ma.
Szczególnie groźny byłby ten pierwszy scenariusz. Zmiana sposobu leczenia w niektórych sytuacjach odbija się bowiem negatywnie na zdrowiu chorego - niekiedy nowo przepisany lek jest mniej skuteczny, czasem pacjent na niego źle reaguje.
W wyjątkowych sytuacjach stosowanie się do urzędniczej listy mogłoby stanowić zagrożenie dla życia pacjentów.
Ale - tak, jak już wskazałem - na szczęście od razu po przekazaniu listy samorządom zawodów medycznych, przedstawiciele lekarzy i farmaceutów dostrzegli, że jest ona nierzetelna.
W efekcie ryzyko, że ktoś będzie ją podczas swojej pracy traktował jako wyznacznik, jest niewielkie.
Z czego cieszą się zresztą także producenci. Kilku z nich zaczęło już bowiem informować dziennikarzy oraz lekarzy i farmaceutów, że pomimo umieszczenia ich leków na liście, są one bez trudu dostępne.
Jeszcze tego by brakowało, że pozwałby Polskę któryś z producentów, wskazując, że urzędnicy wskutek błędu ograniczyli jego zyski… I, co gorsza, miałby rację.
Bez fuszerki
Polska od kilku miesięcy zmaga się z istotnymi brakami leków. Kilka tygodni temu poinformowaliśmy w Wirtualnej Polsce o tym, że brakuje nawet morfiny w formie tabletkowej, którą zażywa ok. 100 tys. Polaków zmagających się z silnymi bólami, głównie nowotworowymi.
Brakuje też leków dla cukrzyków oraz coraz większej liczby antybiotyków.
Kłopoty są ogólnoeuropejskie – wynikają w istotnej mierze z uzależnienia od rynku azjatyckich substancji czynnych stosowanych w lekach. Wskutek restrykcyjnej polityki covidowej w Chinach, chińscy dostawcy przekazują europejskim państwom mniej produktu.
Sama koncepcja przekazywania lekarzom listy brakujących leków jest więc słuszna. Urzędnicy muszą jednak pamiętać, że w tematyce ochrony zdrowia nie ma miejsca na fuszerki.
I źle wykonana robota może zabić. Dosłownie.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski