Budowanie drużyny wodza. Program nie ma tu znaczenia [OPINIA]

Roman Giertych na listach Koalicji Obywatelskiej to symboliczne podsumowanie stanu polskiej polityki na kilka tygodni przed wyborami. Tu nie chodzi o programy, o możliwość zbudowania rządu po wyborach, ale o to, by "przejechać prętem po klatce z małpami". I nikt już tego nie ukrywa - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.

Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk podczas niedzielnego wiecu w Sopocie
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk podczas niedzielnego wiecu w Sopocie
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Piotr Matusewicz
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Czasem zastanawiam się, co musiałby jeszcze zrobić Donald Tusk, żeby wywołać sprzeciw swojego najtwardszego elektoratu? Michał Kołodziejczak, z którego darto łacha i oskarżano o wszelkie możliwe odstępstwa od liberalnej normy, już jest na listach KO. Teraz dołączył do nich Roman Giertych, który - choć niewątpliwie PiS-u nie znosi - w kwestiach światopoglądowych (a to na nich skupiał się do pewnego momentu w kampanii wyborczej Donald Tusk) pozostaje ustatkowanym już, niechętnym wielkim emocjom, ale klasycznym konserwatystą.

Ani w kwestii aborcji, ani w kwestii in vitro, ani w kwestii równości małżeńskiej z pewnością nie zmienił i nie zmieni zdania.

Co z tego wynika? W największym skrócie tyle, że Tusk dał jasno do zrozumienia, że obietnice wyborcze dotyczące aborcji, in vitro czy wprowadzenia do systemu prawnego związków osób tej samej płci on sam taktował i traktuje czysto instrumentalnie, że nie zamierza ich realizować (bo przecież nie zrealizuje ich raczej z Romanem Giertychem). A zarówno szczątki programu, jak i kolejne zapowiedzi zmian mają służyć jedynie wygranej w wyborach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czy to zaskakujące? Bynajmniej. Polska scena polityczna od dawna ustawiona jest nie według wektorów pozytywnych, ale czysto negatywnie. Obecna rywalizacja nie jest sporem między Platformą a PiS-em, ale między anty-PiS-em a anty-PO, a jeszcze konkretniej - między Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem, którzy od lat odgrywają ten sam spektakl.

Jeden broni nas przed Niemcami, zniewoleniem, podnosi z kolan i odrzuca zdradziecką działalność drugiego. Ten drugi zaś chroni nas przed dyktaturą, zniewoleniem, polexitem i średniowieczem, a przede wszystkim przed tym pierwszym.

I im dłużej to trwa, tym mniej jest w tym ideowego sporu, a tym więcej chęci mocniejszego dokopania, zaorania tego drugiego.

"Pognębić, ośmieszyć, zdyskredytować Kaczyńskiego"

Informując o starcie Romana Giertycha z list KO, Donald Tusk nawet tego nie ukrywał, jasno wskazując, że chodzi mu wyłącznie o to, by zrobić na złość Jarosławowi. Zapowiedzi wyborcze, programy, możliwość ich realizacji nie mają najmniejszego znaczenia. Chodzi jedynie o to, by pognębić, ośmieszyć, zdyskredytować Kaczyńskiego (lub Tuska, bo druga strona, o czym zapewne innym razem, nie jest w niczym inna).

Trudno nie dostrzec, że najtwardszy, ten widoczny w mediach społecznościowych elektorat to kupuje. I kupiłby również, gdyby nagle (co mało prawdopodobne) do list wyborczych (co żartobliwie zaproponował prof. Antoni Dudek) dołączył jako "syn marnotrawny" Janusz Palikot, a może nawet - by zachwycić elektorat antyklerykalny - Zbigniew Stonoga.

Oczywiście symetrystyczny "komentariat", dziennikarze, którzy nie dostrzegają "dziejowego momentu", ponarzekaliby, ale atmosfera na przedwyborczych trybunach - przynajmniej "na żylecie", gdzie piszą i publikują najtwardsi, najbardziej wierni - jest taka, że i to przeszło by bez mrugnięcia okiem.

"Genialny ruch Tuska" - oznajmiliby najwierniejsi z wiernych. "Otwarcie na nowy elektorat" - uzupełniliby ci, którzy jeszcze niedawno ostro odrzucali możliwość sojuszu z jakimś nowym środowiskiem. "PiS jest wściekły" - dodaliby jeszcze inni. Jednym słowem zabrzmiałaby odśpiewana zgodnym chórem piosnka "Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu, niech żyje nam".

Być albo nie być w polityce dla Giertycha

Zostawmy jednak na razie na boku emocje "politycznej żylety". O wiele ciekawsze jest to, co w ten sposób chce osiągnąć, a co osiągnąć może Donald Tusk. Jak się to ma do jego zapowiedzi usunięcia z list wszystkich, którzy nie podzielają liberalnego paradygmatu politycznego? I co oznacza dla sytuacji powyborczej? Uczciwie rzecz ujmując, wejście do parlamentu Romana Giertycha nic w układzie sił w Koalicji Obywatelskiej nie zmieni.

Donald Tusk wyciął już albo spacyfikował środowiska realnie konserwatywne, które w PO jeszcze całkiem niedawno działały. Pożegnanie Bogusława Sonika i Joanny Fabisiak to najlepszy dowód. Giertych zaś, nawet jeśli będzie w Sejmie, nie będzie miał żadnej politycznej siły. Będzie prętem, którym będzie się jeździć po klatce PiS-u, a nie konserwatywnym głosem Koalicji Obywatelskiej, bo jego być albo nie być w polityce, zależeć będzie wyłącznie od Donalda Tuska.

Nie inaczej jest z Michałem Kołodziejczakiem. On - jeśli nawet do Sejmu wejdzie - realnego przełożenia na politykę mieć nie będzie, bo cały system władzy w Platformie zbudowany jest (zresztą tak samo jak w PiS-ie) na jednowładztwie Tuska. Od niego zależeć ma wszystko, on ma być jedynym szefem, a pozycja polityczna zależeć ma od jego decyzji.

Usunięcie lub zmarginalizowanie wszystkich, którzy mogli w tym przeszkodzić, już się dokonało. Każdy, kto wchodzi w ten układ musi mieć tego świadomość. Giętki kręgosłup i czujne ucho na sugestie przewodniczącego są teraz kluczowe do przetrwania w PO.

Jedyny przywódca

Wiele wskazuje na to, że tę samą strategię chciał zastosować Tusk także wobec reszty opozycji. Nacisk, by uznać w nim jedynego przywódcę, by bezdyskusyjnie podporządkować się jego strategii, był tak mocny, że powołanie jednej listy nie było możliwe.

Doświadczenie i inteligencja przewodniczącego PO sprawiły, że wina za to (niemal tak jak przed laty pełna odpowiedzialność za fiasko POPiS-u) zarzucona została na innych (głównie na systematycznie niszczoną Polskę 2050 i Szymona Hołownię, ale także na lewicę). Ale dla uważnego obserwatora było jasne, że sam Donald Tusk nie chce realnie pluralistycznej jednej listy, że walczy o całość stawki, a nie o to, by dogadywać się liderami, których sam nie ceni, i których nie uważa za siebie godnych.

To miała być jego walka, a jeśli kogoś uznawał za przeszkodę, to chciał go podporządkować. Tyle że ambicje innych na to nie pozwalały i tak do powołania jednej listy nie doszło, a Tusk nie został jedynym liderem.

Dogrywka z jedną listą?

Skutki tamtych nacisków, ale i obecnego modelu zarządzania wyborczego przez przeciąganie prętem po klatce PiS-u zobaczymy zaś po wyborach. Jeśli opozycja wygra, co wciąż wcale nie jest pewne, trzeba będzie stworzyć rząd. A biorąc pod uwagę negatywne emocje, jakie budzi strategia Tuska wobec Hołowni (i w mniejszym stopniu lewicy), stworzenie rządu wcale nie musi być takie proste.

Powołanie gabinetu, w skład którego wchodzić będą i Roman Giertych, i Michał Kołodziejczak, i Adrian Zandberg, i Władysław Kosiniak-Kamysz, i poobijany z każdej strony Szymon Hołownia, może być bardzo trudne. Donald Tusk nie jest jedynym liderem na opozycji i to także powinno być brane pod uwagę.

Chyba że - co nie jest wykluczone - lider PO gra nie tyle na wygraną w tych wyborach, ile na dogrywkę, w której jedna lista okaże się już koniecznością i w której będzie mógł narzucić swoją wolę wszystkim, i wszystkich sprowadzić do roli swoich nominatów. Z tej perspektywy, a także z perspektywy przegranej wyborczej te działania stają się zrozumiałe.

Inna rzecz, że nie stają się przed to mniej destrukcyjne dla polskiej sceny politycznej i dla Polski w ogóle.

Ale tym - do tego niestety i PiS, i PO zdążyło już przyzwyczaić - politycy przejmują się najmniej. Liczy się władza i sukces.

Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski

* Tomasz P. Terlikowski jest doktorem filozofii, publicystą RMF FM, pisarzem. Autor takich tytułów jak: "Rewolucja Franciszka. Cała prawda o ostatnim pontyfikacie", "Tylko prawda nas wyzwoli", "Kościół (dla) zagubionych", "Koniec Kościoła, jaki znacie", "Franciszek Blachnicki. Ksiądz, który zmienił Polskę", "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1690)