Brytyjska policja tuszowała rosyjskie morderstwa? Wstrząsające śledztwo
W ciągu ostatniej dekady w Wielkiej Brytanii doszło do tajemniczych śmierci 14 osób związanych z rosyjskimi oligarchami. Wszystkie śledztwa zostały zamknięte jako śmierci z powodów naturalnych lub wypadków. Zdaniem amerykańskiego wywiadu, były one jednak dziełem rosyjskich zabójców, a Brytyjczycy tuszowali śledztwa z powodów politycznych, bo bali się narażać stosunki z Rosją
Wszystkie przypadki śmierci kręgu osób związanych z Borysem Bieriezowskim, rosyjskim oligarchą, który po konflikcie z prezydentem Putinem wyemigrował do Wielkiej Brytanii, z byłego sojusznika stając się jednym z największych wrogów Kremla. Swoje śledztwo w sprawie Bieriezowskiego i 13 innych jego współpracowników opublikował portal Buzzfeed, który dotarł do policyjnych dowodów oraz dokumentów amerykańskiego wywiadu. Amerykanie są przekonani, że zgony nie były przypadkowe.
Dekada podejrzanych zgonów
Seria tajemniczych śmierci rozpoczęła się w 2003 roku od Stephena Mossa, jednego z prawników oligarchy, który pomógł Bieriezowskiemu wyprowadzić jego majątek z Rosji. Moss w wieku 46 lat nagle zmarł na zawał. Rok później zginął Stephen Curtis. Obaj otrzymywali pogróżki i przed śmiercią obawiali się o własne życie. Curtis mówił znajomym, że jeśli coś mu się wydarzy, nie będzie to wypadek. Niedługo później zginął w katastrofie śmigłowca pod Bournemouth n południu Anglii. Mimo to brytyjskie władze wykluczyły w tych przypadkach działanie osób trzecich. Podobny schemat powtarzał się przez kolejne lata. Tylko w jednym przypadku, śmierci byłego oficera FSB Aleksandra Litwinienki (który również znajdował się pod protekcją Bierezowskiego), po latach opóźnień przeprowadzono publiczne śledztwo i wskazano na Moskwę jako prawdopodobnego zleceniodawcę morderstwa.
W innych przypadkach - m.in. rzekomych samobójstw biznesowych partnerów oligarchy, Paula Castle'a (2010), Roberta Curtisa (2012), Johnniego Eliachoffa (2014) i Scota Younga (2014) - śledztwa zostały szybko umarzane, często bez dokonywania wnikliwych czynności śledczych. Podobnie było, kiedy w 2008 roku na zawał serca umarł główny współpracownik Bieriezowskiego, pochodzący z Gruzji oligarcha Badri Patarkaciszwili. Gruzin tak jak inni nieustannie obawiał się o swoje życie; na dwa miesiące przed śmiercią mówił dziennikowi "Daily Telegraph", że z tego powodu zatrudniał 120 ochroniarzy. Udział osób trzecich wykluczono także w przypadku współzałożyciela Jukosu Jurija Gołubiewa w 2007 roku (zmarł kilka dni po operacji kolana w Chinach) i samego Bieriezowskiego, który w 2013 roku powiesił się we własnym mieszkaniu. Podobnie stało się w sprawie śmierci Aleksandra Pierieplicznego - biznesmena, który w 2012 roku ujawnił informacje o operacji prania brudnych pieniędzy, w które zamieszany był Kreml i rosyjska mafia - mimo że w jego żołądku znaleziono ślady rzadkiej azjatyckiej rośliny gelsemium elegans, której spożycie powoduje zawał serca.
Amerykanie są pewni, Brytyjczycy tuszują
Według informacji Buzzfeed, amerykański wywiad jest pewny, że śmierci osób z kręgu Bieriezowskiego nie były przypadkowe i były dziełem rosyjskich służb lub współpracującej z nimi rosyjskiej mafii. Niemal wszyscy zmarli mieli związki ze światem przestępczym. Do podobnych wniosków doszli także niektórzy w brytyjskich władzach. Takiego zdania jest były szef Scotland Yardu Richard Walton. Z kolei jeden z doradców ds. bezpieczeństwa brytyjskiego rządu powiedział Buzzfeedowi, że Rosjanie są w Wielkiej Brytanii bezkarni, bo władze w Londynie "nie są gotowe podjąć politycznego ryzyka zdecydowanego zajęcia się działaniami rosyjskiego państwa i rosyjskiej przestępczości zorganizowanej" bo boją się konsekwencji z tym związanych, m.in. ryzyka destabilizacji gospodarki i ostrego konfliktu. Co więcej, Brytyjczyków ma wiązać niepisana umowa wedle której Rosjanie mogą swobodnie lokować swój kapitał w brytyjskich nieruchomościach, w zamian za przymykanie oka na ich działalność.
Rosjanie są zbyt dobrzy
Ale jak mówi WP były oficer brytyjskich organów ścigania, który zajmował sie przestępczością zorganizowaną, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Według niego, bardziej niż generalny "deal" z Rosją liczą się osobiste związki niektórych polityków z Rosją. Ale przede wszystkim fakt, że rosyjskie służby są mistrzami w zacieraniu śladów, wobec czego znalezienie wystarczających dowodów na potwierdzenie udziału Rosjan często bywa niemożliwe.
- Zdolności laboratorium trucizn w Jasieniewie [siedzibie rosyjskiego wywiadu zagranicznego SWR - przyp. OG] są dobrze znane, a jego produktami są często egzotyczne lub szybko znikające substancje, których autopsja zwykle nie wykrywa - tłumaczy ekspert. Jak dodaje, brytyjski kontrwywiad MI5 w wielu przypadkach był przekonany, że za zgonami stoją Rosjanie - ale nie może lub nie chce oficjalnie zaangażować się w sprawę, np. ze względu na konieczność ochrony źródeł lub posiadanie dowodów, niewystarczających do stwierdzenia winy Rosjan w sądzie.
- Jest ogromna przepaść między "wysoką pewnością" MI5 a tym, czego policja może w istocie dowieść przed koronerem. Z kolei Koronna Służba Prokuratorska nie weźmie sprawy, w której nie ma przynajmniej 70 proc. szans na wygranie - mówi rozmówca WP. - W takiej sytuacji trudno podejmować oficjalne działania i publicznie wskazywać na winę Rosjan - dodaje.