Świat"Brutalne metody Breivika to nie jedyny problem..."

"Brutalne metody Breivika to nie jedyny problem..."

Sukces ma wielu rodziców, klęska zawsze jest sierotą - tym bardziej zbiorowy mord. Większość skrajnej prawicy w Europie marzy tylko o tym, by mordercę z Oslo uznano za niepoczytalnego, skoro nijak nie da się go uznać za islamskiego ekstremistę. Zedrzyjcie zasłonę szaleństwa i mordu, a zobaczycie, jak przerażająco wielu ludzi sądzi, że w diagnozach Breivika jest coś na rzeczy. Norweska masakra nie może zostać zredukowana do problemu morderczej przemocy - największym zwycięstwem tego politycznego bandyty byłoby uznanie, że jego brutalne metody to jedyny problem - pisze Michał Sutowski w felietonie dla Wirtualnej Polski.

- Jesteśmy niewinną ofiarą - twierdzi przewodnicząca norweskiej Partii Postępu, w której młodzieżówce Anders Breivik działał osiem lat. Lider Szwedzkich Demokratów nie może zrozumieć, dlaczego morderca chwalił jego partię, jako jedyną w Szwecji, która „budzi społeczną świadomość problemu imigranckiego”. Poseł Prawdziwych Finów głoszący, że „rasa ma znaczenie” oraz, że kobietom wspierającym multikulturalizm przydałby się gwałt ze strony jakiegoś imigranta ubolewa, że jakiś „chory człowiek” współdzielił z nim część poglądów. Geert Wilders, lider holenderskiej Partii na rzecz Wolności nie czuje się „odpowiedzialny za pojedynczego idiotę”, który - zapewne przypadkiem - chwalił jego politykę.

Wszystko jednak wskazuje na to, że Anders Breivik był „chory na umyśle” jedynie w sensie potocznym - doskonale rozumie, co zrobił i posiada spójną, ideologiczną opowieść na temat siebie, świata dookoła i ciążących nad nim zagrożeń. Gdy ktoś zabija na zimno kilkadziesiąt niewinnych osób, muszą się pojawić wątpliwości - czy nie sprowadzić jego czynu do indywidualnej paranoi, traumy z dzieciństwa, względnie psychotycznego afektu. Na szczęście wszystkim nam pospieszył z pomocą europoseł włoskiej Ligi Północnej. Mario Borghezi najpierw stwierdził, że „niektóre z jego [tzn. Breivika] idei, pomijając przemoc, są dobre, a w paru przypadkach znakomite”. A potem trzeźwo zauważył, że właściwie to samo głosiła zmarła niedawno Oriana Fallaci, a partie o podobnych poglądach zyskują w Europie do 20% poparcia. Poseł Borghezi jest w tym, co mówi, odrażający - ale na pewno nie „majaczy”, jak stwierdzili pospiesznie jego partyjni koledzy. Bo i poglądy Andersa Breivika wcale nie są „z kosmosu”. Ideologiczny świat, w jakim się
porusza nie zrodził się na innej planecie ani w trzewiach pojedynczego frustrata - jest wszechobecny w Europie Zachodniej i USA od co najmniej dekady.

Przytłoczeni ogromem zbrodni w Norwegii, skoncentrowani na demonicznej „blond-bestii”, prześlepiamy trywialną powszedniość jego wizji świata. Oto światowi Zachodu zagraża kolonizacja ze strony wrogiej cywilizacji islamskiej, prowadzona głównie metodą „wojny demograficznej”. Zachód „załatwi się sam” poprzez destrukcję tradycyjnego modelu rodziny, brak „samoświadomości kulturowej” dotyczącej judeochrześcijańskich (!) korzeni, moralny relatywizm. Winna jest rewolucja 1968 i Szkoła Frankfurcka („kulturowy marksizm”) – to przez nie inspirowany multikulturalizm rozbraja naszą cywilizację przed inwazją i zamianą w „Eurabię”. Brzmi znajomo?

Zdolność do masowego mordu to może być sprawa jednostki - ideologiczny kontekst to zawsze wytwór zbiorowy. Breivik swym mordem pragnął „przebudzić Europę”. Przebudzić się warto - choć w dokładnie przeciwnym celu niż by sobie tego młody Norweg życzył. Może wreszcie dojrzymy, że „widmo krąży po Europie” - widmo skrajnej prawicy w zupełnie nowym wydaniu?

Od co najmniej dekady obserwujemy dwa bardzo niepokojące zjawiska. Po pierwsze, internetowy „kontrdżihad”, czyli luźną sieć skrajnie prawicowych blogerów i aktywistów na forach, szczególnie widocznych po 11 września 2001. Po drugie, gwałtowny wzrost popularności partii ksenofobicznych i antyimigranckich zarówno w rozwiniętych państwach dobrobytu, jak i krajach Europy Wschodniej (np. węgierski Jobbik). Jedno i drugie traktowane jest powszechnie w kategoriach populizmu „poza lewicą i prawicą” - centroprawicy pozwala to pozornie odciąć się od radykałów a liberałom ustawić się na wyższościowych, „racjonanych” wobec populistów pozycjach.

Lokalna specyfika i ogólny kontekst walki z „cywilizacją islamu” stwarzają czasem pozory, sugerujące błędnie lewicowy „wsad” do partii ksenofobicznych. W Holandii populiści sprzyjają ruchom gejowskim, traktując obyczajowy liberalizm jako młot na muzułmanów. Większość partii (ale i prawicowych blogerów) odcina się od nazizmu - ale dlatego, że Hitler był ich zdaniem... socjalistą. Nie przypadkiem gwiazdor amerykańskich fanatyków Glenn Beck nazwał zgromadzenie na wyspie Utoya „obozem Hitlerjugend” - w opowieści nowych ekstremistów istnieje ciągłość między Leninem, Mao, Hitlerem a Barackiem Obamą i Jensem Stoltenbergiem. Izrael nie jest już dla nich Państwem Mędrców Syjonu, ale forpocztą Zachodu na cywilizacyjnym froncie - tym samym prawicowy antysemityzm zostaje częściowo przynajmniej wyciszony. Konserwatywny solidaryzm zamkniętej wspólnoty bywa z kolei mylony z socjaldemokratyczną tradycją państwa dobrobytu.

Ta ideologia w swym szaleńczym paroksyzmie przyniosła masowy mord, na którym dziś ze zrozumiałych powodów koncentrujemy uwagę. Na co dzień jednak niezauważenie przesuwa europejski dyskurs publiczny na prawo - śmierci multikulturalizmu w Niemczech nie ogłosił w końcu Thilo Sarrazin, tylko Angela Merkel. Myślenie w kategoriach „wojny cywilizacji” nie jest już domeną skrajnej prawicy - kto nie wierzy, niech poczyta komentarze Bartosza Węglarczyka z „Gazety Wyborczej”. Zedrzyjcie zasłonę szaleństwa i mordu, a zobaczycie, jak przerażająco wielu ludzi sądzi, że w diagnozach Breivika jest coś na rzeczy. Norweska masakra nie może zostać zredukowana do problemu morderczej przemocy - największym zwycięstwem tego politycznego bandyty byłoby uznanie, że jego brutalne metody to jedyny problem.

* Michał Sutowski specjalnie dla Wirtualnej Polski*

Źródło artykułu:WP Wiadomości
norwegiaterroryzmzamach
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (191)