Bronisław Komorowski: jestem poruszony ujawnionymi zapisami
- Należy minimalizować straty, które ponosi państwo w wyniku podsłuchiwania polityków - oświadczył prezydent Bronisław Komorowski. Podkreślił, że mechanizmy demokracji działają, relacje polsko-amerykańskie pozostają niezmienione, ale efektem nielegalnych nagrań jest "zagrożenie realną destabilizacją państwa". Dodał, że prezydent nie inicjuje powołania nowego rządu. Zdaniem Komorowskiego "bohaterowie nagrań powinni sami wyciągnąć wnioski". Według niego należy minimalizować straty, które w wyniku publikacji nagrań z podsłuchów ponosi polskie państwo.
Prezydent poinformował, że podjął działania zmierzające do wyjaśnienia, czy jest nadal "wola trwania obecnej koalicji większościowej i jej zdolność do brania odpowiedzialności za państwo". Zwrócił też uwagę, że "istnieją konstytucją przewidziane mechanizmy demokratycznej weryfikacji polityków i sił politycznych", m.in. złożenie w sejmie wniosku o konstruktywne wotum nieufności wobec rządu lub wniosek o skrócenie kadencji sejmu.
Na specjalnie zwołanej w poniedziałek konferencji prasowej Komorowski odniósł się do upublicznionych przez tygodnik "Wprost" nagrań m.in. ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza i prezesa NBP Marka Belki, a także rozmów między szefem MSZ Radosławem Sikorskim i b. ministrem finansów Jackiem Rostowskim.
Sikorski mówił m.in., że "polsko-amerykański sojusz jest nic nie warty". "Bull shit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom" - mówił szef MSZ.
Komorowski pytany, jak wypowiedzi szefa MSZ mogą wpłynąć na stosunki polsko-amerykańskie, odparł: "Nie mają większego znaczenia w relacjach międzypaństwowych wypowiedzi prywatne czy nieoficjalne. Decydujące znaczenie zawsze ma oficjalna linia państwa polskiego, a linia państwa polskiego w kwestii relacji z USA nie zmienia się" - odpowiedział. Jak zapewnił, "nie zmieniła się, nie zmienia i nie zmieni się".
- Linia w stosunkach z USA jest oparta na przekonaniu, że Stany Zjednoczone są dla nas niesłychanie ważnym sojusznikiem i partnerem we wszystkich obszarach, szczególnie w obszarze bezpieczeństwa i współpracy na gruncie NATO - oświadczył Komorowski. Według niego, nadal obowiązuje zasada, że "Polska stara się te relacje umacniać, a nie osłabiać" i "dążymy równolegle do umacniania naszej pozycji w ramach UE i w ramach zacieśnienia sojuszu z USA, tak, by następowało zbliżenie i zacieśnienie współpracy między UE a Stanami Zjednoczonymi".
- Jestem pewien, że i nasz amerykański sojusznik tak widzi sprawę, że liczy się oficjalna linia państwa polskiego i że wie, iż ta linia nie ulega zmianom - powiedział Komorowski. Zaznaczył, że w odpowiednim trybie zostanie o tym poinformowany także ambasador USA w Polsce.
W opinii Komorowskiego, "dzisiaj nie mamy wystarczającej wiedzy o tym, kto i w jakim celu dokonywał i upowszechniał nielegalne nagrania ważnych funkcjonariuszy państwa polskiego". Jak ocenił, "możemy się jedynie domyślać złych intencji i złych celów, które temu zjawisku towarzyszyły od samego początku".
- Widzimy, że efektem działań jest zagrożenie realną destabilizacją państwa - ocenił prezydent. - Tak jak wielu czytam i analizuję publikowane zapisy nielegalnych podsłuchów. Jestem głęboko nimi poruszony, ale staram się oceniać te zapisy przede wszystkim z punktu widzenia prawa, a nie tylko estetyki politycznej, z punktu widzenia tego, czy świadczą one o złamaniu przez funkcjonariuszy państwa polskiego prawa, a nie tylko dobrych obyczajów - powiedział prezydent.
Według niego, obecnie do ustabilizowania państwa może przyczynić się wyjaśnienie, "kto i w jakim celu dokonywał nielegalnych podsłuchów", a także wyjaśnienie, dlaczego "operacja na tak dużą skalę była możliwa i została ujawniona przez samych sprawców". - Konieczna jest odpowiedź na pytanie o poziom bezpieczeństwa państwa dzisiaj i w przyszłości - uważa Komorowski.
Jak mówił, "należy minimalizować straty, które w wyniku afery podsłuchowej ponosi polskie państwo". Te straty - zdaniem prezydenta - "są jednak ewidentne". Komorowski podkreślił jednocześnie, że "źródłem poważnego smutku i przykrości jest zarówno fakt tak łatwego, nielegalne podsłuchiwania istotnych osób w państwie, jak i również treść rozmów".
- Coś się zmieniło na gorsze. Niestety, jest to zmiana trochę pokoleniowa - uważa prezydent. Jak powiedział, nie wyobraża sobie tego rodzaju rozmów z udziałem polityków czasów przełomu, jak premier Tadeusz Mazowiecki, ministrowie spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski czy Bronisław Geremek, minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski czy minister finansów Leszek Balcerowicz.
Jak zaznaczył, "brak umiaru w formułowaniu myśli i ocen to nie jest zjawisko dotyczące jednego środowiska politycznego". - Wyzwaniem dla wszystkich jest więc próba powstrzymania niedobrego zjawiska psucia standardów, także standardów języka i kultury politycznej - podkreślił.
W ocenie prezydenta wnioski powinni też wyciągnąć sami bohaterowie nagrań, "w zależności od własnej wrażliwości, wyznawanych zasad i wcześniejszych deklaracji". - Każdy z polityków, nawet jeśli nie złamali prawa, powinien - wedle własnej wrażliwości i własnej wizji swojej roli służebnej wobec państwa polskiego - rozważyć i podjąć odpowiednie decyzje - dodał.
Jednak - w opinii Komorowskiego - "można sobie wyobrazić, że elementem stabilizującym państwo mogą być także decyzje natury kadrowej". Jak zaznaczył, obecnie zależy to od "samych zainteresowanych i szefa rządu".
Prezydent zwrócił też uwagę, że "istnieją konstytucją przewidziane mechanizmy demokratycznej weryfikacji polityków i sił politycznych", m.in. złożenie w sejmie wniosku o konstruktywne wotum nieufności wobec rządu lub wniosek o skrócenie kadencji sejmu.
- Podjąłem działania zmierzające do wyjaśnienia, czy nadal (jest) wola trwania obecnej koalicji większościowej i jej zdolność do brania odpowiedzialności za państwo - oświadczył prezydent. Przypomniał, że rozmawiał już o tym z premierem Donaldem Tuskiem oraz wicepremierem, szefem PSL Januszem Piechocińskim. - Moje dalsze działania będą pochodną informacji na temat perspektyw istniejącej koalicji PO-PSL - dodał.
Jak podkreślił prezydent, nie należy "tracić ducha", bo "zdarzają się różne kryzysy, trudności, ale mechanizmy demokratyczne, zapisane w konstytucji, nie z takimi kryzysami potrafią sobie poradzić".
Zdaniem prezydenta, z konstytucji - "jej zapisów i jej ducha" - wynika m.in., że prezydent, "szczególnie w sytuacjach kryzysowych", powinien działać jako "czynnik stabilizujący państwo". - Prezydent nie inicjuje zmiany rządu, ale uczestniczy w procesie powoływania nowego rządu, jeśli taka jest wola parlamentu - zwrócił uwagę Komorowski.
Zwrócił uwagę, że także pod jego adresem formułowane są oczekiwania "niemożliwe z punktu widzenia konstytucji". - Ostatnio słyszałem, że to ja mam powołać rząd, z konkretnym składem ministrów - dodał.
- Informuję uprzejmie, że konstytucja takiej możliwości nie przewiduje i radzę wszystkim czytać konstytucję na wszystkich stronach, a nie tylko w miejscach wygodnych dla niektórych osób - mówił Komorowski.
- Jedni chcieliby zobaczyć prezydenta w kręgach opozycji, inni w kręgach bezkrytycznych chwalców rządu i koalicji, a inni sugerują budowę przez prezydenta własnej partii, jakbyśmy nie mieli wystarczającej ilości kłopotów z tymi już istniejącymi - zauważył prezydent.
W ubiegłym tygodniu tygodnik "Wprost" upublicznił nagrania m.in. z rozmowy ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicz i prezesa NBP Marka Belki.
W poniedziałek upubliczniona została rozmowa szefa MSZ Radosława Sikorskiego i b. ministra finansów Jacka Rostowskiego. Sikorski mówił m.in., że "polsko-amerykański sojusz jest nic nie warty". "Bull shit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom" - mówił szef MSZ.
Komorowski w ubiegłym tygodniu, odnosząc się do bieżącej sytuacji, powiedział, że pożaru nie gasi się dolewaniem benzyny do ognia. - Pożary gasi się spokojnym działaniem opartym o fundamenty demokratycznego państwa - podkreślił prezydent. PiS ma rozmawiać w poniedziałek z przedstawicielami opozycyjnych ugrupowań o konstruktywnym wotum nieufności.