Zachód bezsilny wobec możliwego użycia broni chemicznej? "Jeżeli uprą się wydusić ludzi gazami bojowymi, to to zrobią"
W poniedziałek pojawiły się doniesienia pułku Azow o użyciu broni chemicznej przez Rosjan w Mariupolu. USA i Wielka Brytania weryfikują te informacje. Czy byłoby to "przekroczenie czerwonej linii", które spotkałoby się z odpowiedzią ze strony Zachodu? Eksperci w rozmowie z Wirtualną Polską są sceptyczni. - Jeżeli chodzi o NATO: może być reakcja na zasadzie noty dyplomatycznej, a może być wysłanie sił i środków. W to drugie nie wierzę - mówi płk Andrzej Kruczyński.
12.04.2022 | aktual.: 12.04.2022 12:00
Pułk Azow twierdzi, że "rosyjskie wojsko wykorzystało w poniedziałek przeciwko ukraińskim żołnierzom i cywilom w Mariupolu trującą substancję nieznanego pochodzenia". Jak poinformowano, substancja miała być zrzucona z drona.
Wołodymyr Zełenski powiedział w poniedziałkowym nagraniu umieszonym w social mediach, że siły rosyjskie mogą użyć broni chemicznej w Ukrainie, a Kijów to zagrożenie traktuje bardzo poważnie. Prezydent Ukrainy nie potwierdził jednak, jakoby w Mariupolu Rosjanie użyli tej broni.
Rzecznik Pentagonu stwierdził, że USA nie są na ten moment w stanie zweryfikować informacji o ataku. Wielka Brytania nie wypowiedziała się jednoznacznie na ten temat. "Istnieją doniesienia, że siły rosyjskie mogły użyć środków chemicznych w ataku na ludność Mariupola. Pilnie pracujemy z naszymi partnerami, aby zweryfikować te informacje poprzez dane wywiadowcze" – napisała minister spraw zagranicznych Liz Truss na Twitterze.
Rosja użyła broni chemicznej w Ukrainie? "Świadczy to o desperacji"
- Nie mamy potwierdzenia, że taka broń była użyta. Jeżeli rzeczywiście tak było i dron nadleciał punktowo nad nieliczne miejsca, które są bronione w Mariupolu, to nie da się tego rozmyć i zakamuflować - komentuje dla Wirtualnej Polski płk Andrzej Kruczyński, weteran GROM, uczestnik misji w Bośni, Kosowie oraz Iraku.
Jego zdaniem Amerykanie czy Anglicy są w stanie bardzo precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, czy miało miejsce użycie tej broni. I podkreśla, że w innych zakątkach świata taka broń już była użyta. Wskazuje tu na Syrię.
- Są konwencje, które zabraniają używania nie tylko broni chemicznej, ale i kasetowej czy termobarycznej. Rosja ma to gdzieś. W mojej ocenie świadczy to o desperacji. Inne sposoby zawodzą. Mimo wielotygodniowego nękania obrońcy Ukrainy się nie poddają - zaznacza. Płk Kruczyński stwierdza jednak, że tak czy owak "wyrok śmierci (na Ukraińców broniących Mariupolu - red.) wisi w powietrzu".
Z kolei prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku jest bardziej pesymistyczny, jeśli chodzi o kwestię udowodnienia Rosji użycia broni chemicznej. Zaznacza w rozmowie z Wirtualną Polską, że na ten moment nie ma żadnych dowodów na potwierdzenie jej użycia, poza doniesieniami pułku Azow.
- Trzeba czekać na wyniki śledztwa, co jest bardzo trudne, mając na uwadze to, w jakim stanie znajduje się Mariupol - podkreśla. I dodał, że "problem polega na tym, że broń chemiczna jest bronią, której użycia trudno udowodnić bez specjalistycznego śledztwa".
"Jeżeli Rosjanie uprą się wydusić ludzi gazami bojowymi, to to zrobią"
Czy użycie zakazanej broni w Mariupolu może pociągnąć za sobą mocniejszą reakcję Zachodu? Wielu analityków uważa, że byłoby to "przekroczenie czerwonej linii". Płk Kruczyński jest tu jednak sceptyczny.
- Jeżeli chodzi o NATO: może być reakcja na zasadzie noty dyplomatycznej, a może być wysłanie sił i środków. W to drugie nie wierzę. Nie sądzę, by były jakieś mocniejsze działania lub zamknięcie przestrzeni powietrznej. Byłoby świetnie, gdyby się tak stało, ale jestem realistą - mówi.
- Broń chemiczna to straszak. W Ukrainie wydarzyło się tak wiele dramatycznych rzeczy, tam jest takie ludobójstwo, że nie wiem na co świat czeka. Tu trzeba zjednoczyć siły, zadziałać mocno i drastycznie. Nie może być tak, że na oczach całego świata dochodzi do masakry, ludobójstwa, a strona Federacji Rosyjskiej udaje, że nic się nie dzieje, że to prowokacje. To żenująco słabe, zezwierzęcenie, brakuje słów by nazwać to, co się w Ukrainie dzieje - dodaje ekspert.
Prof. Boćkowski podkreśla, że "dopóki nie ma jednoznacznego wyniku badań, świat zachodni nie będzie mógł reagować". - Rosjanie mogą powiedzieć, że żadnej broni chemicznej nie użyli. Wówczas trzeba byłoby przebadać krew tych ludzi, dotrzeć do nośnika, sprawdzić, czego użyto, dostarczając próbki do badań na Zachód - wylicza ekspert, zaznaczając, że część czynników chemicznych się po czasie rozkłada.
- Póki co, wiemy za mało, by Zachód mógł podejmować jakieś niezwykle ostre kroki. To kompletnie patowa sytuacja. Jeżeli Rosjanie uprą się wydusić ludzi gazami bojowymi, to to zrobią. Nadal mają broń atomową i co im kto zrobi? - ocenia.
W marcu prezydent Joe Biden, zapytany o zagrożenie użycia broni chemicznej przez Rosjan, powiedział, że USA zareagowałyby, gdyby Władimir Putin jej użył, ale "charakter odpowiedzi zależałby od charakteru użycia".
- Komunikat Zachodu dotyczył użycia broni masowego rażenia na froncie. Jeśli moglibyśmy to potwierdzić, byłoby to rzucenie przez Rosjan kolejnego wyzwania. Pytanie, czy jest jakieś narzędzie, które mogłoby ukarać Rosjan. Trudno ich zaatakować, więc wracamy do punktu wyjścia - mówi prof. Boćkowski.
- Większość narzędzi nacisku, którymi dysponuje NATO czy Unia Europejska, od dawna nie działa. Rosjanie wpisali sankcje w swoje straty. Jakie rzeczy mogłyby więc zadziałać, poza zwiększeniem dostaw wsparcia dla Ukrainy? Nie jest tak łatwo zablokować Rosję. To skomplikowana gra - dodaje.
Jego zdaniem działania, które mogą podjąć w tej sprawie np. państwa UE, nie zrobią na Putinie większego wrażenia. - Jakie kroki podejmie Europa? Wyrzuci jeszcze kolejnych ambasadorów? I co z tego? Dla Rosji nie ma to kompletnie znaczenia w kontekście osiągnięcia ich długofalowych celów strategicznych. Rosja poświęciła już wszystko, więc nie sądzę, by wywołało to w niej jakikolwiek opór - puentuje ekspert.
"Rosjanie mogą mówić, że to prowokacja ukraińska"
Prof. Boćkowski zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Politycy Kremla i propaganda w rosyjskich mediach zapewne kłamliwie obarczy stronę ukraińską. - Rosjanie mogą mówić, że to prowokacja Ukrainy. Wszystkie akcje, kiedy oskarża się Rosję o zbrodnie wojenne, są przez nich zrzucane na armię ukraińską, na wszystkie jednostki, na jakie się da - mówi.
Ekspert dodaje, że "Rosjanie złamali więcej zasad niż jakiekolwiek kraj razem wzięte". - Ten sposób prowadzenia wojny można przyrównywać do tego, co robią dyktatury afrykańskie. Rosja nie jest krajem cywilizowanym, bo takie zwracają uwagę na konwencję, prawo międzynarodowe. Tu jest brutalna siła - stwierdza.
Żaneta Gotowalska
napisz do autora: zaneta.gotowalska@grupawp.pl