Brawurowa jazda wojska po drogach pogranicza. Mieszkańcy mówią "dość"
Wojsko, które ma zapewniać bezpieczeństwo na granicy polsko-białoruskiej, budzi tam ostatnio obawy. Po wypadkach, w których zginęły ważne dla Podlasian żubry, wydaje się, że miarka się przebrała. Miejscowi zaczynają coraz głośniej mówić o nieodpowiedzialnym zachowaniu armii.
- To jest granda, robią, co chcą na drogach - żali się pan Stanisław, starszy mieszkaniec Białowieży. Przed jego domem wojskowe ciężarówki mkną po kilkanaście razy dziennie.
Jak wielu w Puszczy mówi, że fotoradaru koło domu nie ma, ale gołym okiem widzi, że mundurowi - m.in. ciężarowymi Starami - znacznie przekraczają dozwoloną prędkość. O brawurowych przejazdach wojska mieszkańcy mówili w zasadzie od początku kryzysu na granicy, ale był to raczej jedynie wątek w sąsiedzkich dyskusjach.
Do tego, że stał się to medialny temat o zasięgu ogólnopolskim, przyczynili się sami żołnierze, którzy w ostatnich tygodniach na drogach uśmiercili trzy żubry.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Do pierwszego incydentu doszło 12 listopada w Starym Masiewie - około kilometra od granicznej zapory. Wojskowa ciężarówka, nad ranem, już po wschodzie słońca - w dodatku w środku wsi - potrąciła dorosłego byka.
Do drugiego zdarzenia doszło 4 grudnia na trasie Hajnówka-Białowieża, gdzie padły dwa zwierzęta potrącone przez kolejną wojskową ciężarówkę. O ile takie zdarzenia, szczególnie po zmroku, na drodze się zdarzają, to ciężko wytłumaczyć, dlaczego drugi z żubrów został potrącony kilkadziesiąt metrów od miejsca pierwszej kolizji.
Tak ten wypadek opisywał w mediach społecznościowych prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży: "Dzisiaj nad ranem na drodze między Hajnówką a Białowieżą pod kołami wojskowej ciężarówki zginęły kolejne żubry. Dorosła krowa i młoda jałówka. Leżały od siebie 60 m, co oznacza, że po potrąceniu pierwszego żubra kierowca się nie zatrzymał lub nie wyhamował i uderzył kolejnego żubra. To świadczy o prędkości, z jaką jechał, a na tej drodze dla ciężarówek obowiązuje ograniczenie do 60 km/h".
Naukowiec podkreślił również, że mieszkańcy wiedzieli o stadzie żerującym w tym miejscu od tygodnia, nawet wzajemnie ostrzegali się w mediach społecznościowych. Tymczasem wypadek spowodowało kolejny raz wojsko. Poza tymi, innych zdarzeń drogowych, w których ucierpiałyby żubry, w ostatnim czasie w Puszczy Białowieskiej nie było.
Wojsko nie wie
Prof. Kowalczyk pisze też, że "wojsko wydaje się nie mieć świadomości, że działa w sanktuarium przyrody". Mieszkańcy używają mniej górnolotnych, a bardziej dosadnych słów w obronie żubrów.
- Najechali się do Białowieży ze Szczecina, Wrocławia, czy innego Wałbrzycha, to nie wiedzą, co to jest żubr. My tu wiemy, jak one się zachowują, a przede wszystkim, jakie mają znaczenie dla ludzi i przyrody - złości się pan Stanisław.
W podobnym tonie wypowiada się Sławomir Droń, działacz społeczny i przedsiębiorca z Białowieży, przed którego restauracją także regularnie przejeżdża wojsko. Wystarczy stanąć przed nią na chwilę, by zrobić mu fotografię z ciężarówką w tle.
- Żubr to jest historia Białowieży i nasz symbol. Bardzo nam szkoda tych zwierząt. Mieliśmy nadzieję, że po tym incydencie w Masiewie sytuacja już się nie powtórzy, że to będzie jakaś nauczka dla wojska. Tak się jednak nie stało - mówi z żalem Sławomir Droń, który również jest przekonany, że w obu zdarzeniach przyczyną wypadków była nadmierna prędkość.
Sam, jak mówi, wielokrotnie widział, czy to przed swoim lokalem, czy na trasie do Hajnówki, jak wojskowe pojazdy jeżdżą zdecydowanie za szybko.
W ocenie białowieskiego przedsiębiorcy, jest to brak szacunku do przyrody, a także do miejscowych, którzy - jak sam przyznaje - powoli przyzwyczaili się do takiego stanu rzeczy.
- Latem, tu w ogródku, siedział ze mną kolega, który przyjechał mnie odwiedzić i mówi zdziwiony: "Sławek, te ciężarówki bardzo szybko jeżdżą". Zdałem sobie sprawę, że nawet przestałem już to zauważać, bo tak od dłuższego czasu po prostu jest - opowiada Droń.
Wypadki bez reakcji
Wielu mieszkańców liczy na odpowiedź służb mundurowych na ostatnie wydarzenia.
- My szanujemy mundur żołnierzy, niech oni nas też szanują. To cud, że jeszcze żadne dziecko nie wpadło pod koła. Nie chcemy narzekać na wojsko, bo wiadomo, że jest tutaj potrzebne, ale to jest chyba sprawa przełożonych, którzy albo nie szkolą tych ludzi, albo nie mówią im, w jakim miejscu oni się znajdują - przypuszcza przedsiębiorca z Białowieży.
Żandarmeria Wojskowa przypadek pierwszego potrącenia żubra zamknęła, twierdząc, że kierowca w Starym Masiewie poruszał się zgodnie z przepisami.
W sprawie drugiego prowadzone jest postępowanie, które dotyczy przekroczenia prędkości. Do sprawy odniósł się także (jeszcze urzędujący) minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
Jak powiedział Polskiemu Radiu Białystok, "ubolewa nad tym, że doszło do zdarzenia", ale wojsko przy granicy z Białorusią musi być, by "chronić ojczyznę i mieszkańców województwa podlaskiego". Słowa o konsekwencjach czy dodatkowych kontrolach i instruktażu mundurowych nie padły.
Wirtualna Polska zapytała Żandarmerię Wojskową o postęp w tej sprawie. Chcieliśmy też uzyskać informacje, czy po wydarzeniach pojawiły się wymagania, by wojskowe ciężarówki poruszały się wolniej. Opublikujemy odpowiedź, gdy ją otrzymamy.
Kolizji mogło być więcej
A takiej właśnie reakcji chciałoby wielu miejscowych.
Formalny wniosek w tej sprawie złoży Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży. Jego dyrektor, dr hab. Michał Żmihorski, również dostrzega problem i uważa, że należy zareagować.
- Wojsko jeździ szybko, brawurowo i niebezpiecznie. Uważam, że to stwarza niepotrzebne ryzyko, przede wszystkim dla mieszkańców regionu, którzy spotykają się z żołnierzami na drodze, ale też - jak się przekonaliśmy - dla zwierząt, między innymi żubrów - tłumaczy dyrektor IBS PAN i zapowiada, że białowieski instytut będzie interweniować w ministerstwie i wojskowych władzach.
- Czas, by oficjalnie zabrać głos w tej sprawie - deklaruje dr hab. Żmihorski i podsuwa rozwiązania, z których wojsko mogłoby skorzystać.
To, oprócz szkoleń mundurowych, regularne kontrole prowadzone przez Żandarmerię Wojskową - na przykład przy użyciu lokalizatorów, które pozwalałyby oszacować czas przejazdu danego pojazdu wojskowego i jego prędkość. Jak podkreśla dyrektor białowieskiego instytutu, oficjalnie wiadomo o dwóch zdarzeniach z udziałem wojskowych ciężarówek, które udokumentowano, ale nie można mieć pewności, że nie było ich więcej.
- Nie wiemy, jak często mogły zdarzać się wypadki, niekoniecznie wszystkie informacje muszą do nas trafiać. W Puszczy żyją nie tylko żubry, są także inne rzadkie gatunki jak rysie i wilki - zastanawia się przyrodnik.
Podkreśla, że pracownicy jego instytutu codziennie są w terenie, a nie przypomina sobie ich kolizji ze zwierzętami. Ocenia, że to kwestia świadomości, gdzie się jest i z czym można mieć do czynienia. Z rozczarowaniem stwierdza też, że powtarzające się przejazdy wojska z nadmierną prędkością obniżają zaufanie mieszkańców do tej służby i pogłębiają kryzys graniczny.
- Jeżeli mówimy o łamaniu najbardziej podstawowych przepisów prawnych, to zaczynamy się zastanawiać, na ile sprawne jest rzeczywiście to wojsko i nadzór nad działaniem tych jednostek - zauważa dr hab. Żmihorski.
Sprzeciw mieszkańców i aktywistów
Zareagować postanowili także mieszkańcy i miłośnicy przyrody.
W sobotę 9 grudnia o godzinie 13:00 zorganizowali manifestację przy trasie Hajnówka-Białowieża, na której wojskowa ciężarówka przejechała dwa żubry. Przy wjeździe do dawnej jednostki wojskowej w Nieznanym Borze protestowali pod hasłem "w obronie zwierząt, dzikiej przyrody i mieszkańców Puszczy Białowieskiej".
Liczą na reakcję wojska - poprawę bezpieczeństwa na drogach i większe poszanowanie unikatowej, białowieskiej przyrody. Wkrótce okaże się, jakie przyniesie to skutki - być może armia zorganizuje kolejne manewry jak te z października, kiedy ćwiczono m.in. przejazdy kolumn wojskowych we wschodniej Polsce pod kryptonimem - o ironio! - "Żubr 2023".
Adam Janczewski, dziennikarz Wirtualnej Polski