Za nim Białoruś. Tadeusz mieszka tu od 40 lat i tak ocenia plan Tuska
Na Podlasiu jest metalowy płot, do którego nawet nie można się zbliżać. Na Lubelszczyźnie granicą jest tylko Bug. - Jak do tej pory nie weszli, to teraz tym bardziej się nie odważą. Ale dodatkowe zabezpieczenia na pewno jeszcze odstraszą - komentują plany Donalda Tuska mieszkańcy przygranicznych wsi.
Jolanta podchodzi do skraju swojego podwórka. Zaraz za płotem płynie Bug. Kilkadziesiąt metrów dalej już jest Białoruś.
- Teraz jest bardzo niski stan wody na rzece. Takiego poziomu to w sierpniu można się spodziewać - przyznaje kobieta.
Mieszka w Kuzawce, małej wsi w gminie Hanna (woj. lubelskie). Kiedy wybuchł kryzys migracyjny, wojsko rozłożyło nad rzeką drut żyletkowy - concertinę. W tej chwili w wielu miejscach drutów już nie ma. W Kuzawce też, więc jakby ktoś chciał przejść przez rzekę, nie miałby z tym większego problemu. Mimo to Jolanta nie czuje większego zagrożenia. Na podwórku ma hałaśliwego psa, więc nikt nieproszony nie wejdzie. Ale jest coś jeszcze.
- Myślę, że mieszkam w bardzo bezpiecznym miejscu. Patroli wojska i Straży Granicznej jest mnóstwo. W nocy, jak wychodzę przed dom, to widzę, jak z latarkami nad rzeką chodzą. I nie wyobrażam sobie, żeby tych patroli znowu u nas nie było - mówi.
Rząd o budowie "Tarczy Wschód"
Jolanta cieszy się z ogłoszonych tydzień temu przez premiera planów wzmocnienia wschodniej granicy Polski. - Na pewno powinni bardziej monitorować. Ze dwa tygodnie temu było przekroczenie u nas w okolicy. Straż Graniczna zatrzymywała wszystkich po kolei i sprawdzała bagażniki - opowiada.
- Jeśli mówimy o "Tarczy Wschód", mówimy o wielomiliardowych inwestycjach na wschodniej i północnej granicy, mówimy o fortyfikacjach, zmianach terenowych, które bardzo utrudnią mobilność ewentualnego agresora - wyliczał w piątek Tusk.
W poniedziałek szef MON zaprezentował w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego szczegóły programu. Koszt budowy "Tarczy Wschód" wyniesie 10 mld zł, inwestycja ma być współfinansowana ze środków UE i zakończyć się do 2028 roku. Zabezpieczone ma być 700 km granicy.
"Boję się, chyba jak każdy człowiek"
Drewniany kościół w Hannie (powiat włodawski) ma już ponad 200 lat. Po gruntownej renowacji kilka lat temu to prawdziwa perełka i miejsce pielgrzymek. W środku spotykam kilka kobiet, które sprzątają przed sobotnią komunią. Jedną z nich jest sołtyska z Holeszowa Osiedla. Przyznaje, że czasami myśli o zagrożeniu wojną.
- Boję się wojny, chyba jak każdy człowiek. Co bym zrobiła? Pewnie bym się gdzieś chowała. Jak o tym myślę, to aż dreszcze przechodzą. Miejmy nadzieję, że tak jednak nie będzie - mówi Malwina Hołownia.
W Kuzawce od 40 lat mieszka Tadeusz Stepaniuk. Do życia kilkadziesiąt metrów od granicy z Białorusią już się przyzwyczaił.
- Teraz jest bezpieczniej, bo jest ochrona. I wojsko chodzi i straż graniczna. Przedtem było inaczej - wskazuje, mówiąc o okresie przed wybuchem kryzysu migracyjnego. Nielegalne przekroczenia granicy były tu zawsze, ale wcześniej nikt tam skrupulatnie granicy nie pilnował.
Pan Tadeusz sądzi, że polska granica już w tej chwili jest bezpieczna. Ale plany rządu jeszcze bardziej odstraszą potencjalnego agresora.
- Raczej nie wyobrażam sobie, żeby tu jakieś obce wojsko wkroczyło. Bo jak oni mają te wszystkie zabezpieczenia zrobić, to na pewno odstraszy. Jak do tej pory nie weszli i nie zrobili swojego, to raczej myślę, że tym bardziej się nie odważą - dodaje.
Jan śmieje się z Tuska
- Tutaj jest najbezpieczniej na świecie. Zagrożenie? Nas to śmieszy - mówi pan Jan. Kiedy pytam o "Tarczę Wschód", mężczyzna także szeroko się uśmiecha. - A co pan premier mówił wcześniej, jak PiS budowało płot? - przypomina i sugeruje, że Donald Tusk nie był od początku zwolennikiem budowy zapory, a obecne zapowiedzi to kampania wyborcza.
- Chyba, że Putin wyśle jakieś wojska, bo Białoruś tego na pewno nie zrobi - przekonuje już na poważnie.
W Kuzawce prawie 250 lat Tadeusz Kościuszko rozpoczął swoją wyprawę do Stanów Zjednoczonych. Mieszkańcy wsi użyczyli mu łodzi, którą w 1776 r. ruszył w stronę Gdańska. A stamtąd do Stanów Zjednoczonych.
Pan Jan wspomina inne wydarzenie, które co prawda w historii się nie zapisało, ale on je dobrze pamięta.
- Jak stan wojenny był, to pamiętam ruskie wojska po drugiej stronie Bugu, w pełnym rynsztunku. Już szykowany był most z tamtej strony, słychać było stukot metalu. Rzeka to dla wojska nie jest duży problem. Jakby atakowali, to by postawiliby most i czołgi od razu by poszły - dodaje.
Płot i rzeka
Wielu moich rozmówców zauważa jednak, że Bug jest wystarczającą przeszkodą i dla potencjalnego agresora i dla nielegalnych migrantów. To właśnie dlatego metalową barierę zbudowano na północ od Niemirowa, gdzie rzeka przestaje być granicą Polski z Białorusią i wpływa w głąb kraju.
- Ktoś mówi, że rzekę jest przekroczyć trudniej. Oczywiście, ale jak jest niski poziom na Bugu, to jest to łatwe - zaznacza natomiast Grażyna Kowalik, wójt gminy Hanna.
Dlatego pozytywnie ocenia zapowiedzi wzmocnienia polsko-białoruskiej granicy. Sama już zresztą wie, jak chce w tym uczestniczyć.
- Kilka tygodni temu byłam w ministerstwie obrony i zadeklarowałam, że mam wolne obiekty, które można by wykorzystać na cele wojskowe - mówi wójt Kowalik.
To dwie wygaszone gminne szkoły: w Zaświatyczach i Dańcach. - Ja nie chcę pieniędzy za to, oddałabym te budynki za przysłowiową złotówkę. Wiemy, że jakby to wojsko u nas było na stałe, to nasze bezpieczeństwo by wzrosło - zaznacza.
Wójt chciałaby do rządowego planu wpisać także budowę zbiornika wodnego na terenie swojej gminy. - Mamy już koncepcję programową. Teraz to można by dostosować to do potrzeb wojska, powstałaby dodatkowa przeszkoda naturalna na długości 12 kilometrów. W okresie pokoju pełniłby funkcję przeciwpowodziową i retencyjną - wylicza.
Wójt Hanny wskazuje jednak również na inne słabości polskiej obronności, które są do natychmiastowej poprawy.
- Jestem wójtem piątą kadencję, na podstawie własnych doświadczeń wiem, jak źle zorganizowaną mamy obronę cywilną - mówi Kowalik. Wylicza potrzeby takie jak: system bezpośredniego docierania (a nie tylko za pośrednictwem SMS-ów) do mieszkańców zagrożonych np. po skażeniu źródeł wody, brak schronów, magazynów żywności, czy zwykłej edukacji jak rozpoznać sygnały alarmowe.
Wójt Hanny jest bezpartyjna, ale uważa, że w obecnej sytuacji, przed wyborami, nie można szukać wroga zarówno w Moskwie, jak i w Brukseli.
- Jedynym hasłem powinien być wybór: wojna albo pokój. Tylko pod tym kątem trzeba patrzeć: gdzie jest prawdziwy wróg. Czy uważasz, że mamy wroga na wschodzie, czy na zachodzie? - pyta Grażyna Kowalik.
Nie zapomnieć o interesie mieszkańców
Wójt Hanny oraz wójt położonych po sąsiedzku Sławatycz zauważają problem dostępności rzeki dla mieszkańców.
- Bardzo dobrze, że będą nowe zabezpieczenia, ale trzeba mieć na uwadze interes mieszkańców, żeby nie odciąć ich od rzeki, bo to byłby duży błąd - mówi w rozmowie z WP Arkadiusz Misztal, wójt Sławatycz.
Kiedy granicę polsko-białoruską zaczęli częściej przekraczać migranci, na lubelskim odcinku, wzdłuż rzeki, wojsko ułożyło drut żyletkowy.
- Drut z concertiny to był nietrafiony pomysł. Rzeka gwarantowała nam napływ turystów na kajakarstwo. W gminie mamy setki wędkarzy, a nie mieli gdzie wędkować. A ci wędkarze, to były setki osób, które również strzegły granicy. Nasi wędkarze, jak widzieli coś niepokojącego, to od razu dzwonili na straż graniczną. Obawiam się, że jeżeli wróci zabezpieczenie elektroniczne, to może ich znowu wyeliminować z życia nad rzeką. Nie można mieszkańców odciąć od rzeki - przestrzega wójt Sławatycz.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski