Afera w Kazimierzu. Zdjęcia pokazują wyraźnie, co było obok wyciągu
Ponadhektarowa działka porośnięta drzewami i krzewami została "uprzątnięta" bez żadnego zezwolenia, a następnie sprzedana właścicielowi sąsiedzkiego wyciągu narciarskiego. Mimo dowodów w postaci zdjęć, urzędnicy i prokurator zachowują się tak, jakby nie chcieli zauważyć, że rosły na niej inne drzewa niż owocowe.
- W tej sprawie wystarczyło spojrzeć na zdjęcia, które dostarczyłem i przesłuchać dendrologa, który by stwierdził, co na nich jest: czy drzewa owocowe, czy las. Teraz cała nadzieja, że sąd przyjrzy się temu wnikliwiej niż prokuratura - mówi Wirtualnej Polsce Janusz Kowalski.
To mieszkaniec Kazimierza Dolnego i były wieloletni radny tej gminy. Wyrazista postać, którą w lokalnej społeczności jedni cenią za bezkompromisowość, drudzy krytykują, że wszędzie wtrąca swoje trzy grosze.
Zamieszkiwany przez zaledwie 2,5 tys. mieszkańców Kazimierz Dolny każdego roku może odwiedzać nawet milion turystów. Ale szukano pomysłu na ściągnięcie ludzi zimą, a takim okazała się budowa otwartego w 2011 roku wyciągu narciarskiego. Stok powstał na jednym z kazimierskich zboczy, jeszcze w 2005 roku porośniętym drzewami.
W 2020 roku jeden z mieszkańców Kazimierza zauważa wycinkę drzew na działce sąsiadującej bezpośrednio ze stokiem narciarskim. O wszystkim zawiadamia radnego Janusza Kowalskiego, który wszystko to, co dzieje się w gminie, opisuje na swoim blogu.
- Jako radny dostałem informację od mieszkańca, że przy stacji narciarskiej wycinane są olbrzymie połacie drzew i zakrzewień - relacjonuje Janusz Kowalski w rozmowie z WP.
Z Urzędu Miasta dowiedział się, że nikt nie składał nawet wniosku w tej sprawie. Powiadomił więc burmistrza, że wycinany jest tam las. - To było już w momencie, kiedy działka została wyczyszczona - dodaje Kowalski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gminna inspektor nie widzi żadych śladów
Na miejsce udała się gminna urzędniczka, która 30 grudnia 2020 roku sporządziła notatkę.
"Po dokonaniu oględzin nie stwierdzono żadnych śladów mogących wskazywać na fakt przeprowadzenia wycinki drzew czy krzewów. Na działce nr ewid. 69, obręb Kazimierz Dolny nie stwierdzono występowania żadnych korzeni, pni drzew i krzewów. Stwierdzono, iż działka porośnięta jest trawą" - napisała gminna inspektor ds. Inwestycyjnych.
Do notatki z oględzin dołączyła zdjęcia. Widać na nich stok narciarski z charakterystycznymi słupami wyciągu orczykowego po lewej stronie. Jak dowiodą tego zdjęcia satelitarne, słupy przed wycinką znajdowały się na skraju linii drzew. W chwili kontroli ziemię porasta już trawa lekko przyprószona śniegiem. Kowalski od razu zwraca uwagę na strukturę ziemi.
"Na zamieszczonych fotografiach widać zaawansowane procesy erozyjne, które świadczą o wykonanych pracach ziemnych" - zarzucił w jednym z kolejnych pism do burmistrza.
Gminnych urzędników jednak nie zastanowiło, dlaczego ziemia wygląda w taki sposób. Sprawę uznali za zamkniętą. Radny Kowalski nie dał jednak za wygraną. Zaczął szukać dowodów, jak wyglądał ten teren wcześniej. Dotarł do filmu nakręconego z lotu ptaka.
- Znajomy w celach reklamowych filmował dla mnie dronem Kazimierz Dolny. To były różne miejsca znane turystycznie. Filmy były kręcone około 2017-2018 roku. Widać na nich wyraźnie, że na tej właśnie działce rosło bardzo dużo drzew - przekonuje Kowalski. Obrys dużej, ponadhektarowej działki numer 69 zaznaczył czerwono, aby ułatwić pracę prokuratorowi.
Satelitarne potwierdzenie, że drzewa zniknęły
Wirtualna Polska sprawdziła, jak wyglądała działka na przestrzeni lat z użyciem Geoportalu. To rządowa aplikacja internetowa umożliwiająca przeglądanie danych przestrzennych. Znajdują się tam zdjęcia satelitarne działek wykonane w kolejnych latach.
Działka oznaczona numerem 69 sąsiaduje bezpośrednio z terenem wyciągu narciarskiego. Na północ od działki znajduje się budynek zaplecza wyciągu z kasami, restauracją i wypożyczalnią sprzętu narciarskiego. W czerwcu 2017 r. drzewa jeszcze były. Podobnie w kwietniu 2020 r. Na kolejnej fotografii z lipca 2022 roku drzew już nie ma.
Właściciel wyciągu: kupiłem działkę już uprzątniętą
O wycinkę drzew zapytaliśmy współwłaściciela wyciągu narciarskiego Stacja Kazimierz.
- Ja nie wycinałem żadnych drzew - mówi Wirtualnej Polsce Marcin Świderski.
Przekonuje, że działkę kupił już bez drzew. - Kupiłem działkę już uprzątniętą - mówi Świderski.
- Tam był sad owocowy, porośnięty też samosiejkami brzozy. Ale to wszystko było w takim czasookresie, że można było wyciąć bez decyzji. Na sad nie trzeba decyzji - mówi Marcin Świderski.
Rzeczywiście wycinki drzew owocowych nie trzeba nigdzie zgłaszać. Ale słowom o tym, że rósł tam tylko sad, przeczą kolejne zdjęcia z drona, które Janusz Kowalski dołączył do doniesienia do prokuratury. Widać na nich wyciąg narciarski i działkę numer 69 z boku. Pierwsze zdjęcie powstało na początku 2020 roku, a drugie jesienią 2021 roku, już po wycince. Kowalski oznaczył numerami wspomniane wcześniej słupy wyciągu orczykowego, żeby ułatwić prokuratorowi rozeznanie w terenie.
W piśmie do prokuratury podkreślił, że na zdjęciach wyraźnie widać różne drzewa, a dominujący gatunkiem są brzozy. Wyliczył, że jest ich nie mniej niż 60.
"Samosiejki brzozy", o których wspomina także Marcin Świderski, wcale nie były małe. Ze zdjęć, które umieszczono na stronie samej Stacji Kazimierz wynika, że mogły mieć nawet kilkanaście metrów wysokości. To zdjęcie również dostał prokurator.
Burmistrz bazuje na dokumentach. "Tam był wskazany sad"
Janusz Kowalski wysyłał kolejne pisma do urzędu, ale reakcji nie było. Uznał to za działanie na szkodę gminy, bo za nielegalnie wycięte drzewa urząd powinien naliczyć karę administracyjną.
Zapytaliśmy rządzącego Kazimierzem Dolnym od 2018 roku burmistrza Artura Pomianowskiego, czy próbował w ogóle ustalić, czy na działce były jakieś drzewa. A także czy były to drzewa inne niż owocowe.
- Nie. My bazujemy tylko na dokumentach. W ewidencji geodezyjnej tam był wskazany sad i to wszystko - mówi burmistrz Artur Pomianowski.
- Wysłałem urzędników, którzy stwierdzili, że jeżeli nawet te drzewa były tam, to rosły ileś lat temu. Nie są w stanie nawet prowadzić postępowania administracyjnego w celu naliczenia kary za nielegalną wycinkę drzew - dodał burmistrz Kazimierza.
Prokurator ustalił, że to "sad i badyle"
We wrześniu 2023 roku Janusz Kowalski napisał do prokuratury, zarzucając burmistrzowi, że "zaniechał wszczęcia i przeprowadzenia postępowania administracyjnego w przedmiocie ustalenia wysokości opłaty z tytułu nielegalnej wycinki drzew i krzewów". Jego zdaniem gmina w ten sposób mogła stracić nawet 2 mln zł.
Ale już po miesiącu prokurator Ziemowit Sułek z Prokuratury Rejonowej w Puławach odmówił wszczęcia śledztwa. Oparł się m.in. na wcześniej wspomnianych ustaleniach urzędniczki, która nie znalazła śladów wycinki.
Janusz Kowalski złożył zażalenie na decyzję prokuratora. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone.
"W toku niniejszego śledztwa nie obdarzono walorem wiarygodności zeznań Janusza Kowalskiego w zakresie, w jakim twierdził on, iż widział, jaki gatunek drzew został wycięty, gdyż 'na przyczepach były brzozy, grab, osiki', skoro wiedzę o wycince powziął od jednego z mieszkańców, a ponadto w żadnej korespondencji nie wskazywał gatunku drzew" - pisze prokurator Sułek.
Prokurator do uzasadnienia umorzenia przytacza zeznania świadków, z których jeden zeznał, że "na działce był sad i jakieś badyle, jak to na ugorach".
Burmistrz: "W Kazimierzu znam prawie wszystkich"
Janusz Kowalski zarzuca, że być może sprawa byłaby przez urząd rozpatrywana skrupulatniej, ale burmistrz Artur Pomianowski i właściciel wyciągu Marcin Świderski są jego zdaniem "w zażyłej relacji". W rozmowie z WP burmistrz temu nie zaprzecza.
- Ja znam praktycznie wszystkich mieszkańców gminy Kazimierz Dolny i też mam tutaj wielu kolegów, wielu znajomych, którzy również prowadzą działalności - mówi Artur Pomianowski.
Podkreśla, że z Urzędem Miasta jest związany od 2013 roku. Zanim został burmistrzem, był urzędnikiem odpowiedzialnym merytorycznie m.in. za wycinki drzewa. I podkreśla, że nie przypomina sobie sytuacji, żeby ktoś kiedyś został ukarany za wycinkę.
- Wychodzimy z założenia, że jeżeli drzewo rośnie na prywatnej działce, jest własnością właściciela tejże działki i to on decyduje, co może z tym drzewem zrobić. To jest święte prawo własności i nie zdarzały się sytuacje, żebyśmy komuś nie wydali zgody na wycinkę, bo mamy takie widzimisię - mówi burmistrz Kazimierza Dolnego.
W opisywanym przypadku jednak zgody urzędu nie było, bo nikt o nią nawet nie zawnioskował.
Właściciel wyciągu planuje inwestycję
Zapytaliśmy Marcina Świderskiego, jakie ma plany wobec działki, którą kupił. - To działka budowlana, przekształciła ją jeszcze poprzednia właścicielka. Może będzie stok, może nie będzie - mówi.
Janusz Kowalski podkreśla, że jest gotów udostępnić oryginały zdjęć z drzewami biegłemu, aby sprawdził, czy nie zostały zmanipulowane i kiedy zostały zrobione. Ubolewa, że jak dotąd nikt go o to nie poprosił.
Decyzję o umorzeniu śledztwa Kowalski zaskarżył do Sądu Rejonowego w Puławach. Jak ustaliła Wirtualna Polska, termin rozpatrzenia zażalenia jeszcze nie został wyznaczony.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: