Białoruś. Polacy wiedzą, kto katował ich w areszcie. Adwokat: To zbrodnia
Polacy, którzy zostali na Białousi zatrzymani, a następnie katowano ich w areszcie, identyfikują swoich oprawców. Wiadomo, że była wśród nich 27-letnia milicjantka. Polacy chcą teraz ukarania brutalnych funkcjonariuszy, również na Białorusi. - Brak reakcji to przyzwolenie na to, co się wydarzyło - mówi nam pełnomocnik Polaków.
09.09.2020 14:21
Białorusini domagają się na protestach, żeby postawić przed sądem brutalnych milicjantów. Dotychczas jednak żaden funkcjonariusz nie poniósł konsekwencji. Problemem jest chociażby ich identyfikacja, co jednak udało się Polakom, których zatrzymano i katowano w białoruskim areszcie. - Ustaliliśmy tożsamość kilku osób - przyznaje w rozmowie z WP Tomasz Wiliński, pełnomocnik Polaków.
Wśród brutalnych funkcjonariuszy była m.in. 27-letnia kobieta, która, jak opisywały media, na zdjęciach wygląda na drobną osobę. Chwaliła się w mediach społecznościowych zdjęciami z rodziną. - Jeżeli mówimy o zbrodniarzach, to wiek, postura nie mają żadnego znaczenia. Bestiami mogą być też młodzi ludzie, którzy mają swoje rodziny, to się bardzo często zdarza - stwierdza adwokat.
- Ustalenie tożsamości nawet kilku funkcjonariuszy, pozwala na ustalenie tożsamości innych osób. Musimy pamiętać, że przy tych masowych zatrzymaniach nie wszyscy milicjanci byli, dosadnie mówiąc, bestiami - zauważa. - Wśród nich jest grono osób, które zachowywały się przyzwoicie, są też funkcjonariusze, których rodziny zostały zatrzymane. Oni odchodzą z formacji albo w sposób mniej oficjalny chcą współpracować, wskazują osoby, które dopuszczały się najgorszych czynów - wyjaśnia.
Białoruscy milicjanci przed polskim sądem? "To zbrodnia zagrożona wysoką karą"
Pokrzywdzeni Polacy zostali uwolnieni z aresztu i wrócili do kraju, jednak nie zamierzają o sprawie zapomnieć. Ze swoim pełnomocnikiem walczą o sprawiedliwość zarówno w Polsce, jak i na Białorusi. - Niezbędne jest wyczerpanie wewnętrznej drogi krajowej, żeby otworzyć możliwość złożenia skarg na arenie międzynarodowej - mówi Wiliński. - Ale postępowanie prowadzone jest również przed polskimi organami ścigania - dodaje.
To postępowanie, jak informuje adwokat, prowadzi Prokuratura Krajowa. - Prowadzone jest w zakresie postępowania na szkodę obywateli Polski w związku z nieuprawnionym zatrzymaniem i pozbawieniem wolności ze szczególnym okrucieństwem. To zbrodnia zagrożona wysoką karą pozbawienia wolności. Jej dolna granica to trzy lata - wyjaśnia. - Jeżeli to postępowanie zakończy się aktem oskarżenia i sprawa zostanie skierowana do sądu, to bezkarność milicjantów może się skończyć. Mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności przed polskim sądem - stwierdza.
Jednak samo pociągnięcie do odpowiedzialności pojedynczych funkcjonariuszy to nie wszystko. - Chodzi o to, żeby uznać winę milicji, ale też ich przełożonych i władz. W mojej ocenie to, co się dzieje na Białorusi, to zbrodnia przeciwko ludzkości - ocenia adwokat. - Oznacza to, że właściwym do rozstrzygania sądem były Międzynarodowy Trybunał Karny, przed którym wszystkie osoby zostałyby pociągnięte do odpowiedzialności karnej - dodaje.
Białorusini też składają skargi. "Nabrali odwagi i pewności"
Mimo że dzisiaj brutalni funkcjonariusze unikają konsekwencji, to jednak coraz częściej sami Białorusini zawiadamiają służby o ich działaniach. - Białorusini nabrali odwagi i pewności, że można sprzeciwić się władzy. Składają skargi nie tylko do organizacji międzynarodowych, ale, co jest istotne, składają zażalenia na zatrzymania i zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przed własnymi organami ścigania. To oznaka bardzo wyraźnego buntu społecznego wobec postępowania służb - ocenia Wiliński.
Czy zdaniem adwokata takie działania mogą coś na Białorusi zmienić? - Najgorsza w tej sytuacji byłaby bierność. Brak jakiejkolwiek reakcji byłby przyzwoleniem na to, co się wydarzyło. Przecież mówimy tutaj o łamaniu praw podstawowych człowieka. Samo to, że wpływają skargi, już powoduje zwrócenie uwagi społeczności międzynarodowej na to, co się dzieje na Białorusi - podsumowuje.
Protesty po wyborach prezydenckich na Białorusi nie słabną. W ostatnią niedzielę w Mińsku znów zgromadziło się około 100 tysięcy osób. Protesty odbyły się też w Grodnie, Witebsku i Brześciu. Zatrzymano ponad setkę protestujących. Służby zatrzymują też kolejnych członków Rady Koordynacyjnej, która została powołana przez Swietłanę Cichanouską.