"Biała Śmierć". Fiński rolnik najgorszym koszmarem Rosjan
Ubrany na biało, ze śniegiem w ustach i w kryjówce polanej wodą, by wystrzał nie zdradził pozycji. Naciśnięcie przez niego spustu zwykle oznacza wyrok śmierci dla przeciwnika. Simo Hayha w ciągu niespełna stu dni zabił 505 radzieckich żołnierzy i został bohaterem narodowym Finlandii. Snajper "Biała Śmierć", bo taki otrzymał przydomek, na co dzień rolnik i myśliwy, budził przerażenie w szeregach Armii Czerwonej.
Rosyjska inwazja na Ukrainę wzbudziła poważne obawy w innych europejskich państwach, przede wszystkim na Litwie, Łotwie, Estonii i Polsce, czyli państwach NATO bezpośrednio sąsiadujących z agresorem. Zagrożenie ze strony Rosji poczuły również kraje, które wobec militarnej agresji tego kraju zadeklarowały chęć przystąpienia do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Rosja zagroziła konsekwencjami "politycznymi i militarnymi". Finowie nie przerazili się gróźb potężniejszego sąsiada, a w kraju furorę robiły memy ze zdjęciami fińskich lasów pokrytych śniegiem i opatrzone podpisem "znajdź wszystkich fińskich snajperów", czy komentarze Finów, że ich kraj jest tak mały, że obawiają się, czy w przypadku inwazji wystarczy miejsca na groby dla wszystkich rosyjskich najeźdźców.
O tym, że nie są to puste słowa, mogli się przekonać żołnierze Armii Czerwonej, którzy w starciu z małym rywalem doznali kompromitującego blamażu. Przy okazji przypominano historię Simo Hayhy, który był jednym z największych bohaterów trwającej 104 dni "wojny zimowej".
Pewny siebie Stalin atakuje Finlandię
Stalin był pewny zwycięstwa. Zajęcie Finlandii miało być spacerkiem, wszystkie liczby przemawiały na korzyść Armii Czerwonej. 750 tysięcy radzieckich żołnierzy miało bez problemu podbić mały kraj, który wystawił 300-tysięczną armię, ale miał jedynie około 100 samolotów i niewiele czołgów. W teorii wynik starcia wydawał się być przesądzony. Przeciwnicy nie docenili jednak woli walki Finów i ich tajnej broni - snajperów z rolnikiem Simo na czele.
Na pierwszy rzut oka Simo Hayha nie budził postrachu. Mierzył zaledwie 160 cm. Jak wielu rówieśników odbył roczną służbę wojskową, a później wrócił do swojego spokojnego życia na roli w małej miejscowości Rautjarvi położonej nieopodal granicy z Rosją. W czasie pokoju oddawał się typowym dla Finów pasjom - narciarstwu, strzelectwu i polowaniu. Nie wiedział, że szlifowane przez niego umiejętności w przyszłości tak bardzo mu się przydadzą. W swojej miejscowości był znany ze znakomitych umiejętności strzeleckich, polował na zwierzynę w ekstremalnych warunkach zimowych. Jego ojciec nauczył go, jak poprawnie oceniać dystans do celu i jak brać poprawkę na warunki pogodowe takie jak deszcz czy wiatr.
30 listopada 1939 roku Armia Czerwona wypowiedziała Finlandii wojnę. Na mocy paktu Ribentrop-Mołotow ten mały kraj miał się znaleźć w radzieckiej strefie wpływów. Finowie w starciu z tak liczną armią musieli uciekać się nowatorskich metod, wykorzystywali jednostki narciarzy, które mogły zaatakować wroga w trudnym terenie i szybko się wycofać. Poza tym zastosowano umundurowanie maskujące, w przeciwieństwie do wojsk agresora Finowie mieli białe kombinezony, co wtapiało ich w otoczenie i utrudniało zadanie rywalowi. Obrońcy doskonale orientowali się w topografii, a także byli przyzwyczajeni do temperatur dochodzących do -40 stopni Celsjusza. To właśnie w tej wojnie zaczęto stosować koktajle Mołotowa, a prawdziwe spustoszenie siali fińscy strzelcy wyborowi.
"Biała śmierć" na polowaniu
Wśród snajperów wyróżniał się zwłaszcza Simo Hayha. Używał karabinu Mosin 28. Co ciekawe, nie używał celownika optycznego. Według niego byłoby to bardziej niebezpieczne, bo w tym przypadku strzelec musi unieść wyżej głowę, a odbite od soczewki światło mogłoby zdradzić jego pozycję. Hayha przywiązywał dużą wagę do bezpieczeństwa. Często spędzał w swojej kryjówce długie godziny, zatem wszystko musiało być opracowane do perfekcji. Zawsze używał białego kombinezonu. Swoją kryjówkę polewał wodą, aby zmniejszyć ryzyko, że po wystrzale uniesie się śnieżny pył, który również mógłby zdradzić jego pozycję. Poza tym stosował swego rodzaju filtr, trzymał w ustach śnieg, który zapobiegał powstawaniu pary wodnej i zmniejszał ryzyko dekonspiracji.
Mimo stosowania karabinu z muszką i szczerbinką był śmiertelnie skuteczny. Siał prawdziwy postrach wśród czerwonoarmistów, którzy w przeciwieństwie do Finów nie mieli maskujących strojów i byli łatwym celem doświadczonego myśliwego. Hayha dorobił się przydomku "Biała Śmierć", a radzieccy żołnierze wielokrotnie próbowali go zlikwidować. W celu zabicia tego jednego żołnierza prowadzono naloty bombowe, używano ciężkiej artylerii do ostrzeliwania okolicy, a także wysyłano własnych snajperów. Raz byli blisko sukcesu, kiedy kilka metrów od fińskiego snajpera spadł pocisk. Skończyło się jednak na niewielkich obrażeniach.
6 marca 1940 roku wydawało się, że szczęście "Białej Śmierci" dobiegło końca. Simo Hayha został trafiony przez radzieckiego snajpera, a kula przeszyła jego głowę. Zanim stracił przytomność, zdołał jeszcze zabić żołnierza, który oddał do niego strzał. Fin został znaleziony przez kolegów. Był w ciężkim stanie, nieprzytomny, z pogruchotaną szczęką. Jak opisywano - "brakowało mu połowy twarzy". Mimo wszystko po siedmiodniowej śpiączce odzyskał przytomność. Stało się to 13 marca - dzień po tym, jak podpisano zawarcie pokoju, na mocy którego Finlandia zachowała swoją niezależność.
Rehabilitacja trwała wiele lat. Obrażenia Simo były poważne i na zawsze zmieniły wygląd jego twarzy. Snajper awansowany do stopnia podporucznika zdołał się jednak wykurować i dożył sędziwego wieku, zmarł w 2002 roku w wieku 96 lat. Po wojnie wrócił do swojego normalnego życia, zajął się też hodowlą psów. Regularnie uczestniczył w polowaniach, często towarzyszem jego eskapad był fiński prezydent Urho Kekkonen. Mimo że dzięki swojej postawie stał się bohaterem narodowym, stronił od mediów i od blasku fleszy, wolał proste życie na farmie. "Simo częściej rozmawiał ze zwierzętami w lesie niż z innymi ludźmi" - powiedział jego przyjaciel Kalevi Ikonen.
Zobacz też: Putin wciąga Białoruś w wojnę? "Łukaszenka boi się tego jak ognia"
Simo Hayha spisywał swoje doświadczenia z Wojny Zimowej w pamiętniku. Wspominał między innymi sytuację, gdy razem z innym snajperem przyprowadzili radzieckiego jeńca na jedną z imprez. "Złapaliśmy Ruska (pisownia oryginalna - przyp. red), zawiązaliśmy mu oczy i zabraliśmy na imprezę do namiotu kapitana Aarne Edwarda Juutilainena. Rusek był zachwycony kolędowaniem i zabawą i tak samo zniesmaczony, gdy odesłaliśmy go z powrotem". Wiele ze wspomnień Simo znalazło się w książce "The White Sniper" wydanej na początku XXI wieku.
"Robiłem tylko to, co mi rozkazano"
Zapytany, czy kiedykolwiek żałował, że zabił tak wielu ludzi, odpowiedział: "Wojna nie jest przyjemnym doświadczeniem, ale kto inny miałby chronić naszą ziemię, jeśli nie bylibyśmy gotowi bronić jej sami. Robiłem tylko to, co mi rozkazano. Robiłem to tak dobrze, jak tylko mogłem".
Udokumentowano 505 trafień śmiertelnych w wykonaniu Simo. Szacuje się, że liczba zabitych przez niego radzieckich żołnierzy była większa i może oscylować w okolicach 750. Taki wynik osiągnął w zaledwie 98 dni. Aby oddać precyzję skromnego rolnika z fińsko-rosyjskiego pogranicza wystarczy odnotować, że amerykańscy żołnierze w Wietnamie do osiągnięcia takiego samego wyniku musieli zużyć ponad... 13,5 mln naboi. Legenda Simo Hayhy jest niezmiennie żywa. Dla Finów i nie tylko dla nich jest potwierdzeniem tezy, że przy odpowiedniej taktyce i motywacji Dawid może wygrać z Goliatem. Dla Rosjan powinna być przestrogą, że przewaga w liczebności armii czy w uzbrojeniu nie jest gwarancją sukcesu, a zamiast łatwego zwycięstwa może ich spotkać upokorzenie, które będzie pamiętane przez lata.