Ataki na burmistrzów. Spalili dom i samochody. Francuz uciekł z miasta
Francuscy burmistrzowie są atakowani i zastraszani przez skrajnie prawicowe ugrupowania. Jeden z lokalnych polityków podał się do dymisji i wyprowadził z miasta po tym jak podpalono jego dom i dwa samochody. Inni włodarze otrzymywali groźby dotyczące ich rodzin. Kwestią sporną są uchodźcy.
Burmistrzowie we Francji są celem ataków skrajnych prawicowych ugrupowań - podaje Associated Press. Jako przykład wskazano burmistrza Yannicka Moreza z Saint-Brevin-les-Pins, który podał się do dymisji z powodu ataków i zastraszania. W zeszłym roku podpalano dom polityka. Doszczętnie spłonęły dwa należące do niego samochody.
Morez podał się do dymisji twierdząc, że nie otrzymuje wsparcia ze strony państwa - przekazało wówczas AP. Powodem ataku był plan przeniesienia ośrodka dla uchodźców w pobliże szkoły. Decyzja wywołała protesty. Następczyni Moreza, Dorothée Pacaud, pozostała nieugięta i zrealizowała projekt relokacji. Jednak w atmosfera w mieście pozostała napięta. AP podaje, że jesienią ubiegłego roku aglomeracja została całkowicie zamknięta na czas niewielkiej konferencji imigracyjnej.
"Mam nadzieję, panie burmistrzu, że pańska żona zostanie zgwałcona, pańska córka również, a pańskie wnuki zostaną poddane sodomii" - brzmiała jedna z gróźb, które otrzymał burmistrz francuskiego miasta Callac położonego w Bretanii. Na początku zeszłego roku polityk postanowił przyjąć do miasta od siedmiu do dziesięciu rodzin uchodźców. Chciał w ten sposób zwiększyć populację Callac, a także obsadzić lokalne miejsca pracy. Włodarz musiał zrezygnować ze swoich planów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
AP podaje, że nie są to odosobnione przypadki. Amerykańska agencja twierdzi, że burmistrzowie są atakowani jak nigdy dotąd, a za nękanie odpowiedzialne są małe, ksenofobiczne ugrupowania, które mają być wspierane przez krajowych polityków. Taktyki stosowane przeciwko włodarzom miast obejmują przemoc i dezinformację. Demonstracje organizowane w miasteczkach są często wzmacniane przez zewnętrznych agitatorów.
Francuska agencja bezpieczeństwa wewnętrznego, DGSI, jest coraz bardziej zaniepokojona - donosi AP. Problemem są zarówno skrajnie prawicowe, jak i lewicowe ruchy. "Normalizacja uciekania się do przemocy i pokusa narzucania idei poprzez strach lub zastraszanie stanowią poważne zagrożenie dla naszej demokracji" - powiedział były szef DGSI Nicolas Lerner w zeszłorocznym wywiadzie dla "Le Monde"
Źródło: AP