Atak w Kamiennej Górze. To on schwytał napastnika
- Wydaje mi się, że miał świadomość tego, co zrobił - mówi Wirtualnej Polsce Marek Białecki, który uczestniczył w pościgu i obezwładnił napastnika z Kamiennej Góry (woj. dolnośląskie). 27-latek usłyszał zarzut zabójstwa kwalifikowanego.
20.08.2015 | aktual.: 20.08.2015 18:49
Jeszcze dziś do sądu trafi wniosek o trzymiesięczny areszt tymczasowy dla mężczyzny. - 27-latek przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył wyjaśnienia w tej sprawie. Mówił śledczym, że był zdenerwowany, bo półtora miesiąca temu skończył studia i dotychczas nie mógł znaleźć pracy. 18 sierpnia, w przeddzień zdarzenia, otrzymał z urzędu pracy pismo, w którym poinformowano go, że nie ma on prawa do zasiłku – mówi WP Prokurator Okręgowa w Jeleniej Górze, Ewa Węglarowicz-Makowska.
W środę rano, Samuel N. miał włożyć do plastikowej torby siekierę i udać się z tym pakunkiem do urzędu pracy w Kamiennej Górze. Planował tam atak jako zemstę za nieprzyznanie zasiłku.
Mieszkańcy Kamiennej Góry są w szoku po tym, co wydarzyło się w środę w samym centrum ich miasta. 27-letni Samuel N. uderzył siekierą w głowę 10-latkę, która wraz z rodzicami wchodziła do księgarni. Dziewczynka po kilku godzinach zmarła w szpitalu. Napastnika udało się złapać dzięki skutecznej i szybkiej interwencji świadków zdarzenia.
- Szedłem z zakupami i usłyszałem pisk, już nawet nie płacz, a wycie. Zobaczyłem po chwili przed księgarnią gościa z siekierą. Ruszyliśmy w jego stronę z dwoma taksówkarzami. Odrzucił siekierę i zaczął uciekać, a my za nim w pościg - opowiada WP Marek Białecki, radny z Kamiennej Góry, który ujął napastnika.
- Zaczęliśmy go gonić w kilka osób, krzyczano "łapać zabójcę" - dodaje jeden z taksówkarzy, którzy również ścigał 27-latka.
- Krzyknąłem do znajomego, który jest listonoszem: "Grzesiu, chodź mi pomóż, bo morderca ucieka". Taksówkarze już odpuścili, a my z kolegą goniliśmy go. Wołaliśmy do ludzi, żeby łapali gościa, zatrzymywali, bo to może być morderca, ale albo się odsuwali albo nie słyszeli - relacjonuje pan Marek.
Napastnika udało się dogonić na parkingu, około 250 metrów od miejsca ataku. Jak mówi nam Białecki, było w tym dużo szczęścia.
- Akurat ktoś otwierał drzwi w zaparkowanym samochodzie i mężczyzna zatrzymał się na nich. Razem z kolegą złapaliśmy go i wykręciliśmy ręce. Mówię mu: "czy ty wiesz co zrobiłeś, ty jesteś morderca, dziecko zabiłeś", a on mi mówi, że będzie się tłumaczył na policji. Wydaje mi się, że wiedział, co zrobił - podkreśla radny.
Chwilę później na miejsce zatrzymania przyjechała policja.
- Kontakt z zatrzymanym był utrudniony, mówił niewiele. Wstępnie policjanci wykazali, że w momencie ujęcia był trzeźwy, jednak pobrane zostały od niego próbki krwi do badań na obecność alkoholu lub substancji odurzających. Czekamy wciąż na wyniki - mówi WP asp. sztab. Paweł Petrykowski z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
Tymczasem trwała walka o życie 10-latki. Dziewczynka trafiła w stanie ciężkim do Specjalistycznego Szpitala im. dra Alfreda Sokołowskiego w Wałbrzychu. Niestety, mimo natychmiastowej interwencji lekarzy, zmarła po kilku godzinach od bestialskiego ataku.
Pracownicy księgarni na kamiennogórskim rynku nie chcieli rozmawiać z nami o tym, co się wydarzyło. Dziś jest ona nieczynna - przed wejściem płoną setki zniczy, a w oknie zawieszona jest czarna żałobna wstęga.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .