Amnesty International oskarża Ukrainę. Kijów w szoku
Organizacja praw człowieka Amnesty International skrytykowała ukraińską armię za tworzenie baz wojskowych w dzielnicach mieszkalnych, co jej zdaniem "narusza prawo międzynarodowe". Ukraina jest w szoku. Odrzuciła raport, zarzucając Amnesty, że gra w jednej lidze z kremlowskimi propagandystami.
Organizacja praw człowieka Amnesty International stawia poważne zarzuty ukraińskiej armii. Według dochodzeń prowadzonych przez tę organizację, żołnierze mieli zagrażać cywilom "poprzez zakładanie baz w dzielnicach mieszkalnych i przeprowadzanie stamtąd ataków" – czytamy w oświadczeniu wydanym w czwartek. W niektórych przypadkach wykorzystywano w ten sposób szkoły i szpitale w czasie trwającej wojny. Podczas rosyjskich ataków na te obiekty, ginęli ukraińscy cywile.
Organizacja zastrzega jednocześnie, że te naruszenia "w żaden sposób nie usprawiedliwiają wielu masowych uderzeń rosyjskich wojsk z licznymi ofiarami cywilnymi". To są zbrodnie wojenne - czytamy w oświadczeniu.
Amnesty wymieniła incydenty, kiedy siły ukraińskie wydawały się narażać cywilów na niebezpieczeństwo w 19 miastach i wsiach w obwodach charkowskim, donbaskim i mikołajowskim. – Udokumentowaliśmy wzorzec zachowania sił ukraińskich narażających cywilów na ryzyko i naruszających prawa wojny podczas działania na zaludnionych obszarach – stwierdził sekretarz generalna Amnesty Agnes Callamard. – Zajmowanie pozycji obronnej nie zwalnia ukraińskich wojskowych z przestrzegania międzynarodowego prawa humanitarnego – oświadczył.
Wojna w Ukrainie. AI: obrona nie uprawnia do narażania cywilów
Obszary mieszkalne, w których bazowali ukraińscy żołnierze, były oddalone o mile od linii frontu, a podczas gdy dostępne były "realne alternatywy", które nie zagrażałyby cywilom – stwierdzono w raporcie. Zdaniem AI, ukraińscy żołnierze nie poinformowali ludności cywilnej o konieczności ewakuacji, pomimo rozpoczęcia ataków na siły rosyjskie, które naraziły mieszkańców na ogień odwetowy.
Obserwatorzy AI byli świadkami, jak siły ukraińskie wykorzystywały pięć szpitali i 22 szkoły jako "de facto bazy wojskowe". Wprawdzie szkoły zostały zamknięte z powodu trwającego konfliktu, jednak były usytuowane w dzielnicach zamieszkanych przez ludność cywilną. "Nie mamy wpływu na to, co robi wojsko, ale płacimy za to cenę" – stwierdził jeden z mieszkańców, cytowany w raporcie AI.
Oburzenie w Ukrainie
Rząd Ukrainy ostro odrzucił raport, zarzucając Amnesty, że gra w jednej lidze z kremlowskimi propagandystami. Według Mychajły Podolaka, doradcy prezydenta Wołodymyra Zelenskiego, ukraińskie siły zbrojne podejmują wszelkie środki, aby przenieść cywilów do bezpieczniejszych obszarów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gorąco w regionie Górskiego Karabachu. Azerbejżdan przeprowadził odwet
"Jedyne, co stanowi zagrożenie dla Ukraińców, to (rosyjska - red.) armia katów i gwałcicieli przybywających do (Ukrainy - red.), aby dokonać ludobójstwa" – napisał na Twitterze. I dodał, że "Moskwa z pomocą całej swojej sieci agentów wpływu próbuje zdyskredytować ukraińską armię w oczach społeczeństw zachodnich i zakłócić dostawy broni". Zdaniem Podolaka to wstyd, że organizacja taka jak Amnesty uczestniczy w tej "kampanii dezinformacji i propagandy".
Czytaj także: Niemcy mają dość. "Hochsztapler, marionetka, błazen"
Były dyrektor Fundacji Bölla w Kijowie - Siergiej Sumlenny - również ostro krytykuje Amnesty. Organizacja ignoruje fakt, że ukraińska armia w wielu przypadkach "i z wielkim ryzykiem" ewakuuje cywilów, a Rosja likwiduje całe miasta. Prezes ukraińskiej organizacji praw człowieka Helsinki Group Ołeksandr Pawliczenko nazwał raport Amnesty "manipulacją".